Rozdział 37
a/n; zostało 8 rozdziałów do końca btw
***
Gdyby półtora roku wcześniej ktoś powiedział mu, że zakocha się i zbliży tak bardzo do swojego strażnika, za nic w świecie by w to nie uwierzył.
Zastanawiało go, jakim cudem miał takie szczęście. Nie mógł nazwać tego inaczej — chociaż oficjalne związanie się z chłopakiem nie było prawdopodobnie możliwe.
Nie sądził, że kiedykolwiek uda mu się zaprzyjaźnić z Jeonginem. Od pierwszego dnia jego służby książę był pewien, że zbliżenie się do rycerza mogło zaistnieć jedynie w marzeniach. W alternatywnej rzeczywistości, w której los był dla nich bardziej łaskawy.
Nazwanie Yanga przyjacielem wydawało się nieodpowiednie. To prawda, wiele się między nimi zmieniło przez ostatni miesiąc, jednak... to wciąż było za mało, by zostali przyjaciółmi. Potrzebowali więcej czasu, ale królewicz był gotów poświęcić na to każdą minutę swojego życia.
Niemal zawsze miał z tyłu głowy to ciche przypomnienie, że być może Jeongin wcale nie jest taki, jak mu się wydawało. Że jest zupełnie inną osobą, którą ukrywał za maską książęcego strażnika, gdyż tego wymagała jego praca. Hyunjin nie chciał, by to wszystko, co widział, było zwyczajnym kłamstwem. Czasami bał się, że kochał jedynie iluzję, kogoś, kto wcale nie istnieje.
Ale chłopak na każdym kroku pokazywał mu, że obiektem jego uczuć jest żywy człowiek. Królewski syn wiedział, że Yang nie jest zbyt ekspresyjny. Bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też nie oczekiwał od niego zbyt wiele. Liczył się dla niego fakt, że okazywał uczucia choć najmniejszymi gestami... nigdy jednak nie podejrzewał, że chłopak będzie okazywał mu troskę w tak dużym stopniu.
Hyunjin był przekonany, że za zwykłą chęcią pomocy w poradzeniu sobie z problemami kryło się coś jeszcze. I z pewnością nie były to tylko rozkazy królowej.
Nie śmiał jednak zapytać. Szczerze powiedziawszy, wcale nie chciał pytać. Czy bał się odpowiedzi? Oczywiście. Tym razem jednak wiedział, że nawet jeśli Jeongin nie odwzajemnia jego uczuć, ich relacja pozostanie przynajmniej przyjacielska... prawda?
Królewicz nie miał pojęcia, że można poczuć się w ramionach drugiej osoby tak bezpiecznie. Tak lekko, jakby wszelkie jego problemy przestawały istnieć, a jednocześnie mógł o nich mówić bez skrępowania, wiedząc, że zostanie zrozumiany.
I wysłuchany. Nie sądził, że może być to aż tak ważne — świadomość, że ktoś słuchał jego słów ze zrozumieniem i szczerym przejęciem. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo potrzebował wyrzucenia z siebie wszystkiego, co leżało mu na sercu.
Czasami czuł się jednak źle, kiedy syn generała mówił o swojej matce. Jak mógł nie wiedzieć, że odeszła?
Nigdy ci tego nie powiedział, zauważył. Zresztą, jak inaczej mógłby się o tym dowiedzieć? Nie było to coś, o czym mówi się na pierwszym spotkaniu, w szczególności, gdy jeden z nich jest księciem, a drugi jego strażnikiem...
Nie potrafił oderwać wzroku od tego smutnego uśmiechu, który pojawiał się na ustach Jeongina, gdy wspominał zmarłą kobietę. Wcześniej nie miał szansy na podziwianie tego, jak rozświetlał jego twarz, a teraz... jakkolwiek dziwnie to brzmiało, chłopak wyglądał pięknie z tym uśmiechem, nawet jeśli brakowało w nim szczęścia.
A może było tam obecne cały czas, skoro Yang kochał swoją matkę tak samo, jak Hyunjin kochał królową? I niezależnie od tego, ile łez wylał i jak bardzo bolało go serce po jej śmierci... koniec końców wiązało się z nią zbyt wiele dobrych wspomnień, by mówienie o niej było źródłem jedynie bólu?
Nie mógł powstrzymać się przed zakochiwaniem się w tym Jeonginie, dostrzegając w nim to, czego nie mógł dostrzec wcześniej — to, z jaką delikatnością brał ręce królewicza w swoje dłonie, jak pełne troski były jego spojrzenia, ile drobnych rzeczy był w stanie zauważyć.
Starał się nie myśleć o tym, że niedługo ta sielanka się skończy. Robił wszystko, by skupić się na rozmyślaniu o swoich problemach, by w pałacu nie musieć przejść załamania nerwowego, jak zrobił to w rezydencji Felixa już nie raz podczas ostatniego miesiąca.
Pogodził się z odejściem ojca być może trochę za szybko, jednak wynikało to zapewne z tego, że mimo wszystko przez całe życie miał świadomość, co może się stać. Możliwe, że udzielił mu się strach byłego króla dotyczący ataku skrytobójcy.
O ironio, ten, który najbardziej starał się uniknąć śmierci z rąk wroga, zginął właśnie w ten sposób.
Okrutną rzeczywistością królewskiego syna było to, że nie miał czasu na żałobę. To, co zaoferował mu jego strażnik, było luksusem — czymś, na co nie mógłby sobie pozwolić po powrocie do zamku.
Dlatego też cenił każdą minutę. Nie tylko te, które poświęcił na rozmowy o swoich problemach, ale także te będące czasem spędzonym z Yangiem w ciszy.
Panujące między nimi milczenie było komfortowe już wcześniej, jednak teraz... teraz było jak dom. Zadziwiająco odprężające, pełne zrozumienia i niesamowicie lekkie, niczym powiew morskiej bryzy.
Siedzieli obok siebie na sofie w bibliotece Lee, jednak tym razem żaden z nich nie zaczynał konwersacji. Książę czytał kolejną książkę, którą polecił mu rycerz. Był zbyt zafascynowany śledzoną historią, by zobaczyć, jak bardzo Yang był pogrążony w myślach.
I być może dlatego wzdrygnął się, kiedy głowa chłopaka opadła mu na ramię.
Przyglądał mu się przez chwilę, by upewnić się, że naprawdę śpi. Wyglądał tak... spokojnie. Niemal jak anioł.
Uśmiechając się pod nosem, królewicz wrócił do czytania.
Nie miał pojęcia, jak dużo czasu mogło minąć, jednak gdy usłyszał słowa swojego rówieśnika, jego serce się zatrzymało.
— Kocham cię — powiedział Jeongin ochrypłym od snu głosem.
Hyunjin zamrugał, zastanawiając się, czy sam nie zasnął podczas lektury.
Śnię, prawda? Na pewno śnię, to niemożliwe.
Mimo to z jego ust uciekło pełne niedowierzania:
— C-co?
Nie, nie. To z pewnością był sen.
Był jednak zbyt zdezorientowany, by utwierdzić się w przekonaniu, że to jedynie wytwór jego wyobraźni.
Wtedy Yang podniósł głowę z jego ramienia i kiedy napotkał spojrzenie królewicza, odezwał się:
— Wiem, że nie powinienem tego mówić i... nie powinienem tego czuć, bo jesteś księciem i sytuacja jest jeszcze gorsza, odkąd zamordowano króla, ale... — zawahał się na chwilę. Wpatrywał się w oczy chłopaka, przygryzając wargę. — Kocham cię, Hyunjin.
Cisza panująca w pomieszczeniu stała się zadziwiająco nieznośna.
— I chociaż wiedziałem, że ty też mnie kochasz, nie mogłem... — westchnął syn generała, kręcąc głową. — Rozkazy są wyżej na liście priorytetów strażnika niż uczucia. Myślę, że o tym wiesz.
Przez kilka minut po prostu na siebie patrzyli. Czas wydawał się płynąć niemal boleśnie wolno.
Milczenie przerywały jedynie poruszające się wskazówki zegara.
— Nie żartujesz? — wyszeptał następca tronu, mrugając intensywnie, gdy w jego oczach pojawiły się łzy. — Naprawdę nie żartujesz?
— Jak mógłbym żartować?
Hyunjin potrzebował tylko tyle, by przyciągnąć do siebie swojego ukochanego i złożyć na jego ustach pocałunek pełen radości i ulgi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro