Rozdział 10 - Złamane serca.
Następnego ranka obudziła się w ramionach bruneta. Uśmiechnęła się lekko pod nosem widząc, że naprawdę został z nią na całą noc. Wyjęła telefon, ale wtedy do sali weszli Edward i Horacy. Odsunęła się szybko od Theodora i wstała z łóżka. Mocno przytuliła swojego brata ciesząc się, że go widzi. Ich ojciec objął swoje dzieci i poczuł ulgę przez to, że szatynce nic już nie grozi. Heiston zmarszczył brwi patrząc na mężczyznę i młodszego chłopaka. Jej brata już dobrze znał, ale tata Brooklyn dalej był poza jego zasięgiem, aż do dzisiaj. Wstał i podał rękę ciemnemu brunetowi przed sobą.
— Theodor. — Uśmiechnął się do niego słabo po to, by zrobić dobre wrażenie.
— Horacy... tata Brooklyn. — Uścisnął jego dłoń po czym odsunął rękę.
— Jesteśmy razem. — Dodał zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć.
— Mhm, razem. — Edward zacisnął pieści. Od początku ich związek mu się nie spodobał, a chłopak nie zyskał w jego oczach. Był starszy i do tego wydawał się mu podejrzany.
— Brooklyn nic nie wspominała... — spojrzał na swoją córkę, która jakby na raz się obudziła.
— To świeża sprawa... — Kłamała dalej. Grała w grę Heistona nie umiejąc jej opuścić. Chciała kantować, ale nie znała zasad. Nikt nie wręczył jej instrukcji owej gry.
— Rozumiem... cieszę się, że kogoś masz. — Uśmiechnął się miło.
— A ja nie. Już Jones był młodszy. — Prychnął pod nosem nie patrząc na nich. Przypomniał sobie czemu przyjechali. Podszedł do siostry i znowu ją objął. — Jak się czujesz?... — Już o wszystkim wiedział.
— Jest lepiej, Ed. — Mruknęła cicho i wtuliła się w tors szatyna. Potrzebowała brata obok siebie. Ich zasadą było ponad wszystko wspieranie się nawzajem.
— Zabiłbym tego skurwiela, który ci to zrobił. — Zacisnął mocno pięści.
— Ważne, że już wszystko z tobą dobrze. Zabiorę cię do domu, tylko pójdziemy po twój wypis. — Podszedł bliżej łóżka córki. — Theodor może wyskoczysz razem ze mną i Brooklyn do Heaven? — Chciał bliżej poznać wybranka córki.
— Litości. — Wywrócił oczami.
— Z wielką chęcią. — Uśmiechnął się wdzięcznie po czym spojrzał prowokująco na szatynkę.
Przegrywasz grę.
— Theodor. — Powiedział jego imię z obrzydzeniem. — Tato, możecie iść? Muszę pogadać z Brook. — Poprosił, a oni się zgodzili. Zdziwiło go to, że brunet nie protestował. Usiadł obok swojej siostry i popatrzył się w ziemie. — Chce zabrać Agnes na randkę. — Przyznał cicho.
— To świetny pomysł. Dawno nigdzie nie byliście. — Uśmiechnęła się do niego. — Ale nie wyglądasz jakbyś się cieszył. — Zauważyła.
— Bo między nami jest ciężko... — Westchnął.
— Dlatego potrzebujecie czasu dla siebie. Musicie spędzić go razem. Ty najlepiej wiesz czego chce twoje dziewczyna. — Dotknęła palcem jego nosa. — Ciebie. — Cicho się zaśmiała. — Spraw żeby wspominała ten wieczór najlepiej, jak tylko może.
— Chyba masz racje... — Wstał po czym mocno ją przytulił. — Dzięki młoda. — Wyszczerzył białe zęby. — Mam już pomysł... będzie zachwycona. — Podekscytował się.
— Nie wątpię w to. — Odwzajemniła jego gest. Cieszyła się ze szczęścia chłopaka.
— Dam ci znać co i jak. — Zastanowił się chwile. — Ale to później, narazie z tobą zostanę.
— Daj spokój, Ed. — Machnęła ręką. — Już jest dobrze. Poradzę sobie z tatą i Theo. Trzymam kciuki Alvaro. — Cicho się zaśmiała.
— Jesteś najlepsza! — Poczochrał ją po głowie. — Nie mogłem mieć lepszej siostry. — Ścisnął jej policzki po czym wybiegł ze szpitala. Wsiadł do swojego samochodu i skierował prosto do kwiaciarni.
****
Agnes przyznała racje Jeffowi. Była w stanie zrobić wszystko tylko po to, by jej sekret nie ujrzał światła dziennego. Zaczęła odpisywać na jego wiadomości. Wywnioskowała z nich, że pierwsze co musi zrobić to rozmowa z Brooklyn. Miała dowiedzieć się ile dziewczyna wie o jej sprawie. Odłożyła telefon dopiero nad ranem i zastanawiała się czy opłaca jej się spać. Na dworze było już jasno, a ona sama ustawiła sobie budzik, który miał zadzwonić za dwie godziny. Spojrzała na śpiącą blondynkę na łóżku i lekko zmarszczyła brwi. W przeciwieństwie do niej ona miała spokojny sen, którego jej zazdrościła. Wstała z łóżka i podeszła do swojej torby do której spakowała ubrania. Wyjęła jeansy i przylegającą bluzkę z dość sporym dekoltem. Założyła na to rozpinaną bluzę i podeszła do lustra. Wyjęła kosmetyczkę zaczynając malować się na zajęcia. Musiała przygotować się mentalnie na spotkanie z Brooklyn. Dziewczyny nie miały ze sobą kontaktu od kilku dni. Po tym, jak Agnes potraktowała brata szatynki ta nie chciała z nią rozmawiać. Według niej zachowywała się okropnie w stosunku do Edwarda. Dziewczyna postanowiła na razie nie kontaktować się z chłopakiem i trzymać się na dystans. Ambler nie zrozumiałby jej relacji z Jeffem. Minęła godzina, a ona była zagłębiona w swoich myślach. Spojrzała jeszcze raz na łóżko widząc, jak Katherine się poruszyła. Uniosła kącik ust mając nadzieje, że ma zamiar wstać i dotrzymać jej towarzystwa.
— No w końcu. — Wywróciła oczami chowając błyszczyk do kosmetyczki. Spięła włosy w kucyk i zostawiła luźne kosmyki z przodu. Podeszła do jej łóżka zabierając dziewczynie kołdrę. — Wstawaj, Kate. — Zrzuciła okrycie na ziemie.
— Jeszcze pięć minut mamo. — Mruknęła w poduszkę. Była ledwo przytomna mimo długiego snu.
— Kate! — Krzyknęła uderzając w nią poduszką. — Szkoła. Już. Wstawaj. — Pokręciła głową.
— No zaraz... — Wstała do siadu przecierając zaspane oczy. — Nie możemy zrobić sobie wolnego? — Ziewnęła i przeciągnęła się.
— Nie. Zbieraj się. Mamy godzinę do pierwszej lekcji. — Przypomniała sobie o czymś. — Mamy matematykę. — Pamiętała o tym czego się dowiedziała od blondynki.
— Oh trzeba było tak od razu. — Wstała z łóżka zadowolona. Podeszła do swojego plecaka i spałowała potrzebne książki.
— Twoja mama wołała nas na śniadanie. — Przyznała. — Jakieś dziesięć minut temu. Ubieraj się. — Poganiała ją.
— Już idę, chwila. — Zdjęła bluzkę nie przejmując się Agnes. Odwróciła się w jej stronę lekko rozbawiona. Zauważyła, jak na policzkach dziewczyny pojawiają się czerwone rumieńce. — To przecież nic takiego, Viller. — Zaśmiała się.
— Mogłaś... mogłaś uprzedzić. — Przyznała cicho. Mimo, iż próbowała opanować swoją ciekawość spojrzała na jej piersi. Tak, jak myślała. Były idealne, jak cała figura blondynki.
— Ale ci się oczy rozszerzyły. — Dalej się śmiała. Założyła stanik i ubrała na to wyciętą bluzkę. Wsunęła na biodra spódniczkę, która była dość krótka. Wyjęła kosmetyki i zaczęła robić swój makijaż. Był mocniejszy niż ten Agnes czy Brooklyn. Robiła długie czarne kreski i mocno tuszowała rzęsy. Odwróciła głowę w stronę czerwonowłosej.
— Gotowa? — Nie umiała przestać myśleć o jej kształtach. Skarciła się w myślach za swoją ciekawość.
— Pewnie. — Wzięła plecak do ręki i poszła do kuchni. Spojrzała na mamę i uśmiechneła się w jej stronę. Czuła, że to może być dobry dzień.
Obie szybko zjadły swoje jedzenie i zebrały się do wyjścia. Clark zakręciła kluczykami do swojego samochodu na palcu i podeszła do niego. Otworzyła drzwi srebrnego BMW. Wsiadła do środka poprawiając włosy w przednim lusterku. Viller usiadła obok niej i sprawdziła wiadomości w telefonie. Zauważyła kilkanaście od szatyna z którym chciała trzymać się na dystans. Przełknęła ślinę po czym przeklnęła pod nosem. Wolała dostać powiadomienie od Jeffa. Odczytała jego wiadomości.
Ed
Kochanie przemyślałem to wszystko...
Chce się poprawić.
Pozwolisz mi?
Przyjadę po ciebie po zajęciach, okej?
Bardzo mi na tobie zależy.
W porządku.
Odpisała po długim czasie. Zgodziła się tylko dlatego żeby chłopak dał jej spokój. Clark odjechała spod swojego domu i skierowała się w stronę szkoły. Czerwonowłosa zaczęła myśleć nad sprawą ze swoim chłopakiem. Przyjedzie? Ale po co? Nie wiedziała co planuje, a niespodzianki to nie było coś za czym przepadała. Zanim się obejrzała dojechały pod ogromny budynek. Wzięła torbę i wyszła z samochodu czekając na blondynkę. Katherine zamknęła auto kluczykiem i poszła w stronę wejścia. Obie przekroczyły próg szkoły i poszły pod sale lekcyjną z matematyki. Kate weszła jako pierwsza wiedząc, że nic się nie stało jako, iż się spóźniły, ponieważ jej kochanek był nauczycielem. Jak bardzo się zdziwiła widząc surową minę mężczyzny. Zmierzył je chłodnym wzrokiem i odparł lodowatym tonem.
— Spóźnione. Siadać. — Uniósł brew widząc krótką spódniczkę uczennicy. — Clark. — Uniósł głowę do góry.
— Tak profesorze? — Odwróciła się w jego stronę bawiąc się kosmykiem włosów na palcu.
— To nie odpowiedni strój do szkoły. — Skrytykował ją na oczach całej klasy. — Taki ubiór przystoi panią lekkich obyczajów. — Nie zmieniał tonu. — Może zamiast matury idź spróbuj się w tym zawodzie? — Dogryzał jej.
— Proszę?... — Zamarła w miejscu. Spodziewała się wszystkiego tylko nie tego. Nie takiego bezczelnego zachowania ze strony jej „kochanka".
Agnes otworzyła szerzej oczy nie rozumiejąc co się dzieje. Przecież Kate mówiła, że łączy ich coś silnego. Dlaczego tak zachowuje się wobec niej? Zrobiło jej się szkoda dziewczyny. Mimo tego, iż Clark ostatnio namieszała w sprawie z Jeffem to żadna uczennica nie zasłużyła na tak sprośne uwagi.
— Problemy z słuchem również Panienka posiada? — Wywrócił oczami. — Może rozwiążesz to zadanie? — Wskazał na polecenie w książce. Nie było nawet z ich książki. Nie przerabiali tego tematu i prawie niemożliwym było to żeby dziewczyna rozwiązała je poprawnie.
— N-nie... — Zająkała się. — Nie przerabialiśmy tego tematu... — Przyznała cicho pod nosem i wypatrzyła się w ziemie. Uświadomiła sobie kim dla niego była.
— Przerabialiśmy tylko, jak zwykle wolałaś poprawiać usta zamiast słuchać. — Podał jej książkę. — Rozwiąż to zadanie. Daje ci 5 minut i ani chwili więcej. — Warknął i skupił na niej wzrok.
— D-dobrze. — Jąkała się co każde wypowiedziane słowo. Wzięła do ręki podręcznik i podniosła kredę. Zaczęła przepisywać działanie.
Viller rozejrzała się po klasie. Zauważyła, że wiele osób patrzy na Katherine uśmiechając się pod nosem. Zmartwiło ją to, bo mimo wszystko polubiła dziewczynę. Zorientowała się, że temat z którego dostała zadanie nie jest omawiany w ich klasie. Westchnęła zrezygnowana. Wiedziała, że nie może jej pomóc, bo sama narazi się profesorowi u którego ostatnim czasem nie miała łatwo. Mężczyzna odliczył pozostały czas i spojrzał na tablice. Odrazu zaśmiał się na głos wyśmiewając się z jej starań. Zrobił zdjęcie swoim telefonem.
— Nie mógłbym tego nie uwiecznić. — Uśmiechnął się do niej wrednie i jednym ruchem starł wszystko z zielonej powierzchni. Zgromił ją surowym wzrokiem. — Lepiej zastanów się co jest twoim priorytetem w życiu. Nauka czy imprezy i skąpe ubrania.
Kate nie powiedziała nic więcej. Czuła łzy w oczach, ale wiedziała, że nawet gdyby chciała nie mogła się rozpłakać. Pozycja, którą zajmowała w szkole jej na to nie pozwalała. Usiadła obok jasnookiej i całą lekcje słuchała tego co mówił jeszcze do niedawna jej „ulubiony" nauczyciel. Lekcja dobiegła końca. Odwróciła się w stronę koleżanki z ławki.
— Zostanę chwile. Później się złapiemy. — Spakowała książkę do swojego plecaka.
— Kate... — Położyła dłoń na jej ramieniu. Wiedziała, że wzięła do siebie słowa mężczyzny.
— Idź Agnes, dogonię cię. — Wstała z ławki i czekała, aż wszyscy inni wyjdą. Gdy była pewna, że wszyscy uczniowie opuścili sale podeszła do biurka nauczyciela.
— Dzwonek na przerwę już był. — Nawet na nią nie spojrzał.
— Vitalio?... — Podeszła bliżej i położyła rękę na jego większej dłoni.
— Możesz już wyjść tak, jak inni uczniowie. — Dalej nie podniósł na nią wzroku.
— Możesz na mnie spojrzeć?... — Nie rozumiała dlaczego ją tak traktuje. Nie wiedziała co zrobiła źle. — Porozmawiaj ze mną... — Dodała ciszej.
Wstał i wyszedł zza biurka. Zamknął drzwi do swojej klasy i stanął naprzeciwko młodszej dziewczyny. Agresywnie złapał ją za podbródek i uniósł jej głowę do góry. Uśmiechnął się kpiąco.
— Jesz mi z ręki. — Przyznał będąc pewnym swoich słów. — Biedna Katherine... — Zacmokał. — Myślała, że to było coś poważnego. Prawdziwa miłość na którą czeka się całe życie. — Ścisnął mocniej.
— J-ja... — Nie wiedziała co ma mówić. Stała blisko niego nie potrafiąc się odsunąć. Błądziła wzrokiem po jego twarzy patrząc bezradnie. Czuła się wykorzystana.
— Jeżeli dalej ci zależy... — Puścił jej podbródek. — Klęknij. — Oparł ręce z tyłu o swoje biurko. — Pokaż, że mnie potrzebujesz.
— Co?... — Nie wiedziała czy się przesłyszała.
— Klękaj przede mną Clark. — Rozkazał władczym tonem. Wiedział, że dziewczyna jeszcze nie pojmuje co się stało.
Przełknęła ślinę i mocno zagryzła policzek od środka. Zależało jej na nim. Zależało mimo tych bezczelnych uwag. Mimo traktowania ją, jak śmiecia. Zacisnęła mocno zęby i uklęknęła przed mężczyzną. Zniszczył ją.
— Nie pogrążaj się dziewczyno. — Usiadł za swoim biurkiem. — Takich, jak ty jest wiele. Każda myśli, że jest tą jedyną. — Był poirytowany jej zachowaniem.
Odrazu podniosła się z ziemi. Poczuła łzy na policzkach i ból w sercu. Uwierzyła mu w te wszystkie kłamstwa, które mówił każdej. Wzięła na plecy swój plecak i przetarła mokre policzki. Nie odważyła się spojrzeć na niego ponownie i szybko wyszła z klasy. Nie chciała, by ktoś widział ją w takim stanie. Skierowała się do szatni, która o tej godzinie zazwyczaj była pusta. Złamał jej serce. Obiecała sobie już nigdy nie zaufać żadnemu mężczyźnie. Potrafią tylko ranić.
****
Lekcje dobiegały końca. Agnes dostała wiadomość od blondynki, że ta poszła do domu, bo źle się czuła. Wiedziała, że to kłamstwo, ale nic nie napisała. Znała prawdziwy powód i stwierdziła, że Katherine potrzebuje pobyć sama ze swoimi myślami. Pamietała o spotkaniu z Edwardem. Po całym męczącym dniu w szkole naprawdę nie miała na to ochoty. Zauważyła jego samochód pod szkołą i poszła w jego stronę. Chłopak w przeciwieństwie do dziewczyny bardzo przejął się pogorszeniem ich relacji. Kochał Agnes i chciał naprawić to co się zepsuło. Kupił bukiet jej ulubionych kwiatów. Wiedział, że to przereklamowane, ale były konieczne. Ubrał się w czarną koszule i zaplanował romantyczny wieczór dla ich dwójki. Naprawę bardzo mocno się starał chociaż to Viller ignorowała jego wiadomości. Odrazu, gdy weszła do samochodu pocałował ją krótko i wręczył bukiet jej ulubionych czerwonych róż. Uśmiechnął się słabo przyglądając się czerwonowłosej. Wiedział, że ma szczęście, iż taka ładna dziewczyna wybrała akurat jego. Próbował nie myśleć o Brooklyn i sytuacji ze szpitala. W tej chwili liczyła się Agnes i on. Czekał na jakiekolwiek słowa z jej ust, ale te które usłyszał nie były tym czego się spodziewał.
— Kwiatki. Jak oryginalnie. — Wywróciła oczami i odłożyła bukiet na tylnie siedzenia. — Gdzie jedziemy? — Zapytała wprost.
Zasmuciło go zachowanie dziewczyny, ale postanowił grać dobrą minę do złej gry. W planach miał jeszcze miłą randkę, która miał nadzieje była strzałem w dziesiątkę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego idealny wieczór mógł okazać się totalną katastrofą. Skierował się w stronę miejsca w którym chciał spędzić czas z jasnooką. Próbował zacząć jakoś rozmowę czując napiętą atmosferę. Nie wiedział czym zawinił, ale był gotowy na szczere przeprosiny jeżeli coś co zrobił zraniło jego partnerkę.
— Jak w szkole? — Spytał skręcając.
— Zwyczajnie. — Odpowiadała krótko nawet nie patrząc w stronę szatyna. Nie miała pojęcia, że kilka godzin temu siedział przy łóżku szpitalnym Brooklyn.
— Coś więcej? Chętnie posłucham. — Nie zniechęcał się. Położył swoją dużą dłoń na udzie dziewczyny.
— Skup się na prowadzeniu, bo jeszcze zrobisz wypadek. — Zabrała jego rękę odpychając ją na bok. Nie miała teraz ochoty na czułości, a szczególnie nie na te z chłopakiem.
— Mam podzielną uwagę kochanie... — Mruknął cicho pod nosem. Nie wiedział o co jest na niego zła. — Dalej gniewasz się za te akcje ze zdjęciami?... — Spytał nieśmiało.
— Nie. Przestań tyle mówić. — Warknęła zirytowana. Od czasu poznania Jeffa jej relacje z Amblerami mocno się pogorszyły.
— Tata pytał się kiedy wpadniesz... — Nerwowo się zaśmiał próbując wmówić sobie, że nie słyszał jej słów. — Chyba się stęsknił. — Uniósł delikatnie kącik ust.
— Ma swoje dzieci. Nie umiecie mu poświecić trochę czasu i uwagi? — Gdy zatrzymał samochód odrazu wyszła na zewnątrz trzaskając za sobą drzwiami.
Podszedł bliżej dziewczyny i złapał ją za rękę. Ta tylko spojrzała na ich dłonie wywracając oczami. Naprawdę źle się z tym czuł, ponieważ nie wiedział czym sobie zasłużył. Skierował się z nią do środka budynku. Podszedł do kas i kupił dwa wejścia. Agnes rozejrzała się nie mając pojęcia gdzie się znajdują. Nie miała humoru i naprawdę wolała siedzieć w domu. Zacisnęła mocno szczękę i postanowiła przetrwać ten wieczór. Pociągnął ją w stronę korytarza, a ich oczom ukazało się przeszklone przejście zalane wodą. Za szkłem można było dostrzec różne ryby. Wtedy wiedziała już gdzie ją zabrał - Oceanarium. Cóż się dziwić gdyż była jego Arelką, a on jej Erykiem. Słabo się uśmiechneła i zaczęła podziwiać wnętrze pomieszczenia. Chłopak zauważył zmianę jej humoru co na chwile pozwoliło mu zapomnieć o rozmowie w aucie.
— Miałem nadzieje, że ci się tu spodoba... — Przyznał cicho gładząc kciukiem jej dłoń.
— Podoba. — Kiwnęła głową i podeszła bliżej jednej z szyb. Zauważyła za nią płaszczkę, która śmiesznie unosiła się do góry po czym w dół. Wyjęła telefon i zrobiła sobie z nią zdjęcie.
Edwardowi właśnie tego brakowało. Brakowało mu uśmiechu na jej twarzy i wspólnego czasu. Chciał go spędzać z nią, jak najwiecej mógł. Cicho zaśmiał się pod nosem widząc, jak płaszczka przyssała się za jej głową.
— Chyba cię polubiła. — Uniósł kącik ust. — Może się jej spodobałaś? — Zaśmiał się. — Zapytaj ją o numer. — Żartował sobie zapominając o wsześniejszych zachowaniu dziewczyny.
— Hej mała. — Odwróciła się w jej stronę i położyła dłoń na szybie. — Wpadłaś mi w oko... — Śmiała się cicho pod nosem. Te wygłupy poprawiły jej humor.
— Zgrywa niedostępną... — Pokręcił głową. — Nie uda ci się. Twarda zawodniczka. — Puścił jej dłoń i rozczochrał jej spięte włosy.
— Csiii. — Uciszyła go. — Speszysz ją. — Uderzyła go lekko w ramie. — Nie wiem czy byłaby taka opcja, ale może wyskoczyłybyśmy gdzieś na jakieś spotkanie?... — Dalej kontynuowała swój „podryw".
— No i masz... jednak zajęta. — Zobaczył drugą płaszczkę obok. Wybuchł śmiechem zwracając na siebie uwagę ludzi.
— Cicho głupku. — Zakryła mu usta dłonią i spojrzała na niego, ale tym razem łagodnie. Jej również brakowało szatyna. Zabrała rękę po krótkiej chwili.
Edward powoli odgarnął niesforny kosmyk czerwonych włosów z jej twarzy. Przyjrzał się dokładnie dziewczynie. Uśmiech sam wkradł się na jego buzie. Drugą ręką przyciągnął ja za talie po czym wpił w jej usta. Całował delikatnie i z wyczuciem. Nie lubił się śpieszyć, a zważając na ich relacje sprzed kilku minut wcześniej nie było takiej potrzeby. Pogłębiła pocałunek w końcu czerpiąc przyjemność z ich spotkania. Na początku czuła się wzięta tam za kare. Jednak z czasem zrozumiała, że jej zły dzień wynikał z tego, że nie dała rady porozmawiać z Brooklyn tak, jak prosił ją Jeff. Postanowiła skupić się na chłopaku przed sobą. Starała się najlepiej oddawać jego pocałunki. Ambler w końcu od kilku dni był szczęśliwy. Zapomniał o problemach w objęciach ognistowłosej. Cieszyli się swoją bliskością tak, jak powinni od początku związku. Na chwile się od niej odsunął nie odrywając wzroku od dziewczyny. Była jego... miał szczęście, że była jego. Był wdzięczny światu za tak idealną dziewczynę. Kochał ją najmocniej na świecie i to z nią planował spędzić resztę swojego życia.
Minęło kilka godzin. Spędzili miło czas ciesząc się sobą nawzajem. Ryby i woda wokół nich przyczyniły się do zgody między nimi. Dziewczyna była zadowolona z tego wszystkiego. Zapomniała o rozkazie Jeffa co z jej strony... było ogromnym błędem. Siedzieli razem na ławce przed szybą w której pływały różne okazy wodne. Agnes opierała głowę o umięśnione ramie szatyna uśmiechając się pod nosem. Męczący wieczór okazał się być potrzebny im obum. Gdy była pewna, że nic nie może zepsuć jej szczęścia w tamtym momencie, ekran jej telefonu zaświecił się. Zapominając o tym w co się wplątała odczytała powiadomienie. Jak zdążyła się domyśleć było od chłopaka. Westchnęła widząc co napisał.
Jeff
Mam zachciankę.
Nie udało mi się porozmawiać z Brook.
Nie było jej w szkole.
Wiem, Agnes.
Nie ignoruj moich wiadomości.
Jaką?...
Powiedziałaś, że zrobisz wszystko.
Prawda?
Tak zrobie...
Zerwij z nim.
Co.
Rzuć Edwarda. Teraz.
W tym momencie.
Obserwuje cię.
Pamiętaj. Innym osobą nie spodoba się twój sekret ;)
Poczuła łzy w oczach. Schowała swój telefon i zaczęła ciężej oddychać. Podniosła głowę z ramienia szatyna i spojrzała pusto przed siebie. Wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Musiała spełnić „zachciankę" Jeffa. Za dużo miała do stracenia. Miała ochotę popłakać się w środku. Akurat, gdy wszystko było na dobrej drodze... musiał to zepsuć. To ona musiała zniszczyć to co odbudowali. Ona musiała zmienić ten wieczór w koszmar. Edward spojrzał w jej stronę zauważając, że coś się stało.
— Kochanie? Co jest? — Zauważył jej zaszklone oczy co bardzo go zmartwiło. Myślał, że dobrze spędzają czas. — Wiesz, że możesz mi powiedzieć... — Położył dłoń na jej policzku przekręcając jej głowę w bok.
— Ed... — Nie miała pojęcia, jak ma to zrobić. Jak złamać serce osobie, którą się kocha.
— Tak? — Ilustrował ją wzrokiem. Zaczął martwić się o co może chodzić.
— Musimy poważnie porozmawiać... — Przełknęła ślinę. Bała się tej rozmowy. Bała się tego co mogło się stać potem. Dlaczego to ona musiała ranić jego uczucia.
W jego głowie zapaliła się czerwona lampka. „Musimy porozmawiać", czyli tekst którego boi się każdy facet. Nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać. W jego myślach pojawiły się same najgorsze scenariusze, a on sam poczuł ciarki na swoich plecach. Nie chciał tego. Nie chciał porozmawiać. Zestresował się bardziej widząc łze na jej policzku. Nie wiele myśląc starł ją kciukiem i pocałował ją w czoło. Chciał pokazać jej, że mimo wszystkich przeciwności jest przy niej i zawsze będzie.
— Musimy zerwać. — Wstała z ławki przecierając mokry policzek. Nie docierało do niej to co powiedziała.
Nie umiała się rozstać. Ludzie zwykli robić to nieudolnie, raniąc drugą osobę. Obietnice przyjaźni są zazwyczaj pustosłowiem – par, które po rozstaniu nadal żyją w dobrych stosunkach, jest naprawdę niewiele. Odchodząc, używają nieodpowiednich słów, mówią albo za dużo, albo za mało. Kiedy chcą zakończyć związek, najczęściej łamią serce partnerowi, a sami również odczuwają niepokój i winę. Przez co piękny, kilkuletni związek staje się czarną plamą w ich życiu. Nawet najlepsze przygotowanie do zerwania nie sprawi, że nie będzie bolało. Im mocniejszy był ich związek, tym trudniejsze będzie jego zakończenie. Nie znaczy to, że nie można choć trochę złagodzić cierpienia, które się z tym wiąże. Jedyne czego nie mogła sobie przyznać to faktu, że była to jej decyzja. Był to przymus, którego nie mogła zignorować. Patrzyła na twarz chłopaka. Nie wykazywała żadnych emocji.
— Edward?... — Spytała zaniepokojona. Spodziewała się wszystkiego. Od krzyków po agresje. Siedział. Siedział jakby właśnie ktoś odebrał mu sens życia.
W jego głowie powstał mętlik. Powoli rozumiał dlaczego traktowała go tak źle. Zawalił, a ona dłużej nie chciała być u jego boku. Był na siebie zły, ale postanowił to zrozumieć. Postanowił zrozumieć jej decyzje mimo bólu jaki ogarniał jego ciało. Osoba, którą kochał nad życie już go nie potrzebowała. Po jego bladym policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie spojrzał na nią przez dłuższą chwile. Musiał przemyśleć sobie w głowie wszystko co usłyszał. Wstał i stanął naprzeciwko niej.
— Rozumiem twoją decyzje, Agnes. — W tym momencie pękł. Właśnie powiedział „rozumiem", nie rozumiejąc. Próbował zrozumieć, ale to nic nie dawało. — Bardzo cię kocham i chce twojego szczęścia... — Nie dotykał jej w żaden sposób chociaż tylko tego właśnie wtedy chciał. Bliskości dziewczyny. Bliskości swojej miłości.
— Ja ciebie też... ale nie potrafię tak dłużej. — Każde słowo jakie wypowiadała było przepełnione bólem. Głos łamał się co każde wypowiedziane zdanie, a ona ledwo stała na nogach przez emocje, które odczuwała.
— Niezależnie, czy nie chcesz, czy też nie możesz dłużej być w obecnym związku i nie widzisz dla niego przyszłości, zwykle zakończenie go wydaje się najlepszym rozwiązaniem. — Patrzył na nią oczami pełnymi tęsknoty. — Oboje zasługujemy na to żeby znaleść szczęście. Na to żeby znaleść osoby, które pokochamy, osoby które będą przy nas w najgorszych chwilach. — Pociągnął nosem czując, jak się rozkleja. — Najlepiej, jeśli nasza ostatnia rozmowa nie będzie częścią naładowanej negatywnymi emocjami kłótni. Zawsze będę o tobie pamiętał. Byłaś moim szczęściem Agnes Viller. — Uśmiechnął się przez łzy.
— Nasz związek... Spróbuje znaleźć w nim coś, co było dobre. Nawet, jeśli zdarzyło się na samym początku naszej znajomości i nie trwało zbyt długo. Doceniam to i dziękuje ci za to. — Czuła coraz więcej łez w swoich oczach. — Dam ci w ten sposób do zrozumienia, że nie był to dla mnie zupełnie stracony czas, a nasz związek od pierwszych chwili nie był jedną wielką pomyłką.
— Z nikim nie byłem bardziej szczęśliwy. — Odwrócił wzrok. Wiedział, że jeszcze chwila obok dziewczyny, a rozryczy się, jak małe dziecko.
— Edward... — Serce jej się krajało. Nie mogła uwierzyć w to, że naprawdę rani jego uczucia z powodu innej osoby. Osoby na której jej nie zależy.
— Wiesz czemu rano nie pisałem?... czemu chciałem się spotkać po twoich lekcjach?... — Spytał z wyraźnym smutkiem w oczach.
— Nie mam pojęcia... — Mruknęła cicho pod nosem.
— Brooklyn była w szpitalu całą noc. — Kiwnął lekko głową. — Ktoś podał mojej małej siostrzyczce pigułkę gwałtu. — Pomrugał szybciej czując napływające do oczu łzy. Jego życie się waliło. Waliło się, a on tylko patrzył na to bezradnie.
— B-brook... — Nie miała z nią kontaktu, ale mimo wszystko była dla niej, jak siostra. Spojrzała znowu na jego twarz, a jej serce rozbiło się na milion kawałków. Doprowadziła go do stanu pustki. Był pusty w każdym tego słowa znaczeniu. Po chwili objęła go chcąc dodać mu wsparcia.
Szatyn złapał jej ręce i odsunął od siebie. To sprawiało mu ogromny ból. Szybko przetarł oczy i zachrypniętym głosem powiedział.
— Nie utrudniaj mi tego bardziej... — Złamała go. Wyszedł mijając dziewczynę i zostawiajac ją samą w oceanarium. Zostawiajac ją w miejscu w którym chciał się jej kiedyś oświadczyć. Zostawił tam tez nowe wspomnienia, które będą tymi przez, które będzie czuł się okropnie.
— Tak bardzo cię kocham... — Szepnęła praktycznie niesłyszalnie. Usiadła na ławce i zakryła dłońmi swoją twarz. Rozpłakała się uwalniając swoje skrywane emocje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro