Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI - Natura człowieka



Gdyby ktoś spytał, Even odpowiedziałby, że jest całkiem trzeźwy. Lekkie zawroty głowy i przyjemne rozluźnienie nie kwalifikowały go w jego mniemaniu do określenia „wstawiony". Niezależnie jednak od jego opinii, fakty pozostawały faktami i to, jak niespodziewanie lekko rozmawiało mu się ze Sky'em prawdopodobnie miało z alkoholem jakiś związek.

Zmieniając trochę temat, sytuacja była nieco niezamierzenie romantyczna – Even doszedł do wniosku. Obserwowanie razem imitacji gwiazd na sklepieniu Piekła może i nie figurowało na liście najlepszym pomysłów na randkę – gdybyśmy oczywiście założyli, że taka lista istniała – ale, nie czepiając się powierzchownych szczegółów, tak. Sytuacja miała w sobie jakąś osobliwą nutę romantyzmu, choć Even z pewnością nie wspomniałby o tym głośno. Wolał leżeć na kościanym bruku i doszukiwać się ze Sky'em ziemskich konstelacji na sklepieniu, nawet jeśli było to zupełnie absurdalne. Z pewnością wolał to, niż narażanie się na gniew chłopaka i zniszczenie przyjemnej chwili niepożądanymi zalotami.

- To wygląda jak „wielka niedźwiedzica" – Even wyciągnął rękę nad głowę, żeby wskazać domniemany gwiazdozbiór palcem.

- Z której strony to wygląda jak niedźwiedź? – skomentował Sky, przewracając z rozdrażnieniem oczami. A może było to źle maskowane rozbawienie?

- A od kiedy prawdziwa „wielka niedźwiedzica" wygląda jak wielki misiek, co? – zaśmiał się Even. Może i podobieństwo świateł miasta odbitych na sklepieniu Piekła nie było zbyt bliskie rzeczywistym gwiazdom, ale argumenty Sky'a miały jeszcze mniej sensu – Sky, powiedz – zastanowił się chłopak, przewracając się na bok i podpierając głowę na ręce, żeby spojrzeć w stronę białowłosego – Skoro Bóg naprawdę stworzył świat, a nie jest to efekt wielkiego wybuchu, czemu nie ułożył gwiazd w jakieś sensowne kształty?

Sky westchnął.

- Czemu zakładasz, że wszystko wiem? – spytał, kręcąc głową z dezaprobatą.

- Bo jesteś tu długo, prawda? – to wydawało się Evenowi wystarczającym powodem.

- Na pewno dłużej od ciebie, nowy – kącik ust Sky'a uniósł się odrobinę.

- Mam wrażenie, że wiesz więcej niż reszta...

- Skąd ten pomysł? – białowłosy zmrużył lekko oczy.

- Nie wiem. Może temu, że reszta nie wie za wiele o tobie? – Even wzruszył ramionami.

- Jeśli przez „resztę" masz na myśli tych dziwaków z Portierni, to nie za wiele o czymkolwiek mówi. Oni nie mieszkają w mieście, sami mało wiedzą. Są tak trochę... wyłączeni z... wszystkiego – teraz przyszła kolej Sky'a na wzruszanie ramionami.

- Wszystkiego? – Even uniósł brwi wymownie.

- No... mam na myśli... wszystkiego tego, co obchodzi zwykłych mieszkańców miasta... Relacje klas społecznych, polityka i takie tam... - mówił Sky, zajmując ręce wyrywaniem kawałków mchu spomiędzy kostek bruku.

- Klas społecznych? – Even zamrugał – Są tu... klasy społeczne? To znaczy jak... arystokracja, proletariat i tak dalej?

- Mhm... coś w tym stylu. W końcu mamy monarchię, nie demokrację, więc to normalne – średniowieczny ustrój polityczny Piekła zdawał się nie tyle nawet nie szokować, co ani odrobinę nawet nie dziwić Sky'a.

- Huh... - Even wrócił do leżenia na plecach i wpatrywania się w „gwiazdy". Tym razem jednak jego myśli nie krążyły wokół wyimaginowanych gwiazdozbiorów, ani rozważaniu czy może obecną sytuację zaliczyć sobie w głowie jako randkę. Wszystko w Piekle go zadziwiało. I z każdą chwilą zadziwiało coraz bardziej. Zastanawiał się czy z czasem będzie w stanie się przyzwyczaić. Choćby do zupełnie nowego ustroju politycznego. Teoretycznie w Anglii zetknął się już z monarchią, jednak każdy dobrze wiedział, że królowa to tylko podtrzymywany dla tradycji relikt przeszłości i że rodzina królewska nie ma w rzeczywistości żadnej władzy – Czyli do której klasy należę? – zainteresował się chłopak. Wpatrując się w firmament nie zobaczył, ale usłyszał jak bardzo rozbawił tym pytaniem białowłosego.

- A jak myślisz? – odezwał się Sky, kiedy przestał się już śmiać.

Even wzruszył ramionami.

- Do... nie wiem, średniej? Jeśli jest tu coś takiego...

- Średniej... - słowo z jakiegoś powodu naprawdę bawiło chłopaka – Nie, nie ma czegoś takiego – zaśmiał się, rzucając Evenowi spojrzenie migoczące iskierkami rozbawienia – Mamy tu arystokrację, mieszczan i wygnanych. Ci ostatni wcale nie muszą być naprawdę wygnani. Chodzi o przestępców, zdrajców i tak dalej. Czyli każdy, kto nie jest arystokratą lub przestępcą, jest po prostu mieszczaninem. Zwykłym mieszkańcem Piekła – tu Sky wyciągnął rękę i dźgnął Evena palcem w klatkę piersiową – Którym obecnie jesteś, dopóki nie złamiesz prawa i nie zostaniesz skazany przez sąd. Wtedy na jakiś czas możesz stać się „wygnanym". I tyle. To prosty system.

- I tyle? – Even uniósł brew – Czyli mogę spaść niżej w hierarchii, ale awansować już nie?

Przez chwilę Sky patrzył na niego nierozumiejącym spojrzeniem. Załapał znacznie później niż powinien, biorąc pod uwagę, że nie wypił więcej niż parę lampek szampana w ciągu całego wieczoru.

- Awansować na arystokratę?... Hahah... Nie, nie możesz – zaśmiał się, wciąż chyba trawiąc pytanie, które wyraźnie go zaskoczyło, choć Even nie rozumiał dlaczego. Czyżby Sky pochodził z czasów, w których system feudalny działał na pełnych obrotach i ludzie rzeczywiście nie byli w stanie przez całe życie wyjść spoza ram narzuconych im z racji urodzenia? To trochę wyjaśniałoby jego pełną akceptację ustroju politycznego Piekła.

- Czemu nie? – Even mimo wszystko postanowił dociekać.

- Bo nie urodziłeś się arystokratą. Nie możesz po prostu się nim stać... - Sky na chwilę zamilkł, jakby się wahał – No, w teorii możesz, ale... Od czasu Adama nikomu jeszcze się to nie udało...

- ...Adama? – Even zmarszczył brwi. To była zbieżność imion czy Sky naprawdę mówił o-

- Tak, tak – białowłosy przewrócił oczami – Tego Adama. Był jedynym człowiekiem, który kiedykolwiek awansował w historii Piekła. Czy raczej Hadesu. Piekła jeszcze wtedy nie było.

Even przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Powinien już przyzwyczaić się do nowych, zaskakujących faktów rzucanych mu bez przerwy w twarz, ale nie było to takie proste, jak mogłoby się wydawać.

Adam...

Pierwszy człowiek.

- Więc... - Even zmarszczył brwi, kiedy dotarło do niego, że nie wie jednej bardzo istotnej rzeczy. Czegoś, co przecież nie miało tu sensu – Więc... jak można się urodzić arystokratą? Skoro nawet pierwszy człowiek w historii nie był nim z urodzenia to...

Nie dokończył. Zamiast tego ze zdziwieniem patrzył jak Sky zrywa się na równe nogi, po czym zamiera w bezruchu, a wyraz jego twarzy zastyga w skupieniu i czymś, czego Even nie spodziewał się chyba nigdy zobaczyć w oczach białowłosego. Lęk. Even nigdy nie podejrzewał, że kiedyś zobaczy przestraszonego Sky'a.

- Co się dzieje? – spytał ostrożnie, podnosząc się z ziemi.

- Cii – natychmiast uciszył go Sky. Even zauważył jak ten sięga powolnym ruchem do zamka swojej bluzy z kapturem, po czym rozpina go ostrożnym ruchem, rozglądając się wokół w skupieniu.

Co ty robisz? – miał ochotę spytać, ale powstrzymał się, widząc powagę w zachowaniu chłopaka. Aż sam zaczął się niepokoić i rozglądać na boki.

Po chwili Sky skończył powolne rozpinanie swojej bluzy, a Even poczuł jak zasycha mu w gardle, kiedy zobaczył co się pod nią skrywa. Nie rozumiał. Po co chłopak nosił przy sobie coś takiego? Mimo narastającego lęku, powstrzymał się od zadawania jakichkolwiek pytań. Działo się coś poważnego i najwyraźniej zachowanie ciszy było tu istotne.

- Heaven – odezwał się Sky głosem zbliżonym do szeptu, sięgając do swojego szerokiego pasa z bronią, otaczającego jego talię. Spośród co najmniej kilkunastu różnych rozmiarów i kształtów noży, wybrał jeden, po czym spojrzał drugiemu chłopakowi w oczy – Posłuchaj – wciąż szeptał – Musisz zrobić co ci każę i nie zadawać pytań, ok? – spytał, wbijając w Evena intensywne spojrzenie. Coraz bardziej zaniepokojony chłopak pokiwał głową – Kiedy ci powiem musisz odwrócić się i biec najszybciej jak potrafisz w stronę miasta. Nie zatrzymuj się z żadnego powodu. Schowaj się w pierwszym domu, jaki znajdziesz. Jesteśmy na samych obrzeżach miasta, ale powinno mi się udać odciągnąć ich uwagę na tyle, żebyś zdążył uciec. Rozumiesz?

Even pokręcił głową. Potem pokiwał. Nie rozumiał nic, ale nie o to Sky pytał. Chciał tylko wiedzieć czy Even zrobi to, co mu każe, a czegokolwiek białowłosy się tak bał, z pewnością mogło skłonić Evena do ucieczki i tego Sky nie musiał mu dwa razy powtarzać. Nie podobała mu się tylko część o „odwracaniu uwagi". Sky chyba nie zamierzał poświęcić się dla niego jak jakiś główny bohater książki dla nastolatek, prawda? Z pewnością nie. Przecież to było prawdziwe życie, nie mówiąc już o tym, że białowłosy znał go dwa dni. Nie miałby powodu niczego dla niego ryzykować. Najprawdopodobniej więc dobrze wiedział co robi i tylko brzmiało to tak dramatycznie...

Prawda?

Nagle jednak wyraz twarzy Sky'a zmienił się diametralnie i Even zaczął wierzyć, że cokolwiek miało się stać, będzie dokładnie tak dramatyczne jak fabuła którejś z książek, które tak uwielbiał czytać.

- Sky? – odezwał się, ledwie będąc w stanie wykrztusić jedno słowo z zaschniętego gardła. Sky jednak nie patrzył już na niego, a za niego. Even poczuł jak instynkt przetrwania, którego z jakiegoś powodu najwyraźniej nie utracił po śmierci, stawia mu włoski na karku. Cokolwiek przywołało na twarz Sky'a taki wyraz, najwidoczniej znajdowało się za jego plecami.

- Dlaczego od strony miasta?... – ledwie słyszalnie spytał Sky. Sekundę później wbił znów wzrok w Evena – Zmiana planu. Stań za mną! – ostatnie słowa wykrzyczał, po czym chwycił chłopaka za materiał jego ubrania i pchnął go za siebie. Even upadł na ziemię, zszokowany siłą chłopaka, której ten nigdy wcześniej nie ujawnił. Gdyby tylko chciał z pewnością byłby w stanie wyrwać się z jego chwytu z samoobrony, wtedy na poddaszu.

Poczuł, że skaleczył się w dłonie, którymi uchronił się przed gorszym upadkiem, jednak ledwie zwrócił na to uwagę. Natychmiast zerwał się znów na nogi. Zamarł, kiedy dotarło do niego na co patrzy. Gdyby Evenowi kiedykolwiek dane było mieć dziecko, po swoim pierwszym Festiwalu w Piekle z pewnością nie wmawiałby mu, że potwory nie istnieją.

- Sky?! – wrzasnął przerażony chłopak, kiedy uświadomił sobie zamiary towarzysza. Sky, uzbrojony w dwa długie noże, puścił się biegiem w stronę czarnej jak bezgwiezdna noc bestii co najmniej raz wyższej od człowieka, o kłach długości ludzkiego ramienia, które ukazywały się tylko, gdy potwór otworzył paszczę – Sky!!! – krzyknął jeszcze raz, rozważając gorączkowo czy powinien pobiec na pomoc chłopakowi. Z jednej strony nie miał szans z tym czymś, z drugiej Sky prawdopodobnie też nie miał.

No, więc podjął najgłupszą decyzję swojego życia. Nigdy jeszcze nie czuł tak silnej adrenaliny, kiedy biegł w stronę utożsamienia swoich najgorszych, dziecięcych koszmarów. Może nie najgorszych, ale to nie była chwila, żeby o tym myśleć.

Even zobaczył jak Sky wykonuje jeden zamach nożem, i jak ten jeden zamach rozcina głowę potwora niemal na pół. Wtedy doszedł do wniosku, że białowłosy może jednak sam lepiej sobie poradzi niż z jego pomocą. Na takie przemyślenia było jednak już za późno, bo potwór nie był sam, czego chyba żaden z chłopaków wcześniej nie zauważył.

Even wrzasnął, kiedy ogromna, obrzydliwa masa cienia, kłów i macek pojawiła się tuż przed nim.

- Heaven! – usłyszał krzyk Sky'a gdzieś z oddali, ale ten fakt ledwie musnął jego świadomość, kiedy spojrzał w oczy bestii przed nim. Nie przypominały wcale ludzkich. Ani nawet zwierzęcych. Najbliżej chyba było im do ślepiów pająka. Czarnych, błyszczących i, przede wszystkim, zbyt wielu, żeby skupić wzrok na którymkolwiek. Stojąc jak zahipnotyzowany, Even zareagował z opóźnieniem na kolejny ruch stwora. Potwór wystrzelił w jego stronę parę macek, które pewnie unicestwiłyby go w ciągu sekundy, gdyby nie to, że... tego nie zrobiły.

Even opuścił powoli ręce, którymi zasłonił się w ostatniej chwili przed ciosem i spojrzał przed siebie. Potwór nie zniknął, a Sky wcale nie uratował mu życia. Bestia tylko stała wciąż przed nim, mierząc go spojrzeniem przerażających ślepiów, z mackami wyciągniętymi w jego stronę, nie sięgającymi jednak celu, choć z pewnością cel, którym był sam Even, nie stał zbyt daleko.

Chłopak nie miał pojęcia ile trwała ta dziwna chwila mierzenia się z potworem spojrzeniami. Tego, co ją jednak przerwało, Even miał już nigdy nie zapomnieć. Prawdopodobnie już na wieczność chłopak miał słyszeć w głowie echo rozdzierającego bębenki w uszach krzyku bestii, który zwalił go na kolana i zmusił do własnego, zdzierającego gardło wrzasku bólu- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - en... ven......- - - - - - Heaven...- - - - - - - - Heaven! – Even ocknął się, kiedy ktoś potrząsnął jego ramieniem – Słyszysz mnie?! – Even był w stanie ocenić, że Sky krzyczał do niego z bardzo małej odległości, ale słyszał go jakby spod wody lub z bardzo daleka. Jego słowa nie były głośniejsze od szeptu – Jesteś ranny?! – Even pokręcił głową na pytanie – Nie zranił cię?! Nic ci nie zrobił?! – jeszcze raz pokręcił głową – Tylko uszy, tak?! Słyszysz mnie?! – tym razem pokiwał głową. Wszystko wokół zdawało się wirować.

- Słabo... słyszę... - wykrztusił, czując, że zbiera mu się na wymioty – Sky...

- Tak?

- Sky... chyba... chyba będę rzygać... - jęknął, po czym zdołał tylko obrócić się w ramionach trzymającego go chłopaka na tyle, żeby nie zwymiotować mu na kolana, na których opierał głowę.

- To nie potrwa długo – usłyszał – Uszy szybko się zregenerują. Tak jak wtedy twoje żebra, pamiętasz?

Even nie był w stanie odpowiedzieć, zbyt zajęty swoimi mdłościami.

- O mój Boże... - jęknął tylko.

- Miałeś tak nie mówić – przypomniał Sky, dla nauczki ciągnąc go lekko za włosy.

- Co... Co do cholery...

- Tak lepiej. Na cholerę możesz sobie kląć – chłopak poklepał wciąż wymiotującego Evena po głowie z aprobatą – A odnośnie pytania, później ci wszystko wytłumaczę. Albo ktoś ci wytłumaczy. Teraz muszę cię komuś oddać i iść do miasta, ok?

- Uh, nie... Nie zostawiaj mnie tu... Nie z tymi... z tym czymś... - wykrztusił Even, przypominając sobie znów mrożący krew w żyłach widok potworów – Proszę, Sky... - chłopak w końcu podniósł się do siadu, kiedy mdłości ustąpiły i spojrzał na Sky'a błagalnie. Ten jednak tylko pokręcił głową. Wyglądał jakby potrącił go autobus, co Even dopiero wtedy zauważył. Jego błyszczące, białe włosy były w kompletnym nieładzie, posklejane czymś na kształt czarnego śluzu lub krwi. Na twarzy miał kilka otarć i kolejne plamy czarnej substancji. Ubrania potargane.

- Nie mogę tu zostać i cię pilnować. Te skurwysyny przyszły z miasta, co znaczy, że część ich dalej może tam być. Muszę pomóc reszcie – Sky popatrzył na Evena przepraszająco – A teraz chodź – powiedział, podnosząc się z ziemi i pomagając wstać drugiemu chłopakowi. Even wciąż rozglądał się wokół z niepokojem, szukając potworów między cieniami – Spokojnie, nie wyczuwam żadnego w pobliżu. Chodź – powiedział Sky, chwytając Evena za rękę i zarzucając ją sobie przez ramię – Dasz radę? Pójdziemy w stronę centrum miasta i po drodze odstawię cię w jakimś domu, żeby się tobą zajęli, co?

Even tylko pokiwał głową. Nie mógł się przecież kłócić. Sky najwyraźniej umiał zabijać te potwory i jeśli było ich więcej w mieście, musiał pomóc. Tyle rozumiał.

Parę minut szli w milczeniu, Even wspierając się na białowłosym, bo zawroty głowy nie dawały mu wciąż spokoju.

- One mogą nas zabić? Możemy umrzeć tutaj, po śmierci? – musiał w końcu spytać.

- Tak. Pamiętasz jak mówiłem, że są dwa sposoby na całkowitą śmierć i że jeden to zrzucenie się z krawędzi świata? To właśnie ten drugi.

- Czym... one są?

- Ludzie nazywają je demonami. Ja i niektórzy śmiercią.

- ...dlatego Piekło jest otoczone murami? – uświadomił sobie Even.

- Mhm.

- Często udaje im się przez nie przejść?

- Nie. Praktycznie nigdy.

- Więc jak teraz przeszły?

- Nie wiem.

- Na początku myślałem, że wiesz wszystko – przyznał Even, zaskoczony, że w takiej sytuacji do jego słów jest w stanie wkraść się nuta humoru.

- No widzisz, ciągle dowiadujesz się nowych rzeczy – odpowiedź Sky'a też nie była całkiem poważna, mimo, że obaj właśnie o mały włos uniknęli śmierci, a ich przyjaciele w mieście być może wciąż byli na nią narażeni.

Cóż, najwyraźniej taka była kondycja człowieka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro