Rozdział 35
Westchnienie opuściło usta Hyunjina, kiedy Yang po raz kolejny przeczesał palcami jego włosy.
— Nie sądziłem, że ze wszystkich możliwych rzeczy wybierzesz przytulanie — zaśmiał się cicho.
— Narzekasz? — mruknął strażnik, patrząc na niego z góry z uniesioną brwią.
— Nigdy w życiu. — Królewicz wtulił się bardziej w tors swojego ukochanego.
Jego głowa spoczywała w miejscu, gdzie znajdowało się serce chłopaka. Dzięki temu mógł wsłuchiwać się w miarowy dźwięk, który uspokajał go bardziej, niż sądził, że może.
Nie zaprzeczał, spodziewał się, że Jeongin zareaguje na jego słowa nieco inaczej. Ale sam nie wiedział, jak bardzo potrzebował właśnie czegoś takiego — odpoczynku w ramionach tego, który mógł ukoić jego nerwy zwykłym dotykiem, jeśli tylko zechce.
I Hyunjin rozpłynął się w jego objęciach, jakby chroniły go przed wszelkimi problemami i zmartwieniami. Zapragnął już nigdy ich nie opuścić, chociaż wiedział, że nie będzie to możliwe.
Po raz pierwszy od bardzo dawna panująca między nimi cisza była pozbawiona napięcia. Wydawało się, że to zniknęło wraz z pocałunkiem, który dzięki swojej szczerości dopowiedział wszystkie przemilczane dotychczas słowa.
Dlatego też można byłoby założyć, że teraz już wszystko było w porządku, ale... nie było.
— Jeongin? — zaczął niepewnie, bawiąc się materiałem koszuli chłopaka, by uspokoić to dziwne uczucie, które nagle się pojawiło.
— Hm?
— Dlaczego... dlaczego wybrałeś akurat to? Chociaż wcale nie musiałeś wybierać? — spytał cicho, jakby bał się wypowiedzieć to pytanie zbyt głośno.
Strażnik owinął sobie kosmyk włosów królewicza wokół palca.
— Tylko to wydało mi się odpowiednie — rzekł. — Nie jestem ślepcem, Hyunjin. Widziałem, czułem twoją desperację, ale... myślę, że to nie jest dobry moment na coś takiego.
Książę przygryzł wargę.
— Czemu? Czy czegoś mi brakuje? Czy-
Przerwał mu stłumiony śmiech Yanga.
— Nie, niczego ci nie brakuje. Po prostu — westchnął ciężko — nie mógłbym tego zrobić, wiedząc, że cierpisz-
— Nie cierpię — zaprzeczył gwałtownie następca tronu, podnosząc się tak, by móc spojrzeć na swojego ukochanego. — Wszystko jest w porządku.
Syn generała pokręcił głową w odpowiedzi.
— Wcale nie. Nic nie jest w porządku, ale ty nie chcesz tego przyznać przed samym sobą i właśnie przez to nie możesz przetrawić całej tej sytuacji — wyjaśnił, kładąc dłoń na policzku chłopaka. — Przestań to robić, Hyunjin. Musisz poukładać bałagan w swoim umyśle, zanim wrócimy do pałacu. Tutaj masz jeszcze czas, by to zrobić, ale tam? Wątpię, żeby ktokolwiek brał coś takiego pod uwagę. — Jego kciuk gładził skórę królewicza.
Ten jednak milczał, wpatrując się w oczy Jeongina.
— I nie musisz udawać, że nie cierpisz — dodał rycerz. — Wiem, jak to jest stracić rodzica.
Hyunjin schował twarz w zagłębieniu szyi Yanga.
— Boję się, że jeśli tylko zacznę myśleć o tym wszystkim, rozpadnę się na kawałki i nie dam rady ich pozbierać — wyznał cicho, czując, jak łzy napływają mu do oczu.
Jego dłonie zaciskały się na koszuli rówieśnika, jakby w ten sposób chciał się upewnić, że ten zaraz nie zniknie.
— Wiem, że to straszne. — Ramiona Jeongina objęły szczelniej ciało księcia. — Ale nie musisz robić tego sam. Nie zawsze zachowywałem się jak dobry strażnik, ale jestem tutaj, jeśli mnie potrzebujesz. — Przeczesał włosy chłopaka z troską. — I myślę, że możesz potrzebować mnie bardziej niż kiedykolwiek.
To nie miało sensu. Przecież na ogół czuł się dobrze. Jedynym źródłem jego zmartwień była relacja z rycerzem, a skoro ten problem wydawał się rozwiązać chociaż częściowo... co jeszcze mu pozostało?
Był pewien, że nic.
A może po prostu wykorzystywał swego ukochanego, by nie myśleć o tym wszystkim? Zasłaniał książęce problemy swoimi miłosnymi, łudząc się, że dzięki temu nie załamie się, nawet jeśli miał ku temu dobry powód?
Zdawał sobie sprawę z tego, że nie może okłamywać się w nieskończoność. Tym bardziej, że Yang...
Pociągnął nosem, ciesząc się, że Jeongin nie może go zobaczyć w spowitym półmrokiem pomieszczeniu. Musiał wyglądać teraz nadzwyczaj żałośnie — jako królewicz wtulony w swojego osobistego strażnika leżący na sofie w bibliotece medyka, którego rezydencja znajdowała się zaledwie trzy lub cztery dni drogi od miejsca najkrwawszych walk na granicy.
Uścisk rycerza był równie delikatny, co silny. Hyunjin miał wrażenie, że tylko dzięki niemu nie rozpadł się jeszcze na kawałki.
Nie mógł mieć pewności, że jeśli to się jednak stanie, Jeongin zbierze je wszystkie i poukłada na nowo. Ale chciał wierzyć, że akurat on — ze wszystkich możliwych ludzi — go nie zawiedzie.
Potrzebował potwierdzenia, czegokolwiek, co pozwoli mu na stanięcie naprzeciwko problemu, ale nie w pojedynkę. Zapewnienia, że nie jest sam w tym przerażającym chaosie.
I otrzymał je w pocałunku, który strażnik złożył na jego czole.
***
Chrząknięcie Felixa przerwało ciszę panującą w bibliotece.
To wystarczyło, by Jeongin otworzył oczy. Nieprzyzwyczajony do przytulania się do kogoś podczas snu królewicz także uchylił powieki, gdy tylko poczuł ruch swojego rówieśnika. Zamrugał kilka razy, by się rozbudzić, jednak oprzytomniał dopiero, gdy zobaczył lekarza stojącego w progu pomieszczenia.
Niemal spadł z sofy, w ostatniej chwili złapany przez ramiona Yanga.
Rumieniec, który pojawił się na policzkach księcia chwilę wcześniej, teraz rozlał się na całą jego twarz.
Nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy poranek u boku ukochanego.
Miał wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu.
Podnieśli się, jednak tylko syn generała wydawał się być niewzruszony tym, że jego przyjaciel zobaczył go śpiącego z następcą tronu. Hyunjina zastanawiało, skąd chłopak miał w sobie tyle opanowania.
— Śniadanie zostanie zaraz podane — powiadomił ich Lee, odsuwając się, by pozwolić im wyjść z pomieszczenia.
Zarówno Jeongin, jak i królewski syn zdążyli się odświeżyć i przebrać przed posiłkiem. Jakimś cudem czerwień pokrywająca twarz księcia nie znikała, przez co miał ochotę zakryć ją rękami. Do tej pory miał przyjazne stosunki z Felixem, ale po tym wszystkim... nawet nie chciał wyobrażać sobie tego, jak niezręcznie będzie na śniadaniu.
I było. Na szczęście nikt nie podjął tego tematu przy stole. Zjedli szybko i w ciszy, najprawdopodobniej po raz pierwszy, odkąd się tutaj pojawili. Hyunjin chciał czym prędzej opuścić pomieszczenie razem ze swoim ukochanym, jednak okazało się to niemożliwe
— Jeongin, możemy porozmawiać? — zawołał lekarz, zanim jego przyjaciel zdążył wyjść z jadalni.
Słysząc to, królewicz od razu skierował się w stronę swojego pokoju. W tamtym momencie pragnął jedynie ukryć twarz w poduszkach i więcej nie pokazywać się nikomu na oczy.
— Co to było? — zapytał zdziwiony Lee, gdy on i Yang zostali sami. Szczerze powiedziawszy, nie dowierzał, że naprawdę zada pytanie, które cisnęło mu się na usta, odkąd wszedł do biblioteki i zobaczył tę dwójkę razem. — Czy ty i książę jesteście... kochankami?
— Nie — odparł od razu rycerz.
Medyk przypatrywał mu się uważnie przez dłuższą chwilę.
— W takim razie dlaczego...?
— Sam nie mam pojęcia, czym jesteśmy — wyznał Jeongin ze zrezygnowaniem wyraźnie słyszalnym w głosie. — Nie jestem pewien, czy ktokolwiek to wie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro