Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

a/n; wraz z końcówką poprzedniego rozdziału zaczął się akt III

jak podobał się Wam akt II? czego oczekujecie od aktu III?

***

Hyunjin wbił zęby w dolną wargę, by powstrzymać się od jęknięcia z bólu.

Lekarz i strażnik posadzili go na sofie i położyli jego nogi na niej, by Lee miał lepszy dostęp do rany.

— Przynieście mi teczkę, dodatkowe bandaże i wodę — poinstruował służące blondyn, a kiedy rycerz szepnął mu coś do ucha, dodał: — i zostawcie nas samych.

Gdy dostarczono potrzebne rzeczy i drzwi pokoju dziennego młodego panicza się zamknęły, zostawiając ich samych, medyk przerwał ciszę:

— Jeongin, wiesz, że nigdy nie mam nic przeciwko twoim wizytom, ale możesz mi wyjaśnić, dlaczego pojawiłeś się tutaj z tak rannym człowiekiem? — zapytał, rozcinając nożyczkami opatrunek zrobiony przez swojego przyjaciela. — Jak to się stało i kto to jest?

Yang usiadł na sąsiednim fotelu i westchnął głęboko.

— Nie będziesz krzyczał?

Felix uniósł brew.

— Będę miał powód? — Kiedy ciemnowłosy przytaknął, odpowiedział: — nie będę.

Syn generała milczał przez chwilę, jakby zastanawiał się nad doborem odpowiednich słów.

— Od roku jestem osobistym strażnikiem drugiego księcia — odezwał się w końcu spokojnym głosem. — Król rozkazał, żebym pojechał razem z nim na granicę i dalej go strzegł. Dwa dni temu obóz został zaatakowany przez oddziały Królestwa Południowego i...

— ...i chcesz mi powiedzieć, że właśnie opatruję ranę drugiego księcia? — przerwał mu blondyn, wyraźnie zszokowany tym faktem. — Wasza Wysokość, ja-

Królewski syn uniósł rękę, uciszając tym gestem siedzącego obok niego na sofie chłopaka.

— Proszę, nie nazywaj mnie tak. Dajmy sobie spokój z tytulaturą i zasadami, to nie jest nam teraz potrzebne — rzekł Hyunjin.

Lekarz pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Skąd ta rana? — ponowił pytanie, na które nie uzyskał jeszcze odpowiedzi.

— Kiedy uciekaliśmy z obozu, jeden z rycerzy wroga zranił... — zawahał się Yang, szukając odpowiedniego określenia dla swojego rówieśnika, by w przyszłości nie zwracało ono uwagi służby i nie wzbudzało ich podejrzeń. Żadne nie wydawało się pasować. — Zranił księcia swoim mieczem. Zszyłem ranę, gdy tylko mogłem, ale z pewnością potrzebna jest pomoc kogoś bardziej wykwalifikowanego.

Lee zaczął przemywać rozcięcie środkiem odkażającym, co jakiś czas przerywając, gdy ból stawał się nie do zniesienia dla królewicza. Po chwili mógł dokładnie przyjrzeć się ranie, kucając przed chłopakiem na podłodze. Arystokrata z pewnością nie powinien tego robić, ale w tamtym momencie było to bez znaczenia; liczyło się to, by mógł opatrzyć księcia jak najlepiej umiał.

— Kilka szwów pękło — stwierdził, szukając odpowiednich rzeczy w swojej teczce z lekami i całą resztą przydatnych medykowi przedmiotów. — Będę musiał zszyć ranę od nowa.

Hyunjin zacisnął mocno powieki, przygotowując się na ogromny ból.

Poczuł jednak tylko kilka ukłuć, przez co otworzył oczy i spojrzał na blondyna pytająco.

— To znieczulenie.

Przez kolejne kilkanaście minut Yang przyglądał się temu, jak jego przyjaciel opatrywał rozcięcie, używając do tego maści przyspieszających gojenie i tych, które uśmierzały ból. Cała trójka milczała; co jakiś czas królewski syn jęczał cicho, gdy rana zabolała go za bardzo.

— Gotowe — powiedział nagle Felix, wstając z podłogi. — Będziesz potrzebował dużo odpoczynku — mówiąc to, blondyn ukłonił się lekko. — Dopilnuję, żebyś był tu pod jak najlepszą opieką, panie.

Królewicz posłał lekarzowi zmęczony uśmiech i podziękował.

Słysząc słowa przyjaciela, rycerz odetchnął z ulgą. Po raz pierwszy od ataku na obóz mógł przestać martwić się o to, czy książę wróci do zdrowia i czy nie wdało się żadne zakażenie.

Mogłoby się wydawać, że dzięki temu zniknęła większość jego problemów, jednak nic bardziej mylnego. Zamordowanie władcy oznaczało, że oba królestwa od tamtej pory były w stanie wojny i — wnioskując z zachowania oddziałów Południa na granicy — konflikt ten z pewnością nie skończy się szybko.

Śmierć króla. Jak obco brzmiały te słowa... synowi generała trudno było uwierzyć, że to nie jedna z lekcji historii, które miał w dzieciństwie.

W jego głowie pojawiło się wiele pytań. Od jak dawna Królestwo Południowe planowało tę zbrodnię? Czy wiedzieli o tym, że władca zawsze miał przy sobie sztylet do obrony i właśnie dlatego postanowili go otruć? Jakim cudem skrytobójcy udało się przedostać do pałacu, skoro komendant gwardii zawsze pilnował, by nikt z zewnątrz nie wszedł na teren zamku bez pozwolenia i skrupulatnie sprawdzał każdą osobę: strażnika, służącą, lekarza, a nawet woźnicę, zanim pozwolił na otwarcie bram?

I wtedy go to uderzyło.

Minho.

Zakręciło mu się w głowie.

Skoro morderca był na tyle blisko króla, by móc go otruć...

...Minho musiał przez nieuwagę wpuścić wroga do pałacu.

Serce podeszło mu do gardła, a w oczach pojawiły się łzy.

Wiedział, jak surowo mógł być ukarany dowódca straży, który nie dopilnował czegoś tak ważnego.

Kara śmierci.

Te dwa słowa dźwięczały mu w umyśle, gdy nagle poderwał się na równe nogi i ruszył ku wyjściu z pomieszczenia, nie odzywając się do nikogo.

Zachwiał się, z trudem łapiąc powietrze. Słone krople zakrywały mu pole widzenia i ledwo udało mu się znaleźć klamkę.

Czuł się, jakby miał zaraz umrzeć.

Wypadł na korytarz. Nie zarejestrował momentu, w którym wszedł do jednego z pokoi. Nie wiedział, co robi.

Złapał się za serce, które bolało tak bardzo, jakby miało się zaraz zatrzymać.

W ostatniej chwili oparł się rękami o stół, by nie stracić równowagi. Jego ciało było sparaliżowane strachem.

Przeszywającym na wskroś przerażeniem spowodowanym myślą, że jego brat nie żyje.

Nie, nie, nie.

Łapał chaotyczne i płytkie oddechy. Próbował się uspokoić, jednak bez pozytywnych rezultatów.

Było już na to za późno.

To nie może być prawda.

Gorące łzy płynęły po jego policzkach strumieniami. Żebra wydawały się zaciskać wokół serca, zamykając je w zbyt ciasnej klatce.

Nie, to niemożliwe. Nie.

Z ust chłopaka wydostał się krzyk pełen bólu.

Nie mógł oddychać. Miał wrażenie, że zaraz się udusi.

Nie, Minho żył. Musiał żyć.

Naprawdę będziesz się oszukiwał?

Nie wytrzymał i uderzył pięściami w blat. W przypływie gniewu podniósł stojący na stole wazon i rzucił nim z całej siły.

Porcelana roztrzaskała się o posadzkę w akompaniamencie jego krzyku.

Dobrze wiesz, jaka kara go czeka. Jak możesz okłamywać samego siebie?

Zaszlochał głośno, zakrywając uszy.

Nie minęła nawet sekunda, a upadł na kolana, zanosząc się płaczem.

Nie, nie, nie!

Ktoś go objął i przyciągnął do siebie. Yang nie miał siły podnieść głowy; wciąż szlochając, wtulił się w ciało Felixa, który zaczął go kołysać.

— Jestem tutaj — powiedział spokojnym głosem Lee, gładząc przyjaciela po plecach. — Jestem tuż obok, Jeongin. Nie ma tu nikogo innego... możesz wyrzucić z siebie wszystko, co boli.

Rycerz nie był w stanie odpowiedzieć.

Nie miał pojęcia, jak długo płakał, kurczowo trzymając się blondyna, jakby ten był jego ostatnią deską ratunku. Łzy nie przestawały płynąć, a serce pękać; nie mógł oderwać swoich myśli od brata, będąc zbyt słabym, by chociaż spróbować to zrobić.

Uspokoił się dopiero, gdy zasnął, wykończony podróżą i histerią. Jego oddech ponownie stał się miarowy, a słone krople zaczęły powoli wysychać.

Felix westchnął cicho, odgarniając włosy z czoła przyjaciela.

— Biedactwo — szepnął czule, patrząc na pogrążoną we śnie twarz chłopaka. — Nie pozwolę ci stąd odjechać, dopóki nie odpoczniesz.

Kiedy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, wstał z posadzki, ostrożnie podnosząc Jeongina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro