XIII - Chwile największej słabości
"Problem w tym, że ten język rozumieją tylko aniołowie. A w Piekle nie ma aniołów."
Po tym stwierdzeniu Fynna, w kuchni zapadła jeszcze głębsza cisza. Język, który rozumieją tylko aniołowie. W Piekle nie ma aniołów.
Nie ma aniołów.
Oczywiście, że w Piekle nie było aniołów.
- Kto... to dla ciebie przetłumaczył? – odezwała się cicho Vivianne.
- Mamy szpiega w Piekle?! – znacznie mniej cicho wykrzyknął Fynn.
- Even, pamiętasz twarz tej osoby? – odezwał się Antti.
Even poczuł jak pierś przygniata mu nagle jakiś ciężar. Anioł? Nie to, że akurat ten fakt zdziwiłby Evena, ale... Szpieg? Sky? Sky miałby być szpiegiem?... Sky, który uratował go przed demonami i który pił z nim szampana miałby być szpiegiem?
Gdyby choć chwilę jednak się nad tym zastanowić, wszystko miało sens. Jego wygląd. Nieznany język, którym się posługiwał. Ukrywanie twarzy pod kapturem. Nawet trzymanie się z tą grupką! W końcu Sky wspominał coś o tym, że oni „mało się znają na polityce i tym podobnych sprawach". Tylko im pokazywał twarz. I... fakt, że przerzucał się na angielski, kiedy zwracał się do innych ludzi...
Sky był... Sky musiał być...
- Even, nie martw się – do rozmowy nagle wtrącił się cichy dotąd Kuba – Nie powiem więcej niż trzeba i ty też tego nie rób, ok? – zwrócił się do Evena, czekając na potwierdzenie. Po krótkim namyśle chłopak skinął głową. Więc jednak się nie pomylił. Kuba od początku coś wiedział – Nie ma żadnego szpiega – Kuba oznajmił na wstępie – Osoba, która to dla ciebie przetłumaczyła – tu chłopiec posłał Evenowi spojrzenie, które mówiło, że dobrze wie o kogo chodzi – nie jest tym, kim myślicie. Poważnie – westchnął – Czy ja jestem tu jedyną rozsądną i wyedukowaną osobą? Jakie „w Piekle nie ma aniołów"? O czym wy pieprzycie? Czy ktoś z was kiedykolwiek czytał Biblię?
Odpowiedziała mu cisza.
- To wiele wyjaśnia – Kuba pokiwał głową, godząc się z faktami – Proste pytanie. Kim jest Lucyfer?
- ...diabłem? – odezwał się nieśmiało Fynn.
Kuba posłał mu ciężkie spojrzenie.
- „Diabeł" to jego ksywka, do cholery! – wkurzył się – Mieszkacie tu wszyscy dłużej niż ja i ciągle nic nie ogarniacie! W Piekle nie ma aniołów?! Lucyfer jest upadłym aniołem, do cholery! Wszyscy, którzy upadli razem z nim i pomogli mu założyć Piekło, to cholerne upadłe anioły! Prawdopodobnie około pięć procent populacji Piekła to cholerne upadłe anioły! To, że upadli, nie znaczy, że nagle przestali być aniołami!
- Oh – skomentował tylko Fynn, po czym zapadła cisza.
Even nie był jakoś szczególnie zszokowany wieściami. Było mu obojętne czy w Piekle mieszkali aniołowie czy nie. To, co go interesowało to kwestia Sky'a. Kim w takim razie był? Upadłym aniołem? Czy jednym ze Strażników? A może jednym i drugim? Czy można było być jednym i drugim jednocześnie? I czy...
- Oh, to oni – doznał nagle olśnienia.
- Oni? – wszyscy spojrzeli na niego, zaskoczeni.
- To oni są arystokracją. Tak? – jego wzrok odruchowo padł na najbardziej wyedukowanego z całej grupki.
Kuba aż spojrzał na niego jak na swojego wybawcę.
- W końcu ktoś, kto ogarnia! Tak! To oni są cholerną arystokracją. Nie wierzę, że tego nie wiedzieliście! – wykrzyknął, wciąż pod wrażeniem.
- Ja się nie interesuję polityką – Fynn tylko wzruszył ramionami. Vivianne i Antti poszli w jego ślady – Ale to fajnie, Even! Spotkałeś arystokratę! – wyszczerzył się blondyn.
- Na to wygląda... - przytaknął Even, zaczynając rozumieć jak musiał czuć się Kuba.
Dopiero teraz wszystko nabrało sensu. Sky nie dlatego nie dziwił się ustrojowi politycznemu zaświatów, że pochodził z dawnej epoki z podobnym systemem. On urodził się po drugiej stronie.
No, o ile o aniele można powiedzieć, że „się urodził".
***
Sky był padnięty. Umorusany czarną breją demonów i własną krwią zawlókł się ostatkiem sił do najbliższej wartowni Straży. Teraz stał przed lustrem w łazience i oceniał straty.
Włosy miał w całkowitym nieładzie. Mokre i posklejane ciemną mazią kosmyki opadały mu smutno na czoło. Kilka rozcięć i zadrapań kalało nieskazitelne rysy twarzy. Mimo całego tego brudu i wyczerpania, doskonałość zapisana w jego DNA i tak przebijała się na wierzch. Jego uroda była niezniszczalna.
Ale nie tak widział się Sky. Patrząc w lustro dostrzegał tylko zmęczonego chłopaka, o wiecznie zagubionym spojrzeniu, którego nikt poza nim zdawał się nie zauważać. Widział wyraźnie jak w jego twarzy odbija się niepewność, nerwowość, słabość maskowana dumą. Białe, mokre teraz i tu i ówdzie poprzyklejane krwią i potem do twarzy, kosmyki włosów mieniły się w rozdygotanym świetle gazowej lampy jak oskarżenie. Nie ważne ile unosił się dumą i jak często powtarzał, że inni się mylą. Napotykając swoje odbicie w lustrze, Sky zawsze czuł lekkie szarpnięcie nerwów, uszczypnięcie lęku. Czasami naprawdę żałował, że nie były innego koloru. Na tego rodzaju myśli pozwalał sobie jednak tylko w chwilach największej słabości.
Teraz zresztą nie miało to żadnego znaczenia. Miał inne zmartwienia. Bitwa, która rozegrała się tego dnia na ulicach Piekła z pewnością miała przejść do historii. Atak kilkunastu demonów, którym do tego udało się jakimś cudem przedrzeć aż do centrum miasta był czymś zupełnie nowym i nieprzewidywalnym. Od niepamiętnych czasów, mieszkańcy Piekła byli całkowicie bezpieczni wewnątrz murów ochronnych. Tylko ci, którzy zapuszczali się poza granice miasta byli narażeni. Oczywiście, zdarzały się pomniejsze ataki, kłopoty przy bramach wjazdowych i przy więzieniu w Hadesie. Z takimi incydentami jednak Straż radziła sobie bez problemu. To, co wydarzyło się przed godziną, całkowicie wymknęło się spod kontroli. Cudem chyba nikt nie zginął. Mimo jednak braku ofiar śmiertelnych, Sky wciąż nie mógł sobie wybaczyć, że tak późno przyłączył się do defensywy. Zamiast być w pogotowiu i zająć się odparciem ataku w chwili jego rozpoczęcia, on wylegiwał się z Heavenem na obrzeżach miasta, doszukując się na sklepieniu Piekła nieistniejących gwiazdozbiorów. Teoretycznie tego dnia nie wypadała jego kolej na trzymanie warty, Sky jednak nie czuł się usprawiedliwiony. Gdyby nie te pogaduszki z Heavenem, być może udałoby się szybciej odeprzeć atak. Sky dobrze wiedział, że gdyby tego dnia ktoś zginął, nie wybaczyłby tego sobie. Nie mówiąc już o tym, że w towarzystwie Vivianne i reszty, pośród tłumu ludzi, nowy pewnie byłby bezpieczniejszy niż z nim, z dala od Festiwalu, niemalże pod murami miasta. Cudem uniknął śmierci. Sky kazał mu zostać z tyłu i rzucił się biegiem, byle jak najszybciej pozbyć się wtedy zagrożenia, ale ten idiota oczywiście nie posłuchał. Pobiegł za nim i chwilę później wpadł na drugiego potwora i zanim Sky się zorientował, było już za późno. To znaczy byłoby, gdyby nie fakt, że demon z jakiegoś powodu zawahał się przed niewątpliwie śmiertelnym ciosem. To dało chłopakowi czas na przybycie Heavenowi z pomocą. Ciężko było jednak pozbyć się wspomnienia przerażenia, które ścisnęło mu wnętrzności, kiedy, stojąc zbyt daleko, żeby zdziałać cokolwiek, zobaczył jak demon wysyła morderczy cios w stronę bezbronnego chłopaka, który był w stanie jedynie zasłonić się ramionami w odruchowym geście ucieczki. Zupełnie jak dziecko, które wierzy, że zakrycie oczu sprawia, że reszta świata znika. Gdyby demon zaatakował, Sky miałby Heavena na sumieniu. A tego z pewnością by nie zniósł.
Nie zniósłby śmierci niewinnego chłopaka, młodego, niemal zupełnie jeszcze nieznającego świata, w którym dopiero co się pojawił. Sky'owi w ogóle ciężko było zrozumieć śmierć – śmierć jednak kogoś, kogo zdążył poznać, a może i nawet odrobinę polubić, była dla niego czymś zupełnie niewyobrażalnym.
Była jeszcze inna kwestia. Ta, o której nie chciał wcale myśleć. Bał się rozważyć sprawę, z drugiej jednak strony wiedział, że nie jest w stanie okłamywać samego siebie. W końcu widział to własnymi oczami. Widział jak demon zatrzymuje się tuż przed atakiem. Jak Heaven nie umiera. A przecież powinien, bo Sky nie mógł zdążyć go uratować. Demony nie miały powodu kogokolwiek oszczędzić. Istniała tylko jedna sytuacja, w której coś takiego mogło mieć miejsce i tego właśnie się obawiał. Sky nie wiedział jak to w ogóle możliwe, bo przecież Heaven był tylko Heavenem, ale wiedział, że to z pewnością to. Wiedział też, że jeśli ktokolwiek poza nim by się o tym dowiedział, chłopak znalazłby się w niebezpieczeństwie. Może i Sky był paranoikiem i Heavenowi nic złego by się nie stało. Może. Ani trochę jednak nie podobała mu się myśl, że jego nowy przyja- znajomy miałby być narażony na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
A bycie członkiem Straży z pewnością kwalifikowało się do rzeczy niebezpiecznych.
***
Kuba uznał, że Even prawdopodobnie nadaje się do pomocy znacznie bardziej niż reszta. Fynn wciąż nie rozumiał nawet czym jest komputer, Vivianne i Antti nie pojmowali ani trochę jego problemu, a Sky wciąż nie wrócił. Nic więc dziwnego, że o pomoc w poszukiwaniu karty graficznej poprosił właśnie Evena. Chłopak jednak podejrzewał, że jego jako takie pojęcie o elektronice nie tyle jest powodem, co pretekstem do wyjścia gdzieś tylko we dwójkę.
- Więc... - odważył się w końcu zacząć po mniej więcej pół godzinie spaceru po kiermaszu, który został szybko przywrócony do porządku po odparciu ataku demonów – Chciałeś porozmawiać o Sky'u? – spytał, przygryzając wargę nerwowo. Zastanawiał się czy w tej chwili wie o białowłosym więcej czy mniej od Kuby.
- Aha – przytaknął chłopiec, sprawiając wrażenie bardziej zajętego zakupami niż rozmową – Może przy tamtym stoisku? – wskazał palcem – Kurczę, ciężko tu znaleźć części do komputera...
- Mhm... - Even pokiwał głową, niezbyt przejęty – Mogę zapytać... skąd wiedziałeś kim on jest? Powiedział ci?
- Sky? No co ty! Sam się domyśliłem. Myślisz, że on cokolwiek komukolwiek by powiedział? – Kuba wybuchnął śmiechem na niedorzeczny pomysł – W ogóle, potrzebujesz ciuchów – zmierzył Evena spojrzeniem – Chodzisz w tym od wczoraj.
- Jak się domyśliłeś? – zdziwił się Even, mało przejmując się teraz ubraniami.
Kuba przewrócił oczami, po czym chwycił chłopaka za nadgarstek i pociągnął w tę stronę kiermaszu, której do tej pory jeszcze nie odwiedzili.
- Ciuchy akurat są tu ważniejsze niż ci się wydaje. W tych ktoś może cię przypadkiem wziąć za jednego z nich, a to byłoby... niezręczne.
- Co? – Even zamrugał ze zdziwienia – O czym ty mówisz?
- Jak to o czym? Masz na sobie ciuchy Sky'a. Normalni ludzie się tak nie ubierają. Tylko arystokracja – Kuba brzmiał jakby stwierdzał najoczywistszą rzecz na świecie – Może i trochę ci brakuje, żeby wyglądać jak jeden, ale ktoś w końcu może się pomylić. Wtedy musiałbyś wyjaśniać skąd masz te ubrania i ogólnie po co nam takie kłopoty?
- Oh – no tak, coś w tym było – Ale ja nie mam pieniędzy...
- Kupię ci. Zarabiam sporo jako jeden z może... trzech informatyków w całym Piekle. Jak się kiedyś dorobisz, to możesz oddać. Albo i nie. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie? – posłał mu uśmiech. Ciężko byłoby się nie uśmiechnąć w odpowiedzi.
- Dzięki – wyszczerzył się Even – Ale możemy i tak porozmawiać o Sky'u?
- Dobra, dobra. No to tak w skrócie. Ciężko byłoby nie zauważyć, że Sky nie jest normalny. Jak byłem dzieckiem – tu Even musiał powstrzymać się przed zaśmianiem – interesowałem się religią. Wszystkimi religiami. Chciałem wtedy dowiedzieć się jak najwięcej o wszystkich największych religiach świata i zdecydować, która jest prawdziwa. Potem wiadomo, doszedłem do wniosku, że żadna nie ma sensu, ale mniejsza z tym. Sporo czytałem, więc trochę się na tym znam. Dlatego dziwi mnie, że niektórzy nie uświadamiają sobie takich oczywistych faktów jak to, że Lucyfer jest aniołem, pierwszym stworzeniem Boga, jego ulubieńcem i pierwszym, który upadł. Ale wcześniej już o tym mówiłem, nie? To, że upadł nie znaczy, że przestał bym tym, kim jest. Reszta upadłych też, a trochę ich było i pewnie od czasu do czasu przybywa. Popełnienie grzechu, czyli w skrócie złamanie zasad panujących w Niebie, jest dla nich natychmiastowym wyrokiem. Muszą opuścić Niebo. Lądują w Piekle.
- No tak, to ma sens – przytaknął Even.
- Właśnie. A kiedy pierwszy raz zobaczyłem Sky'a, pomyślałem sobie i ty pewnie też: „Wow. Wygląda jak anioł!" Więc już w pierwszej sekundzie zacząłem coś podejrzewać. Potem dowiedziałem się co nieco o polityce Piekła i takich tam i wtedy stało się to dla mnie po prostu oczywiste. Wszystko, jego zachowanie, wygląd i fakt, że ukrywa twarz. Nie bardzo wiem dlaczego zadaje się z nami, zamiast cieszyć się swoimi przywilejami, ale to jego wybór – Kuba wzruszył ramionami – Ok, to szukaj czegoś co ci się podoba – dopiero kiedy to powiedział, Even uświadomił sobie, że stoją przed stoiskiem z ubraniami.
- Przywilejami? – zainteresował się – Jakimi na przykład?
- To ci się podoba? – spytał Kuba, podnosząc czarną koszulkę z logiem zespołu, którego Even akurat nie kojarzył – Nie podoba. Dobra. Sam coś wybierz. No, przywileje... hm. Pieniądze, to na pewno. Ogólny respekt ludzi. Ładność...
- Ładność? – Even parsknął śmiechem – Zaraz, czyli wszyscy upadli dorównują Sky'owi urodą? – uświadomił sobie w szoku.
- Mhm. Choć wiesz, to też kwestia gustu. W końcu na przykład powiedziałeś, cytuję: „Lucyfer nie jest tak śliczny jak Sky, chociaż zarąbisty"...
- Powiedziałem zajebisty.
- Uczysz dzieci przeklinać?
- Jaki piętnastolatek nie przeklina?
- Ja. No, więc widzisz. To nie tak, że każdy upadły jest twoim zdaniem ideałem, nie? – tu Kuba poruszył brwiami sugestywnie.
- Nie, Kuba, mówiłem już, że nic między Sky'em a mną nie ma... - westchnął tylko Even.
- Oczywiście. W każdym razie, widzisz. Bycie arystokratą ma swoje plusy. Choć ma też minusy, powiedzmy...
- Minusy? – zainteresował się Even.
- No, biorąc pod uwagę, że co najmniej połowa z nich należy do Straży... Ja tam bym nie chciał zbliżać się do demonów...
- O! Więc wiesz... - Even ugryzł się w język zanim dokończył. Kuba powiedział połowa, nie każdy. Even nie chciał zdradzać sekretu Sky'a, jeśli rzeczywiście była to tajemnica.
- Sky jest w Straży? – natychmiast podłapał Kuba, uświadamiając Evenowi, że tak, najwyraźniej był to sekret.
Brawo, Even.
- N-No, to znaczy... tak mi się wydaje... - chłopak spuścił wzrok, klnąc w duchu – Wścieknie się jak się dowie, że ci powiedziałem, nie?
- A kto powiedział, że się dowie? – roześmiał się Kuba – I tak podejrzewałem. Fakt, że raz przychodził do Portierni i spędzał z nami parę dni, potem znikał i znowu się pojawiał dał mi do myślenia. Pomyślałem, że może to zależy od zmian warty. Nie widziałem go nigdy w stroju Strażnika, ale to oczywiste, skoro nie chciał, żebyśmy wiedzieli.
- Ale te ubrania, które mam na sobie mają schowki i pasy na broń – podzielił się swoimi obserwacjami Even, pokazując jeden z elastycznych pasków przy spodniach.
- Takie ubrania noszą wszyscy arystokraci. Wiesz, na wszelki wypadek. Nawet ci, którzy nie należą do Straży mają większe szanse w walce niż zwykli ludzie.
Even pokiwał głową. Zauważył już zaskakującą siłę Sky'a.
- Dlatego potrafił wtedy mnie znieczulić. Kiedy nastawialiście mi żebra – przypomniał sobie – Ktoś o tym mówił... „Bóg i jego aniołki potrafią różne sztuczki"...
- Dokładnie – przytaknął Kuba – Z tego co wiem, niektórzy potrafią usuwać wspomnienia. Chyba wszyscy potrafią usuwać ból. Wszyscy mają tą nadludzką siłę. Więcej nie wiem, ale mam nadzieję się kiedyś dowiedzieć. Sky wie, że o nim wiem, ale i tak nie chce ze mną rozmawiać o tych sprawach – wzruszył ramionami.
- Może on... - zastanowił się Even, próbując wczuć się w sytuację białowłosego – Może nie chce być traktowany jak arystokrata? Może dlatego z wami trzyma. Woli, żeby ludzie cenili go za to jaką jest osobą, a nie za to jaki jest jego status społeczny.
- Może – zgodził się Kuba – Choć mam przeczucie, że to nie wszystko. Ale może tylko mi się wydaje. No, wybieraj w końcu te ubrania. Nie mamy wieczności!
***
Even może i miał wieczność, nie miał jednak zamiaru spędzić jej na zakupach. Zdecydował się więc w końcu na, oczywiście czarny, t-shirt z długimi rękawami z logiem Metallici – czasem trzeba było docenić klasykę – do tego sięgający połowy łydek czarny płaszcz w trochę staroświeckim stylu, pełne ozdobnych przetarć, zamków i wpiętych tu i ówdzie agrafek równie ciemne spodnie. Ubrania Sky'a schował do nowo nabytego plecaka, nabitego drobnymi ćwiekami, buty jednak pozostawił na nogach. Nie miał zamiaru kupować nowych – jego ukochane, zużyte ale wciąż dobre glany czekały na niego w Portierni.
Spojrzał w lustro w niewielkiej przenośnej przebieralni. Przeglądał się w jednym zaledwie wczoraj, a miał wrażenie, że od tego czasu minęła wieczność. Tyle wydarzyło się w ciągu jednej doby, że chłopak naprawdę miał wrażenie, że spędził w Piekle o wiele więcej niż ledwie trzy dni.
W końcu wyglądał bardziej jak Even, którego kojarzył z poprzedniego życia. Granatowe włosy w lekkim nieładzie, kolczyki, zamiłowanie do muzyki jednoznacznie przekazane w ubiorze. Ubrania Sky'a były ciekawe, dość niesamowite i z pewnością wygodne, Even jednak nie do końca poznawał w nich samego siebie. Teraz jedynie odrobinę zbyt błyszczące, czarne buty i naszyjnik z kamieniem szlachetnym odróżniały jego obecny wygląd od jego standardowej, ziemskiej wersji.
Właśnie, naszyjnik. Musiał pamiętać o wisiorku kiedy zobaczy się ze Sky'em następnym razem.
O ile się z nim zobaczy – z jakiegoś powodu niepokojąca myśl pojawiła się w jego głowie. Bez sensu. Wszyscy zapewniali go, że białowłosemu z pewnością nic złego się nie stało, ale Even wciąż nie mógł się otrząsnąć z lęku, który zasiały w nim ostatnie wydarzenia. Wciąż pamiętał jak Sky bez zastanowienia rzucił się do walki z demonem. Idiota powinien być ostrożniejszy...
Próbując oderwać się od ponurych myśli, chłopak wyszedł w końcu z przebieralni i szybko odszukał wzrokiem rudą czuprynę Kuby, przeglądającego nabite ćwiekami bransoletki.
- Chyba by ci nie pasowały – stwierdził, podchodząc do chłopca.
- Co? – zdziwił się Kuba – A, nie, co ty. To nie dla mnie. Sky ma niedługo urodziny. Raz przypadkiem mi się wygadał. Chyba za miesiąc czy coś w tym stylu... nigdy nie wiem jaka dokładnie jest data... Myślałem, że może by mu się spodobała, skoro zawsze ubiera się tak metalowo...
- Hahah – Even parsknął śmiechem – Sky metalem? Czarne ciuchy to nie to samo, co ćwieki i glany. Za to możesz kupić mi. Moje urodziny są za tydzień – wyszczerzył się - Jego styl to bardziej coś w ten deseń – chłopak dotknął wisiorka na swojej szyi.
- Huh? Skąd wiesz? – brwi Kuby powędrowały wysoko.
- Bo to jego – w momencie wypowiadania tych słów, Even uświadomił sobie swój błąd.
- Jego?? Kupił ci naszyjnik?? Na tej waszej Festiwalowej randce?? – oczy Kuby zabłysły.
Even westchnął głęboko.
- Nie kupił mi. Jest jego nie od niego. I to nie była randka. Po prostu zostawiliście nas samych – przewrócił oczami.
- To czemu go nosisz? – Kuba się nie poddawał – Skoro kupił go sobie?
- Uh, bo- - Even urwał, gdy coś w tłumie złapało jego wzrok.
- Even? – Kuba pomachał mu ręką przed oczami.
Even zamrugał i zmrużył oczy, zastanawiając się czy się aby nie przewidział. Przysiągłby, że przed chwilą mignęła mu w tłumie biała czupryna. Oczywiście, białe włosy nie musiały wcale od razu znaczyć „Sky!", ale równie dobrze mogły.
- Czekaj chwilę... - mruknął do Kuby, po czym wyminął go i zanurzył się w tłumie, wypatrując znajomych, błyszczących włosów. Parę minut krążył bez celu i już miał się poddać i wrócić do przyjaciela, którego zostawił samego bez żadnych wyjaśnień, kiedy-
- Przepraszam! – powiedział natychmiast, kiedy potrącił kogoś dość mocno. Powinien bardziej uważać jak chodzi, a nie rozglądać się za kimś, kto i tak pewnie nie był tym, kogo szukał. Sky nie miał monopolu na białe włosy.
- Uh, nic się nie stało... - odpowiedział wysoki chłopak, odwracając się w stronę Evena. W momencie jednak kiedy ich oczy się spotkały, wyraz twarzy nieznajomego zmienił się z uprzejmego na zdziwiony. Even poczuł się dziwnie, kiedy został zmierzony spojrzeniem od stóp do głów. Czy raczej może w drugą stronę, biorąc pod uwagę, że oczy chłopaka zatrzymały się na dłużej na jego butach. Gdyby był to ktoś inny, Even pewnie przeprosiłby jeszcze raz, po czym wycofał się, nie mając ochoty być mierzony badawczym spojrzeniem przez jakiegoś nieznajomego. Problem w tym jednak, że chłopak uderzył w jedną ze słabości Evena i nie, nie była to miłość do muzyki. Był po prostu cholernie atrakcyjny, co jakoś odbierało chęć ucieczki.
- Emm... coś nie tak? – Even przygryzł wargę, trochę onieśmielony.
- Ty... nie kojarzę cię... - odezwał się chłopak, marszcząc brwi.
- A, um, jestem nowy... - Even zawahał się, nie wiedząc czy powinien się przedstawić, czy raczej wycofać i wrócić do Kuby.
- Jak to nowy? – zdziwił się chłopak. Potem podszedł do Evena o krok bliżej i pochylił się odrobinę, przyglądając mu się uważniej. Teraz już naprawdę zaczynało się robić niezręcznie – Jak masz na imię?
- Even...
- Even? Nie kojarzę...
- Znasz wszystkich w Piekle? – Even uniósł brwi, zdziwiony.
- Wszystkich, którzy się liczą – jeden kącik ust chłopaka uniósł się w bezczelnym uśmieszku, który sprawił, że Evena natychmiast olśniło. Arystokrata? Z pewnością. Czyżby wziął Evena za jednego ze swoich? To było możliwe? Tylko dzięki butom Sky'a? – Farbujesz włosy? – pytanie całkowicie zbiło Evena z tropu.
- ...tak? – odpowiedział z wahaniem.
Na tą odpowiedź chłopak wybuchnął śmiechem.
- To przydałaby ci się jeszcze maskara. Rzęsy cię zdradzają – rzucił, puszczając Evenowi oczko.
Teraz to już całkiem się pogubił. Rzęsy? Zdradzały go? W sensie jego domniemane arystokratyczne pochodzenie czy co? Oh... czyżby dlatego, że były niemal białe? Jak Sky'a? Włosy, i rzęsy chłopaka przed nim były jednak całkiem czarne... Może sam się farbował i używał maskary, żeby ukryć swoją tożsamość? Tylko po co? Biorąc pod uwagę jego podział na tych, którzy się „liczą" i resztę, raczej nie miał powodu chcieć, żeby ludzie brali go za zwykłego mieszkańca Piekła...
- Dobra rada – przytaknął Even, choć nie miał pojęcia o czym mówi. Skoro jednak został wzięty za arystokratę, co bardzo mu schlebiało, biorąc pod uwagę, że jedną z cech upadłych aniołów była, jak to ujął Kuba, „ładność", mógł pociągnąć to trochę dłużej. Tak dla zabawy. Raczej nic złego nie mogło z tego wyniknąć, prawda?
- Ale poważnie, nigdy wcześniej cię nie widziałem. Dziwne – mruknął chłopak – Gdzie się chowałeś przed światem, co? – zaśmiał się krótko.
- W domu? Po co się kłopotać wychodzeniem na zewnątrz? Pogoda zawsze taka sama...– Even wzruszył ramionami. Znów odpowiedział mu krótki śmiech. Chłopak może mógł nawet go polubić, chociaż mowy nie było, żeby Even odwzajemnił sympatię. Ktoś, kto traktował ludzi inaczej, zależnie od ich pozycji społecznej nie mógł być dla niego kandydatem na przyjaciela czy nawet znajomego. Kogoś na jedną noc jednak, jak najbardziej – A ty? Jak masz na imię? Też cię nigdy nie widziałem – Even poprawił włosy świadomym gestem, w ten sam sposób przechylając delikatnie głowę i rzucając nieznajomemu spojrzenie spod rzęs.
- Cassiel – przedstawił się chłopak, przestępując z nogi na nogę, jakby poczuł się trochę nieswojo z faktem, że ktoś może nie znać jego imienia. Sytuacja coraz bardziej bawiła Evena. Ale mimo, że podejście chłopaka do ludzi sprawiało, że miał ochotę go uderzyć, ciężko było mu zignorować to, jaki wpływ miała na niego uroda Cassiel'a. Znów te anielskie rysy twarzy, choć z pewnością nie tak idealne jak te Sky'a, ciemne oczy, wciąż przyglądające się mu badawczo i trochę arogancka, zdecydowanie działająca na nerwy, a jednocześnie atrakcyjna postawa ciała. Vivianne miała rację. Coś było w tych cholernych aniołach. Coś, czego, o dziwo, nie zauważył w Sky'u. Aura pewności siebie, tak by to określił. Jednocześnie irytowała go i pociągała – Nie myślałeś może o wstąpieniu do Straży? – rzucił Cassiel – Przydałyby się jakieś nowe twarze – znów ten cholerny pół-uśmieszek – Dość już mam użerania się z tymi samymi ludźmi prawie dzień w dzień... - spojrzenie, które rzucił Evenowi świadczyło o tym, że raczej nie był to główny powód, dla którego chętnie zacząłby z nim pracę. Może rzeczywiście Even miał szansę wyciągnąć z tej sytuacji więcej niż tylko trochę śmiechu. Już miał rzucić coś, co pozwoliłoby Cassiel'owi myśleć, że mogliby się spotkać w jakimś bardziej prywatnym miejscu, kiedy poczuł znienacka klepnięcie w ramię. Ułamek sekundy później, zmienił zdanie. Nie klepnięcie, tylko raczej paznokcie wbijające się mu w ramię trochę zbyt mocno.
Zaskoczony, spojrzał za siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro