Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

C H A P T E R T W E L V E

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Myślałam, że jestem zwyczajnym na'vi, tak jak reszta. Nie różniłam się niczym innym od nich. No prawię.
Czasami miałam wrażenie, że słyszę i czuję więcej. Czułam, jakby w moim ciele szalał jakiś potwór, demon, który wręcz błagał, abym go uwolniła. Oczywiście, że tego nie zrobiłam i nigdy nie zrobię.
Ale nie sądziłam, że pewnego dnia się zbuntuje i wyjdzie na powierzchnię.
Sam z siebie.

Ta właśnie myśl wybudziła cię ze "snu". Nie było przy tobie nikogo przez co trochę się zdziwiłaś. Jednak szybko się uspokoiłaś, kiedy zauważyłaś idącą w twoją stronę Leylę, która trzymała jedzenie.

- Masz.- rzuciła tobie jakiś dziwny owow.- To armatnik. Ten miąższ jest naprawdę słodki, więc dostarczy ci odpowiednych witamin.

- Oh, dzięki.- odpowiedziałaś, biorąc już miękki owoc.

- I jak się czujesz ?.- dziewczyna usiadła obok ciebie.

- W sumie to już dobrze.- uśmiechnęłaś się, sącząc owoc.- A ty ?

- Też, ale chciałabym już zacząć ten trening.

- A kiedy zaczynamy ?

- Od jutra, pułkownik powiedział, że musimy odpocząć.

- Ugh...cholerny helikopter.- mruknęłaś, opierając się głową o namiot.

- Chodzi ci chyba o Brandona.- dodała.- On ma jakiegoś pecha.

- Szkoda, że ten pech się na nas przeszedł.- pokazała zabandażowaną rękę.- Nosz kurwa.

- Nie klnij.- warknęłaś.

- Oh, przepraszam!.- zaśmiała się.- Zapomniałam, że jestem kulturalną na'vi.

- Ugh, denerwujesz mnie.- uśmiechnęłaś się.- A co u Brandona ?

- O nie! Nie będziemy o nim rozmawiać! Brandon przynosi pecha!

- Wiem, ale co się z nim dzieje ?

- Kręci mu się cały czas w głowie. I ponoć chce mu się rzygać.

- Dobra, wolałam nie wiedzieć.

~

- Czyli dzisiaj będziemy odpoczywać ?.- zapytałaś, idąc z Leylą do Brandona, który nadal źle się czuję.

- Na to wygląda.- westchnęła.- No ale wiesz, to jest nasz kumpel, musimy go wspierać.

- Szczególnie, jeśli chodzi o helikoptery...- powiedziałaś ciszej.

- Może kiedyś się nauczy prowadzić helikopter...

- Albo niech jakaś Tsahìk zdejmie z niego klątwę.

- Jestem ciekawa, czy któraś podejmie się tego wyzwania.

- Nie byłabym tego taka pewna.

Zakończyłyście rozmowę, bo wiedziałaś, że jak Brandon usłyszy chodź słowo "helikopter" to się wkurzy. A ze względu na to, że musiał szybko wyzdrowieć, postanowiłaś nie igrać z ogniem.

- Są i moje ulubione dziewczyny!.- zawołał chłopak podnosząc się do góry.

- Oh, jak nam miło.- Leyla udała wzruszoną.- Chyba zaraz się popłacze.

- Ugh, a z tobą jak zawsze.- mruknął Brandon.

- Jak się czujesz ?.- wtrąciłam, aby się nie pokłócili.

- Zdecydowanie lepiej, od jutra zaczynamy nasz miesięczny staż, więc jestem podekscytowany.

- Tylko nie rozpierdol czegoś przy okazji, dobra ?.- zapytała Leyla dusząc się ze śmiechu.

- No błagam! Odwal się!

- Wybacz, ale nie umiem!

- Ugh...- schowałaś głowę w rękach.

- Patrz! Biedna się przez ciebie załamała!.- Brandon złapał cię za rękę i przyciągnął do siebie.- Patrz!

- Ona nie smutna z tego powodu. Ona jest smutna, że Neteyam do niej nie przyszedł.

- Dzięki, Leyla...- mruknęłaś.

- No teraz to jest smutna z tego powodu.- dodał Brandon.

- Może ty do niego pójdź.- Leyla usiadła obok mnie.- Nie możesz się przejmować facetami. Faceci to debile.

- Ej.- odezwał się Brandon.

- Dobrze, że to słyszysz. W każdym razie...

- Dobra, zaraz do niego pójdę.- uśmiechnęłaś się.

- Nie! Dzisiaj do niego nie idziesz. Nie wierzę, że to mówię, ale dzisiaj jest dzień Brandona i to jemu będziemy poświęcać czas.

- A dni święte trzeba obchodzić- uśmiechnął się Brandon.

- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak trzymać się tych świętych zasad.

~

- Nie powiedziałaś, że dzisiaj jest jakieś święto, oprócz tego waszego.- odezwałaś się cicho

- To jest pogrzeb.- odpowiedział ci Brandon.

Zrobiło ci się głupio.

- A co się dokładnie stało ?.- zapytałaś.- Wiecie może?

- Ponoć na polowaniu ktoś odniósł za wielkie obrażenia przez drapieżniki.
Rany były za głębokie, aby dało się cokolwiek z nimi zrobić.

- O cholera...

- Szkoda.- dodała Leyla.- Niestety te polowania różnią się bardzo od naszych. Moim zdaniem są bardziej niebezpieczne.

W twojej głowie pojawił się pewien pomysł, który chciałaś zrealizować.
Kiedy każdy powoli się oddalał od miejsca pogrzebu, ty podeszłaś do wodza klanu Metkayina.

- Wodzu.- kucnęłaś przed nim.- Mam do ciebie wielką prośbę.

- Jaką, żołnierzu [T.I] ?

Na szybko jeszcze raz przemyślałaś swoją decyzję, która może okazać się błędem.

- Chce płynąć na następne polowanie.

HAHAHAHA PRZEPRASZAM ZA POLSAT.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro