LXIII - Słodki
Zjedli obiad na mieście, Kuba dosłownie rzucił się na kebaba i frytki. Od jego ostatniego prawdziwego posiłku minęły ponad dwie doby.
Cassiel nie był zbyt przekonany do mięsa zeskrobanego do bułki i wymieszanego z sałatą i sosami, ale nie licząc dziwnych min, które robił przyglądając się przyrządzaniu dania, nie narzekał.
Siedzieli obok siebie na ławce i przyglądali się zajętym swoimi sprawami nowojorczykom. Za każdym razem kiedy mijał ich ktoś w jakimś nienaturalnym kolorze włosów lub ubrany w coś modnego i oczywiście niepraktycznego, Cass unosił brwi i odprowadzał go wzrokiem. Kuba tylko miał nadzieję, że nikogo z przechodniów nie najdzie w najbliższym czasie ochota, żeby przysiąść sobie na wyglądającej na pustą jego połowie ławki.
- Strasznie głośne – odezwał się Cass. Kuba spojrzał na jego minę, zmarszczone brwi i pokiwał głową.
- Ogromne miasto – przyznał.
- Nie wytrzymałbym tu dłużej niż dzień. – Cass nie patrzył mu w oczy.
- No, ja wychowałem się w Warszawie, więc dałbym radę. Ale nie ma sensu się tu zatrzymywać dłużej. Za drogo. – Kuba wzruszył ramionami.
- Ziemskie pieniądze... - Cassiel przygryzł wargę, a jego spojrzenie stało się odległe. – Jedyny sposób w jaki kiedykolwiek zarabiałem pieniądze to zabijanie demonów... Nie znam się na niczym innym.
- Mógłbyś uczyć walki mieczem.
Uniesione brwi Cass'a tym razem były skierowane do niego.
- Po co ludziom taka umiejętność? Macie te wszystkie karabiny i bazuki, a demony nigdy jeszcze nie widziały słońca.
Kuba wzruszył ramionami.
- Ludzie uczą się tego dla zabawy.
- Ludzie są dziwni.
- Anioły dziwniejsze.
Cass nie odpowiedział. Na dłuższy czas zapadła cisza i chłopcy kończyli powoli jeść.
- Piekło to wszystko, co znam – odezwał się Cass niespodziewanie. Słowa brzmiały tak, jakby powstrzymywał je od dłuższego czasu.
- Brzmi strasznie. – Kuba nie mógł powstrzymać się od cichego parsknięcia. Cass ewidentnie nie zrozumiał, więc wyjaśnił. – Kiedy na Ziemi mówimy o piekle, chodzi o coś okropnego. Właściwie to synonim najgorszej możliwej rzeczy. No wiesz, miejsce tortur i te sprawy.
Cassiel pokręcił głową.
- Jakie to głupie. Nie mogę wyobrazić sobie Lucyfera, który robi ze swojego miasta coś takiego.
Kuba pokiwał głową z rozbawieniem.
- Taa... Ale tak poważnie, to rozumiem. To dla ciebie zupełnie inny świat. Ja też miałem problem z przyzwyczajeniem się do życia na dole. Długo w ogóle nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Wszystko, co znałem po prostu zniknęło i już nie dało się wrócić.
Kuba usłyszał ciche westchnienie Cass'a.
- I... jak sobie z tym poradziłeś? – zapytał.
- Hm, dobre pytanie. W sumie to na dwa sposoby. Po pierwsze zwróciłem sobie wszystko, co się dało z mojego poprzedniego życia. No wiesz, komputer, Internet, planszówki... - powiedział z namysłem Kuba.
- A ta druga rzecz? – Cass zadał pytanie poważnym tonem. – Ja nie sprowadzę sobie tutaj mojego statusu arystokraty czy demonów, z którymi mogę walczyć – dodał takim tonem, jakby żałował, że demony jeszcze nie opanowały Ziemi.
Kuba uśmiechnął się.
- Ludzie – powiedział. – Fynn, Antti, Vivianne. Sky. Potem Even i jeszcze Collin. Nigdy nie miałem tylu dobrych przyjaciół na Ziemi, więc pod pewnymi względami podobało mi się po drugiej stronie bardziej niż tutaj.
- A co z twoją rodzi— Cass zaczął, ale zamilkł raptownie. Uciekł wzrokiem. – Zapomniałem – przeprosił. – Nie znałem wcześniej nikogo, kto wychowałby się bez rodziców.
- Przynajmniej nie muszę za nimi tęsknić – stwierdził Kuba.
Cass chyba tego nie kupił.
- Czasem za bardzo starasz się z tym optymizmem.
- To moja cecha rozpoznawcza. – Kuba się wyszczerzył. – Za to wszyscy mnie lubią.
Cassiel prychnął.
- Ja nie – powiedział.
Kuba uniósł brwi. Nie poczuł się zraniony. W końcu rozmawiał z nikim innym, jak Cass'em.
- Jakie to miłe – powiedział tylko, przewracając oczami.
- Lubię cię, kiedy nie udajesz, że wszystko jest zajebiście. Ja nie udaję. – W czarnych tęczówkach widać to było jak na dłoni. Niekryty niepokój. – Nie wiem jak sobie poradzę z życiem tutaj i nie będę udawał, że nie będzie prawdopodobnie tragicznie.
Kuba milczał przez chwilę, bo jego pierwszym odruchem było zalać chłopaka tym optymizmem, którego tak nie lubił. „Ty byś sobie nie dał rady? Przecież ci pomogę! Będzie zarąbiście! Pokażę ci tyle ciekawych rzeczy i jeszcze polubisz tu żyć bardziej niż na dole..."
W końcu tylko wzruszył ramionami.
- No to przynajmniej nie będzie nudno.
***
Serce tłukło mu się w piersi, jak przed skokiem na bungee. Właśnie, przed, nie po ani w trakcie. Miał w życiu jedną okazję, żeby spróbować takiego skoku (za darmo!), ale tuż przed spanikował i nigdy nie dowiedział się jakie to uczucie. Obecna sytuacja aż za bardzo kojarzyła mu się z tamtym fiaskiem, choć z pozoru nie była ani trochę podobna. Seks w żadnym sensie nie przypominał skakania na bungee. Chyba.
Czy przypominał, czy nie, to jak panika niemal odbierała mu rozum i robiła z niego tchórza w decydującym momencie, było identyczne z tamtym skokiem, który się nie odbył. Parę godzin temu, przed zamkniętą bramą Piekła pocałował Cass'a, jakby nie widział go rok i nie zaprotestował słowem na „poszukajmy jakiegoś hotelu". Oczywiście, szukanie hotelu i dzielenie jednego pokoju nie musiało wcale być propozycją, ale w tamtej chwili, w tamtej sytuacji, Kuba dobrze wiedział, co Cassiel miał na myśli. Co gorsza, nie miał nic przeciwko. Dopiero teraz poczuł ciężar realności sytuacji.
Wyciągnął rękę z kluczem w stronę drzwi hotelowego pokoju, ale nagle trafienie w dziurkę wydało mu się niesamowicie skomplikowanym zadaniem. Czuł na sobie nie rozumiejące spojrzenie Cass'a.
- Musisz być wykończony – odezwał się chłopak, mylnie biorąc jego podenerwowanie za zmęczenie okrężną drogą do Piekła i z powrotem.
- Aha. – Kuba przytaknął, ale głos mu zadrżał. Na szczęście w końcu udało mu się otworzyć drzwi. – Ładny pokój – powiedział wchodząc do środka. Głównie po to, żeby coś powiedzieć, chociaż nie kłamał. W całkiem przytulnie urządzonym pokoju stały dwa spore łóżka, a na ścianie naprzeciwko drzwi rozciągało się duże okno z panoramą nocnego miasta.
- Chcesz pierwszy wziąć prysznic? – Cass zadał najzwyklejsze w świecie pytanie, ale rozpędzony nerwami umysł Kuby już zaczął szukać w nim drugiego dna. Uważny, badawczy wzrok, którym chłopak się mu przyglądał nie pomagał.
- Możesz iść pierwszy, bo ja wziąłbym kąpiel – powiedział, choć ledwie mógł się skupić na rozmowie.
- Kąpiel? – Cass nagle wyprostował się, a jego oczy zabłysły. – W sensie taką prawdziwą, w wannie?
Kuba zamrugał.
- Nie, w rzece. – Odruchowo przerzucił się na sarkazm. Cass jednak się tym nie przejął, zachwycony najwyraźniej, że na Ziemi ludzie też korzystają z wanien.
- Tak dawno nie kąpałem się normalnie. – Westchnął. – Chyba poczuję się jak w domu. No, chociaż tu służący nie umyje mi włosów – dodał z żalem w głosie.
Kuba nie mógł powstrzymać się przed parsknięciem śmiechem.
- Nie umiesz sam sobie umyć włosów? – Uniósł wysoko brwi.
Cass zmrużył oczy.
- Nie chodzi o to czy potrafię. To po prostu zupełnie inne doświadczenie – stwierdził tonem „taki plebejusz jak ty nie zrozumie".
- Myślałem, że nie lubisz, kiedy ludzie cię dotykają – przypomniał sobie Kuba. Kontakt fizyczny i Cass nie szli ze sobą w parze. Nie umiał sobie go wyobrazić przytulającego kogoś na powitanie, czy choćby podającego rękę. Oczywiście, jeśli chodziło o kontakt seksualny to była zupełnie inna historia.
I znowu przypomniał sobie, że się stresuje.
- Włosy to wyjątek. Nie wiem czy jest na świecie ktoś, kto nie lubi kiedy ktoś bawi się jego włosami – stwierdził Cass.
- Ja nie lubię. – Kuba aż skrzywił się przypominając sobie wizyty u fryzjera. Cassiel obrzucił go niedowierzającym spojrzeniem. Przechylił głowę jakby w zastanowieniu, po czym wyciągnął rękę i wsunął mu palce we włosy, odgarniając luźne kosmyki z czoła. Kuba, zupełnie nie spodziewając się takiego gestu, poczuł jak krew napływa mu do twarzy.
- Lubisz – skomentował Cass, a jego głos zabrzmiał o ton łagodniej niż zwykle i Kuba już całkiem spanikował, spuszczając wzrok. – Na pewno lubisz, kiedy się całujemy – powiedział chłopak, bez grama zażenowania.
- To... zupełnie co innego – wymamrotał Kuba, nie potrafiąc podnieść wzroku z podłogi. Nie widział jego twarzy, ale usłyszał ciche westchnienie, w którym dało się rozpoznać lekką frustrację.
- Posłuchaj – odezwał się Cass, przesuwając dłoń z jego włosów pod brodę, żeby skłonić go do spojrzenia sobie w oczy. – Już rozumiem, że u was działa to inaczej. Dla nas utrata dziewictwa to akt patriotyczny. Potwierdza się w ten sposób lojalność względem króla i samego Piekła. Czym szybciej się to zrobi, tym lepiej. Skandal wywołuje zachowanie Sky'a, nie czternastolatka, który pokazuje się na rodzinnej kolacji w czarnych włosach. Takiego dziecka gratuluje się rodzicom. Poza tym, chyba jesteśmy trochę inni. Może dla nas to wcale nie za wcześnie, a dla was tak. Może nawet szesnaście lat to dla ciebie za wcześnie. Musisz mi powiedzieć. W końcu dobrze wiesz, że jesteś pierwszym człowiekiem, z którym w ogóle to rozważam... Nie mam... Nie mam pojęcia, co robić.
Słuchając jak Cass ubiera wszystko w słowa tak prosto i szczerze, Kuba poczuł jak stres nieco z niego schodzi. Ręce przestały mu się trząść, wróciło mu na tyle odwagi, żeby chociaż skrzyżować z nim spojrzenie. Przełknął ślinę. Nie wiedział co powiedzieć, więc powiedział pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.
- Byłoby prościej, gdyby dla ciebie to też był pierwszy raz – poskarżył się.
Cass uniósł brwi.
- Nie wiesz o czym mówisz. – Pokręcił głową. – Ja robiłem to pierwszy raz z kimś, kto też o niczym nie miał pojęcia i, uwierz mi, chyba nie mogło być gorzej. Żaden z nas nie wiedział, co do Diabła robimy.
Kuba zaśmiał się, znów czując, że schodzi z niego część napięcia.
- Aż tak źle?
- Aż tak – Cass przytaknął z powagą. – Pierwsze razy ogólnie są przereklamowane, ale zapewniam, że aż tak źle nie będzie, z kimkolwiek to zrobisz. Chyba, że wybrałbyś Sky'a. W tym przypadku niczego nie gwarantuję. Aż współczuję Evenowi.
Kuba skrzywił się na jego słowa.
- Sky?? – jęknął. – Czemu ty zawsze szipujesz mnie z niewłaściwymi ludźmi? – Potrząsnął głową, żeby pozbyć się niepowołanych obrazów z wyobraźni. – I w ogóle, co ty mówisz? Ta, już widzę, jak Sky przejmuje kontrolę w łóżku. On tylko z wierzchu jest taki twardy i władczy. – Przewrócił z rozbawieniem oczami. – Even się nim zajmie. – Zaśmiał się.
Cass tylko pokręcił powoli głową.
- Nie masz pojęcia jak to u nas działa – stwierdził. – Sky jest aniołem, do tego księciem. To byłoby nielegalne.
- Nielegalne? – Kuba wytrzeszczył oczy.
- No, może bardziej nieobyczajne. – Cass skrzywił się, po czym wzruszył ramionami. – Ale właściwie po co psujemy sobie wieczór rozmawianiem o tej dwójce? Wspominałeś coś, że można tutaj wziąć prawdziwą kąpiel... Przyłączysz się?
***
Zdaniem Kuby wspólna kąpiel była jakiś milion razy gorsza na skali zawstydzających rzeczy niż sam seks.
Nie wiedział właściwie dlaczego się zgodził. Cassiel tak go zaskoczył propozycją, że był w stanie tylko skinąć głową, zanim treść słów chłopaka całkiem do niego dotarła. A teraz już tu był i chyba nie mógł już się rozmyślić.
- Nie musisz całkiem się rozbierać, jak nie chcesz, wiesz? – głos Cass'a dobiegł zza jego pleców w tym samym momencie, w którym usłyszał metaliczny brzęk. Prawdopodobnie sprzączkę paska od spodni uderzającą w podłogę. Chwilę później dało się słyszeć kroki i w końcu odgłos zburzonej wody.
Kuba zacisnął powieki, choć i tak stał odwrócony do wanny plecami, i rozpiął własne spodnie, zrzucając je szybko na ziemię. A potem... stwierdził, że jednak nie da rady. Jak ze skokiem na bungee. Z tą różnicą, że zamiast całkiem się poddać i uciec, zrobił po prostu coś bardzo głupiego. Odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i wszedł do wody, woląc zmoczyć swoje bokserki i koszulkę niż pokazać się Cass'owi bez nich.
- Koszulka to już przesada – stwierdził chłopak. Brzmiał na rozbawionego, ale Kuba nie widział jego twarzy, bo jeszcze nie oderwał wzroku od swoich kolan i swojej połowy wanny, w której skulił się tak, żeby przypadkiem nie dotknąć Cass'a. Pomyślał, że jeśli jeszcze więcej krwi napłynie mu do policzków, to w końcu zemdleje, bo zabraknie mu jej w innych częściach ciała.
- Nie masz prawa się wypowiadać, bo nie wiesz jak to jest zdjąć koszulkę przed kimś, kto całe życie trenuje, a do tego jest aniołem, kiedy sam jesteś przeciwieństwem tego wszystkiego. – Kuba odruchowo wydał policzki, ale szybko się opamiętał, nie chcąc wyglądać jak obrażone dziecko. Czy jak dziecko w ogóle. Cass był tylko trochę ponad rok starszy od niego, a w porównaniu z nim wyglądał tak dojrzale. Nawet jeśli się tak nie zachowywał...
- Zdziwiłbyś się – odezwał się Cass. – Pamiętasz jak mówiłem, że... lubiłem kiedyś Sky'a? To pomyśl sobie o tym, że on jest ode mnie trzy lata starszy i do tego dołączył do Straży w wieku dwunastu lat. Zawsze wyglądałem przy nim jak gówniarz.
- No ale on chociaż na serio jest starszy, więc to ma przynajmniej sens – zaprzeczył Kuba, przypadkiem podnosząc odruchowo wzrok. Skrzyżował z Cass'em spojrzenie i nagle stracił zupełnie wątek całej rozmowy.
Po raz pierwszy zobaczył w nim anioła, którym był. Cass zawsze kojarzył mu się ze skłonnościami do agresji i dumną, wyniosłą postawą. Jego oczy prawie zawsze patrzyły twardo i ostro. Obraz, który zobaczył teraz przed sobą, był jakby wyrwany z innej rzeczywistości.
Cassiel musiał być potwornie zmęczony całą ich misją i późniejszym czekaniem dwa dni pod bramą i było to wyraźnie widać w jego miękkim spojrzeniu, delikatnie opuszczonych powiekach, wyczuwalnie spowolnionych ruchach. Ciepła woda musiała całkiem go zrelaksować, bo z jego mięśni zeszło całe napięcie, opierał się lekko o krawędź wanny z jednej strony, patrząc na niego z łagodnym zaciekawieniem i ogromną dozą czystego rozluźnienia. Dwie rzeczy zszokowały Kubę najbardziej. Jego włosy, czarne jak zawsze, ale teraz delikatnie skręcone od wilgoci, układające się w miękko wyglądające pukle, przyklejające się miejscami do jego twarzy, które odbierały mu powagi i lat. Druga rzecz była jeszcze bardziej szokująca. Kuba nie zauważył tego nigdy wcześniej, nie pod jego zwyczajowym strojem Strażnika, nie pod czarnymi ubraniami arystokraty, ani nawet wtedy, kiedy chodził przy nim bez koszulki po hotelowym pokoju. Wtedy tak dokładnie się nie przyglądał, zbyt zażenowany faktem, że ten w ogóle uznał chodzenie przy nim półnago za dobry pomysł. Dopiero teraz, widząc go z tak bliska, w takiej rozluźnionej pozycji, patrzącego na niego tak łagodnie, zauważył to. Cassiel nie był dorosłym. Kuba zawsze o tym wiedział, ale dopiero teraz to zobaczył. Tą chłopięcość w rysach jego twarzy, kształcie ramion, obwodzie talii. Even przy swoich dwudziestu latach nie był pomnikiem męskości, ale i tak w zarysie jego sylwetki można było dostrzec, że jest już mężczyzną, nie chłopcem. Cass mógł być od niego lepiej zbudowany, mieć więcej mięśni, wykształconych dzięki codziennym treningom, ale i tak można było zobaczyć w nim niemal rówieśnika Kuby. Dopiero to spostrzeżenie pozwoliło chłopakowi wziąć głęboki wdech i rozprostować nieco nogi. Jego prawe kolano oparło się o kolano Cass'a.
- Nic na sobie nie masz? – musiał spytać. Na szczęście piana zasłaniała widok poniżej pasa.
- Mam bokserki. Uznałem, że nie będę cię straszył.
Kuba odetchnął z ulgą. Już nie czuł się jak przed skokiem na bungee. Raczej jakby huśtał się na hamaku w przyjemny, słoneczny dzień.
- Nie wiedziałem, że umiesz być taki... - zabrakło mu słowa.
- Jaki? – Po ustach Cass'a błąkał się nieprzerwanie rozbawiony uśmieszek. Jego spojrzenie nie miało jednak w sobie ani okrucha złośliwości.
- ...uprzejmy – dokończył Kuba, opierając brodę na ugiętym kolanie, nie odrywając wzroku od chłopaka. Naprawdę wyglądał jak anioł, kiedy włosy tak mu się skręcały. Mógł go sobie nawet wyobrazić z białymi kosmykami. – Chciałbym to zobaczyć...
- Co zobaczyć? – Cassiel uniósł brwi, zaskoczony.
Kuba natychmiast poczuł ciepło na policzkach, kiedy uświadomił sobie, co mogłoby go zaskoczyć.
- Zobaczyć ciebie w białych włosach, nie cokolwiek tam sobie wyobraziłeś! – prawie wykrzyknął, chlapiąc go wodą w twarz, żeby odwrócić jego uwagę od nieporozumienia.
Cass parsknął, strząsając wodę z twarzy rękami. Kuba tylko zobaczył znajomy błysk w jego oczach i natychmiast zasłonił oczy i nos. Zemsta przyszła ułamek sekundy później, mocząc nie tylko jego twarz i włosy, ale też ścianę za nim.
- Jesteś taki dziecinny! – Zaśmiał się.
- To ty zacząłeś! – Cassiel pokręcił głową z niedowierzaniem i posłał w jego stronę kolejną falę wody. – Przez ciebie mam wodę w nosie – poskarżył się.
- Sorki – Kuba przeprosił, ale nie bez rozbawienia dźwięczącego w głosie.
- Wybaczę ci, jeśli umyjesz mi włosy – oznajmił Cass, wyciągając w jego stronę butelkę z szamponem.
Kuba poczuł, że na usta ciśnie mu się szeroki uśmiech.
- Mówiłeś poważnie z tymi włosami. – Zaśmiał się.
- Ja zawsze mówię poważnie – stwierdził Cass. Było w tym sporo racji. Raczej nieczęsto żartował. Co właściwie lubił w Kubie, który przecież składał się w dziewięćdziesięciu procentach z humoru?
Wziął od niego szampon.
- Ok, to odwróć się do mnie plecami.
Cassiel przechylił głowę zaczepnie.
- Eh, i gdzie w tym wyzwanie?
Kuba zamrugał.
- Jak inaczej mam to zrobić? – Nie zrozumiał.
- Chodź do mnie – powiedział chłopak, opierając się plecami o ściankę wanny.
Kuba zamarł z uchylonymi ustami.
- Nie – zaprotestował, czując że jego policzki znowu zaczynają nawiązywać kolorem do włosów.
- Jeszcze dzisiaj sam mnie pocałowałeś, a teraz nie możesz usiąść mi na kolanach?
To było wyzwanie, rzeczywiście. Kuba nie chciał przegrać. Tak bardzo nie chciał przegrać, że zrobił nawet więcej niż go poproszono.
Przesunął się na jego połowę wanny i, walcząc z rumieńcami i powtarzając sobie w myślach, że przecież ma na sobie bokserki, usadowił się na jego kolanach. Potem wziął głębszy wdech i, zanim zdążył się rozmyślić, pochylił się w stronę chłopaka, ujmując jego twarz w dłonie, żeby pocałować go lekko w usta. Policzki paliły go niemiłosiernie kiedy się odsunął, ale chociaż poczuł, że nie przegrał.
Cassiel patrzył mu w oczy ucieszony.
- Tego nie dostaję od mojej służby – powiedział, lekko rozbawiony.
Kuba zmrużył oczy.
- Nie porównuj mnie do swoich służących. Umyję ci te włosy, bo cię lubię, nie dlatego, że mi każesz. Wątpię, żeby służba cię lubiła.
- Słuszna uwaga. Czy to w ogóle możliwe, żeby służący lubił tego, dla kogo pracuje?
Kuba nałożył sobie szampon na dłoń.
- To zależy jak się tych służących traktuje – powiedział. – Jak ty traktowałeś swoich? – zapytał, wsuwając palce we włosy chłopaka z wahaniem. – Nie ciągnę?
- Nie... - Cass przymknął oczy, na jego rzęsach zabłysły krople wody. – A służących traktowałem... hm, myślę, że neutralnie.
- Myślę, że ściemniasz. – Kuba pokręcił głową, ani trochę mu nie wierząc. – Teraz nie otwieraj oczu – powiedział, kiedy szampon zaczął się pienić. – Ty nigdy nie jesteś dla nikogo miły, jak nie musisz.
- Dlatego powiedziałem „neutralnie" – mruknął cicho chłopak, chyba nie bardzo przywiązując wagę do rozmowy. Z zamkniętymi oczami i pianą we włosach wyglądał już nie tylko na rozluźnionego, ale też bezbronnego. Kuba poczuł jak coś się w nim zaciska w nagłym przypływie tkliwości. Znów miał ochotę go pocałować. – Niektórzy naprawdę traktują służących jak jakiś gorszy sort. Na przykład śpią z nimi, jakby to była jedna z rzeczy, za które im płacą. Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. To dziwne.
- Ciągle mnie dzisiaj zaskakujesz – zauważył Kuba.
- Ty mnie też – mruknął Cass, wciąż z zamkniętymi oczami, odchylając głowę delikatnie do tyłu pod wpływem dotyku. Jak kot, kurczę.
- Chyba możesz już spłukać włosy.
- Już? – odezwał się chłopak z żalem. Westchnął. – To najlepsze uczucie na świecie – powiedział, kiedy Kuba przesunął po raz ostatni palcami po skórze jego głowy.
- Lepsze od seksu? – Sam nie wiedział czemu to powiedział.
Cassiel uchylił wtedy powieki, nie przejmując się, że piana może dostać się mu do oczu. Kuba przełknął ślinę widząc jego spojrzenie. Poczuł lekki dreszcz, kiedy zobaczył w nim pragnienie.
- Nie wiem, przypomnisz mi jakie to uczucie? – odezwał się Cass, głosem trochę innym niż wcześniej.
- Musisz spłukać szampon. – Kuba nie umiał wykrztusić nic innego.
Cassiel się zaśmiał, po czym go posłuchał, spłukując pianę słuchawką prysznica.
- Nie odpowiesz mi? – spytał, kiedy skończył.
Kuba przygryzł wargę, ale w końcu odpowiedział.
- Da się to w ogóle zrobić w wannie? – wykrztusił, odwracając wzrok.
- Hm, dać się da, ale nie polecam. – Cass'a bawiło jego zawstydzenie.
- Więc po co o tym rozmawiać teraz? Możemy... wrócić do tego tematu, kiedy wyjdziemy z wanny...
- Myślisz, że wtedy będzie ci łatwiej o tym mówić niż teraz? – Cass'owi w końcu udało się pochwycić jego wzrok. – Bo mam dla ciebie inną propozycję.
Kuba zamrugał, zbity z tropu.
- Propozycję?
- Propozycję, żeby w ogóle o tym nie rozmawiać – powiedział Cass.
- W ogóle? – Kuba poderwał głowę, zaskoczony. Dopiero kiedy poczuł dłoń chłopaka na policzku i jego oddech na swoich ustach, zrozumiał. – W ogóle nie rozmawiać... - Kiedy sens słów Cass'a do niego dotarł, już się całowali. Nie tak, jak on wcześniej pocałował jego, krótko i delikatnie, bo wyglądał ładnie w skręconych włosach.
Cass pocałował go przeciągle, odbierając mu oddech. Wsunął palce w jego wilgotne włosy i przyciągnął go do siebie bliżej. Nagi tors zetknął się z wilgotną koszulką. Chłopak wsunął jedną dłoń pod jej materiał.
- Mogę? – spytał, przerywając pocałunek. Kuba tylko skinął głową, zbyt drżący w środku z emocji, żeby zaufać swojemu głosowi.
Koszulka wylądowała na podłodze łazienki.
- Podobam ci się? Chociaż trochę? – Musiał spytać, bo bez ochronnej zasłony materiału czuł się, jakby wszystkie jego wady znalazły się nagle na widoku.
- Czy my już o tym nie rozmawialiśmy? – Cass pokręcił głową z niedowierzaniem. – Poza tym, mieliśmy nie rozmawiać.
Kuba chciał zaprotestować, mając wrażenie, że chłopak wymiguje się od odpowiedzi, ale zmienił zdanie, kiedy znów znaleźli się bliżej i poczuł przyspieszone bicie jego serca oraz płytszy oddech, gdy usta Cass'a znalazły się na jego szyi. Chyba mógł założyć, że jakimś cudem jednak się mu podoba.
- Chodź bliżej – szepnął mu do ucha Cass, a Kuba znów poczuł dreszcz.
- Jak to bliżej? – wyjąkał nieco niezdarnie. Miał wrażenie, że cały się trzęsie, ale nie ze strachu, tylko z emocji.
- Bliżej – mruknął cicho Cass, odchylając się tak, żeby oprzeć się znów o ściankę wanny, pociągając go za sobą. Teraz Kuba półleżał na nim, opierając się przedramionami o obudowę wanny po obu stronach głowy chłopaka. Patrzyli na siebie z niesamowicie małej odległości.
- M-Mówiłeś, żeby nie robić tego w wannie – przypomniał sobie Kuba. Jego rude kosmyki opadały w stronę twarzy chłopaka.
- Przecież nic nie robimy. – Cass uśmiechnął się zadziornie.
Kuba poczuł jego dłonie na swoich bokach, przesuwające się po jego talii. Każdy oddech wychodził z jego ust drżący. Co było szokujące, Cass też nie wyglądał jak oaza spokoju. Skakał wzrokiem po jego twarzy, oddychając szybciej i płycej niż zwykle.
- Te twoje oczy są aż zbyt niesamowite – powiedział, chyba mimowolnie, bo potem przygryzł wargę i uciekł na chwilę wzrokiem. Kuba jeszcze takiego go nie widział. Czując nagle przemożną chęć sprawienia, żeby stracił jeszcze więcej swojego opanowania, pochylił się do jego szyi, chcąc zostawić na niej malinkę. Nigdy tego nie robił, ale chyba nie było to nic trudnego. Kiedy przygryzł lekko skórę, Cassiel drgnął pod nim, po czym mruknął, jakby z frustracją. Zerwał się do siadu, niemal go z siebie zrzucając. – Idziemy stąd – oznajmił.
- Huh? – Kuba obrzucił go zdezorientowanym spojrzeniem.
- Trochę zmoczymy łóżko, ale trudno. Mamy dwa.
***
Kuba miał rację. To było zdecydowanie mniej zawstydzające od wspólnej kąpieli. Kiedy wylądowali na łóżku, a ich kończyny i włosy splątały się ze sobą w chaosie chwili, pragnienie wypełniło jego umysł, nie zostawiając prawie żadnego miejsca na wstyd. Cass całował go, jak jeszcze nigdy, powoli i z namysłem. Przeczesał mu włosy palcami, zostawił ślad na szyi, przyciągnął mocniej do siebie.
- Uh... - Kuba lekko się skrzywił. Cholera, gdyby tylko umiał panować nad swoimi odruchami, nie pisnąłby ani słowa. Nie chciał przerywać tej chwili.
- Coś nie tak? – Cass natychmiast zareagował.
- Różnice gatunkowe. – Nawet w takim momencie Kuba pozostał sobą.
Cassiel najpierw zmarszczył brwi i zamrugał powoli.
- Za silno? – załapał w końcu.
Kuba pokiwał głową. Potem pokręcił.
- Nieważne – powiedział. – Tylko trochę zabolało.
Cass objął go delikatniej niż wcześniej.
- Jak wy to robicie, że dożywacie osiemdziesiątki w tych waszych kruchych ciałach?
- Ja nie dożyłem – przypomniał Kuba.
Cass wypuścił przez nos odrobinę powietrza. Prawie jakby się zaśmiał. To była rzadkość.
- W takim razie dobrze, że teraz nie możesz już umrzeć – powiedział.
Kuba wytrzeszczył oczy.
- Mam się bać? – wykrztusił.
- Mnie... masz się nigdy nie bać. – Po tych słowach Cassiel wrócił do pocałunków. Kuba pomyślał, że może chciał uciec od tych ckliwych słów, które właśnie wypowiedział.
- Nie boję się – Odpowiedział szeptem, chowając twarz w szyi chłopaka. Rzeczywiście, był całkowicie spokojny, nie licząc emocji, które się w nim przelewały. Nie poczuł strachu, kiedy dłoń Cass'a zsunęła się po jego udzie. Nie bał się, gdy ich biodra otarły się o siebie, przyprawiając go o dreszcz i drżący oddech. Nie przestraszył się własnego ciała, kiedy to przejęło kontrolę nad jego rozumem, przyciągając chłopaka bliżej, badając kształt jego ramion, barków i pleców, otwierając się na jego dotyk i poddając mu.
- Możesz... odwrócić się...? Tak, tak będzie prościej. – Głos Cass'a w jego uchu, cichszy, łagodniejszy i niższy niż zwykle, przyprawił go o kolejny dreszcz. Schował twarz w poduszce, bo nagle wróciło do niego nieco zawstydzenia. A może i chodziło tylko o to, że teraz po prostu mógł schować twarz w poduszce.
Wiedział, że zaboli, ale mimo to musiał stłumić w sobie protest, który odezwał się w jego ciele, spinając mięśnie, kiedy Cass skończył go już przygotowywać.
- Do Diabła i wszystkich jego dzieci i wnuków... - jęknął. – Niech Piekło pochłonie pierwsze razy!
Gdzieś blisko usłyszał ciche parsknięcie Cass'a rozbawionego jego doborem słów, ale sekundę później wszelkie rozpraszające myśli wyleciały mu z głowy, kiedy dziwna mieszanka bólu i przyjemności zmusiła go do przygryzienia własnej wargi w marnej próbie stłumienia mniej artykułowanych dźwięków wyrywających mu się z ust. Głos Cass'a był w jego uchu, jego usta na szyi i karku, ręce wszędzie. Opanowanie w jego ruchach i brak tego opanowania w tym, jak przygryzał od czasu do czasu jego skórę i zaciskał niekontrolowanie palce w jego włosach z jednej strony mówiły o doświadczeniu chłopaka, z drugiej o towarzyszących mu w tym momencie emocjach.
To wszystko było tak niesamowite, przyjemne, bolesne, dobre i dziwne. Chciał, żeby już się skończyło, albo żeby nigdy się nie kończyło. Myśli zlały mu się w głowie w jasną, kolorową mieszankę, pod powiekami zobaczył błyski światła, jakby naprawdę tracił już rozum. Niedługo potem jego ciało zadrżało ostatni raz, a gdzieś w tle Cass przekraczał tę granicę razem z nim.
Potem już tylko czekali aż ich oddechy powoli wrócą do normy.
Kuba obrócił się na plecy. Gardło miał wysuszone, włosy przykleiły mu się do czoła, ręce, które położył na ramionach chłopaka trzęsły się.
- Dobrze się czujesz? – spytał Cass, patrząc mu uważnie w oczy i przesuwając kciukiem po zaróżowionym pewnie policzku. Wyglądał tak samo jak Kuba. Włosy wilgotne od wcześniejszej kąpieli i świeżego potu, usta trochę napuchnięte od pocałunków, skóra szyi poznaczona małymi śladami.
- W tym momencie czuję się strasznie – Kuba powiedział zgodnie z prawdą. – Boli i do tego nie pamiętam, żebym był kiedykolwiek bardziej zmęczony. Ale minutę temu... - Nie dokończył, bo przerwał mu własny uśmiech, rozciągający jego wargi szeroko.
- Ale tak poważnie, wszystko w porządku? Nie zrobiłem ci krzywdy? – Te słowa były tak nie w charakterze Cass'a, że Kuba musiał się roześmiać. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jak sam zauważyłeś, jestem teraz nieśmiertelny – przypomniał.
Cass tylko przewrócił na to oczami.
- I jak tu być miłym? – Westchnął.
Kuba przyciągnął go do siebie za szyję, tylko po to, żeby go objąć.
- Już przestań być taki słodki! – Zaśmiał się. – Z kim ja właśnie rozmawiam?!
Cass aż zesztywniał w jego ramionach.
- Słodki? – odezwał się lodowatym tonem. – Jeszcze raz się odważysz tak powiedzieć...
- Ahahaha... Może być uroczy?
____________________________________________
Wybaczcie mi, że opis nie jest dłuższy czy dokładniejszy, ale Kuba i Cass to moje dzieci, kochane i niewinne. Nie umiem tego zniszczyć! XDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro