VII - Stare wspomnienia
– Co to za miejsce? - odezwał się Even, kiedy wszyscy dojedli już śniadanie.
Antti i Fynn spojrzeli na Evena ze zmieszaniem. Vivianne jedyna gdzieś znikła, podobno zajmując się swoją fryzurą, a Sky po prostu go ignorował.
- Ma na myśli chatkę, nie Piekło – wyjaśnił za Evena Kuba.
Even pokiwał głową.
- Skoro Piekło to tamto miasto – powiedział – to gdzie teraz jesteśmy?
Fynn wydawał się nad wyraz podekscytowany pytaniem.
- Portiernia. – Uśmiechnął się szeroko, pokazując bielutkie zęby. – Każdy skazaniec trafia najpierw tutaj. Trzeba znaleźć go na liście, wytłumaczyć co i jak. Moja robota. Jestem Portierem.
- Racja. – Even przypomniał sobie notes, w którym Fynn szukał jego imienia. – A... reszta was? – Rozejrzał się po twarzach pozostałych.
- Przybłędy – Fynn wzruszył ramionami. – Antti i Viavianne mieszkają ze mną chyba głównie temu, że dziwnie im tak być prawie jedyną hetero parą w całym Piekle. Kuba to zatwardziały ateista, który nie chce uwierzyć, że Piekło w ogóle istnieje, więc woli zostać tutaj. Sky... - Chłopiec zamilkł, przechylając głowę na bok, wpatrując się w Sky'a w zamyśleniu. – Cholera wie – doszedł w końcu do wniosku. Even zauważył, że Kuba uniósł na chwilę wzrok znad ekranu komputera i spojrzał przelotnie na Sky'a. Poruszył się odrobinę nerwowo. Ciekawe.
- Jeszcze jakieś pytania? – odezwał się Antti, jakby Even nie miał ich milion.
– Czemu prawie wszyscy tutaj są homo? – To było co najmniej zastanawiające.
Fynn zachichotał.
- A jak myślisz? – Uniósł brwi z rozbawieniem.
- Bo... homoseksualizm to grzech? – Even wzruszył ramionami, choć czuł się nieswojo wypowiadając te słowa. Sama koncepcja „grzechu" była dziwna, nielogiczna i nieprzyjemna. Grzech w powiązaniu z czyjąś orientacją seksualną wykraczał już całkowicie poza jego możliwości zrozumienia.
- Tak – przytaknął Fynn. – To jedno z dwóch najcięższych przewinień – oznajmił, a Even tylko uniósł brwi wysoko. A co z morderstwem, gwałtem, pedofilią? Coś z tymi zasadami było mocno nie tak. – Ja jeszcze rozumiem ateizm. Bóg ma najwyraźniej niską samoocenę i fakt, że ktoś w niego nie wierzy rani jego ego. Ma sens. Ale homoseksualizm? Sam nie wiem. Nikt chyba nie wie.
- Też mnie to zastanawia... - Kuba wbił wzrok w sufit, zatopiony w myślach. – Zabijanie, kłamanie i tak dalej zostaje wybaczone jeśli ktoś żałuje, a przy wyborze: Piekło czy Niebo każdy żałuje, ale jak podobają ci się ludzie tej samej płci, to od razu dostajesz wyrok. Chociaż słyszałem, że jeśli się przysięgnie być już grzecznym, to można zostać na górze...
- Więc mówisz, że są ludzie, którzy wybierają Piekło zamiast celibatu? – Zdziwił się Even. – To w sumie godne podziwu... - uznał.
- Podziwiasz sam siebie? – Po raz pierwszy od dłuższego czasu do rozmowy wtrącił się Sky.
- Co? – Z początku Even nie załapał. – O... - Na moment zatkało go, kiedy uświadomił sobie, co chłopak ma na myśli. – Ja... Ale ja nic nie pamiętam...
- Przypomnisz sobie z czasem. – Fynn posłał mu uśmiech. - Większość ludzi z początku nie pamięta rozprawy, ale potem wspomnienia wracają. Ich czary-mary nie trzymają się w nieskończoność.
- Czary-mary? – Even uniósł brwi.
- No wiesz, Bóg i jego aniołki umieją różne sztuczki – wyjaśnił Fynn. – Usuwają wszystkim wspomnienia Sądu i wyrzucania z Nieba. Ale potem i tak każdy sobie przypomina. Ja właśnie wyleciałem za to, że lubię chłopców, jeśli się zastanawiasz. Po tym jak już za to umarłem, to nie miałem zamiaru się poddawać.
Even spojrzał na chłopca w szoku. Nieprzyjemnie zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.
- Umarłeś... bo... - Słowa nie chciały przejść mu przez gardło.
- Taa... - Fynn posmutniał odrobinę, ale wciąż utrzymał na ustach swój zwyczajowy uśmiech. – To było już dawno. Nie myślę o tym za dużo. – Wzruszył ramionami.
- To straszne. – Evena nie było stać na nic więcej niż wykrztuszenie tych dwóch słów. Na chwilę w pokoju zapadła nieprzyjemna cisza, więc spróbował powiedzieć cokolwiek, byle tylko ją przerwać. – W takim razie ciekawe za co mnie wyrzucili... - powiedział, odrobinę drżącym głosem, próbując nie myśleć o tym, że ktoś, kiedyś, uznał zabicie piętnastoletniego blondynka o twarzy aniołka za odpowiednią karę za uczucia do jakiegoś chłopca. Równie nieprzyjemna była myśl, że ta osoba prawdopodobnie była teraz w Niebie.
- Czyli nie jesteś gejem? – Oczy Fynna otworzyły się szeroko w zdumieniu.
- Miałem na myśli, że jestem i ateistą i gejem. – Even wzruszył ramionami, choć tak naprawdę czuł się trochę dziwnie z mówieniem tak otwarcie o swojej orientacji.
- O, to w sumie dość częste. – Uśmiechnął się Fynn. – Po prostu wyleciałeś za obie rzeczy – zachichotał.
- Jesteś ateistą? Nazywaj rzeczy po imieniu, Heaven. Nie ma po drugiej stronie nikogo poza Kubą, kto wciąż nie wierzy w istnienie Stwórcy – mruknął Sky, przewracając oczami.
- Fakt... - Even zamyślił się na moment. Cóż, trudno. Najwyraźniej już nie był niewierzący. Jego rodzina by się ucieszyła.
- Jednego możesz być pewny, nowy – odezwał się Antti. – Jesteś jedną z niewielu osób, które nie padły na kolana przed stwórcą całego kosmosu i nie poddały mu się ze strachu. Jesteś jednym z odważnych, Even.
***
- Niby dlaczego? – Sky zmrużył oczy, stojąc z rękami założonymi na piersi.
- Jesteście podobnego wzrostu, budowy i nawet styl macie podobny! – upierał się Fynn.
Even i Sky popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Chłopiec teoretycznie miał rację. Obaj ubierali się na czarno, obaj nosili bluzy z kapturem. Różnica była taka, że koszulkę Evena zdobiło logo Slayer'a, podczas gdy ubrania Sky'a były doskonale czarne w każdym calu.
- Wcale nie – zaprzeczyli obaj jednocześnie.
- Nie noszę kolczyków – żachnął się Sky.
- Nie noszę bez przerwy kaptura na głowie – mruknął z kolei Even.
Fynn tylko popatrzył na nich pustym, nierozumiejącym wzrokiem.
- Ja się zgadzam, że to zły pomysł – oznajmiła Vivianne, pojawiając się nagle w pokoju. Jej turkusowe włosy poprzeplatane teraz były różowymi pasemkami. Even uznał, że wyglądało to naprawdę ładnie. Cały jej wygląd dopełniała skomplikowana, złożona z kilku warstw różnych materiałów biała sukienka sięgająca kostek, ozdabiana srebrnymi łańcuszkami, a w jej uszach lśniły długie, kryształowe kolczyki.
- Ślicznie wyglądasz! – Antti wyszczerzył się do swojej dziewczyny.
- Ty za to nie – odezwała się Vivianne. – Rusz się i przebierz, bo przecież niedługo wychodzimy.
- Za godzinę! – jęknął chłopak. – Ja zawsze ubieram to samo. Bardziej się martw Evenem, bo na razie nie ma nic poza tym, w czym się tu znalazł, a Sky nie chce mu pożyczyć swoich ciuchów.
Vivianne westchnęła i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Przecież mówię, że to beznadziejny pomysł. Sky się nie umie ubierać, to czemu Even miałby pożyczać od niego ubrania na festiwal? To nie byle jakie święto. Trzeba się wystroić – stwierdziła.
Sky wyglądał jakby udawał, że wcale go jej słowa nie uraziły. Even wciąż nie mógł pojąć, co było takiego ważnego w tym, co na siebie ubierze.
- Nie mamy innych ubrań na niego – wtrącił się Fynn. – Moje i Kuby będą za małe, a twoje sukienki, Vivianne, raczej odpadają.
- A co ze mną? – zdziwił się Antti.
Wszyscy obecni, poza Evenem, spojrzeli na chłopaka pobłażliwie.
- Bez obrazy, ale nie sądzę, żeby Even założył na siebie cokolwiek z tej twojej hippisowskiej kolekcji – stwierdził Kuba. Reszta wydała pomruki aprobaty i na chwilę zapadła niezręczna cisza.
- Niech będzie. – W końcu Sky westchnął głośno. – Chodź ze mną – rzucił do Evena, po czym ruszył w stronę schodków prowadzących na poddasze.
Even przez chwilę stał, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rozdarty między protestami Vivianne, która już zdążyła zaoferować, że coś dla niego jakoś skombinuje, a cichym rozkazem Sky'a. W końcu rzucił dziewczynie przepraszające spojrzenie i ruszył w ślad za chłopakiem.
Kiedy otworzył drzwi niewielkiego pokoiku, w oczy najpierw rzuciły mu się rozrzucone na łóżku ubrania, wszystkie, co do jednego, doskonale czarne.
- Mogę założyć cokolwiek. – Wzruszył ramionami.
Sky nie odpowiedział, zajęty przyglądaniem się ciuchom krytycznym spojrzeniem. W końcu wziął do ręki jedną z bluzek, na pierwszy rzut oka nie różniącą się absolutnie niczym od reszty, i rzucił ją w stronę chłopaka.
- Powinna się nadać – stwierdził. – I jeszcze spodnie. – Rzucił kolejny ciuch. – Jeszcze trzeba ci znaleźć buty... - mruknął pod nosem i odwrócił się w stronę niewielkiej szafeczki w rogu pomieszczenia. Even spojrzał na swoje mocno przydarte glany, które nosił od gimnazjum. Co niby było z nimi nie tak? – Będziesz tak stał? – Sky rzucił mu rozdrażnione spojrzenie. – Zaraz wychodzimy.
Even spojrzał na trzymane w rękach ubrania. No tak. Powinien się przebrać. Powinien, tylko...
Spojrzał przez ramię na drzwi pokoju. Powinien zejść na dół, do łazienki? Tyle, że przy tych wszystkich przygotowaniach, ktoś na pewno ją zajął. Przebierać się tu, tak jak stoi? Z jednej strony Sky mówił coś o byciu niezainteresowanym, więc prawdopodobnie nie podobali mu się faceci, ale jakoś niewiele to dla Evena zmieniało. Przebieranie się przy kimś było jego zdaniem zwyczajnie krępujące, a chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru wyjść, przeszukując wciąż półkę w poszukiwaniu odpowiednich butów.
Po dłuższej chwili walki z samym sobą, Even w końcu westchnął w duchu i zaczął zrzucać z siebie ubrania. Najpierw poszła bluza z kapturem i koszulka, potem przyszedł czas na zawsze zacinające się zapięcie paska od spodni.
W tym momencie Sky odwrócił się od szafki, trzymając w rękach czarne, błyszczące buty z jakiegoś nieznanego Evenowi materiału.
- Te chyba będą pasowa... - Urwał, zamierając w bezruchu. Jego oczy otworzyły się szerzej, kiedy padły na sylwetkę półnagiego nastolatka. Even przysiągłby, że zauważył rumieńce na jego policzkach, zanim ten opamiętał się i rzucił w niego trzymanymi butami. – Do Diabła, jaki ty jesteś niewychowany! – burknął pod nosem, ruszając szybkim krokiem do wyjścia i zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem.
Even stał chwilę osłupiały, rozmasowując ramię, które zostało potraktowane butem.
Chyba mylił się co do tego heteroseksualizmu Sky'a.
***
Dziwnie znajomy, niewątpliwie jednak obcy, chłopak mierzył go zdumionym spojrzeniem. Przekrzywił głowę. Zmarszczył brwi. Zmrużył oczy. Twarz niby ta sama. Kolory też. A jednak nie rozpoznałby go, gdyby nie był całkowicie pewny. Przez moment aż naszła go ochota, żeby dotknąć badawczo powierzchni lustra.
Even właśnie przyglądał się samemu sobie od jakiejś minuty. Ubrania, które Sky mu pożyczył nie przypominały tych, które widział wcześniej na chłopaku. Były czarne, owszem, ale zamiast bluzy na suwak i ciemnych dżinsów, ten zaoferował mu zestaw składający się z tego rodzaju ciuchów, których nie znajdziesz w żadnej z sieciówek, tylko raczej na jakiejś nieznanej stronie internetowej dla bogatszych fanów cosplay'u. Czy coś.
Even zamrugał jeszcze raz.
Coś w rodzaju cienkiej kurtki, wykonanej z lekkiego, delikatnego w dotyku materiału opinało jego pierś, zdobiąc ją ciężkimi, metalowymi klamrami. Długie rękawy kończyły się sztywnymi mankietami zapinanymi na guziki wyglądające na szlachetne kamienie, mieniące się niczym czarny brokat, kiedy ustawiło się je pod odpowiednim kątem w stronę światła. Spodnie musiały być wykonane z tego samego rodzaju zwiewnego, przyjemnego w dotyku materiału, ciasno dopasowując się do jego nóg. One też nie pozostały bez drogich zdobień i odrobinę staroświeckiego tonu, mimo bycia, jakby nie było, rurkami. Dopiero później Even odkrył w nich dziwne zapięcia i ukryte kieszenie, które nie miał pojęcia do czego służyły. Lśniące buty komponowały się idealnie z resztą stroju. Właściwie wszystko komponowało się doskonale. Doskonale, ale... Even nie umiałby określić charakteru tego stroju. Był jednocześnie elegancki, staroświecki, nowoczesny i po prostu osobliwy. Jakimś cudem wszystkie te określenia pasowały do niego, co zaprzeczało logice.
- Jeszcze się przebierasz? – Even drgnął, kiedy zza drzwi dobiegł go głos.
- Nie... - odpowiedział z wahaniem. Wtedy do pokoju wszedł Sky, a Even zastanowił się przez chwilę czy chłopak czekał cały ten czas na schodach. – Ale nie umiem dopiąć tych klamer... - przyznał, znów próbując rozpracować dziwny mechanizm.
- Pokaż... - Even omal się nie cofnął, kiedy zauważył jak blisko podszedł do niego Sky, przyglądający się teraz ozdobnym zapięciom intensywnie. – Ja to zrobię – oznajmił. Parę minut później Even nie wytrzymał i w końcu się odezwał:
- To twoje ciuchy... – powiedział, nie dowierzając. Sky oderwał na moment wzrok od klamer, żeby rzucić mu zirytowane spojrzenie.
- Dzięki, nie wiedziałem o tym... - mruknął, po czym westchnął. – Nigdy sam ich nie zapinałem... - dodał pod nosem, marszcząc brwi. – Ale przysiągłbym, że to powinno... jest! – Ucieszył się w końcu, a Even aż poczuł jak na moment zapiera mu dech. Uśmiech Sky'a to było naprawdę coś.
- Nigdy nie zapinałeś własnej kurtki? – rzucił, byle tylko rozproszyć niepożądane myśli.
Sky skończył dopinać resztę klamer, po czym wyprostował się i spojrzał na Evena z niewielkiej odległości, w której stał.
- To nie twoja sprawa – oznajmił z lekko wyczuwalną groźbą w głosie, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. – I nie stój tak, bo zaraz wychodzimy – rzucił jeszcze.
***
Wszyscy prezentowali się świetnie. No, wszyscy oprócz Sky'a oczywiście. Ten wcale się nie przebrał, albo i przebrał, ale skąd ktokolwiek miałby wiedzieć, skoro miał na sobie po prostu spodnie i kaptur na głowie? Fynn założył coś, co wyglądało na mundur wojskowy. Vivianne dodała do białej sukienki ciekawy, krwistoczerwony naszyjnik. Antti też wyglądał na swój sposób ciekawie, choć, jak wcześniej stwierdziła reszta, raczej hippisowsko niż elegancko. Kubę można by pomylić z gimnazjalistą, idącym właśnie na rozpoczęcie roku szkolnego w białej koszuli. Uwaga wszystkich skupiła się jednak na Evenie. Czy raczej jego stroju.
- Woah! Co to jest? Skąd? Jak? Co to za ciuchy? – Vivianne nie mogła uwierzyć własnym oczom. – Wyglądasz jak jakiś szlachcic! Sky! Skąd ty to wytrzasnąłeś? I czemu, do cholery, tego nie nosisz?! – wykrzyknęła oburzona. Sky odpowiedział tylko wzruszeniem ramion.
- Z której ty jesteś epoki? – zaciekawił się Fynn, wpatrując się w chłopaka szeroko otwartymi oczami.
- Co za różnica... - mruknął Sky pod nosem.
- Oj, no powiedz nam w końcu! – jęknął Fynn.
- To wyjaśnia ten twój charakterek, co? – odezwał się Antti, lekko rozbawiony. – Przyznaj, że w biednej rodzinie to ty się nie urodziłeś. – Poruszył zabawnie brwiami, patrząc na Sky'a wyczekująco.
Kolejne wzruszenie ramionami.
- Kurczę, ale to jest fajne w dotyku. – Even drgnął, zaskoczony, kiedy Fynn zaczął gładzić jego ramię, zafascynowany.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy na rozpoczęcie. – Kuba przywrócił wszystkich do rzeczywistości. Evenowi nie umknęło ukradkowe spojrzenie, które dzieciak posłał Sky'owi. Coś było między tą dwójką. Chodziło nie tyle o jakiś rodzaj relacji, co jakby... sekret? Być może mały informatyk był jedynym, który miał jakiekolwiek pojęcie na temat pochodzenia Sky'a. Even wciąż usiłował zidentyfikować język, którym ten się posługiwał, ale nie był w stanie wychwycić nawet pojedynczych znajomych słów. To teoretycznie mogło być wskazówką, ale z drugiej strony języka Anttiego też nie rozpoznawał.
- Mogę zapytać skąd jesteś? – Postanowił rozwikłać dzisiaj choć tę jedną zagadkę, zwracając się do długowłosego chłopaka.
- Z Finlandii – Uśmiechnął się Antti. – Wiem, dziwny język. Wiesz, że mamy ponad trzydzieści odmian przypadków? Zresztą, jesteś Anglikiem to pewnie nawet nie wiesz, co to przypadek...
- Połowa mojej rodziny jest z Polski, więc akurat kojarzę. – Uśmiechnął się Even. Finlandia. Ciekawe. To jeden z tych krajów, o których istnieniu często zapominał.
- Z Polski? – zainteresował się Kuba. – Piątka! – Wyszczerzył się, wyciągając otwartą dłoń. Even roześmiał się i przybił. Zaczynał chyba lubić tych ludzi.
Może to całe Piekło nie było takie złe. Piekło zjazdów rodzinnych było zdecydowanie cięższym orzechem do zgryzienia i Even uznał, że chyba nie będzie narzekał. Nieczęsto trafia się spod rynny na deszcz.
***
Even postanowił powstrzymywać się od większości pytań. W końcu, gdyby tego nie robił, zamęczyłby chyba wszystkich wokół. Miał w końcu czas. Dużo czasu, jeśli wierzyć w tą całą nieśmiertelność. To jedno pytanie jednak musiał zadać.
- Skąd wytrzasnęliście auto? – spytał, mierząc eleganckiego garbuska zdumionym spojrzeniem.
- Ukradliśmy – bez chwili wahania odpowiedział Kuba.
To niewiele wyjaśniało.
- Ukradliście skąd?
- Z Parteru, oczywiście – brzmiała odpowiedź.
- To znaczy z Ziemi – wyjaśnił Sky, przepychając się obok Evena, żeby zająć miejsce w samochodzie, po czym rzucił mu to jego niemal stale zirytowane spojrzenie. – No wsiadaj.
Even zreflektował się i spełnił polecenie. Chwilę później na tylne siedzenia wcisnęli się jeszcze Kuba i Fynn. Choć jeden z nich był dzieckiem, a drugi na dziecko wyglądał, samochód nie był na tyle duży, żeby Even nie został chamsko wepchnięty na Sky'a i w rezultacie oczywiście zmierzony morderczym spojrzeniem.
- Ukradliście auto z Ziemi? W sensie z Ziemi? Ze... świata żywych?? – Całkowicie zignorował wkurzenie Sky'a, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. – To znaczy, że można się tam dostać??
- Tak i nie – pospieszył z wyjaśnieniami Fynn. – Można się tam dostać, nielegalnie oczywiście, ale nikt nie będzie cię w stanie zobaczyć. No, poza paroma wyjątkami. Niektórzy ludzie są w stanie zobaczyć, no wiesz, duchy. Szczególnie swoich bliskich.
Ciągle nie mógł uwierzyć.
- Serio? Ale tak serio-serio?
- Serio-serio! – z fotela pasażera odezwała się Vivianne. Antti właśnie odpalił auto. – Stamtąd też mamy laptopa Kuby. To on zresztą wpadł na ten pomysł, bo uznał, że zaryzykuje wszystko dla komputera. A wiesz, wykradnięcie się na Parter to prawdziwe przestępstwo.
- Jesteśmy w Piekle. Jak inaczej mogą nas jeszcze ukarać? – zdziwił się Even.
- W mieście jest normalne więzienie – wyjaśnił Fynn. – No, a takich już naprawdę ciężkich przestępców zsyła się do Hadesu. Tam jest takie poważniejsze więzienie. Wiadomo, wyroku śmierci tu nie mamy. Ani nawet dożywocia. Najwięcej chyba można dostać pięćset lat, prawda? Ale chyba nikt nigdy nawet tyle nie dostał. Za wyjście na Parter jest chyba... rok? Jak się nie mylę... Można zaryzykować.
- Złapali kogoś z was kiedyś? – zainteresował się Even.
- Mnie! – zaśmiał się Fynn. – Ale dostałem ułaskawienie od Sądu. Nie poszedłem siedzieć.
- Gdyby cię wpakowali za to do więzienia, to chyba złożyłbym oficjalną skargę do Lucyfera – oznajmił Antti, wyjeżdżając na brukowaną drogę, oświetloną staroświeckimi lampami, wyglądającymi na gazowe.
- E, tam. Przesadzasz. – Fynn roześmiał się niezręcznie. – W końcu złamałem prawo...
- Fynn, przestań. Każdy by tak zrobił na twoim miejscu – przerwała mu Vivianne.
- Mogę zapytać co się stało? – spytał nieśmiało Even, przytłoczony nagle ciężką atmosferą. W samochodzie na chwilę zapadła cisza. Nawet Sky przestał mruczeć pod nosem, żeby Even się od niego odsunął, bo narusza jego strefę osobistą.
- Wróciłem na Parter, żeby zobaczyć się z przyjacielem – zaczął cicho Fynn. – Bo, wiesz, ja... Nie urodziłem się w najlepszych czasach... Podobno teraz nazywacie to Drugą Wojną Światową, tak? No więc pewnie wiesz, że... ja byłem Niemcem i do tego, no wiesz – tu Fynn wskazał na siebie, a Even skinął głową z powagą. Zaczynał domyślać się końca tej historii. – Blond włosy i w ogóle. A mój ojciec był oficerem. Miałem wszystko, wiesz. A on... no on nic nie miał. Collin. Był Niemcem, ale polskiego pochodzenia. Jego rodzice nie mieli pieniędzy, a on nie miał tych cholernych niebieskich oczu. Był moim najlepszym przyjacielem i do tego... n-no... no wiesz, kochałem się w nim, jak to piętnastolatek... Kiedy po niego przyszli... akurat byłem w jego domu. I wiesz kto po niego przyszedł?
- Twój ojciec? – wykrztusił Even.
- Tak. Taki dostał rozkaz. Nie winię go, bo przecież gdyby się sprzeciwił to by go zabili. A może nawet moją siostrę i mamę też. Więc kiedy po niego przyszli, nie mogłem nic zrobić. To znaczy, nie mogłem powstrzymać ich, żeby go nie zabrali. Ale mogłem... mogłem ich zmusić, żeby zabrali mnie z nim...
Even poczuł szczypanie oczu.
- Nawet nie musiałem kłamać. Niemca, Aryjczyka, syna oficera mogli wysłać do obozu tylko z jednego powodu. – Fynn wykrzywił na sekundę usta w jakiejś karykaturze uśmiechu. Even skinął głową. Fynn już wcześniej o tym mówił, choć z pewnością taka wersja historii nie przyszłaby wcześniej nikomu do głowy. Hitler posyłał do obozów za homoseksualizm. – Więc zabrali nas obu. To znaczy... nie do końca. Nie do końca, bo w drodze ojciec... wiesz, wciąż byłem jego synem, a chyba nikt nie chciał, żeby jego dziecko przez to przechodziło, więc po prostu... wyciągnął broń i... nawet nic nie poczułem. – Fynn znów spróbował się uśmiechnąć. Even poczuł ciarki na całym ciele. – Potem, jak tylko przeszedłem Sąd i wysłali mnie na dół, zamiast zejść do Piekła, wykradłem się na Parter. Długo szukałem przejścia, ale w końcu mi się udało. Znalazłem go zanim dowieźli go do obozu. – Tym razem na ustach Fynna pojawił się już autentyczny uśmiech. – Zobaczył mnie. Miał talent. Dar, czy jak to się tam mówi. Udało mi się pomóc mu uciec, zanim dotarł na miejsce. Potem już... nie wiem, co się z nim działo, ale... nie żałuję, że udało mi się chociaż tyle.
I to był koniec historii.
- Płaczesz... - cichy, zszokowany głos Sky'a przywrócił Evena do rzeczywistości.
- Jak ktoś mógłby... nie płakać... - wykrztusił chłopak, przecierając oczy rękawem. – Cholera, ten materiał w ogóle nie działa... - mruknął, zauważając, że tylko rozmazuje wilgoć po twarzy.
- To stare wspomnienia, Even. Nie przejmuj się. – Fynn próbował poprawić atmosferę. – Teraz Collin na pewno jest w Niebie. Już się o niego nie muszę martwić. – Uśmiechnął się.
- Ale to jest tak... tak bardzo... tak cholernie niesprawiedliwe. – Even nie mógł powstrzymać łez przed spływaniem mu na policzki. – I nawet nie chodzi mi o te wyroki, bo nam wszystkim chyba i tak bardziej tu pasuje niż w Niebie... tylko.. t-tylko... życie jest tak cholernie niesprawiedliwe...
Nagle zapanowała ciemność. Even drgnął, zaskoczony, zanim uświadomił sobie, że to Sky zakrył mu oczy rękawem swojej bluzy.
- Ten materiał jest lepszy – mruknął pod nosem.
- Haha, nie mogę uwierzyć, że Sky się o kogoś tak troszczy. Even, jesteś szczęściarzem – zaśmiał się Fynn, a atmosfera panująca w samochodzie zelżała w mgnieniu oka.
- Że co niby robię? – mruknął Sky pod nosem, natychmiast odsuwając się na tyle, na ile był w stanie od Evena. – Weź sobie jakieś chusteczki – warknął w stronę chłopaka.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
__________________________________________________
Jak było naprawdę z obozami koncentracyjnymi w Niemczech to, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że wyszło to choć odrobinę realistycznie :/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro