Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIV - Osobliwy świat

Dopiero wtedy to do niego dotarło.

Po pokonaniu piechotą drogi do miasta, pożegnaniu się z przyjaciółmi, którzy musieli znów zamieszkać jakiś czas w starym mieszkaniu Vivianne, wizycie w malutkiej kawalerce zajmowanej przez zespół i wyjaśnieniu im sytuacji, Even, razem ze Sky'em, skierowali się do głównej siedziby Straży. Dopiero zatrzymując się pod bramą wejściową, nieprzejmujący się do tej pory, chłopak poczuł jak zalewa go fala stresu i niepewności.

- Do Diabła, Sky, czemu ja to robię? – zapytał raczej siebie niż białowłosego.

- Nie mam zielonego pojęcia – otrzymał odpowiedź.

- Jak mnie przyjmą? – spytał Even – Człowieka, który chce zostać Strażnikiem?

- Nie mam pojęcia – powtórzył Sky.

- Jak to nie? Nie wiesz jak było w innych przypadkach? Przecież nie jestem jedynym człowiekiem, który kiedykolwiek się zgłosił... prawda? – Even poczuł nagle, że musi przełknąć ślinę. Miał wrażenie, że zaschło mu w gardle, bo cała woda w jego organizmie postanowiła wydostać się przez dłonie, które miał obecnie śliskie od potu – Prawda? – powtórzył, zauważając, że Sky nie odpowiada, tylko patrzy na niego, jakby nie wiedział, co powiedzieć.

- Nie jesteś jedyny... - mruknął w końcu – Mówiłem ci o tym, pamiętasz? Że jeden człowiek w historii awansował do arystokracji. Przynależność do Straży czyni człowieka arystokratą.

- Jeden człowiek? – Even poczuł, że robi mu się słabo. Po co w ogóle tu przyszedł? Nie nadawał się przecież. Pod żadnym względem się nie nadawał – Chwila... - przypomniał sobie o czymś – Czy ty przypadkiem nie mówiłeś wtedy, że tym jedynym człowiekiem był... Adam? W sensie ten Adam Adam? Pierwszy człowiek?...

- No tak – przytaknął Sky.

- Żartujesz sobie ze mnie?! – wykrzyknął wtedy Even, niedowierzając – Powiedziałeś, że niektórzy ludzie mogą wstąpić do Straży! Z której strony pierwszy człowiek w historii plus ja to „niektórzy"?!

- Mówiłem ci, że się nie nadajesz – Sky wzruszył ramionami, wbijając jednak w Evena spojrzenie spod zmrużonych powiek, jakby nie mógł się zdecydować czy jest mu to wszystko obojętne, czy wręcz przeciwnie.

- Nie wiedziałem, że aż tak – jęknął Even – Przecież... jeśli jestem dopiero drugim przypadkiem w historii... skąd w ogóle wiadomo, że to działa? Ta cała... bariera, tak? Skąd wiadomo, że nie miałem po prostu szczęścia z tymi demonami, albo że nie uznały, że po prostu jestem niesmaczny czy coś? Ja bym stawiał, że jest jakaś różnica między dosłownie pierwszym człowiekiem w historii a mną.

- Jest – odpowiedział tylko krótko Sky – A może i nie – dodał, po czym ruszył w stronę bramy wejściowej – Idziesz? – rzucił przez ramię – Czy wracasz? – spytał, nie oglądając się już za siebie.

I to było tak bardzo bez sensu. Logicznie oceniając sytuację, Even nie miał żadnego powodu, żeby nie odwrócić się teraz na pięcie i nie odejść, zapominając na zawsze o białych mundurach, przerażających potworach, aniołach i ich dzieciach i wrócić do przyjaciół, ukrywając się z nimi wewnątrz bezpiecznych murów miasta. Nikt nie kazał mu porzucać tego spokoju. Mógł po prostu odejść i cieszyć się swoim wiecznym życiem. Powody, dla których chciał wstąpić do Straży teraz wydały mu się śmieszne. On miał niby chronić ludzi? Upewnić się, żeby żaden człowiek nie ucierpiał z powodu dyskryminacji gatunkowej? Niby sam miałby cokolwiek zdziałać?...

Wystarczyło jednak, żeby obraz śmiertelnie rannego Kuby, leżącego w kałuży własnej krwi, stanął mu przed oczami. Szansa, że taka sytuacja się powtórzy była niewyobrażalnie mała, jednak istniała. A skoro on mógł, bo jakimś cudem miał taką możliwość, stać się silniejszym i być może być kiedyś w stanie chronić tych, na których mu zależy, musiał to zrobić.

A czy kłamstwem byłoby stwierdzenie, że widok oddalającej się od niego sylwetki białowłosego chłopaka nie miał nic wspólnego z jego decyzją? Choć było to irracjonalne, Even pomyślał wtedy, że jeśli pozwoli Sky'owi odejść, ten odejdzie już na zawsze, razem ze swoimi sekretami i, wstrzymywanymi za barierą milczenia, uczuciami, których nigdy nie uda mu się już poznać. Być może jeśli Even chciał zbliżyć się do chłopaka, musiał najpierw poznać jego świat. Być może właśnie to wpłynęło na jego decyzję. Być może była to chęć chronienia przyjaciół. Niezależnie jednak od powodów, kiedy chłopak postawił swój pierwszy krok w przód, nie w tył, wiedział już, że nie zawróci.

***

Przejście przez bramę głównej siedziby Straży Królewskiej było jak zostanie przeniesionym do zupełnie innego świata. Even zostawił za sobą spokojne miasto wąskich, brukowanych uliczek i ludzi wszystkich ras, pochodzących z różnych epok, wstępując nagle w hermetyczne środowisko jednakowo ubranych, dzielących tak podobne, anielsko piękne rysy twarzy, czarnowłosych żołnierzy, wykonujących, jak Even przypuszczał, ćwiczenia walki w parach na ogromnym placu, otoczonym z trzech stron identycznymi, białymi budynkami.

- Przydałyby wam się tu jakieś kolory... - mruknął pod nosem Even, któremu udało się wreszcie dogonić Sky'a.

- Po pierwsze, myślałem, że jednak nie wejdziesz. Po drugie, nie czas na to – odpowiedział równie cicho chłopak – Musimy znaleźć najwyższego rangą członka Straży i przedstawić twoją sytuację. Trzymaj się mnie – dodał. Tego, oczywiście, nie musiał Evenowi dwa razy powtarzać. Chłopak niemal od razu poczuł na sobie spojrzenia, jakby był jakimś nieproszonym intruzem.

Even i Sky przemierzyli plac, odprowadzeni wzrokiem co najmniej kilkudziesięciu osób, po czym weszli do jedynego odrobinę wyróżniającego się budynku. A wyróżniał się on jedynie tym, że nad wejściem wisiało coś na kształt flagi. Biały pas u dołu, czarny u góry, a pośrodku uproszczony symbol korony.

- Nawet flagę macie czarno białą... - mruknął Even z niedowierzaniem. Sky tylko westchnął i pokręcił głową.

- Na szkoleniu wszystkiego się dowiesz – powiedział – Teraz skup się na tym, żeby do tego szkolenia w ogóle cię dopuścili.

Even przyznał w duchu rację chłopakowi i, nie zadając już zbędnych pytań, podążył za nim pustym, szerokim korytarzem.

- Niezbyt wystawnie jak na arystokrację – nie powstrzymał się.

- Nie pozwalamy na wygody w wojsku. To rozprasza – wyjaśnił Sky, po czym zatrzymał się przed jednymi z ciągu identycznych drzwi – A teraz – powiedział – zachowuj się. To nie Cassiel, któremu możesz dogryzać, tylko jeden z dowódców. Jeśli chcesz do nas dołączyć, musisz respektować naszą hierarchię. Nawet Cass'a zresztą będziesz musiał się słuchać, jeśli przyjdzie ci z nim trenować lub pracować.

Even skrzywił się na myśl o traktowaniu Cassiel'a z szacunkiem, ale przytaknął. Sky, widząc jego zgodę, zapukał do drzwi.

- Proszę – dobiegł głos z wnętrza pokoju.

Weszli.

Za schludnie posprzątanym biurkiem siedział młody chłopak o długich, czarnych włosach zaplecionych w warkocz. Na młodego jednak pewnie tylko wyglądał. Wystarczyło, żeby uniósł wzrok znad swojej papierkowej roboty i skrzyżował spojrzenie z Evenem, żeby chłopak dostrzegł w jego ciemnych jak noc oczach ciężar długowieczności.

- .................. - mężczyzna za biurkiem odezwał się, ale Even nie wychwycił usłyszanego słowa – I jakiś człowiek. Wyjaśnisz, .....................?

Even zamrugał, potrząsnął głową, żeby rozbudzić umysł, który z jakiegoś powodu nie był w stanie zrozumieć jednego słowa. Czyżby to znowu było coś nieprzetłumaczalnego? Jak wtedy, podczas przemowy Lucyfera? Tylko, że tym razem Even nie był w stanie nawet zapamiętać czy właściwie w ogóle usłyszeć co mężczyzna z warkoczem powiedział.

- Wiem, że to zabrzmi nieprawdopodobnie – Sky jednak zdawał się nie mieć problemów ze słuchem, bo zwyczajnie kontynuował rozmowę – Ale ten chłopak posiada Barierę. Widziałem to na własne oczy – wyjaśnił, a wtedy wzrok mężczyzny z warkoczem znów wylądował na Evenie. Jego spojrzenie nie wydawało się jednak wrogie, a zaciekawione.

- To prawda? – spytał mężczyzna.

- Nie mam pojęcia – odpowiedział zgodnie z prawdą Even, na co długowłosy uniósł brwi – To znaczy – chłopak pospieszył z wyjaśnieniami – Ja nawet nie wiem czym jest ta Bariera. Wiem tylko, że dwa razy natknąłem się na demona i w obu tych przypadkach żaden z nich mnie nie dotknął.

- Brzmi dokładnie jak Bariera – stwierdził wtedy mężczyzna, rzeczowym tonem – Jakieś pomysły skąd się u niego wzięła? – zaciekawiony wzrok wylądował teraz na Sky'u. Even zauważył odrobinę zbyt długie wahanie.

- Nie, proszę pana – odpowiedział białowłosy – Być może to jakaś anomalia – dodał, jakby swoimi słowami próbował przekazać wzruszenie ramion, które być może byłoby w tej sytuacji niegrzeczne.

- Być może – mężczyzna z warkoczem pokiwał głową – W końcu co my tak naprawdę wiemy o tym świecie? – Even nie mógł zgadnąć czy dowódca ironizuje, czy mówi poważnie – Ważniejsza kwestia to pytanie dlaczego go tutaj przyprowadziłeś.

Sky znów zawahał się na moment.

- Nazywa się Heaven i jest tu, ponieważ chciałby wstąpić w szeregi Straży – odpowiedział w końcu, sztywnym tonem.

- Heaven? – Na ustach mężczyzny zatańczył niemal niezauważalny uśmieszek rozbawienia – To ciekawe imię... Dlaczego ładne, ludzkie dziecko o ciekawym imieniu chce ryzykować życie w walce u boku szumowin, które nigdy nie uznają jego wartości?

- Um... - Evenowi odebrało mowę. Dawno nie został nazwany dzieckiem, nie mówiąc już o tym jak bardzo niespodziewane było usłyszenie jak jeden z arystokratów nazywa swoich pobratymców szumowinami.

- Heh... - Sky zasłonił usta dłonią, gdy wyrwał mu się cichy chichot. Kiedy Even skrzyżował z nim spojrzenie, zobaczył w jego oczach radosne iskierki.

- Chyba, że nie wiesz z jakimi istotami przyjdzie ci pracować, Heaven? – mężczyzna nie skarcił Sky'a za śmiech, tylko zwrócił się do Evena z kolejnym pytaniem.

- O, dobrze wiem – odpowiedział chłopak, zanim zorientował się, że krytykowanie rasy osoby, z którą się rozmawia jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu – T-To znaczy... ja nie... nie miałem na myśli, że... po prostu poznałem jednego Strażnika, który... ale Sky jest w porządku. I pan też. Um – zamilkł, kiedy uświadomił sobie, że nic sensowniejszego i bardziej składnego teraz nie powie.

- Mamy w szeregach kogoś o imieniu Sky? – zdziwił się mężczyzna, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że Even właśnie obraził cały jego gatunek.

- M-Ma na myśli mnie... - odezwał się cicho Sky, a Even wybałuszył oczy w szoku, kiedy po raz pierwszy w życiu przyszło mu zobaczyć tak bardzo zawstydzonego białowłosego.

W niewielkim pokoiku na chwilę zapadła kompletna cisza, po czym dowódca parsknął śmiechem, sekundę później natychmiast się uciszając, wyraźnie usiłując przybrać poważny wyraz twarzy.

- Ładnie – skomentował, na co Sky zrobił taką minę, jakby marzył o zapadnięciu się pod ziemię. Co, swoją drogą, mogłoby być trudne w Piekle, które w końcu znajdowało się na samym dnie świata – W każdym razie – dowódca porzucił temat – dołączenie człowieka do Straży nie jest nielegalne. Jest jednak głupie. Heaven – zwrócił się do chłopaka – Nie musisz tego robić, tylko dlatego, że posiadasz Barierę. Nikt nie pociągnie cię do odpowiedzialności ze względu na ten talent, czy jakkolwiek to nazwiemy. Możesz prowadzić zwyczajne życie z dala od naszego przeklętego gatunku. Co ty na to?

- J-Ja... - Even rzucił Sky'owi krótkie spojrzenie. Twarz białowłosego wyrażała jednak tylko oczekiwanie na odpowiedź, więc ta wymiana spojrzeń na niewiele się mu zdała – Chcę dołączyć do Straży – oznajmił w końcu, bo przecież zdecydował się już przychodząc tutaj.

- Dlaczego? – chciał wiedzieć mężczyzna.

- Bo... - Even mógł opowiedzieć o całej sytuacji z Kubą i Cassiel'em. Mógł zgrywać bohatera, odpowiadając, że pragnie chronić swoich ludzi. Mógł też skłamać, wymyślić cokolwiek, co brzmiałoby wiarygodnie. Zamiast tego jednak, jego umysł podsunął mu tylko jedną odpowiedź. Czasem to się zdarza. Wiesz, że powinieneś powiedzieć coś innego, nie ma powodu żebyś tego nie powiedział, ale nachodzi cię taka straszna ochota, żeby uczynić sytuację ciekawszą. Sprawdzić reakcje ludzi wokół ciebie, albo po prostu doświadczyć jak to jest mówić szczerze i bez ogródek – Bo chciałbym być bliżej tego chłopaka, proszę pana – powiedział więc, specjalnie nie wypowiadając imienia Sky'a, skoro najwyraźniej tylko on i ich przyjaciele z Portierni tak go nazywali.

W gabinecie ponownie zapadła dłuższa chwila ciszy. Dopiero po minięciu pierwszego szoku, Sky skierował na niego wzrok.

- Co ty powiedziałeś? – odezwał się tonem tak nieokreślonym, że Even nie miał pojęcia czy chłopak jest w tej chwili wściekły, zdziwiony, ucieszony, czy cholera wie co.

- Powiedziałem- - Evenowi nie dane było dokończyć, bo dowódca Straży przerwał mu.

- Bardzo dobrze! – wykrzyknął, po czym wstał ze swojego fotela za biurkiem – Ładny chłopiec zostaje z nami. Heaven – wyciągnął rękę do chłopaka – witaj w szeregach Straży. Od jutra rozpoczynasz trening. ................., wyjaśnij mu wszystko i pilnuj, żeby nikt go za bardzo nie uszkodził. Wiesz jacy oni są. A teraz już zmywajcie się, dzieci, bo mam pracę – Machnął na nich ręką, żeby zostawili go samego.

- Ale- - Sky chyba chciał protestować, niesłusznie podejrzewany o jakieś bliższe relacje z Evenem, ale obaj zostali wygonieni z gabinetu – Heaven... - odezwał się, kiedy znaleźli się już na korytarzu. Jego wyraz twarzy był morderczo poważny. Kolor jego policzków wskazywał jednak, że pod maską skrywa nieco inne emocje – Jeśli Cass cię dzisiaj nie znajdzie i nie zabije... ja to zrobię.

***

Pół godziny później, Even miał już swój pokój, swój strój kandydata na Strażnika i swój pierwszy nóż, z którym za cholerę nie wiedział co zrobić. Po dłuższym namyśle włożył go po prostu do kieszeni, mając nadzieję, że ostrze nie rozetnie materiału spodni.

- Skończyłeś już? – zza drzwi malutkiego pokoiku, mieszczącego w sobie jedynie wąskie łóżko i niewielką szafę, dobiegł zniecierpliwiony głos Sky'a.

- Aha – odpowiedział Even, przyglądając się sobie w lustrze na zewnętrznych drzwiczkach mebla. Wtedy drzwi za jego plecami otworzyły się i do pokoju wszedł białowłosy.

- Dziwnie widzieć cię w czymś, co nie jest czarne – stwierdził, przechylając delikatnie głowę, taksując lustrzane odbicie chłopaka spojrzeniem.

- Ciebie dziwniej – odbił piłeczkę Even – No, i ja przynajmniej nie jestem od stóp do głów przebrany za wabik na demony.

- Bo jesteś dopiero kandydatem – przypomniał Sky – Jeśli dostaniesz się do Straży, też będziesz nosił biel.

- Uh, będę się jeszcze bardziej wyróżniał w tej szarości – Even przygryzł wargę, już wyobrażając sobie wścibskie spojrzenia otaczających go od dziś aniołów.

- Mniej niż ja – mruknął pod nosem Sky, tak cicho, że Even uznał, że się przesłyszał. Musiał się przecież przesłyszeć, skoro białowłosy nie miał powodu wyróżniać się w żaden spo-

Białowłosy?...

- Sky, mogę cię o coś zapytać?

- Na pewno masz mnóstwo pytań – westchnął chłopak.

- Wiadomo, ale akurat nie o to teraz chodzi – przytaknął Even – Nie wiem czy coś jest ze mną nie tak, czy coś, ale... po prostu zastanawiam się dlaczego wszyscy, dosłownie wszyscy arystokraci, których do tej pory widziałem mają te czarne włosy i oczy, a ty nie? To ma jakieś znaczenie czy doszukuję się głupot? – pytał zaciekawiony chłopak. Miał nawet teorię odnośnie koloru włosów Sky'a, ale postanowił nie wyciągać wniosków zanim nie usłyszy odpowiedzi. Fakt jednak, że białowłosy wahał się dłuższą chwilę przed odpowiedzią z pewnością przemawiał za tym, że nie chodziło o farbowanie i noszenie kontaktów ani nic w tym rodzaju.

- Oczy mam po matce – odpowiedział w końcu chłopak – Jest człowiekiem.

Even nie znał się na tutejszej kulturze, obyczajowości ani polityce, ale fakt, że Sky był tylko w połowie aniołem jego zdaniem zasługiwał na bardziej przejęty ton głosu i wyraz twarzy niż chłopak zaprezentował.

- Twoja matka jest człowiekiem?? – Even miał problemy z zamknięciem ust, otwartych w zadziwieniu – Zaraz, nie mówiłeś, że ludzie nie mogą mieć dzieci??

- Tylko martwi ludzie – Sky wzruszył ramionami – Ona ciągle żyje. Tak przynajmniej myślę. Nigdy jej nie spotkałem.

- Oh – wyrwało się Evenowi. I nic poza tym nie przyszło mu już do głowy.

- Wiem jak to brzmi, ale to nie jest tak, jak brzmi – mówił dalej Sky – Anielskie geny są silniejsze. Nikogo nie obchodzi kim była moja matka, kiedy wiedzą kim jest mój... - chłopak nagle urwał, po czym szybko zmienił temat – Przydałoby ci się znaleźć jakiś pas na broń. Nie możesz nosić noża w kieszeni, bo skończysz z dziurawymi spodniami.

- A włosy? Nie sądzę, żebyś miał je po mamie – Even zignorował zmianę tematu.

- Naprawdę musimy teraz rozmawiać o mojej fryzurze? – Sky westchnął cierpiętniczo, ale Even natychmiast dostrzegł w jego oczach niepokój. Chłopak był beznadziejnym kłamcą.

- A czemu nie? Zaczynam treningi dopiero od jutra, a ty nie musisz robić nic poza pilnowaniem mnie, więc w sumie nie mamy nic do roboty – przypomniał Even – Więc? Dlaczego są białe? Na początku myślałem, że to anielska cecha, ale nikt poza tobą takich nie ma...

- Czy to ważne?

Even bez trudu zauważył nerwowe stukanie palcami chłopaka o własne udo.

- Ciekawe. Jestem po prostu ciekawy – nalegał – W końcu i tak się dowiem – wzruszył ramionami – Będę tu pracował. Ktoś inny na pewno wie, więc jeśli ty mi nie powiesz...

- Ok, ok! – Sky wyglądałby na zirytowanego, gdyby nie to, że wyraźnie czuł się niekomfortowo. Zrobiło się go Evenowi nawet trochę szkoda, ale jego ciekawość była silniejsza – To jest anielska cecha. I nie tylko ja mam takie włosy.

- Nie? – zainteresował się Even.

- Wszystkie dzieci upadłych rodzą się z białymi włosami – powiedział Sky.

- A Cassiel? Mówiłeś, że też urodził się tutaj – zauważył Even.

- Tak. Powiedziałem, że rodzimy się z białymi włosami, nie że tacy już zostajemy – zwrócił uwagę chłopak, wciąż nerwowo stukając palcami.

- Więc? – Even nie musiał mówić nic więcej, żeby treść jego pytania była oczywista. Sky przecież stał tu teraz przed nim, dorosły i jasnowłosy jak albinos – Mogę zgadywać? – nie wytrzymał w końcu chłopak, chcąc już wiedzieć czy jego teoria potwierdzi się w rzeczywistości. Czas spędzony w Piekle nauczył go trochę cierpliwości, kiedy nie był w stanie dostać natychmiastowej odpowiedzi na wszystkie pytania, które nasuwały mu się na myśl, ale to było już ponad jego siły. Być może dlatego, że tyczyło się Sky'a. Wszystko, co odnosiło się do niego, jakoś bardziej interesowało Evena.

- Zgadywać?... – białowłosy uniósł brwi. Potem przytaknął, wpatrując się w chłopaka jakby bezgłośnie krytykował jego przesadzony entuzjazm.

- Więc... wydaje mi się, że to ma związek z faktem, że nie zdecydowałeś czy wolisz zostać w Piekle, czy iść do Nieba – przedstawił swoją teorię Even, nie spodziewając się reakcji, którą wywołają jego słowa. Oczy Sky'a otworzyły się szeroko, jego szczęka nieznacznie opadła. Wreszcie przestał stukać palcami.

- ...skąd ty... - wykrztusił.

- Głównie przez Cassiel'a – wyjaśnił Even – Ta cała jego gadka o tym, że powinieneś świecić przykładem, a tego nie robisz. Do tego jest jeszcze to, co powiedziałeś mi pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy. Mówiłeś, że tobie wolno wybrać Niebo. Na początku zupełnie o tym zapomniałem, ale ostatnio sam mi przypomniałeś. Teraz to ma sens. Urodziłeś się tutaj, ale nie zrobiłeś nic, co skazałoby cię na Piekło, więc masz wybór. Zakładam... że wszyscy inni już wybrali. Nie wiem jak to miałoby działać, ale czarny kolor zdecydowanie bardziej kojarzy się z Piekłem niż Niebem. Z upadłymi aniołami. Ty... wcale nie jesteś Upadłym, prawda?

Sky wyglądał jakby odebrało mu mowę, ale po chwili wahania pokiwał głową.

- Nie jestem – odezwał się cicho.

Teraz Even miał ogromną, naprawdę ogromną ochotę zadać najbardziej oczywiste pytanie na świecie. „Dlaczego?" Dlaczego Sky nie mógł się zdecydować? Jak sam powiedział, kto chciałby iść do Nieba, kiedy wie jak niesprawiedliwie traktuje ono ludzi? Po co? Dlaczego?

Jednak nie zapytał. Nie chciał być dla chłopaka powtórką Cass'a, wtrącającego się w nieswoje sprawy.

- Ok, wow. To ciekawe – powiedział tylko. Bo to naprawdę było ciekawe. Czym więcej chłopak dowiadywał się o tym świecie, tym bardziej interesujący mu się wydawał. To samo zresztą mógłby powiedzieć o samym Sky'u, gdyby nie to, że wciąż próbował się przekonywać, że chłopak wcale nie interesuje go jakoś szczególnie. Za to inne pytanie wpadło mu do głowy – A co właściwie musisz zrobić, żeby zostać Upadłym?

- Naprawdę potrzebujesz tego pasa na broń.

- ...wiesz jak bardzo mnie czasem wkurzasz? – Even nie mógł nie skomentować kolejnej tak chamskiej zmiany tematu.

- Ja ciebie? – Sky uniósł brwi – Hm, przypomnij mi kto pół godziny temu pozwolił dowódcy Straży myśleć, że coś mnie z tobą łączy? I ty nazywasz mnie wkurzającym?

- A kogo obchodzi czy nas łączy, czy nie łączy? – Even przewrócił oczami, uznając, że chłopak dramatyzuje.

- Tutaj każdy każdego zna. Każdy wszystko o wszystkich wie. A do tego on przyjaźni się z moim ojcem – ostatnie zdanie Sky'a przypominało bardziej jęk niż wypowiedź. Chłopak kucnął na podłodze i schował twarz w dłoniach.

Even, oczywiście, przyglądał się tylko jego załamaniu w totalnym osłupieniu.

- Aż tak boisz się plotek? – nie mógł uwierzyć – Sky? – odezwał się, kiedy chłopak nie odpowiadał – Hej... - zaczynał na poważnie się martwić, więc sam kucnął na ziemi obok białowłosego i przechylił głowę, żeby przyjrzeć się jego twarzy pomiędzy palcami – Przepraszam... nie wiedziałem, że to dla ciebie takie ważne. To był tylko żart... - dodał, nie całkiem szczerze, bo nie miał zielonego pojęcia co zrobić z załamanym Sky'em – Um... możemy iść po ten pas na broń? – zaproponował, kiedy wyczerpał już wszelkie pomysły. O dziwo, to właśnie podziałało.

- Możemy... - odezwał się Sky, w końcu odsłaniając twarz. Even zauważył, że zbierało mu się na płacz, ale postanowił to przemilczeć. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego chłopak tak zareagował, wiedział jednak tyle, że każdy zasługuje na prywatność.

- No, to wstawaj – Even sam zebrał się z podłogi i wyciągnął do Sky'a rękę – Miałeś rację z tym nożem. Chyba już zrobił dziurę w kieszeni.

Chłopak przyjął wyciągniętą dłoń i podniósł się z ziemi.

- Na pewno – powiedział, przywdziewając na powrót maskę niewzruszonego arystokraty. No, mniej więcej. Delikatne błyszczenie wilgotnych oczu zdradzało chaos, który musiał kryć się w głowie Sky'a, żeby wywołać takie emocje w związku z tak trywialną rzeczą jak plotki.

Trafiając do samego Piekła, nie myśli się o tym, że mógłby istnieć jeszcze dziwniejszy świat. Najwyraźniej jednak, ten obecny w głowie Sky'a był nawet bardziej osobliwy. A Even coraz mocniej uświadamiał sobie jak bardzo chce ten świat poznać i zrozumieć.

____________________________________________

Ferie się skończyły i nagle tak mało czasu na pisanie :'C

W każdym razie, co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro