Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

L - Ostatnia noc

To była ich ostatnia noc. To dziwne, że w ciągu tak krótkiego czasu zdołał tak się do niego przyzwyczaić. Teraz myśl o niedalekim końcu wzbudzała w nim sprzeczne emocje. Ich ostatnia noc razem, na Ziemi.

Odkąd wyruszyli z Piekła na poszukiwanie Eevi, minął miesiąc. W ciągu tego czasu zdołali zwiedzić całą planetę. Po księżniczce nie było jednak ani śladu. Mimo, że zakończona niepowodzeniem, królewska misja dobiegła jednak końca. Trzeba było wracać. Cassiel nie chciał sobie wyobrażać miny Sky'a, kiedy ten dowie się, że wciąż nie odnaleziono jego siostry.

A więc, skoro misja dobiegła końca, co wciąż robili z Kubą na Parterze? Dlaczego Cass musiał jeszcze jeden dzień użerać się z chłopakiem, światem żywych i... pokrętłami od pryszniców?

- Do Diabła... - Cassiel wypuścił z ust sfrustrowane westchnięcie. Nauczył się już obsługi tych dziwnych urządzeń, które opryskiwały cię wodą z góry, używanych na Ziemi w miejscu wanny... a przynajmniej tak do tej pory sądził. Jego irytujący towarzysz misji jednak uznał, że skoro to ich ostatnia noc na Parterze, powinni spędzić ją w jakimś droższym hotelu. Cassiel nawet chętnie zgodził się na propozycję, tęskniąc już do luksusów willi swoich rodziców. Teraz jednak zaczynał żałować swojej decyzji. Wyższa cena pokoju równała się najwyraźniej wyższemu poziomowi technologii. I upierdliwości.

Zmrużył oczy, próbując zgadnąć, które z pokręteł urządzenia będzie odpowiadało za przepływ wody w deszczownicy nad jego głową. Poza nią, w kabinie prysznica znajdowało się jeszcze osiem różnych wylotów, z których – jak Cass zgadywał – mogła wypłynąć woda. Pokręteł jednak było dziesięć.

- Przeklęty Heaven... - Cassiel mruknął pod nosem, obwiniając za całą sytuację chłopaka. Tylko przez jego prośbę, żeby odwiedzili z Kubą jego rodzinę, nie wrócili jeszcze do Piekła. Tylko przez niego musiał się z tym użerać. Mając już dość, postanowił przekręcić pierwsze z brzegu pokrętło, licząc na szczęście. – Aaaaa! – wyrwało mu się, kiedy zamiast z prysznica nad jego głową, woda trysnęła z jednej z dysz umieszczonych mniej więcej na wysokości jego twarzy, kiedy pochylał się, przyglądając się skomplikowanemu mechanizmowi. Natychmiast cofnął się, zasłaniając rękami przed atakiem parzącej wody. Nie kłopocząc się próbami zakręcenia pokrętła, wyskoczył z kabiny jak oparzony. Czy raczej – oparzony.

Usłyszał czyjeś szybkie kroki.

- Cassiel, wszystko o... - Kuba wpadł do łazienki z przestraszonym wyrazem twarzy. Szybko jednak strach w jego oczach zmienił się w zawstydzenie. – S-Sorki... - wyjąkał, natychmiast odwracając wzrok. Cass uniósł brwi.

- Mam na sobie spodnie... - Nie rozumiał zażenowania chłopaka. Może miało to coś wspólnego z faktem, że ten nie zaszedł w kwestii utraty swojego dziewictwa dalej niż do pierwszego pocałunku? Ciężko było Cass'owi ocenić, bo ledwie pamiętał siebie sprzed swojego pierwszego razu. To było zbyt dawno, a on nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do nieistotnych wspomnień. Czy też wtedy tak łatwo było go zawstydzić?

- Nie masz na sobie... koszulki. – Kuba machnął w jego stronę ręką w nieokreślonym geście, jakby to cokolwiek wyjaśniało. Cass uznał, że to nie jego problem. – W każdym razie, co się stało? Usłyszałem krzyk...

- Uh, to tylko... - Teraz Cassiel poczuł na policzkach rumieniec wstydu. Usłyszał krzyk. Jak żenująco... - Gorąca woda prysnęła mi w twarz. – Wzruszył ramionami. – Nic wielkiego. Dam sobie radę. – Postanowił. Nie miał zamiaru prosić Kuby o pomoc. Nie po raz milionowy, kiedy już uwierzył, że daje sobie sam radę w tym świecie w przyzwoitym stopniu.

- Aa – Kuba pokiwał głową – pewnie mają tu milion pokręteł. – Zachichotał cicho pod nosem. – Sam pewnie nie wiedziałbym co jest od czego.

Cass zmrużył oczy.

- Jesteś dla mnie zbyt miły. Co jest? – spytał.

- Ha? – Kuba uniósł brwi. – Wcale nie jestem. I nic nie jest. Znaczy, wszystko ok. – Skrzyżował ręce na piersi i odwrócił wzrok.

- Jeśli zawsze będziesz mnie tak traktował, kiedy nie mam na sobie koszulki, to chyba jej już dzisiaj nie założę. – Zażartował Cass. Ostatnio, Kuba był nieznośny. To znaczy, zawsze był, ale za każdym razem na inny sposób. Teraz, odkąd Cass go pocałował w tamtym autobusie, a ten oddał pocałunek z entuzjastycznym zaangażowaniem, Kuba zachowywał się jakby za wszelką cenę chciał udowodnić mu, że nie żywi do niego absolutnie żadnych pozytywnych uczuć. A jednak stał tu teraz, zawstydzony widokiem jego bez koszulki, po tym jak wbiegł do łazienki zmartwiony jego krzykiem. Cassiel ani trochę go nie rozumiał.

- Nie jesteś zabawny – stwierdził teraz Kuba, wracając do swojego wkurzającego nastawienia, i wyszedł z łazienki. Cass tylko pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym zdjął z siebie w końcu resztę ubrań, nie ufając już prysznicowi i jego pokrętłom, postanawiając twardo, że nie będzie się przejmował humorami Kuby. W końcu, nawet kiedy ten był najgorszą wersją siebie, wciąż był sobą, a Cassiel, wbrew wszelkim swoim wcześniejszym przewidywaniom czy zasadom moralnym, nawet te różne wersje chłopaka polubił.

***

Cassiel wyszedł spod gorącego prysznica odświeżony i zrelaksowany. Kiedy już udało mu się zrozumieć skomplikowany mechanizm, od razu go polubił. Jak już było wcześniej wspomniane, chłopak lubił luksus, a prysznic zapewnił mu całkiem przyzwoity masaż dyszami wodnymi. Masaż bez udziału człowieka! Żadnego dotykania przez obcych, czy to służących, czy płatnych profesjonalistów. Idealnie.

Wspomnienie służących nakierowało myśli chłopaka na nieco inne tory. On nigdy nie robił tego z nikim ze swojej służby (nie lubił nierównych relacji pan-sługa w takich kwestiach), ale wiele arystokratów tak. Tak, myślał o seksie. Miesiąc abstynencji to było dla niego stanowczo za dużo. Niewiele mógł jednak zdziałać w obecnej sytuacji. Pozostawało mu tylko przetrwanie jeszcze jednego dnia, zanim wróci do swojego świata i wszystko wróci do normy, łącznie z jego życiem seksualnym.

Schylił się, żeby podnieść z podłogi swoje ubrania. Założył spodnie i złapał za koszulkę, jednak rozmyślił się, a na jego usta wkradł się rozbawiony uśmiech. Wyszedł z łazienki.

- Mówiłeś poważnie?? – Kuba uniósł brwi wysoko, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. – I co, jutro rano też wyjdziesz bez koszulki? – prychnął. Leżał na swoim łóżku, pewnie czekając na swoją kolej do skorzystania z łazienki.

- Jeśli będę miał taką ochotę. Opinie ludzi mnie nie obchodzą. – Cass wzruszył ramionami, bez trudu zauważając wzrok Kuby, który błądził trochę nieśmiało po jego nagim torsie.

- Jestem prawie pewny, że to nielegalne. – Odwrócił wzrok.

- Ale na plaży już jest w porządku? – Cass uniósł brew, nauczony już, żeby nie wierzyć chłopakowi na słowo. W końcu był złodziejem i niezłym aktorem, udającym przed przyjaciółmi grzecznego aniołka.

- Plaża to zupełnie inna sprawa.

- Niby dlaczego? – Cass rzucił ręcznikiem w kąt i przysiadł na swoim łóżku.

- Atmosfera na plaży jest inna niż na ulicy. Atmosfera to ważna sprawa – stwierdził Kuba, wciąż unikając patrzenia na niego.

- A co z atmosferą w pokoju hotelowym? – Cass uśmiechnął się pod nosem.

- Huh? – Kuba spojrzał na niego, zmieszany.

- Jak opisałbyś atmosferę sytuacji, w której dwójka nastolatków wynajmuje razem pokój w hotelu, jeden z nich nie może przestać myśleć o tym, jak całowali się niedawno w zatłoczonym autobusie, a drugi właśnie proponuje mu, żeby to powtórzyli? Czy to odpowiednia atmosfera na niezakładanie koszulki?

Kuba uchylił usta i zamarł. Cass starał się nie wybuchnąć śmiechem na tą reakcję.

- To... - wreszcie wykrztusił Kuba - ...bardzo konkretna sytuacja. Bardzo... szczegółowo opisana... - Cass uniósł brwi. Kuba otworzył szerzej oczy. – Idę wziąć prysznic! – Chłopak zerwał się z łóżka i niemal rzucił w stronę łazienki.

- Możemy zrobić to pod prysznicem! – krzyknął za nim Cassiel, słysząc głośne trzaśnięcie drzwiami. Wybuchnął cichym śmiechem. Tak łatwo było go zawstydzić. I, oczywiście, to było tylko tyle. Po prostu mu dokuczał. Kuba wkurzał go samym swoim istnieniem, więc on też mógł trochę podziałać mu na nerwy. Nie mówił poważnie.

Nie mówił, prawda?

Westchnął. Kuba był człowiekiem. Pocałować go to jedno, seks – to zupełnie inna sprawa. Z drugiej strony, chłopak wyglądał przyzwoicie, był pod ręką i, przede wszystkim, z pewnością był zainteresowany. Była jednak jeszcze trzecia strona... Even prawdopodobnie zamordowałby go we śnie, gdyby to zrobił. A Sky, za jego namową, pomógłby mu w tym. Ale czy zirytowanie Evena nie byłoby w sumie tego warte?

Cass rozważał tak wszystkie za i przeciw, kiedy jego rozmyślania przerwał Kuba, który w końcu wrócił z łazienki, cały pachnący, zarumieniony od ciepłej wody, z wilgotnymi włosami. Kolejny powód za.

- Nie śpisz jeszcze?

Cass uniósł brwi.

- I miałbym przegapić ten widok? – zażartował, przesuwając po chłopaku spojrzeniem. Miał na sobie dresowe spodnie i t-shirt, ale zmierzwione i nieco skręcone wilgocią włosy i krople wody spływające mu po karku dodawały mu punktów.

Kuba prychnął.

- Wcześniej ciągle tylko powtarzałeś „wyglądasz ok, jak na człowieka", a teraz mówisz takie rzeczy? – Zmrużył oczy i skrzyżował ręce na piersi.

- Pocałowałem cię. Zapomniałeś? – Cass zmarszczył brwi, nieco już zirytowany.

- I? – Kuba wzruszył ramionami, wbijając wzrok w okno balkonowe, jakby widział coś ciekawego w całkowitej ciemności za szybą

- Myślisz, że pocałowałbym kogoś, kto jest „ok"? – spytał Cass, po czym przypomniał sobie, że nie tak miała wyglądać ta rozmowa. Miał tylko sobie pożartować, a zaczynał się tłumaczyć i, przede wszystkim, mówić poważnie.

- Nie wiem z kim się zwykle całujesz i dlaczego. – Kuba wciąż nie odrywał wzroku od okna.

- Podpowiem ci, w takim razie. – Cass, zirytowany już faktem, że chłopak unika kontaktu wzrokowego, wstał z łóżka, żeby spojrzeć na niego z góry. Kuba otworzył szerzej oczy i cofnął się o krok. W końcu patrzył mu w oczy. – Jeśli naprawdę muszę ci to przeliterować: nie całuję ludzi, którzy mnie nie interesują. A skoro ja z pewnością interesuję ciebie... czemu się odsuwasz? – spytał, podchodząc do chłopaka tak, żeby odciąć mu drogę ucieczki. Teraz za nim znajdowało się już tylko łóżko Cass'a. Tam mógł sobie jak najbardziej uciekać.

- Bo... – Kuba przełknął ślinę i spróbował się cofnąć, ale uderzył tylko nogami o krawędź łóżka. – Bo... Wiesz, może nie jesteś tego świadomy, ale jesteś trochę straszny, kiedy stoisz tak blisko – powiedział w końcu, wyciągając ręce przed siebie, żeby trzymać Cass'a na dystans. Biorąc pod uwagę odległość, w której stali i fakt, że chłopak wyraźnie starał się uniknąć dotknięcia Cassiel'a, nie bardzo miało szansę mu to wyjść.

Cass zmarszczył brwi.

- Boisz się mnie? – spytał. To była nowość. Kuba zawsze zdawał się być jedyną osobą o niższej od niego pozycji społecznej, która nie zdradzała żadnych oznak strachu w jego obecności. Zawsze to Cass'a irytowało, ale też odrobinę mu... imponowało.

- Nie, nie boję się ciebie. – Kuba podniósł wyżej brodę. Niestety, nie wyglądało to zbyt imponująco, biorąc pod uwagę fakt, że przez swój wzrost i tak musiał zadzierać głowę, żeby patrzeć Cass'owi w oczy.

- Nigdy się nie bałeś. – Przypomniał mu Cassiel, trochę zmieszany jego zachowaniem.

- Nigdy się nie bałem, że... zrobisz mi krzywdę. No wiesz, że mnie uderzysz czy... zabijesz, czy coś... - Kuba zachowywał się coraz bardziej nerwowo. – Wiem, że byś tego nie zrobił. Tak, jak nie pozwoliłbyś mi wtedy umrzeć w tamtej piwnicy.

- Nie wiesz tego. Codziennie mam ochotę ci przywalić, albo potraktować cię mieczem.

- Ale... - Kuba przygryzł wargę. – Nigdy tego nie zrobiłeś – stwierdził po prostu i Cass przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.

Miał rację. Nigdy tego nie zrobił. Pociął Evena mieczem na sto różnych sposobów, pobił się z nim na pięści i nawet przebił pierś Sky'a na wylot ostrzem, ale nigdy w żaden sposób fizycznie nie uszkodził Kuby. To dawało do myślenia. Albo i nie. Przecież to nie tak, że wyznaczył sobie w życiu za cel potraktować każdą napotkaną osobę jednym ze swoich anielskich ostrzy. Może po prostu Kuba nie dał mu nigdy powodu do... Ok, słaby argument.

- To dlatego, że jesteś... - Spróbował się wytłumaczyć Cass, ale zabrakło mu pomysłów. – Że jesteś... um... zbyt słaby? To żaden wyczyn, rzucić tobą o ścianę.

Kuba uchylił usta.

- Rzuciłeś kimś kiedyś o ścianę?? – spytał z niedowierzaniem.

- Nie... Nie wiem, może. Czy to ważne? Chodzi mi o to, że jesteś nikim. – Mięśnie twarzy Kuby drgnęły dziwnie na te słowa. – To znaczy... w sensie... Chodzi mi o twój potencjał bojowy. Jest zerowy. Uderzenie cię byłoby... nie fair? Zresztą, nie mówiliśmy o mnie, tylko o tobie. Co się zmieniło, że nagle się mnie boisz? – Zmienił temat.

- Nie boję się... ciebie... - Kuba opuścił głowę i wbił wzrok w okolice swoich stóp.

Cass westchnął.

- Przed chwilą powiedziałeś... a zresztą, nieważne. – Przerwał sam sobie, po czym, jak to miał w zwyczaju, kiedy rozmowy go męczyły bądź przerastały, przeszedł do czynów. Obrzucił wciąż wbijającego spojrzenie w podłogę Kubę krótkim spojrzeniem, po czym pochylił się w jego stronę i przyłożył usta go jego ust. Chłopak znów w pierwszym odruchu spróbował się odsunąć, ale nie miał dokąd. Zachwiał się więc tylko, po czym upadł na łóżko za sobą. Spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, ale nie powiedział nic, ani nie próbował uciekać, więc Cass wziął to za zgodę, żeby dołączyć do niego na miękkim materacu.

Kuba wciąż nie protestował, kiedy Cassiel oparł się kolanem o krawędź łóżka, ani kiedy położył ręce na pościeli po obu stronach jego głowy. Nic nie powiedział, kiedy Cass zbliżył się na tyle, żeby dostrzec wyraźnie każdą z jego jasnych rzęs okalających zbyt zielone oczy i plamek... piegów... na policzkach.

Pocałował go. Wciąż nie napotykając odmowy, pocałował go mocniej. Wplątał palce w jego włosy i przysunął się bliżej.

- Uh...

Odsunął się natychmiast, natrafiając na pierwszy sygnał protestu. Kuba przed chwilą oddawał pocałunek, ale teraz jego twarz była nieco skrzywiona, a oczy zamknięte.

- Jesteś za silny... - powiedział cicho.

- O... - Zapomniał o tym. Kuba był człowiekiem. Co znaczyło, że był kruchy jak zeschnięta gałązka. Albo jak kwiatowy wianek... Przynajmniej z perspektywy Cass'a. – Będę uważał... - powiedział.

Kuba zamrugał jakby go to zaskoczyło.

- Widzisz? Nie muszę się ciebie bać... - powiedział cicho, uśmiechając się pod nosem.

Cass'owi odebrało mowę. Kuba miał rację. Nie chciał zrobić mu krzywdy. W żaden sposób. Diabeł wie czemu. No, może i Lucyfer nie wiedział. Cassiel z pewnością nie miał pojęcia.

- Jednak czegoś się boisz. – Nie mógł się powstrzymać Cass. Powinien skorzystać z okazji i wygodnego łóżka czterogwiazdkowego hotelu i przespać się z Kubą, albo sobie odpuścić i po prostu pójść spać, ciesząc się perspektywą niedalekiego powrotu do Piekła. Zamiast tego, z jakiegoś powodu wybrał jednak rozmowę. – Nie patrzysz na mnie tak, jak zwykle. Czegoś się boisz.

Kuba wziął głębszy oddech. Cass'owi jakoś łatwo było odczytywać teraz jego emocje. Może to przez tą małą odległość, która ich dzieliła? Może temu, że czuł temperaturę jego ciała? Cassiel nie wiedział co, ale coś mu podpowiadało, że chłopak boi się czegoś bardziej, niż bał się patrząc w oczy Raphael'a. Niby jak Cass mógł go zranić bardziej niż jego psychopatyczny brat?

- Boję się... - Kuba przygryzł wargę. – Będziesz się śmiał, kiedy ci powiem... To nawet nie tak, że się boję, bo raczej wiem, że tak jest, ale... Po prostu boję się... że robisz to tylko dlatego, że nie masz w tej chwili lepszych opcji.

Cass zamrugał. Chodziło mu o uczucia? Bał się o swoje... uczucia?

Cassiel był dobry w chronieniu swoich uczuć przed zranieniem. Nawet nie musiał się za bardzo starać. Tylko raz ktoś złamał mu serce. Tylko dlatego, że był wtedy jeszcze dzieciakiem, który nic nie rozumiał. Książę zauroczył go jak nikt inny przedtem lub potem. Kiedy odepchnął go od siebie ze złością, Cass poczuł się tak, jak jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu. Nie tylko jego uczucia zostały zdeptane i zlekceważone, ale stracił też wtedy przyjaciela. Od tego czasu jednak, miał spokój. W końcu serce można złamać tylko raz, prawda? To nie tak, że tak ważną rzecz można po prostu naprawić, a potem zepsuć jeszcze raz. Cass nie martwił się już więc od tamtego czasu takimi sprawami. Jego serce było złamane, popsute, nie działało. Nie mógł się już zakochać, ani zostać zranionym. I dokładnie tak było. Prawda?...

Zielone spojrzenie Kuby, zawierające teraz w sobie jednocześnie nadzieję i lęk, musiało wyglądać tak samo, jak spojrzenie jego samego tuż przed tym, jak pocałował księcia. Czy to znaczyło, że jeśli powie teraz chłopakowi, że ma rację, że całuje go tylko z nudy i dla zabawy, zepsuje go tak, jak jemu zrobił to kiedyś Sky? A przecież Cass nie chciał go zranić. W żaden sposób. Ale nie chciał też kłamać. Najbardziej jednak z wszelkich możliwych emocji, Cassiel nie znosił się bać.

Kuba bał się, że Cass nic do niego nie czuje.

Cassiel zaczynał się bać, że chłopak się myli.

____________________________________

Dokładnie miesiąc od ostatniego rozdziału... Wybaczcie mi :'<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro