Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LV - Plan A

- Jesteś pewny? – Głos Evena zabrzmiał nienaturalnie głośno w absolutnej ciszy otchłani, zbyt rozległej by jakikolwiek dźwięk odbił się echem w ciemności.

- To nie jest już tylko kwestia ciebie i końca świata. Chodzi o moją siostrę. – Stanowcza odpowiedź Sky'a dobiegła zza jego pleców. Even odwrócił się od zdających się świecić w ciemności białych drzwi prowadzących do raju. Raju zdecydowanie mniej szczęśliwego od Piekła, w którym nikt nie zabroniłby mu zbliżyć się do chłopaka, którego kochał. A jednak to się działo – właśnie mieli z własnej woli opuścić świat, który obaj na swój sposób kochali i spędzić resztę życia z dala od przyjaciół i rodziny w raju. Nic dziwnego, że Sky wciąż nie wspiął się na schodki prowadzące do niewielkich drzwi, odcinające się od otaczającej ciemności swoją rażącą w oczy bielą. Wciąż stał na dole, jakby nie mógł zmusić się do postawienia pierwszego kroku na drugą stronę. – Skoro Eevi jest w Niebie, to znaczy, że ktoś zabrał ją tam siłą. Nie mogłaby przejść przez te drzwi z własnej woli. Nie mogę po prostu zostawić tego i mieć nadzieję, że nic jej nie jest.

Even przytaknął. Sam nie miał rodzeństwa, ale rozumiał. Takie rzeczy każdy rozumiał.

- Więc trzeba to zrobić – powiedział i uśmiechnął się lekko do chłopaka, wyciągając do niego rękę w zachęcającym geście. Sky spojrzał mu w oczy, unosząc głowę do góry.

Widok był nieco surrealistyczny. Za Evenem znajdowały się drzwi, przed nim białe jak światło schody prowadzące w dół, stykające się z czarną jak sama ciemność posadzką dna całego świata. Na tej posadzce stał chłopak – anioł urodzony w Piekle, syn samego Diabła, o cerze jasnej jak śnieg, oczach niebieskich jak gwiaździste niebo i kosmykach błyszczących jak promienie słońca odbite na powierzchni wody. Jego rozświetloną sylwetkę otaczała jedynie czerń ciągnąca się po niewidoczny horyzont. Gdzieś tam na granicy świata czaiła się przyszła śmierć całego stworzenia, a jeszcze dalej, dalej niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić, rzeczywistość kończyła się nicością, w której Even powinien zginąć.

- Trzeba to zrobić. – Sky powtórzył jego słowa, po czym zamknął oczy i postawił pierwszy krok w jego stronę. Syn Diabła znalazł się na schodach prowadzących do Nieba, a świat nie zatrząsł się w posadach. Najwidoczniej nie było to takie niezwykłe jak mogłoby się wydawać. Lub może po prostu wszechświat nie interesował się sprawami ludzi.

Even złapał za klamkę, a Sky położył swoją dłoń na jego. Spojrzeli po sobie jeszcze raz z lękiem, po czym otworzyli drzwi wspólnymi siłami.

Zawiasy skrzypnęły.

***

Even wciągnął powietrze z sykiem i zasłonił oczy rękami, kiedy zaatakowała go przenikliwa jasność. Tak dawno nie widział światła mocniejszego od lampy gazowej czy pochodni, że aż zapomniał jak ostre może ono być. Parę minut mrugał intensywnie a jego oczy łzawiły zanim był w stanie się rozejrzeć.

Razem ze Sky'em znalazł się w niewielkim pomieszczeniu przypominającym to, w którym obudził się po swojej śmierci. Odwrócił się jeszcze, żeby spojrzeć na drzwi, dzięki którym się tu dostał. Na białej ścianie wyglądały jak płaski, czarny prostokąt. Wziął głęboki oddech i zamknął je, po czym spojrzał na Sky'a. Chciał coś powiedzieć, ale chłopak wybił go z toku myśli wydając z siebie zaskoczony okrzyk i cofając się o krok.

- Coś nie tak? – Even zaniepokoił się. Sky pokręcił jednak głową, wyglądając już na znacznie spokojniejszego.

- Wybacz, po prostu mnie to zaskoczyło. – Chłopak uśmiechnął się, jakby z lekkim rozbawieniem. – Wyglądasz znacznie bardziej demonicznie ode mnie, a to ja urodziłem się na dole.

Even uniósł brwi. Miał na sobie biały strój Strażnika, zdający się niemal niknąć w otaczającej ich jasności, a jego dłonie też wyglądały całkiem normalnie.

- Chodzi o oczy – wyjaśnił Sky. – Zmieniły kolor. To dlatego, że w Niebie każdy wygląda dokładnie tak, jak powinien. Żadnych dodatków. Nawet tatuaże z tego co wiem się nie zachowują.

- Ale ja nie mam... - Even urwał i zamrugał, nabierając nagle ochoty spojrzenia w lustro, kiedy przypomniał sobie jedno ze swoich snów-wspomnień z poprzedniego życia. Niestety nie miał przy sobie niczego, w czym mógłby się przejrzeć. – Są czarne? Całkiem?

Sky pokiwał głową.

- Cząstka Demona, huh? – Even przygryzł wargę. To wciąż była dziwna myśl wiedzieć, że jest się jedyną istotą na świecie stworzoną z czegoś innego niż boskie światło. Myśl, że ma się w sobie coś mrocznego, kojarzącego się z niebezpieczeństwem i śmiercią. Jeszcze dziwniejsze było to, że taki właśnie był plan. Ludzie mieli być dokładnie tacy, jak on.

Even pokręcił głową. To nie było teraz istotne.

- Mamy jakiś plan? – spytał Sky'a, mając nadzieję, że chłopak ma jakiś pomysł w kwestii ich dalszych kroków. Coś poza wpadnięciem przypadkiem na jakiegoś anioła i oznajmieniem „Hej, świat się powoli kończy, więc postanowiliśmy wjechać wam na chatę. Macie jakieś wolne łóżka?"

- Mam plan. – Sky pokiwał głową, a Even odetchnął z ulgą. – Poza tym ja jestem tutaj całkiem legalnie, więc jeden problem z głowy. Co do ciebie, teoretycznie możemy liczyć na to, że zgubisz się w tłumie i nikt cię nie zauważy, ale... z tymi oczami mogłoby być nieco ciężko, więc będzie trzeba coś wymyślić. Nie znam się na tubylcach, ale wydaje mi się, że to nie będzie aż taki problem. Po pierwsze nie przeszedłeś Sądu, więc wcale nie zostałeś tak naprawdę potępiony. Dodatkowo, nie jesteś już ateistą i nie zamierzasz też... - Chłopak urwał i spojrzał na niego pytająco. – To znaczy... nie mogę od ciebie wymagać, żebyś—

- Sky... - Even przewrócił oczami. – Nie zamierzam z nikim sypiać. Za kogo ty mnie masz?

- Człowieka? – Sky uniósł brwi, na co Even prychnął.

- Czyli wszystko ok, tak? Teoretycznie mam prawo tu być, skoro nie mam na sumieniu żadnego cięższego grzechu... swoją drogą, dalej nikt mi nie wytłumaczył czemu niewiara w boga i bycie gejem to najgorsze przestępstwa... jak to się ma do czegokolwiek?

Sky wzruszył ramionami.

- Może ktoś tutaj nam powie. W każdym razie, ważne, że nie mogą cię tak po prostu zrzucić z powrotem do Piekła bez procesu, który z pewnością przejdziesz bez problemów. No, o ile nie będziesz kłócił się z sędzią jakie to wszystko niesprawiedliwe.

Even pokiwał głową.

- Będę grzeczny. W granicach rozsądku oczywiście – dodał. Sky posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, ale chłopak odpowiedział tylko rozbawionym uśmiechem.

Wszystko będzie dobrze.

- Zanim zrobimy jednak cokolwiek innego – Sky przybrał poważny wyraz twarzy – musimy znaleźć moją siostrę.

***

Eleganckie buty, które założyła z okazji Festiwalu nie nadawały się najlepiej do wspinaczek po murach Piekła.

Dopiero w połowie drogi uświadomiła sobie pewną istotną rzecz.

Zapomniała o swojej broni.

Nie mogła jednak tak po prostu wrócić do domu i udawać, że cieszy ją Festiwal, zamiast więc zawrócić, przyspieszyła tylko kroku.

Dziwne – pomyślała – jak bardzo moje spojrzenie na otaczający mnie świat może zmienić fakt, że nie mam przy sobie ostrza. Nagle ciemność wydawała się ciemniejsza, cisza bardziej niepokojąca i wypełniona drobnymi odgłosami, na które wcześniej nie zwróciłaby uwagi. Nawet odgłos jej własnych kroków wydawał się podejrzany.

Ale była już blisko. Może i miejsce, do którego zmierzała nie było najbezpieczniejszym z możliwych, z pewnością jednak groźba zostania przyłapanym na łamaniu prawa była mniej przerażająca niż to, co czyhało na nią w ciemności. Blisko, była już blisko – powtarzała sobie w myślach niczym mantrę – Blisko. Jeszcze tylko-

Krzyknęła, kiedy ciemność zasnuła jej pole widzenia, a niespodziewana siła wycisnęła powietrze z płuc.

Ktoś objął ją mocno od tyłu i zasłonił jej oczy. Serce podeszło jej do gardła z przerażenia, jednak chwilę później rozpoznała cichy śmiech, który rozbrzmiał w okolicach jej ucha.

- Elsa! Zabiję cię, przysięgam! – Eevi nie było do śmiechu. – Myślałam, że to Demon...

Elsa odsunęła się o krok i spuściła wzrok na ziemię.

- Sorki... - mruknęła cicho. – Ale Demon? Tuż przy przejściu? No co ty? – Zaśmiała się, ale z wyraźnym zażenowaniem. – Przepraszam... - powtórzyła zaraz potem, przygryzając wargę z zakłopotaniem.

- Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy... - Eevi niemal czuła to w kościach. Jakby obecność Demonów nabierała na sile. Rozmawiała już o tym ze Sky'em, ale żadne z nich nie miało pojęcia w czym tkwił problem. – Lepiej być jak najbliżej przejścia. Chodź. – Uśmiechnęła się do Elsy i skinęła głową w stronę odcinających się na tle ciemności białych schodów prowadzących do tylnego wejścia do Nieba.

Przeszły niewielki odcinek w milczeniu, po czym przysiadły na schodach.

- Więc...- zaczęła Eevi, nieco niezręcznie. Nie widziała się z Elsą już od dawna. – Jak tam praca?

Dziewczyna spojrzała na nią z lekko uniesionymi brwiami. Pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Chcesz rozmawiać o pracy? – Uśmiechnęła się z rozbawieniem. – Ok. Praca jak praca, nic nowego czy ciekawego. Tylko ta samozwańcza mini-organizacja Muriel'a zaczyna działać mi na nerwy.

- Jaka organizacja? – Eevi wyprostowała się nieco, zdziwiona.

Elsa machnęła ręką, chyba zirytowana na samą myśl.

- Na początku byli tylko taką wkurzającą, nic nie znaczącą grupką, która chciała wprowadzać jakieś „wielkie" zmiany, ale ostatnio zaczęli naprawdę się rządzić. – Westchnęła i pokręciła głową. – Ale może kiedyś w końcu Szef coś z nimi zrobi.

Eevi uśmiechnęła się na to pod nosem z rozbawieniem. Nie słyszała nigdy, żeby ktokolwiek poza Elsą nazywał Stwórcę „Szefem". Z drugiej strony, nie było się co dziwić. Elsa nigdy nie była zwyczajna. W dzieciństwie mówiła wszystkim bez wstydu, że jak podrośnie zamierza zamieszkać w Niebie. I nie po to, żeby wieść lepsze, uprzywilejowane życie pupilka Stwórcy. Po prostu od zawsze była niezwykle ciekawska. Wymykała się gdzieś niemal codziennie – do Hadesu, zaledwie dziesięciolatka uzbrojona w malutki, ozdobny sztylet, który dostała od matki; na Ziemię, kiedy była nieco starsza. Wkradała się do pałacu, wspinała po murach, denerwowała wszystkich zadawaniem nieskończonych pytań o wszystko, co ją ciekawiło. Będąc taką właśnie osobą nie mogła odpuścić sobie szansy na przekonanie się jak wygląda Niebo na własne oczy. Dlatego kiedy Eevi tak samolubnie poprosiła ją, żeby jednak została, dziewczyna pokręciła głową, mimo łez spływających jej po policzkach. Dlatego więc, mając piętnaście lat, odeszła.

- Nie zrobi, przecież wiesz. Sama mówiłaś, że on nigdy nic nie robi. – Eevi nie wierzyła, żeby ten niekompetentny i leniwy Stwórca kiedykolwiek zrobił cokolwiek. Odkąd sięgała pamięcią nic nigdy nie wydarzyło się dzięki niemu. Wszystko po prostu biegło swoim torem, a zmiany następowały tylko z woli ludzi i aniołów.

- Oh, oczywiście, że robi! Po prostu ma ważniejsze sprawy... - Elsa wzruszyła ramionami. – W każdym razie, powiedz raczej co tam u ciebie? Jak tam Straż? Jeszcze cię nie znudziła?

- Ze Sky'em i Cass'em nie jest tak nudno. Szkoda tylko, że ci dwaj ze sobą nie rozmawiają. – Westchnęła. – I szkoda, że ciebie tam nie ma... - Tego ostatniego nie miała zamiaru wypowiadać na głos, ale niestety się jej wymsknęło. Przygryzła wargę.

- Wrócę przecież! – Elsa uśmiechnęła się do niej szeroko.

- Za sto lat?

- Myślę, że krócej!

Eevi westchnęła, tym razem w duchu, nie chcąc dać po sobie poznać, że zżera ją niecierpliwość. Z jednej strony chciała, żeby Elsa spełniała swoje marzenia, z drugiej jednak po prostu tęskniła. Widywanie się w tajemnicy na granicy światów raz na parę tygodni to było o wiele za mało. Szczególnie biorąc pod uwagę to w jakim momencie dziewczyna opuściła Piekło. Dokładnie w dzień po tym jak Eevi zebrała się na odwagę, żeby powiedzieć jej jak się czuje. Elsa stwierdziła, że jeśli zostanie choć dzień dłużej, pewnie straci możliwość odwiedzenia Nieba kiedykolwiek.

Dopiero teraz, kiedy zrozumiała jak to jest kogoś kochać i pragnąć, Eevi udało się pojąć, co Sky miał na myśli, gdy mówił, że chciałby, żeby ich ojciec znów był szczęśliwy. W dzieciństwie nie znosiła, kiedy tak mówił. W jej oczach Lucyfer nigdy nie wyglądał na nieszczęśliwego, nie rozumiała więc brata i nie chciała go rozumieć. Kiedy jednak odczuła na własnej skórze jak to jest pokochać kogoś, a potem patrzeć jak odchodzi, wtedy właśnie to dostrzegła. Ten melancholijny wyraz w oczach ojca. Tęsknotę, która ujawniała się w tonie jego głosu, kiedy wspominał o wydarzeniach z przeszłości. Ból, który odznaczał się w jego spojrzeniu, gdy kierował je w pustkę, a czasami w ciemne sklepienie. Teraz rozumiała, mimo, że jej sytuacja była nieporównywalnie lepsza. Musiała tylko poczekać. Być może sto lat. Czym było sto lat w perspektywie wieczności?

- Wiem, że wrócisz... - szepnęła, opierając czoło na ramieniu Elsy. Jej białe włosy połaskotały ją w policzek. – Po prostu czasem... - zacisnęła powieki – czasem chciałabym, żebyś nigdy nie odeszła...

Poczuła jak palce dziewczyny zaplątują się w jej czarnych włosach.

- Eevi, ja... - jej głos zadrżał. – Ja też—

- Ale – przerwała jej – gdybyś nie odeszła, nie byłabyś sobą. – Uśmiechnęła się. – Musisz być sobą, bo to właśnie w tobie się zakochałam.

Kiedy podniosła głowę, jej wzrok natrafił na zaskoczone spojrzenie Elsy. Jej jasne oczy, otwarte nieco szerzej niż zwykle, białe włosy rozczochrane jak zawsze i policzki zarumienione przez jej słowa. Dzięki Diabłu, że można się było chociaż bezkarnie całować.

Pochyliła się w stronę dziewczyny, obrzucając jej śliczną twarz krótkim spojrzeniem. Białowłosa, do tego ubrana właśnie w uniform niebiańskiego żołnierza – biały jak Strażnika, jednak zupełnie inny – wyglądała kompletnie niewinnie. Jak można wyglądać jednocześnie niewinnie i tak pociągająco?

Pocałowała ją. Po raz pierwszy od długiego czasu, zbyt długiego, i poczuła jak bicie jej serca przyspiesza. Przy nikim innym tak się nie czuła, a całowała się już ze zdecydowanie zbyt dużym procentem znajomych ze Straży. Oni wszyscy byli jednak tylko tym – ludźmi, których znała, niczym więcej. Elsa była wyjątkowa.

Chciała zapomnieć się w tym pocałunku, nie myśleć przez chwilę o tym, że niedługo musi wracać, a potem czekać tygodnie na kolejne spotkanie. Chciała, żeby ta chwila trwała dłużej, jednak—

- Wiedziałem, że nie znikasz bez powodu.

Nieznajomy głos przywrócił Eevi do rzeczywistości. Podskoczyła, przestraszona, odruchowo sięgając po swój nóż, którego... nie było. No tak, przecież nie miała przy sobie żadnej broni. Natychmiast skierowała wzrok na intruza.

W progu otwartych drzwi prowadzących do Nieba stał jakiś chłopak. Ubrany podobnie do Elsy, o równie jasnym odcieniu włosów. Opierał się o framugę z założonymi na piersi rękami, patrząc na dziewczyny z góry spojrzeniem, które można by określić jako wyniosłe.

- Muriel? – Elsa otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w chłopaka z niedowierzaniem. – Co ty tu robisz? Nie masz lepszych zajęć niż śledzenie żołnierzy? – Nie wyglądała na przejętą obecnością chłopaka. Bardziej na zirytowaną.

- Jakie mógłbym mieć lepsze zajęcie niż upewnianie się, że w naszych szeregach nie ma – oczy Muriel'a zwęziły się i jakby pociemniały – zdrajców.

- Nie zrobiłam nic, co skazywałoby mnie na upadek, więc nic nie możesz mi zrobić. – Elsa podniosła się ze schodka, na którym siedziała, po czym wspięła się kilka stopni, zbliżając do chłopaka. Jej ton głosu zawierał w sobie groźbę.

- Nie widzę powodu, żeby te sprawy były ze sobą powiązane. – Muriel wyglądał na niewzruszonego. – Wręcz przeciwnie – dodał, a na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny uśmieszek.

Elsa zmarszczyła brwi.

- A co takiego niby zrobisz? Pójdziesz poskarżyć się Szefowi?

- Kim ty w ogóle jesteś? – Eevi nie znała chłopaka ani trochę, ale miała złe przeczucia. Została jednak zignorowana.

- Elsa, jakie naiwne z ciebie dziecko. Czasem nie mogę uwierzyć, że naprawdę urodziłaś się na dole. – Muriel pokręcił głową z przerysowanym niedowierzaniem. – Naprawdę myślisz, że powiedzenie komuś o twojej zdradzie jest najgorszym, co mógłbym zrobić?

Eevi obliczała w głowie szanse na to czy chłopak jest uzbrojony. Jeśli nie, może udałoby się jej pozbawić go jakoś przytomności, a potem zastanowić się jak można by pozbawić go też życia. Może zaciągnąć daleko w otchłań i liczyć na to, że jakiś Demon się z nim rozprawi? Nikt nie mógł dowiedzieć się o tych tajemnych spotkaniach. Kontaktowanie się upadłych z tymi z góry było wbrew prawu.

- Jeśli nie chcesz nikomu powiedzieć, to co niby masz zamiar zrobić? – Elsa wciąż lekceważyła chłopaka, ale Eevi z doświadczenia wiedziała, że nie można oceniać ludzi po pozorach. Nikt po rozmowie z Lucyferem nie uznałby, że spotkał właśnie drugą najpotężniejszą osobę na świecie, gdyby o tym nie wiedział. Muriel nie wyglądał na nikogo ważnego, ale coś zwróciło uwagę Eevi. Dzięki Elsie wiedziała, że niebiańscy żołnierze noszą na piersi odznaki informujące o ich stopniach i osiągnięciach. Znała też mniej więcej znaczenia tych symboli. Przypięta do stroju Muriel'a błyszczała jednak odznaka, której Eevi nigdy nie widziała i o której nie słyszała. Tak jak aniołowie byli w stanie instynktownie odczuwać znaczenie anielskich pieczęci, tak teraz dziewczyna zrozumiała bez słów, że symbol widniejący na piersi chłopaka był czymś istotnym. Był dziwny, skomplikowany, powinien wzbudzić w niej niepokój. Zamiast tego kojarzył się jej z czymś znajomym. Czymś nasuwającym na myśl „dom".

- Elsa – Eevi odezwała się z niepokojem. Jeśli symbol na odznace chłopaka oznaczał to z czym się jej kojarzył, sytuacja mogła być znacznie poważniejsza niż z początku przypuszczała. – Jesteś pewna, że on nie jest nikim waż—

- Aresztujcie je – chłopak przerwał jej rozkazem. Z drzwi zza chłopaka wyłoniło się znienacka kilka postaci. Wyglądający na bardzo młodego chłopiec zapytał:

- Obie? – Nie brzmiał na przekonanego.

- Obie – odpowiedział Muriel. – Białowłosą chcę żywą. Co do drugiej, obojętnie.

***

- Możesz wyczuć jej obecność, tak? – spytał Even. – Więc to nie powinno być trudne, znaleźć ją?

Sky przygryzł wargę.

- Wiem, że tu jest, ale odnalezienie się tutaj bez jakiejś mapy nie będzie łatwe. Niebo to największa część świata. Pomyśl o wszystkich ludziach, którzy umarli od początku historii i teraz muszą się tu pomieścić.

- I naprawdę oni wszyscy są w Niebie? – Even uniósł brwi, choć wiedział, że to prawda. Myśl była jednak zbyt dziwna, żeby tak po prostu ją zaakceptować.

- Duża część ludzi jest też w Czyśćcu. Ludzie skłonni do przemocy i tym podobni nie mogą wejść do Nieba, więc trzeba ich najpierw „naprawić" – wyjaśnił Sky. – Ale Eevi tam nie ma.

Even skinął głową.

- Chodźmy więc – powiedział. – I tak nie wymyślimy żadnego świetnego planu działania, nie wiedząc prawie nic o tym miejscu. – Wzruszył ramionami. Sky przytaknął.

Podeszli więc do kolejnych drzwi, prowadzących pewnie na schody lub do windy. Musieli dostać się do wyższych partii Nieba, tyle wiedzieli.

Even nacisnął klamkę, a potem popchnął lekko drzwi, nie wiedząc czego się spodziewać. Obstawiał właśnie niekończący się ciąg białych schodów, na którym znalazł się po swojej śmierci, tym razem prowadzących w górę. Jednak zamiast tego oczom chłopców ukazało się kolejne niewielkie pomieszczenie, tym razem jednak mniej... puste. Pod ścianą stało biurko, a przy nim obrotowe krzesło. Po drugiej stronie wąski regał z książkami, a obok niego fotel. W fotelu natomiast...

- Boże! – Białowłosy nastolatek, który chyba zasnął czytając książkę poderwał się na fotelu, otwierając szeroko oczy. – Przestraszyliście mnie! – poskarżył się. Potem wstał pośpiesznie i poprawił wymięty od spania strój, który kojarzył się Evenowi z mundurami Straży. – Ekhem. – Chłopak odchrząknął, podszedł do biurka i zaczął szukać czegoś w papierach porozrzucanych po całym blacie. Even i Sky wymienili spojrzenia. Spodziewali się, że Niebo będzie nieco bardziej zorganizowane. W końcu nastoletni portier, czy jakby go określić, znalazł to czego szukał i odwrócił się do chłopaków. – Więc... porzucacie Piekło i chcecie dołączyć do szeregów Nieba, tak? Mogę prosić o wasze imiona? – spytał, chwytając za długopis i skanując wzrokiem swój notes. Chłopcy zawahali się. Tu pojawiło się pytanie: czy powinni zdradzać swoje prawdziwe imiona? Even z pewnością, skoro chciał przejść proces jeszcze raz, ale Sky? Czy przyznanie się do bycia synem Diabła było bezpieczne w Niebie?

- Ja nazywam się Heaven Christian. – Kiedy Even odezwał się, „portier" spojrzał na niego z zaskoczeniem. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, wzdrygnął się i zamarł na chwilę, otwierając szeroko oczy. – Tak, wiem, dziwnie wyglądają. – Even wskazał na swoje demoniczne oczy. – Ale wszystko wyjaśnię. Będę musiał porozmawiać z kimś od spraw sądowych.

Portier przełknął ślinę, ale pokiwał głową i zapisał coś w swoim notesie.

- A pan? – zwrócił się do Sky'a. W jego głosie wyczuć można było napięcie. W sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że po raz pierwszy w życiu zobaczył człowieka z oczami demona. Szczególnie, że pewnie nigdy wcześniej nie widział żadnego Demona. – Jak ma pan na imię?

Sky odpowiedział, ale Even wciąż nie mógł usłyszeć jego imienia. Teraz jednak, kiedy już wiedział co ono oznacza, nie przeszkadzało mu to.

Portier znów drgnął, ale tym razem nie dał po sobie poznać tak bardzo w jakim jest szoku i tylko zapisał coś w swoim notesie.

- Rozumiem, um... - Podrapał się po głowie z zakłopotaniem. – Więc... mamy człowieka, który odwołuje się od swojego wyroku i syna... Szatana. Um... Wybaczcie, że nie wiem do końca co robić, ale pewnie uwierzycie mi, że to – wskazał na nich jakimś bliżej nieokreślonym gestem – się mi jeszcze nie przytrafiło.

Chłopcy skinęli równocześnie głowami.

- Dość niepowtarzalna sytuacja – zgodził się z nim Sky.

- Racja, racja... - Chłopiec przygryzł wargę, odłożył notes na stos papierów i znów podrapał się po głowie w zakłopotaniu. Trochę przypominał Evenowi Fynna. Nastoletni Portier. Ile jeszcze ich było w tym świecie? Niestety Fynna Even miał już nigdy nie spotkać. – Więc... um... pozwólcie, że zaprowadzę was do kogoś, kto bardziej się zna na takich... nietypowych sprawach. – Zaśmiał się nerwowo.

- Brzmi rozsądnie – stwierdził Sky.

- Wezmę tylko parę rzeczy... i zamknę drzwi... - Chłopiec krzątał się, szukając znów czegoś w papierach, w końcu znajdując też pęk kluczy. Podszedł do drzwi, którymi chłopcy weszli i zamknął je. Potem podszedł do kolejnych i wsunął klucz do zamka. Ten jednak okazał się otwarty. Portier zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział, pewnie zrzucając winę na swoje roztargnienie. Even zauważył leżący na podłodze kawałek metalowego drucika, wyglądający może na rozprostowaną agrafkę. Uniósł brwi, szturchnął lekko Sky'a i pokazał mu dyskretnie swoje znalezisko. Sky zamrugał, po czym przyłożył palec do ust. Even skinął głową. Ktokolwiek otworzył drzwi prowizorycznym „kluczem" mógł równie dobrze być którymś z ich przyjaciół próbujących dostać się nie do końca legalnie poza granice Piekła, co złodziejem. Biorąc pod uwagę, że i tak nie było tu co ukraść, poza książkami i nudnymi papierami, nie było po co martwić Portiera faktem, że ktoś chyba zdołał wkraść się do jego małego pokoiku, kiedy ten zapewne spał.

Kiedy wyszli z pomieszczenia, znaleźli się na znajomych białych schodach. Prowadzący ich chłopiec podszedł do ledwie odznaczającego się na tle ściany zarysu windy i nacisnął przycisk otwierający mechaniczne drzwi. Weszli do środka. Portier nacisnął guzik oznaczony liczbą „1000". A więc mieli znaleźć się dość wysoko, dokładnie tak jak życzył sobie tego Lucyfer.

- To trochę potrwa – poinformował ich chłopiec.

- Mhm. – Even dobrze pamiętał jak zdążył zasnąć zjeżdżając do Piekła, więc oparł się o ścianę, świadomy, że naprawdę spędzą w windzie sporo czasu.

- Zastanawiam się... - Sky odezwał się, wyglądając jakby intensywnie nad czymś myślał. – Od jak dawna pracujesz jako Portier?

Chłopiec spojrzał na niego z zaskoczeniem.

- Dlaczego pan pyta?

- Wprowadziliście jakieś zmiany? – drążył dalej Sky. – Z tego co wiem mamy trzech Portierów. W wejściu do Piekła, do Czyśćca i do Nieba. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś przyjmował ludzi przy tylnym wejściu...

Chłopiec wzruszył ramionami.

- To dość nowa inicjatywa – przyznał. – Wprowadzona parę miesięcy temu.

Sky uniósł brwi.

- Parę miesięcy? Od kiedy w Niebie wprowadzacie w ogóle jakieś zmiany? Przecież według was wszystko działa idealnie według boskiego planu, tak?

Portier milczał chwilę.

- To tylko mała zmiana – powiedział w końcu. – A mogę zapytać co tak właściwie pan tutaj robi? – Całkowicie zmienił temat. – Syn... Szatana. – Chłopiec wymówił imię Lucyfera niemal jak czarodzieje w Harrym Potterze Voldemorta. – Nie powinien pan... rządzić Piekłem? Czy coś takiego...

Sky wzruszył ramionami.

- Nigdy nie marzyło mi się zostanie królem – przyznał szczerze. – No, i zawsze chciałem zobaczyć na własne oczy jak wygląda druga strona świata – dodał z przyjaznym uśmiechem.

Portier wpatrywał się w niego z lekkim niedowierzaniem.

- Jak masz na imię? – wtrącił się Even, czując się dziwnie nazywając chłopca w myślach „Portierem". Ten spojrzał na niego z zaskoczeniem. Może nie spodziewał się, że człowiek wyglądający jak pomiot demona jest zdolny do cywilizowanej rozmowy?

- Angelo – odpowiedział po chwili wahania. Even powstrzymał się od komentarza na temat tego, że to chyba gorsze imię dla anioła niż jego dla ateisty. Zwalczył rozbawiony uśmiech cisnący mu się na usta.

- Miło poznać – powiedział zamiast tego. Angelo skinął głową ze zmieszaniem.

- A... - odezwał się - ...dlaczego pan tutaj jest? – spytał niepewnie. – Mógł pan przecież zostać na dole... słyszałem, że Piekło nie jest wcale takie okropne dla... ludzi... em... pana pokroju...? To znaczy, hm... to zabrzmiało źle...

Even roześmiał się.

- Naprawdę źle – zgodził się. – I nie, nie mam nic do Piekła, po prostu... - Spojrzał na Sky'a w poszukiwaniu podpowiedzi. Ten chyba jednak też nie wiedział co powinni ujawniać, a czego nie. – Po prostu nie przeszedłem uczciwego procesu, więc chciałbym to naprawić. I do tego, też jestem ciekawy jak wygląda Niebo – skłamał. Gdyby miał wybór, nie ruszałby się z Piekła, a najlepiej z Portierni, nie mając nic przeciwko życiu aż do końca czasu z przyjaciółmi i Sky'em w samej piwnicy świata.

- Rozumiem... - Angelo pokiwał głową, ale jego mina wyrażała, że jednak nie do końca rozumie.

- Nie ciekawi cię dlaczego nie przeszedł procesu? – Ton jakim Sky zadał pytanie był identyczny z tym, którym spytał o zmiany w Niebie. Podejrzliwy. Even spojrzał na niego, nie do końca rozumiejąc w czym chłopak widział problem. Fakt, Angelo zachowywał się dziwnie, ale odkąd trafił do zaświatów, Even nie spotkał jeszcze nikogo, kto byłby w stu procentach normalny. Najbliżej tego określenia był chyba Antti, a ubierał się przecież co najmniej nieprzeciętnie.

- Um, wcale go nie przeszedł? To dziwne. – Angelo przybrał zaskoczony wyraz twarzy. – Ale nie pytałem, bo to nie moja sprawa. Powinny się nią zająć ważniejsze osoby. Ja jestem tylko Stra—Portierem.

Even pokiwał głową. Brzmiało sensownie.

- Ale nie jesteś ciekawy? – Sky wciąż drążył. Even miał ochotę dźgnąć go łokciem w żebra, żeby przestał. Na razie nie mieli kłopotów, ale to nie znaczyło, że nie mogło się to zmienić. – To dziwne, prawda? Żeby człowiek nie przeszedł procesu. Przecież nie dałby rady tak po prostu uciec, a nawet gdyby jakoś mu się to udało, dlaczego miałby uciekać do Piekła? – Angelo spojrzał na niego ze zmieszanym wyrazem twarzy, jakby nie wiedział jak się zachować i dlaczego Sky w ogóle o tym mówi. Szczerze, Even też nie miał pojęcia jaki chłopak miał w tym cel. – Oczywisty wniosek jest więc taki, że Heaven nie uciekł. Ktoś go na ten proces nie wpuścił. A skoro Heaven odzyskał wspomnienia, to znaczy, że pamięta twarz tej osoby, nawet jeśli nie zna jej imienia.

- Ale dlaczego- - Even zaczął, ale Sky mówił dalej.

- Co oznacza, że jest wśród was ktoś, kto złamał prawo, ale nie upadł. Trochę straszne, co? Macie w swoich szeregach kryminalistę.

Even i Angelo wpatrywali się w niego z niezrozumieniem. Even już chciał coś powiedzieć, sam nie wiedział co, ale coś na pewno, kiedy winda oznajmiła krótką melodyjką, że dotarli na miejsce. Angelo odchrząknął i otworzył rozsuwane drzwi przyciskiem.

- Proszę za mną – powiedział, wychodząc z windy i oglądając się na chłopców z wahaniem.

- Po cholerę mu o tym wszystkim mówisz? – Even zwrócił się do Sky'a szeptem. – Nie mamy pojęcia kim w ogóle jest. Równie dobrze mógłby być—

Even zamilkł pod spojrzeniem Sky'a. Wyglądało na to, że miał jednak jakiś powód. Ruszyli za Portierem.

Wyszli na korytarz. Even spodziewał się, że dalsze części Nieba nie będą już raziły go po oczach bielą, jednak pomylił się. Otaczające go kolory nie zmieniły się. Coś jednak zwróciło jego uwagę. Korytarz, którym szli nie był tak mocno oświetlony. Nie był też zbyt... czysty? Farba na ścianach wyglądała na nieco popękaną, na białej podłodze odznaczały się ślady butów, zupełnie jakby nikt szczególnie nie dbał o to miejsce. Even spojrzał z ukosa na Sky'a, ale ten posłał mu uspokajający uśmiech. A może i nawet... zadowolony uśmiech? Chłopak zaczął powoli uświadamiać sobie, że jeśli Sky miał jakiś plan, to chyba się nim z nim nie podzielił.

Portier zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Nie były to jednak zwyczajne drzwi. Mimo, że nie wyglądały na wykonane ze szkła, były zupełnie przezroczyste. Tylko zawiasy i klamka, zdające się wisieć w powietrzu, sygnalizowały ich obecność. Angelo wyciągnął z kieszeni swój pęk kluczy i zaczął w nim szukać odpowiedniego.

Even przygryzł wargę i spojrzał na Sky'a, próbując bezgłośnie przekazać mu, że to wszystko robiło się powoli jakieś dziwne. Gdzie tak właściwie byli i dokąd szli? Tysięczne piętro – tyle wiedzieli. Co się jednak na nim mieściło? Drzwi przed którymi się zatrzymali choć przezroczyste, niewiele zdradzały, bo za nimi znajdowało się tylko kolejne białe i puste pomieszczenie. Na razie nic jeszcze nie skojarzyło się tutaj Evenowi z „rajem".

Angelo w końcu odnalazł właściwy klucz i otworzył nim zamek. Jego ręce lekko drżały. Potem pchnął drzwi i pokazał dłonią, żeby weszli przed nim. Even zawahał się, przyjrzał twarzy chłopaka. Nie patrzył mu w oczy. Coś było nie t—

- No chodź. – Sky pociągnął go niespodziewanie za rękaw kurtki i obaj znaleźli się po drugiej stronie niewidocznych drzwi. Even natychmiast odwrócił się z niepokojem, żeby zobaczyć jak jego najgorsze obawy spełniają się.

Angelo nie wyglądał na zadowolonego z siebie, kiedy wyszeptał:

- Przepraszam. – A potem zatrzasnął drzwi szybkim ruchem i cofnął się o krok. Rzucił im jeszcze ostatnie spojrzenie, po czym odwrócił się i odbiegł korytarzem.

Even po prostu stał bez ruchu, wpatrując się w miejsce, w którym chłopiec zniknął, nic z tego nie rozumiejąc. W końcu westchnął, przesunął dłońmi po twarzy i odezwał się:

- Sky – powiedział zrezygnowanym tonem. – Czy my jesteśmy w więzieniu?

- A gdzie indziej mielibyśmy szukać mojej siostry? – odparł chłopak, nie brzmiąc na przejętego. Even odwrócił się natychmiast, rzucając mu niedowierzające spojrzenie.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale kiedy chcesz kogoś wyciągnąć z więzienia, łatwiej to zrobić kiedy samemu nie jest się zamkniętym?

- To był tylko plan B. W razie gdyby sytuacja była gorsza niż myślałem. – Sky mówił, obchodząc niewielkie pomieszczenie, przesuwając po ścianie dłońmi.

- Co ty robisz? I w ogóle, jaka sytuacja? Jaki plan B? – Even nie rozumiał.

- Jak myślisz, dlaczego tu jesteśmy? – Sky odpowiedział pytaniem.

- No nie wiem, na przykład dlatego, że przyznałeś się, że jesteś synem Diabła? Albo dlatego, że zachowywałeś się co najmniej podejrzanie? Albo dlatego, że powiedziałeś Angelo, że chowa się u nich jakiś kryminalista, co dla niego mogło brzmieć co najmniej—

- Też nie jestem pewny, która z tych rzeczy przeważyła, ale jeśli miałbym zgadywać, to ta ostatnia – przerwał mu Sky. – Musiałeś to zauważyć, prawda? Coś tu bardzo nie gra. Nie powinno w ogóle być kogoś takiego jak ten Portier. Tu na górze nic się nie zmienia. I nagle się zmienia? Podejrzane. Do tego, ktoś porywa Eevi. Ktoś zrzuca cię do Piekła bez procesu.

- Ok, w takim razie coś może jest tu nie tak. Ale i tak nie mamy pojęcia co to i nie rozumiem jak to się ma do naszej obecnej sytuacji. – Even rozłożył ręce.

- Pomyśl. Dlaczego Angelo nie spytał dlaczego nie przeszedłeś procesu? – mówił Sky. Even wzruszył na to ramionami. – Bo wiedział dlaczego. To przecież oczywiste. Ktoś zrzucił cię do Piekła. To pierwsza nieprawidłowość. Ktoś porwał Eevi. To druga. Nagle mamy czwartego Portiera. Trzecia nieprawidłowość. Nie wierzę, że te trzy rzeczy nie są ze sobą powiązane. Nie tutaj, w Niebie, gdzie wszystko ma działać jak w zegarku. Coś jest nie tak i o wiele bardziej prawdopodobne jest, że te wszystkie rzeczy mają jakieś jedno źródło niż że to zupełnie niepowiązane ze sobą zaburzenia. Co znaczy, że Angelo może być po stronie osoby, która cię zrzuciła do Piekła. Powiedziałem, że rozpoznałbyś jej twarz i patrz, gdzie wylądowaliśmy.

Even zmrużył oczy.

- Ok... - mruknął. – Może i masz rację. Co w takim razie robimy? Skoro ktoś ma coś do mnie i do twojej siostry nie możemy tu chyba zostać? Chyba, że chcesz dowiedzieć się co tu jest grane i to naprawić, ale nie sądzę, że to wykonalne... Nie znamy tego miejsca, jego zasad, nic nie wiemy.

- Nigdy nie planowałem tu zostać – odpowiedział na to Sky. – Wiem, że nigdy nie marzyło ci się wieczne życie. Mówiłeś mi o tym. Że to cię przeraża. W Piekle możemy przeżyć jeszcze wiele, wiele lat. Po co mielibyśmy tu zostawać, skoro mój ojciec zgodził się już darować ci życie?

- Ale... - Even zmarszczył brwi. – Ha? – był tylko w stanie wykrztusić. – Nie to, że nie podoba mi się to podejście, ale...

- Muszę tylko znaleźć Eevi, uwolnić ją i wynosimy się stąd.

Even poczuł jak uśmiech rozciąga jego usta. Podobał mu się ten plan.

- Ale jeśli ją tu zatrzymali, myślisz, że nam uda się uciec?

- Oh, nie ma nic łatwiejszego niż ucieczka z Nieba. – Sky posłał mu rozbawiony uśmiech. – Jedyny problem to wyciągnąć stąd Eevi. Nie wiem czy to możliwe bez planu A.

- A... jaki jest ten plan A?

- Być może niewykonalny – stwierdził Sky. – Ale warty spróbowania – dodał. – Ale i tak najpierw muszę—

Zatrzymał się, jakby wyczuł coś pod palcami, którymi przesuwał po ścianie. Pochylił się w jej stronę i przyłożył do niej czoło.

- Eevi – szepnął.

- Znalazłeś ją? – Even zamrugał, zaskoczony. Tak łatwo?

- Kiedy tu szliśmy, czułem jej obecność coraz wyraźniej. Jeśli się nie mylę, jest w celi obok z tej strony...

- Świetnie, ale jak my—

Sky odsunął się od ściany o krok, po czym rzucił Evenowi krótkie spojrzenie.

- Cofnij się – powiedział, a potem...

Biała ściana niebiańskiej celi rozsypała się z głośnym hukiem, nie wytrzymując pod naporem siły Sky'a, któremu udało się zwalić ją jednym kopniakiem. Even przez chwilę wpatrywał się w chłopaka z niedowierzaniem zanim przypomniał sobie na kogo patrzy. Czym była jakaś tam ściana dla księcia Piekła?

- Ktoś na pewno to słyszał – skomentował.

- Dlatego musimy się spieszyć. – Sky skinął głową. – Eevi?! – zwrócił się do siostry, schylając się, żeby przejść przez dziurę w ścianie do sąsiedniej celi. Even podążył za nim. – Eevi?

Sky zamarł na moment, wpatrując się w nieruchomą sylwetkę czarnowłosej dziewczyny leżącej pod przeciwległą ścianą. Wyglądała jakby spała lub straciła przytomność.

-Eevi! – Kiedy pierwszy szok minął, Sky podbiegł do siostry i podniósł ją zpodłogi, kładąc jej głowę na kolanach i próbując ją ocucić. – Do Diabła, wszystko w porządku? Eevi!

Even widział księżniczkę z tak bliska po raz pierwszy. Z zamkniętymi oczami, cerą bledszą niż nawet na anioła przystało i cieniami pod powiekami nie wyglądała dobrze. Zaszokowany jej kiepskim stanem, Even dopiero po dłuższej chwili zauważył, że dziewczyna porusza delikatnie ustami.

- Wy... puście.. mn..ie... - usłyszał.

- Eevi, to ja! – Sky odgarnął jej długie kosmyki z czoła i dotknął jej policzka. – Znalazłem cię. Już wszystko będzie w porządku. Będzie dobrze – mówił łagodnie, wpatrując się w twarz siostry z przejęciem. Even był poruszony widokiem, ale zachował więcej rozsądku.

- Sky, musimy się stąd zabierać – powiedział cicho. – Możesz nieść ją na rękach? Ktoś może się tu pojawić w każdej chwili.

- Sky? – Być może na dźwięk imienia brata, Eevi otworzyła oczy. Jej spojrzenie było zamglone i zmęczone, ale szybko skupiła je na twarzy Sky'a. – Sky?! Co ty tu— - przerwała i dokończyła ściszonym głosem, zrywając się do siadu. – Co ty tu robisz? Czy mi już odbija? Mam przywidzenia? – Wpatrywała się w brata szeroko otwartymi oczami.

- Naprawdę tu jestem i zaraz cię stąd wyciągnę. Muszę tylko zdjąć ci te kajdanki... - Sky przytulił najpierw siostrę mocno, a zaraz potem zabrał się za oględziny spinających jej nadgarstki ciężkich, świecących bielą kajdan, na których widniały jakieś skomplikowane, srebrne symbole.

- Nie dasz rady ich zdjąć. – Eevi pokręciła głową. – Zbyt silna pieczęć.

- Muszę dać radę. – Twarz Sky'a wyrażała czystą determinację. Przyglądał się kajdankom w skupieniu. Po dłuższych oględzinach zamknął oczy i zaczął coś szeptać pod nosem. Eevi otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, pewnie mając mnóstwo pytań, ale zrezygnowała, prawdopodobnie nie chcąc przeszkadzać bratu. Skierowała za to spojrzenie na Evena.

- A ty co za jeden? – spytała.

- Um. – Even nie miał pomysłów. – To długa historia.

- Niezbyt długa. – Sky najwyraźniej nie był aż tak pochłonięty swoim zadaniem na jakiego wyglądał. – To mój narzeczony.

Huh.

- Narzeczony?! – Eevi i Even odezwali się jednocześnie.

- Mówiłem, że „chłopak" brzmi zbyt infantylnie. – Sky nie wyglądał na przejętego, chociaż kto wie, jego oczy wciąż były zamknięte.

- Mam mnóstwo pytań – skomentowała Eevi.

- Ja chyba więcej... - Even zdawał sobie sprawę, że są właśnie prawdopodobnie w ogromnym niebezpieczeństwie, próbując uciec z Nieba i że w każdej chwili w celi może się pojawić na przykład osoba, która doprowadziła Eevi do takiego stanu, a mimo to nie mógł tak po prostu puścić deklaracji Sky'a mimo uszu. Jakim narzeczonym do cholery?! Nikt go nie pytał czy się zgadza! – Jak stąd wyjdziemy żywi, musimy porozmawiać – ostrzegł.

- Wyjdziemy. Nie ma innej opcji. – Sky powiedział cicho.

- Jak tylko nie dasz sobie założyć kajdanków to nie będzie zbyt trudne – stwierdziła Eevi. Even zauważył, że wyglądała na odrobinę rozbawioną. A więc miał rację. Nikt tu nie był normalny. – Czyli nawet ty kogoś sobie znalazłeś. – Na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. – Kto by pomyślał. – Spojrzała na Evena. – Człowiek. Do tego coś jest z nim zdecydowanie nie tak. Czemu mnie to nie dziwi? Zawsze byłeś typem buntownika, co?

- Hej, mogło być gorzej! – obruszył się Even. – Mógł skończyć z... - Kto był właściwie bardziej nieodpowiedni dla księcia niż on? - ...z Cassiel'em!

Eevi roześmiała się na to pod nosem.

- Fakt – przyznała mu rację. – Znasz nawet Cass'a, co? A nie było mnie tylko parę miesięcy.

- Właśnie! – Do Evena w końcu dotarło, że są sprawy ważniejsze niż kwestia jego domniemanych zaręczyn ze Sky'em. – Jak tu wylądowałaś? Co się stało? Jak to w ogóle możliwe? Przecież twoje włosy...

- Mogę tu być dzięki tym kajdankom – wytłumaczyła dziewczyna. – Jeśli Sky'owi uda się je zdjąć, będę mogła wrócić na dół. Wam też nie powinno sprawić to większych problemów. Tyle, że ta pieczęć... jest niesamowicie silna. Nie da rady jej zdjąć, nieważne jak bardzo się stara... - Przygryzła wargę, patrząc na brata ze smutkiem.

- Nie dam rady... - Sky w końcu się z nią zgodził i otworzył oczy. Wyglądał na zmartwionego, ale nie kompletnie załamanego, tak jakby nieudana próba zdjęcia kajdanek nie oznaczała końca. – Nie dam rady – powtórzył, a wyraz jego twarzy zmienił się na zdeterminowany. – W takim razie... - chwycił za łańcuch, którym kajdanki były przymocowane do ściany celi. Przygryzł wargę i przymknął oczy, a kiedy jego mięśnie napięły się, ogniwa łańcucha pękły w ułamku sekundy. – Zostaje nam tylko plan A – powiedział, po czym wstał na nogi i podał siostrze rękę.

- Nie mogę opuścić Nieba dopóki je noszę. – Eevi zmarszczyła brwi, ale wstała, choć chwiejnie, z podłogi. – Jaki jest ten twój plan A? – spytała.

Even był równie zagubiony. Sky podtrzymał siostrę, która wyglądała na zbyt słabą, żeby sama sobie poradzić.

- Poproszę o audiencję. Ale najpierw musimy się stąd wynieść. Myślę, że Angelo jest powiązany z tym, kto zrzucił Evena do Piekła. Na razie uznajemy ich za naszych wrogów. Co do kogokolwiek innego, nie możemy być pewni.

Even i Eevi wymienili zmieszane spojrzenia.

- Audiencję?

- Jaką audiencję?

Sky popatrzył na nich takim wzrokiem, jakby to było oczywiste.

- Książę ma chyba prawo porozmawiać z królem – powiedział. Even potrzebował dłuższej chwili, żeby załapać, że chłopak nie mówi o swoim ojcu.

- A, rozumiem. No tak, zawsze chciałeś się z nim spotkać. – Eevi nie wyglądała na szczególnie zszokowaną. – Uh, to się źle skończy... - Westchnęła.

Even zmarszczył brwi. Audiencja u...?

- Zaraz, to był twój plan A?!

_________________________

Cooo myślicie? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro