Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Ze wszystkich rzeczy, których dowiedział się o Lee przez niecałe dwa dni pobytu w jego rezydencji, najbardziej zaskakujące było to, że potrafił być równie uparty, co Jeongin.

Gdy rano królewicz próbował uprosić lekarza, by pozwolił mu zjeść śniadanie w pokoju jadalnym, otrzymał kategoryczną odmowę i koniec końców poddał się, wzdychając głośno.

Miał wrażenie, że w tej kwestii łatwiej byłoby mu przekonać swojego strażnika, jednak ten nie chciał zrobić nic, na co nie pozwalał mu przyjaciel, jeśli chodziło o zdrowie księcia.

— I ty przeciwko mnie? — jęknął królewski syn, patrząc na rycerza z niedowierzaniem w oczach.

Chłopak wzruszył ramionami.

— To dla twojego dobra. Skoro medyk mówi, że nie powinieneś wstawać, należy zastosować się do jego rad.

Hyunjin mruknął coś niezrozumiałego, krzyżując ręce na piersi.

W tamtym momencie przypominał Yangowi jego bratanicę, kiedy mówił jej, że nie może się z nią dłużej bawić.

Obiecał królewiczowi, że przyjdzie do niego po śniadaniu, tłumacząc to koniecznością napisania listu do pałacu.

Gdyby chciał, mógłby to zrobić w sypialni księcia, gdy ten jadł. Ale wiedział, że nie będzie potrafił.

Poprzedniego wieczora usiadł przy biurku w swoim pokoju z zamiarem napisania, jednak... przez dobrą godzinę po prostu wbijał nieobecny wzrok w papier, który przyniósł mu Lee.

Nie mógł zmusić się do wzięcia pióra do ręki, a co dopiero do faktycznego nakreślenia nim słów na kartce.

— W takim tempie nie skończę tego listu do końca roku — westchnął, chowając twarz w dłoniach.

Nie minęło nawet pięć minut, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy, które spadały na blat biurka, mocząc papier.

Zaśmiał się pod nosem, zakrywając usta jedną ręką, drugą odsuwając kartki jak najdalej od siebie, by nie zostały bardziej zniszczone.

Jego śmiech przypominał bardziej szloch niż cokolwiek innego.

Wiedział, że w obecnej sytuacji napisanie tego listu było obowiązkiem osobistego strażnika. Ale jak miał to zrobić? Jak miał napisać do Minho, skoro nie miał nawet pojęcia, czy on żyje?

Był pewien, że kilka godzin wcześniej udało mu się pogodzić z tym faktem, jednak... chyba czekała go jeszcze daleka droga.

Dlatego też zrezygnował z pisania listu wieczorem, by zrobić to, gdy królewicz będzie jadł śniadanie.

Tym razem przygryzł policzki od środka i ścisnął mocno pióro. Musiał napisać to jak najszybciej. Teraz, gdy król nie żył, a walki na granicy zapewne zdążyły już przeistoczyć się w wojnę, liczył się każdy dzień. Minęło już zbyt dużo czasu od ataku wroga na obóz; dowódcy musieli dawno zauważyć zniknięcie księcia. A brak ciała wcale nie polepszał sytuacji.

Zaczął pierwsze zdanie, starając się ze wszystkich sił nie myśleć o adresacie listu.

***

Kiedy tylko Jeongin wszedł do pokoju królewicza i usiadł w fotelu, zapadła cisza.

To nie był pierwszy raz, gdy nie rozmawiali. Tak wyglądała przecież ich relacja przez rok służby rycerza w zamku — na milczeniu w swojej obecności. Z tą różnicą, że tym razem chłopak nie stał przez cały czas i mógł mówić do królewskiego syna po imieniu.

I Hyunjin nie potrafił zignorować tego, jak wiele rzeczy wydarzyło się między nimi w obozie, ale... dlaczego Jeongin umiał to zrobić? I jak? Czemu zachowywał się, jakby ich pocałunki nie miały znaczenia albo... w ogóle nie miały miejsca? Czemu milczał, kiedy królewski syn chciał, by ten powiedział mu prosto w twarz wszystko, co pragnął wiedzieć?

Był hipokrytą. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z faktu, że sam nie potrafił zacząć rozmowy na ten temat.

— Dlaczego tu ze mną siedzisz, zamiast spędzać czas ze swoim przyjacielem? — zapytał nagle, znajdując wystarczająco dużo odwagi, by zadać chociaż to pytanie.

Yang spojrzał na niego pytająco.

Przez chwilę obaj patrzyli sobie w oczy i książę mógł przysiąc, że pragnął w nich utonąć. Żałował, że nie mógł ich podziwiać częściej.

— Chcesz, żebym stąd wyszedł?

Królewicz spuścił wzrok.

— Nie chcę, żebyś robił coś, czego nie chcesz robić, skoro rozkazy mojego ojca nie mają żadnej mocy — powiedział cicho, mając nadzieję, że chłopak nie usłyszy desperacji w jego głosie.

Chcesz, żebym stąd wyszedł? — ponowił pytanie.

Jego rówieśnik przygryzł wargę. Co miał mu odpowiedzieć? I czy to, co powie, będzie miało jakiekolwiek znaczenie?

Nienawidził tego, jak mało wiedział o uczuciach Jeongina i jak dobrze rycerz potrafił je ukryć.

— Nie — odparł w końcu. — Chcę, żebyś ze mną został.

Syn generała przytaknął bez słowa.

Hyunjin odwrócił głowę, by chłopak nie mógł zauważyć łez cisnących mu się do oczu.

Wiedział, że powinien był rozkazać Yangowi opuścić ten pokój. Powiedzieć, by nie wracał, jeśli nie będzie to potrzebne... jeśli sam nie będzie chciał tego zrobić.

Jednak tak desperacko próbował zatrzymać go przy sobie, obawiając się jego straty bardziej niż czegokolwiek innego.

W pałacu uważał Jeongina za stały element swojego życia. Kogoś, kto zawsze będzie obok, niezależnie od okoliczności.

Ale tutaj? Po śmierci króla?

Teraz jego ukochany mógł zostawić go w każdej chwili.

Był przerażony, że pewnego dnia Yang powiadomi go o rezygnacji z posady książęcego strażnika, a on nie będzie mógł nic z tym zrobić.

Otarł samotną łzę, która popłynęła mu po policzku.

Jestem żałosny, prawda?

Ze wszystkich możliwych problemów najważniejszym była utrata Jeongina... lepiej będzie, jeśli nigdy nie zasiądzie na tronie. Mój Boże, oby nigdy nie musiał tego zrobić.

Zanim zdążył zareagować, słone krople zaczęły moczyć jego skórę, a on sam nie potrafił już ukryć stanu, w jakim się znajdował.

— Czy powinienem przynieść środki przeciwbólowe? — głos rycerza był wręcz boleśnie spokojny. — Bardzo boli?

Pokręcił szybko głową.

— Nie, dam radę — wydukał, cudem powstrzymując się od szlochu.

— Na pewno?

— Tak. Bywało gorzej — zaśmiał się gorzko.

Wolał, gdy źródłem bólu była świeża rana. Nie spodziewał się, że serce może boleć aż tak.

Nie zauważył nawet, kiedy Yang podniósł się z fotela i usiadł na krawędzi łóżka.

Wzdrygnął się, czując jego zimne palce delikatnie muskające skórę wokół rany, gdy syn generała odsuwał materiał spodni zakrywający opatrunek.

Zerknął na strażnika ze zdziwieniem.

— Co robisz? — wychrypiał, nie przejmując się już wciąż płynącymi łzami.

— Felix powiedział, że okłady mogą pomóc. — Sięgnął po zamoczony w wodzie materiał, który leżał w misce stojącej na szafce nocnej. Gdy tylko wycisnął nadmiar cieczy, przyłożył szmatkę do uda królewicza. — Jeśli chcesz wziąć środki przeciwbólowe, możesz mi powiedzieć. Nie będzie mnie tu tylko chwilę.

Hyunjin zagryzł wargę, wpatrując się w skupionego na wykonywanej czynności rycerza.

— Dlaczego się mną opiekujesz? — wyszeptał po kilku minutach milczenia. — Król nie żyje.

— Ale królowa tak. — Spojrzał chłopakowi w oczy. — I jej rozkazy wciąż muszą zostać wykonane.

W akcie desperacji książę pochylił się i cmoknął swojego rówieśnika w usta.

Ten popatrzył na niego przez chwilę i wrócił do robienia okładu.

— Pójdę po środki przeciwbólowe — rzekł nagle, od razu wstając z łóżka i odkładając materiał do miski z wodą.

Wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.

I gdy tylko się o nie oparł, z jego ust wydostało się głośne westchnienie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro