Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

a/n; przepraszam za brak rozdziału w środę, ale jestem bardzo busy i dlatego też sobotni rozdział może pojawić się dopiero w niedzielę ;((

***

Królewicz syknął z bólu, kiedy lekarz dotknął skóry wokół opatrunku.

— Hm... — Blondyn przyglądał się miejscu, w którym była rana, nie zwracając przesadnej uwagi na dźwięki wydawane przez królewskiego syna. — Na razie nie będę zdejmował opatrunku. Podam ci leki przeciwbólowe, jeśli ból jest zbyt duży, książę. Oprócz tego zacznę robić okłady na opuchliznę... i aplikować środki na przyspieszenie gojenia.

Hyunjin przytaknął, ściskając w dłoniach pościel, kiedy poczuł chłodny materiał dotykający jego odsłoniętego uda.

Uparł się, by spodnie były przecięte w miejscu rany, więc jego życzenie zostało spełnione. Nie żałował tego, ale w tamtym momencie wiedział, że zimny okład moczył materiał i niedługo będzie niezadowolony ze swojej decyzji.

— Kiedy zdejmiesz szwy? — odezwał się Yang siedzący w fotelu.

Felix zastanawiał się przez chwilę, wciąż będąc skupionym na księciu.

— Najwcześniej w przyszłym tygodniu — stwierdził w końcu. — I, jak już mówiłem, lepiej będzie, jeśli zostaniesz w tym pokoju, książę. Chociaż przez najbliższe dwa dni.

Chłopak przygryzł wargę, starając się ukryć swoje niezadowolenie.

Gdy jego osobisty strażnik przyszedł do niego godzinę po śniadaniu, miał nadzieję, że będzie mógł gdzieś wyjść. Nie chodziło nawet o przekroczenie progu rezydencji; wystarczyłoby mu przejście się po korytarzu i pomieszczeniach, na których odwiedzenie uzyskałby pozwolenie.

Wtedy jednak zza pleców rycerza wyłonił się Lee trzymający swoją teczkę lekarską.

Hyunjin nie potrzebował dużo czasu, by połączyć fakty — miał nie ruszać się z tego pokoju na tyle, na ile było to możliwe.

I wcale mu się to nie podobało.

W pałacu również nie lubił spędzania całych dni w jednym miejscu, o ile nie chodziło o jego pracownię. Tam mógłby spędzić większość swojego życia, ale tutaj nie miał takiej możliwości.

Jednak najbardziej obawiał się tego, że będzie musiał siedzieć w pokoju gościnnym sam.

Czy Jeongin będzie chciał, żeby to strażnicy podlegający rodzinie Lee pilnowali królewicza? Czy wybierze spędzanie czasu z blondynem, skoro to właśnie on był jego przyjacielem, a nie Hyunjin? Czy książę zostanie skazany na zatracenie we własnych myślach w samotności?

Skłamałby, gdyby powiedział, że nie modlił się, by Yang zechciał pozostać u jego boku, nawet jeśli królewski rozkaz nie miał już żadnej mocy.

Ale czy naprawdę znaczył dla rycerza aż tyle, by ten postawił go przed kimś, kogo znał przez większość swojego życia?

Z rozmyślań wyrwał go głos Felixa.

— Czy bardzo boli?

Królewski syn pokręcił głową.

— Zawołaj mnie albo Jeongina, jeśli się pogorszy, książę. — Medyk posłał mu szczery uśmiech.

Niemal całkowicie ignorując wypowiedź blondyna, wypalił:

— Wiedziałeś, że Jeongin też jest ranny?

Lee zamrugał, wyraźnie zdezorientowany.

— To prawda? — spytał, odwracając głowę w stronę przyjaciela.

Byłem ranny — sprostował strażnik. — Rana już dawno się zagoiła.

— Ale prawie przez nią umarłeś — zauważył Hyunjin.

Sam nie wiedział, czemu tak nagle chciał poruszyć temat, który był przecież od dawna skończony. Jeszcze w obozie Yang zapewniał go, że po byciu pchniętym sztyletem został mu jedynie ślad na skórze. Czemu więc...?

Znowu zaczynam robić się zdesperowany, pomyślał.

Jak żałośnie musiał wyglądać, starając się ze wszystkich sił zatrzymać w pomieszczeniu swojego strażnika...

— Pokaż — zażądał Lee, który powoli zaczynał się denerwować. Jak mógł mu nic o tym nie powiedzieć?

— Ale to naprawdę-

— Jeongin — przerwał mu lekarz. — Pokaż.

Hyunjin miał wrażenie, że już gdzieś słyszał te słowa.

Och.

Odwrócił szybko głowę, by nikt nie zdążył dostrzec rumieńców na jego twarzy. Wspomnienia tamtego wieczora powróciły do niego w ciągu sekundy i — chociaż nikomu by się do tego nie przyznał — zatęsknił za pobytem w obozie.

Chyba był okropnym człowiekiem.

Yang wstał, wywracając oczami i zaczął rozpinać koszulę. Królewicz starał się patrzeć na wszystko, tylko nie na niego, wciąż czując ciepło na policzkach.

Felix podszedł do przyjaciela i pochylił się, by spojrzeć na zabliźnioną ranę.

— Faktycznie, zagoiło się — mruknął pod nosem. — Dam ci później maść na blizny.

Rycerz nic nie powiedział, szybko zapinając guziki i poprawiając ubranie, zanim usiadł z powrotem na fotelu.

Królewski syn przygryzł mocno wargę. Chłopak musiał być na niego zły...

Dlaczego przez cały czas jesteś takim głupcem?, zapytał sam siebie.

Och, jak bardzo chciałby znać odpowiedź na to pytanie.

Nagle w pokoju rozległo się pukanie do drzwi.

— Młody paniczu, przyjechał pacjent — poinformowała stojąca po drugiej stronie służąca.

— Gdyby coś się działo, zawołaj służbę — rzucił do strażnika lekarz, zanim zabrał swoje rzeczy i pożegnał się z następcą tronu.

Chwilę potem wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich samych.

Od razu zapadła między nimi cisza.

Hyunjin nie był pewien, czy ma wystarczająco dużo odwagi, by ją przerwać.

— Jak długo tu zostaniemy? — zapytał po kilku minutach. Nie był już w stanie wytrzymać tego milczenia; po raz pierwszy od dawna nienawidził tego, że żaden z nich się nie odzywał. — To miasteczko znajduje się kilka dni drogi od stolicy, prawda?

— Zapewne spędzimy tu więcej niż tydzień — rzekł Yang. — Podróż trwałaby cztery albo pięć dni. To miejsce leży bardziej na wschód niż na północ od wioski, w której byliśmy.

Znowu zapanowało milczenie.

Od kiedy cisza między nami jest taka niezręczna?

— Jutro wyślę list do pałacu — powiedział z powagą syn generała. — Teraz nowy dowódca gwardii jest prawdopodobnie zajęty zwiększaniem ochrony zamku, więc odpowiedź zostanie wysłana... najwcześniej za półtora tygodnia.

Książę zmarszczył brwi.

Nowy komendant straży?

Przecież obecny dowódca pełnił tę funkcję już dłuższy czas...

I właśnie wtedy Hyunjin zrozumiał.

Chodziło o jego brata.

Ale dlaczego mówił o nim, jakby... nie żył?

Ledwo powstrzymał się od zakrycia ust ręką, kiedy połączył wszystkie fakty.

— A więc to dlatego wczoraj...? — zaczął, jednak nigdy nie dokończył pytania, dobrze wiedząc, że chłopak zrozumie, o co mu chodzi.

Strażnik odwrócił głowę w prawo, by królewicz nie mógł tak łatwo dostrzec wyrazu jego twarzy.

— Nie chcę o tym rozmawiać, książę.

Królewski syn posłał mu zmartwione spojrzenie, ale zamiast naciskać, powiedział:

— Dobrze, ale... — urwał, po raz kolejny nie będąc pewnym, czy robi dobrze, otwierając usta. — Czy mógłbyś mówić do mnie po imieniu?

— Książę-

— Dzięki temu nikt ze służby nie będzie wiedział, że jestem członkiem rodziny królewskiej — wyjaśnił szybko. Wiedział, że rycerz nie będzie chciał się zgodzić. — Zmniejszymy ryzyko tego, że ktoś niepożądany pozna miejsce mojego pobytu.

Jeongin zagryzł policzki od środka, by powstrzymać się od westchnienia.

— Masz rację — mówiąc to, po raz pierwszy tego dnia patrzył mu w oczy. — Hyunjin.

Królewiczowi niemal zakręciło się w głowie, gdy usłyszał swoje imię.

Jak dużo czasu minęło od ostatniego razu, kiedy padło z ust Yanga...

— Ale tylko częściowo. — Strażnik odwrócił wzrok. — Niemal każda osoba należąca do służby w tej posiadłości wie, jak nazywają się członkowie rodziny królewskiej — zauważył. — W takim razie twój pomysł nie ma sensu.

Hyunjin nie odzywał się przez chwilę.

— Skoro to nie ma sensu i niezależnie od tego, jak będziesz mnie nazywał, ktoś będzie znał moją tożsamość... — Wbijając spojrzenie w swojego rówieśnika, wyszeptał: — czy mimo wszystko... mógłbyś mówić do mnie po imieniu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro