Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXVIII - OTP or NOTP?

Even jakimś cudem nie został wyrzucony ze Straży. Mimo całego zamieszania jakie spowodował. Mimo swoich zerowych umiejętności w walce mieczem. Nie został wyrzucony. Jeszcze.

Ponieważ jego egzamin właściwie się nie odbył, przerwany ważniejszymi wydarzeniami, postanowiono sprawdzić czy chłopak nadaje się na stanowisko Strażnika czy nie jeszcze raz. Tym razem, z braku czasu i w obawie przed nawrotami doświadczonej przez chłopaka kilka dni temu traumy, egzamin miał się odbyć wewnątrz murów, na placu treningowym.

Sky i Even stanęli naprzeciwko siebie.

- Jesteś gotowy? – zapytał białowłosy.

Nie – pomyślał Even, poprawiając uchwyt na krótkim nożu, próbując nie zwracać uwagi na mierzący go oceniającymi spojrzeniami tłum gapiów – Ani trochę.

- Tak – powiedział Even, koncentrując się tylko na tym, żeby jego głos nie zadrżał. Sky może był śliczny, chwilami uroczy i od święta miły dla niego, jednak w żaden sposób nie przekładało się to na uczucia Evena odnośnie mierzenia się z chłopakiem w pojedynku. Mimo wszystkiego, co między nimi zaszło odkąd się poznali, Sky stojący teraz naprzeciwko niego z mieczem w ręce aż za bardzo przypominał mu uzbrojoną w pilniczek chłodną piękność, za którą go z początku miał – Możemy zaczynać – potwierdził, czując jak jego własne słowa przyprawiają go o znacznie szybsze bicie serca.

Nawet nie mrugnął. Sky już patrzył na niego z odległości trzydziestu centymetrów. Już odskakiwał, kiedy jakimś cudem Evenowi udało się zablokować pierwszy cios. Natychmiast dotarło do niego co to znaczy być synem Lucyfera. Sky był niesamowity.

Oczywiście, z góry wiadomo było, że Even nie może z nim wygrać. Chodziło tylko o to, żeby zaprezentował swoje umiejętności. Lucyfer tak powiedział. Tak, z jakiegoś powodu Lucyfer postanowił zostać jego egzaminatorem i teraz stał razem z resztą gapiów i wwiercał się mu wzrokiem w czaszkę. Jak można się było skupić w takich warunkach?! Nie, żeby Even w ogóle miał wystarczająco dużo czasu, żeby się skupić, kiedy Sky—

Upadł, uderzając twardo o bruk. Jego nóż poturlał się z brzękiem poza jego zasięg. Sky patrzył na niego niemal przepraszająco. Zdaniem Evena mógłby okazać trochę więcej współczucia.

Obaj spojrzeli w stronę Lucyfera, z góry znając już wynik egzaminu. Czekanie jednak na werdykt, patrząc jak brwi króla coraz to bardziej się do siebie zbliżają w geście prawdopodobnie niedowierzania, że właśnie zmarnował swój cenny czas na jakiegoś pozbawionego talentu dzieciaka, było co najmniej nieprzyjemne. Kiedy mężczyzna otworzył usta, Even miał ochotę zamknąć oczy, żeby nie widzieć jego rozczarowania. Choć z drugiej strony może króla wcale nie obchodził jego los.

- Co to miało być? – spytał Lucyfer.

- Um... - Even nie miał nic do powiedzenia, więc zaczął zbierać się z ziemi, żeby jakoś odciągnąć obowiązek odpowiadania na później – Ee... to... Po prostu... - próbował, kiedy już wstał i otrzepał ubrania z pyłu.

- Co, do Diabła? Co to niby miało być? – powtórzył Lucyfer, a Even zaczął czuć się już naprawdę głupio. – Sky?

- Um, on... Potrzebuje więcej czasu... Był tu niewiele więcej ponad tydzień... - próbował bronić go Sky, ale mina Lucyfera nie wyrażała zrozumienia. Przeciwnie wręcz, totalne zmieszanie.

- I przez ten czas... trenowałeś go w ten sposób? – Lucyfer zwrócił się do syna, niemal całkowicie ignorując Evena.

- Em... Nie ja, ale... w ten sposób – przyznał Sky.

Lucyfer tylko przeniósł wzrok z białowłosego na Evena i z powrotem. Westchnął.

- Uh, czasem zapominam, że wy wszyscy żyjecie znacznie krócej ode mnie – powiedział. – Mimo wszystko, warto czasem użyć logiki – zwrócił się chyba do wszystkich. – Skąd pomysł, że trening anioła i człowieka powinien wyglądać tak samo? Ten chłopak jest tu nie dlatego, że ma nadludzkie zdolności w walce mieczem, tylko dlatego, że posiada coś, czego my nie mamy.

- Em... - postanowił wtrącić się Even. Pewnie było to bezczelne, ale musiał poruszyć ten temat. – Ta cała Bariera nie za bardzo przydaje się w walce – odezwał się nieśmiało. – Demony się do mnie nie zbliżają i po prostu atakują wszystkich wokół, więc raczej to nic, co przydałoby się Strażnikowi. Mam przecież bronić innych, a nie unikać starcia... - wyjaśnił.

- Uh... - Lucyfer westchnął i pokręcił głową. – Dzieci kochane, zacznijcie myśleć, proszę. A jak czegoś nie możecie wymyślić, to pytajcie – powiedział. – Even – zwrócił się chwilę potem do chłopaka.

- Tak? – chłopak przełknął ślinę, kiedy uwaga wszystkich skoncentrowała się znów na nim.

- Z iloma osobami do tej pory ćwiczyłeś? – spytał król.

- Um... - Even zastanowił się czy liczyć Cass'a czy nie. – Z jedną – przyznał szczerze. – Z Raphael'em – dodał z niesmakiem.

Lucyfer wyglądał coraz bardziej jakby chciał się już poddać.

- Czyli nie ma w Piekle nikogo z kim masz jakiekolwiek doświadczenie we wspólnej walce? – upewnił się mężczyzna. Even pokiwał głową, nie rozumiejąc do czego ta rozmowa zmierzała. – Rozumiem – oznajmił w końcu Lucyfer. – A więc musimy zacząć od początku. Będziesz musiał spróbować treningów z jak największą ilością osób, żeby można było ustalić kto się dla ciebie nadaje... - Even już skrzywił się w duchu na tę myśl, wyobrażając sobie jak wszyscy urażeni jego obecnością w ich szeregach arystokraci po kolei wysyłają go każdego dnia do szpitala. – Chyba, że... - kontynuował jednak król - ...że masz jakieś preferencje – oznajmił. Choć brzmiało to raczej jak pytanie. Sugestia nawet. Zapadła cisza, a Even z jakiegoś powodu miał silne poczucie, że nie powinien teraz patrzeć na Sky'a. Czy mu się zdawało, czy Lucyfer nie do końca mówił o treningach, kiedy dobrał tak dziwnie niepasujące do kontekstu słowo jak „preferencje"?

- ...jeśli mógłbym wybierać, wolałbym ćwiczyć z... z pana synem – poddał się w końcu Even, wiedząc, że z królem Piekieł nie wygra. Ale jeśli Lucyfer wciąż miał nadzieję, że w ciągu trzech dni Sky jednak cudownie zmieni zdanie i z ochotą przyjmie tron jego królestwa, mylił się.

- Świetnie – oznajmił mężczyzna z uśmiechem. – A więc to mamy ustalone. Chyba, że okażecie się całkiem niekompatybilni. Wtedy będzie trzeba dobrać ci kogoś innego do pary. Na razie jednak, niech zostanie tak, jak jest. Od dzisiaj – zwrócił się do Evena – zaczynasz prawdziwy trening.

- Um... a czym to się będzie różnić? – spytał nieśmiało chłopak.

Lucyfer uśmiechnął się z pobłażaniem i pokręcił głową.

- Wszystkim – powiedział.

***

- Nie powiem, to jest znacznie przyjemniejsze niż bicie się na miecze – przyznał Even po mniej więcej pół godzinie nowego „treningu". – Ale nie bardzo rozumiem co to ma na celu – dodał, nie przerywając jednak ćwiczenia.

- Chodzi chyba o synchronizację. – Sky wzruszył ramionami, co Even natychmiast skopiował.

- No... tak, ale to nie jest przypadkiem przesada? – Chłopak miał swoje obiekcje. Mimo tego, posłusznie wykonywał dalej polecenia Lucyfera.

„Naśladujcie nawzajem swoje ruchy. Jakbyście się stali swoimi odbiciami w lustrze. Ćwiczcie tak długo, aż zamiast kopiować, zaczniecie te ruchy przewidywać."

Even poprawił swoją przydługą już grzywkę. Sky zrobił to samo, mimo, że jego włosy były nieco krótsze. Chłopak poprawił się odrobinę, przyjmując wygodniejszą pozycję. Even powtórzył.

- Nie lepiej byłoby ćwiczyć na przykład jakieś techniki walki? Synchronicznie, oczywiście – spytał Even.

- Nie mam pojęcia. – Sky znów wzruszył ramionami. – Później pewnie będziemy je ćwiczyć. Na razie mamy po prostu obeznać się ogólnie w swoich nawykach.

- Ciekawe ile dni będziemy musieli siedzieć tak naprzeciwko siebie i nic nie robić – odezwał się Even. – Nie, żebym narzekał – dodał z lekkim uśmiechem, unosząc ręce w obronnym geście, a Sky natychmiast skopiował jego ruchy. – Nie mam nic przeciwko wpatrywaniu się w ciebie godzinami – stwierdził.

- Ja mam swoje obiekcje – oznajmił z kolei Sky. – Te twoje odrosty mnie rażą.

Even przesunął palcami przez swoje włosy, przypatrując się grzywce. Granatowy kolor nieco zblakł, długość była trochę drażniąca, a odrosty, które zobaczył rano w lustrze rzeczywiście okropne.

- Mhm – przytaknął. – Muszę coś z tym zrobić. Może odwiedzić Anttiego... Jak myślisz, jaki kolor by mi pasował? – spytał.

- Nie zostajesz przy tym? – zdziwił się nieco Sky. – Ciężko mi sobie wyobrazić ciebie w jakimkolwiek innym... Może czerwony?... Nie, wyglądałbyś jak Kuba...

- Ha? Kuba jest rudy – zaoponował Even. – Rudy to nie to samo, co czerwony!

Sky wyglądał na zbitego z tropu.

- Jak to nie? – zdziwił się.

- ...co jest z wami, aniołami, i problemem z kolorami? – westchnął Even, zastanawiając się czy lekki daltonizm to jakaś genetyczna cecha wszystkich arystokratów. Cassiel wykazywał się taką samą ignorancją. – Jakiego koloru są moje włosy? – spytał, żeby sprawdzić swoją teorię.

- ...niebieskie? – Sky wzruszył ramionami. Znowu.

- Dopiero teraz zauważam jak często to robisz – zaśmiał się Even, kopiując gest chłopaka. – I są granatowe, nie niebieskie.

- Jak to nie niebieskie, skoro są niebieskie? – Sky wyglądał na całkowicie już pogubionego.

- Ekhem!

Obaj chłopcy drgnęli, po czym unieśli wzrok jednocześnie. Z góry mierzył ich oceniającym spojrzeniem Cassiel.

- Ee, wybaczcie, że przerywam... - Chłopak wykonał nieokreślony gest - ...czymkolwiek to, co robicie ma być... Ale, Sky, muszę z tobą pogadać – zwrócił się do chłopaka. Sky natychmiast wstał. Even niepewnie poszedł w jego ślady, odpuszczając sobie jednak na razie kopiowanie ruchów chłopaka.

- Chodzi o Eevi? – spytał natychmiast Sky, a wyraz jego twarzy momentalnie zmienił się z rozluźnionego na poważny i skupiony.

- Aha – przytaknął Cass, krzyżując ręce na piersi. Even miał wrażenie, że chłopak zachowywał się dziwnie nieswojo. – Wiem, że... król powiedział, że nie możesz sam jej szukać i że zgodził się, żebym to był ja... ale zastanawiałem się... czy to na pewno w porządku...

Even zamrugał, potrzebując chwili na przyswojenie wiadomości.

- Cass, ty się przejmujesz czyimiś uczuciami? – spytał z niedowierzaniem, po części żartując. Po części jednak ...nie żartując...

Chłopak zupełnie go zignorował.

- Po prostu po tym, co powiedziałeś mi kiedy... wiesz, kiedy powiedziałem ci, że musimy ratować Evena... że nie możesz mi ufać, bo jestem taki, jak mój brat... pomyślałem, że może nie chcesz wcale, żebym to ja był odpowiedzialny za odnalezienie twojej siostry – powiedział, po czym odwrócił wzrok, czekając na werdykt.

Na twarzy Sky'a odmalowało się poczucie winy, a Even momentalnie poczuł się jak piąte koło u wozu.

- Cass... - odezwał się białowłosy. – Nie miałem tego na myśli... No dobra, miałem, ale... to już nieważne. To było przed... tym wszystkim, co wydarzyło się później. Możesz zapomnieć... - Cassiel nie wyglądał jednak, jakby mógł zwyczajnie zapomnieć. – Cassiel... wiem, że ostatnie lata naszej... przyjaźni nie były zbyt... ee, nie były najlepsze... ale, no wiesz, w końcu to wszystko moja wina... Więc... możemy udawać, że tego nie powiedziałem? Albo po prostu... przepraszam. Źle cię oceniłem. Właściwie, źle cię oceniałem od lat. I cieszę się, że to ty będziesz szukał Eevi, bo ci ufam – oznajmił. Na te słowa Cassiel spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Wyglądał, jakby z barków spadł mu jakiś ciężar. – Ale mam warunek – dodał Sky. Even i Cass spojrzeli na niego z zaskoczeniem i zaciekawieniem. – Ja wyznaczę kto pójdzie z tobą – powiedział. Even nie mógł pozbyć się wrażenia, że dostrzega na ustach chłopaka nieznaczny, błąkający się uśmieszek.

- Eh? Czemu? – zdziwił się Cassiel. – Przecież to nieważne kto to będzie. Po prostu potrzebuję kogoś, kto bardziej rozumie życie na Ziemi...

- Dokładnie. – Teraz już Sky niezaprzeczalnie się uśmiechał. – Potrzebujesz kogoś, kto dobrze zna się na życiu na Ziemi i, wiesz, na ludziach. Na przykład, rozumiesz, człowieka. A, i nie tylko człowieka, ale najlepiej kogoś, kto orientuje się w obecnych czasach. Dzisiejsza technologia, tam, na górze, mogłaby cię totalnie przytłoczyć. Podsumowując, potrzebujesz kogoś, kto jest człowiekiem, kto pochodzi z dwudziestego pierwszego wieku i, może nie absolutnie koniecznie, ale jednak najlepiej, kogoś, kogo znasz, prawda? Ilu takich ludzi znasz, Cass? Wybiorę najlepszego kandydata spośród nich – oznajmił.

Even tylko stał z lekko uchylonymi ustami, mając ochotę po raz pierwszy – ok, może i nie po raz pierwszy – przyłożyć Sky'owi. Cassiel potrzebował chyba dłuższej chwili, żeby załapać.

- Haaa?? – Oburzył się, kiedy wreszcie dotarło do niego, co Sky ma na myśli. – To jakiś żart? Na co przyda mi się na królewskiej misji jakiś dziwny... nieogarnięty... nieokrzesany... dzieciak, który mówi jakimiś, nie wiem, zagadkami, i do tego jest młodszy ode mnie i... i ma nienaturalny kolor włosów?!

- ...mówi... zagadkami... - powtórzył Even, starając się nie wybuchnąć śmiechem, rozdarty między wkurzeniem na Sky'a, który z jakiegoś powodu uznał, że wysłanie Cass'a i Kuby samych gdziekolwiek to dobry pomysł, a nieznacznym... rozczuleniem? Bo właśnie w tamtym momencie dotarło do niego, że Cassiel się zmienia, niezaprzeczalnie, do tego na lepsze. Że jest mniej więcej w wieku rudzielca. Że wyraźnie nie ma zamiaru do niczego go wykorzystywać. I że, kurczę, różnica charakterów tej dwójki była właściwie doskonała z punkty widzenia zarówno komedii, jak i romansu.

Cholera, od miesiąca nie przeczytał żadnej książki i chyba z powodu odstawienia zaczynał przenosić rozwiązania fabularne na prawdziwe życie – pomyślał, zupełnie jakby nie robił tego tak, czy tak, od zawsze.

- Kuba nie mówi zagadkami, tylko internetowym slangiem. Trochę trzeba się do tego przyzwyczaić, ale po jakimś czasie da się go zrozumieć i zaczyna się nawet samemu używać tych dziwnych słów – skomentował Sky. – Romeo i Julia to zdecydowanie moje NOTP.

Even parsknął śmiechem. Cass tylko zamrugał jak nic nierozumiejące dziecko. W końcu jednak postanowił się odezwać.

- Czym, do Diabła, jest ten cały inter net? – spytał, marszcząc brwi.

Sky i Even popatrzyli po sobie.

- To będzie... długa droga do porozumienia – skomentował w końcu białowłosy. – Ale i tak shipuję.

_____________________________________

Hej :> Jak tam, co myślicie? Wiem, że mało się działo, ale ostatnio... było wręcz na odwrót, więc bohaterowie muszą chyba trochę odpocząć ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro