003: apokalipsa zombie nie brzmi jakoś zachęcająco...
Życie potrafi zaskoczyć w każdym momencie. To czuła właśnie Karol, gdy przeszukiwała zakamarki swojej szafy. Jak się okazało kryła ona więcej tajemnic w sobie niż myślała. Przekopanie się przez stertę ubrań w celu znalezienia tej odpowiedniej części garderoby to umiejętność, która niestety u Meksykanki nie była wrodzona.
Finalnie wyciągnęła z mebla całą jego zawartość, a następnie posegregowała na kategorię. W sumie doliczyła się tryliard znoszonych T-shirtów, bluzek, powyciąganych swetrów i legginsów. Nie była jakoś sobą zaskoczona, ale jak dobrze znała swoją przyjaciółka była pewna, że dorzuci swoje trzy grosze do owej sytuacji.
Zrezygnowana poskładała odzież i włożyła z powrotem do szafy. Jedyny plus, że uporządkowała panujący tam bałagan, ale nawet to dzisiaj nie poprawiło jej zbytnio humoru.
***
Może lepiej nie iść, pomyślała, kiedy leżała na łóżku i gapiła się w sufit. Do niedawna oglądała nowy odcinek The Walking Dead, ale nieskupiona na fabule wyłączyła go nie chcąc psuć opinii tego serialu. Cieszyła się chociaż, że udało jej się uchwycić parę momentów i mogła stwierdzić, że u Ricka na razie wszystko w porządku, a przeżył tak wiele tragedii. Zazdrościła mu tego, że przynajmniej w jego życiu coś się dzieje (choć apokalipsa zombie nie brzmi jakoś zachęcająco) i akcja szybko się rozgrywa, a u niej czas jakby się zatrzymał i tak trwał dobre parę lat. Westchnęła i ponownie zatopiła wzrok w stropie. Nim się obejrzała spała z otwartymi ustami, śliniąc swoją ulubioną poduszkę.
Obudziła się, gdy nieprzyjemne dźwięki dotarły do jej ucha. Ostrożnie otworzyła powiekę, nie będąc pewna, czy rażące światło jej nie oślepi. Kiedy przyzwyczaiła gałki oczne do blasku jarzynówki, zaczynała powoli docierać do siebie. Po omacku znalazła kapcie, siedząc na skraju materaca i bez pośpiechu wyszła z pokoju. Przy niewielkim blacie kuchennym stała Carolina, mieszając łyżką tajemniczą substancję w misce. Była tak skupiona, że dopiero dźwięk rozsuwanego krzesła wybudził ją z transu, że nie jest sama w pomieszczeniu.
— W końcu się obudziłaś, śpiochu — powiedziała z przekąsem Kopelioff, zbierając opuszkiem palca ciasto i próbując je.
Dziewczyna w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami, które oparła o blat. Zawsze po przebudzeniu nie miała ochoty na rozmowy, to był po prostu taki nawyk. Poza tym u niej ciche dni to rzadkość, więc kiedy na jakiś czas przymknie swoje usteczka współlokatorka z wdzięcznością to szanuje.
Jak się po chwili okazało nieznana dotąd substancja była ciastem na naleśniki; niestety tylko to była w stanie nie zepsuć Carolina, więc większego wyboru za bardzo nie miała. Kiedy po nałożeniu na patelnię słodkiej masy rozszedł się przyjemny zapach otoczenie jakby ożyło. W radiu zaczęły rozbrzmiewać pierwsze dźwięki Natural Imagine Dragons, które tym bardziej pobudziły wszystkie mikroelementy kawalerki; nawet ciasto lepiej zaczęło się smażyć.
— Nie znalazłam nic odpowiedniego w szafie...
Dziewczyna obracając placek do góry nogami, uśmiechnęła się szeroko. Spodziewała się takiego obrotu sytuacji.
— Czyli dobrą podjęłam decyzję.
Sevilla zamrugała zdziwionym spojrzeniem. Co ta świruska znowu wymyśliła? Co jej strzeliło do łba? Ma ochotę kopnąć ją w tą zacną dupę i udusić z całej siły. Uprzytomnia sobie jednak, że nie znajdzie drugiej takiej osoby, która ubarwi tak jej życie.
Kopelioff nie słysząc przez długi czas odpowiedzi, odwiesza fartuch i wybiega do przedpokoju. Wyjmuje z szafy torbę z logiem znanego sklepu odzieżowego i zagląda do środka z większą ekscytacją niż przyszła właścicielka. Szybko wraca do Karol i rzuca jej na kolana prezent.
— Co to jest?
Nie spodziewając się niczego, wyciąga zawartość i zabiera jej mowę. To sukienko-kombinezon w ciemnym kolorze w mowie kwiatowym z długim rękawem. Jest cudowny. Materiał ma miękką i przyjemną fakturę, od której nie może się oderwać.
Nagle zalewa ją myśl, ile takie cudo musiało być warte? Bierze do dłoni matkę, która okazuje się przecięta na pół, przez co nie może zobaczyć oczekiwanych numerów. Niech ją no szlag trafi, myśli i odwraca w stronę florystki, która akurat w tym momencie stoi do niej tyłem i udaje, że szuka czegoś w szafce.
Wypuszcza powietrze ze świstem. Jest bardzo wdzięczna Carolinie za podarunek, ale nie może tego przyjąć. Samej ledwo jej starcza na czynsz i jakieś stałe wydatki, a co dopiero na jakieś droższe ubrania. Odkłada wszystko na miejsce i podaje zaskoczonej przyjaciółce torbę z powrotem.
— To piękny prezent, wymarzony, ale... nie dla mnie. Nie mogę przyjąć takiej drogiej rzeczy od ciebie.
Brunetka zakłada ręce na wysokości piersi i tylko słucha, co bredzi Sevilla. Nie zamierza odebrać od niej upominku, ale ku zaskoczeniu nawet samej siebie przyjmuje torbę.
— Nie wzięłam paragonu, metkę ucięłam, a poza tym nie wydałam na to wszystkim swoich pieniędzy, Bubu. To oznacza, że nie masz innego wyjścia jak przyjąć to — z powrotem w ściska jej ubranie, a kiedy tamta zamierza odmówić, mówi coś po czym szatynka nie ma jak wybrnąć — Nie chcę słyszeć żadnych wymówek.
W oczach młodszej dziewczyny lśnią łzy. Nie mogła sobie wyobrazić lepszej przyjaciółki pod Słońcem. Tak dużo jej pomaga, jest zawsze w złych chwilach. Gdyby nie ona to wszystko wyglądałoby inaczej. Zupełnie inaczej.
Gwałtownie rusza w jej stronę i zamyka w szczelnym uścisku. Staje na palcach, a raczej stara się i szepcze bezgłośnie 'dziękuję'. Starsza odwzajemnia gest, ale po chwili prosi Meksykankę by ją puściła, bo ją dusi.
Resztę popołudnia spędzają jedząc naleśniki i oglądając maraton serialu "Włoska narzeczona", po którym Karol stwierdza że chciałaby kiedyś pojechać do Włoch. Carolina wtóruje współlokatorce i pozwala położyć jej głowę na swoich nogach, kiedy bezczelnie podkrada jej włosy, z których uplata luźnego warkocza.
Obydwie czują, że ich przyjaźń z dnia na dzień zacieśnia się i mają nadzieję, że nic ani nikt tego nie zmieni.
Nareszcie dokończyłam ten rozdział. Bądźcie dumni, okej?
Jeżeli pod tym rozdziałem będzie 35 gwiazdek to następny wleci - mam nadzieję - szybciej.
Do następnego kochani 💕
P.S. Zapraszam do nowego ff - Our First Snow, którego prolog pojawi się niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro