Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

C H A P T E R N I N E

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Byłam jedną wielką burzą emocji. Jedną, jedyną w swoim rodzaju. Wszystkie emocje skomulowały się we mnie i wybuchłam.
Od zawsze należałam do impulsywnych oraz nerwowych, ale nigdy bym nie pomyślała, że podczas takiego "stanu" zamienię się w morderczynię.
A jednak.

- Mam nadzieję, że jesteście gotowi na...odlot.- zaśmiała się Leyla, która była twoją dobrą znajomą z drużyny.

- Przecież dopiero jutro z rana lecimy na wody klanu Omaticaya.- odpowiedziałaś jej.

- Niby tak.- usiadła wygodnie.- Ale nie mogę się doczekać! Ponoć wódz Tonowari ma hot syna...

- Słyszałam też, że jest wielkim bucem, ten jego syn.

- Oh! No daj spokój...- mruknęła.- Przecież go nie znamy, nie możemy oceniać.

- No właśnie, nie znamy go. Dlatego nie mówi, że jest hot, bo może się tylko okazać kłapiącą ustami rybą.

- Poniekąd racja.- zaśmiała się.- I w końcu spodkasz Neteyama. Nie widzieliście się aż prawie tydzień. To dla was aż nieskończoność.

- Hahaha bardzo śmieszne.

- No właśnie nie. Stara, to bardzo ważne.

- Czuję wypływający z twoich ust sarkazm.- zaśmiałaś się.- Z jednej strony chciałabym go spodkać, ale z drugiej...co jak już zdążył o mnie zapomnieć i zbudować sobie z kimś innym taką samą relację jak miał ze mną ?

- [T.I], to jest niemożliwe.- odpowiedziała dziewczyna.- Po pierwsze, wasza relacja jest zbyt silna, aby ktoś inną ją zastąpił czy chodźby zburzył. Po drugie, nie możliwe jest to, żeby o tobie zapomniał.

- Wiesz, jak to jest, kiedy musisz się od wszystkich odciąć.

- Kurwa, [T.I]. Nie pierdol.

- A ty nie klnij. Jesteś na'vi. My jesteśmy wychowani.

- Szczególnie ten twój chłoptaś.

- Słucham ?.- spojrzałaś na nią ze znakiem zapytania.

- No wiesz...Neteyam to taki wychowany książę, który jest urodzonym wojownikiem. Ale kiedy zjawiasz się ty nie ma granic. On dla ciebie zrobiłby wszystko.

- Daj spokój, Leyla.- uciszyłaś ją.

- Ah, mówię tylko szczerą prawdę.

Przewróciłaś oczami i wróciłaś do czyszczenia broni.

- Idziesz dzisiaj znowu na te badania ?.- zapytała po chwili.

- Chyba tak, zaraz będę się zwijać.

- Tylko uważaj na siebie, dobrze ? Słyszałam, co się stało, kiedy przyjęłaś ten lek...

- Leyla, to nie było nic poważnego.- uśmiechnęłaś się delikatnie.- Mieliśmy wszystko pod kontrolą.

- Dobrze, trzymam cię za słowo, że znowu tak będzie.

Nic się nie martw, będzie tylko gorzej.
Jeszcze chwila, a potwór, który we mnie siedzi wyjdzie na wolność i zrobi taki rozpierdol, że jedyne co można będzie zrobić to tylko mnie zabić.

~

Szłaś spokojnie do laboratorium. Wiedziałaś, że czekają cię tam dwie rzeczy. Pogawędka lekarki oraz żołnierze, którzy pewnie będą stać nad tobą jak kat nad grzeszną duszą.

- Witaj, [T.I].- przywitała cię miło lekarka.- Dobrze, że już jesteś.

- Dobry wieczór.

Usiadłaś na swoim krześle. Nigdzie nie widziałaś strażników, więc może reprymendy również nie dostaniesz.

- Dzisiaj chciałabym, abyś zażyła lek usypiający.- postawiła przed tobą przeźroczysty kubek z zawartością.- Proszę.

- Mam rozumieć, że teraz chciała pani zachować najwyższy wymiar ostrożności, prawda?

- Przykro mi, ale tak.

- W takim razie muszę się chyba podporządkować.- uśmiechnęłaś się wrednie i wypiłaś zawartość. Już po kilku sekundach zrobiło ci się słabo. Lekarka pomogła ci się przenieść na łóżko i takim oto sposobem- zasnęłaś.

~

Obudziły cię dziwne odgłosy jakiejś maszyny. Leżałaś na czyiś kolanach. Spojrzałaś w górę i omało co się nie wywaliłaś na zimny metal.

- Brandon ? Co ty tu robisz ?.- zapytałaś zdziwiona.

- No jak co ? Dostałem Przecież szlaban na prowadzenie helikoptera.

- No to akurat wiem, ale co ty tu...

- Wstała ?!

- Leyla ? Co wy tu robicie ?.- zapytałaś

- No...lecimy na szkolenie, co nie ?.- odpowiedziała dziewczyna.- Nie tylko ty tam lecisz, wiesz ?

- To w takim razie ile nas jeszcze leci ?

- Nikt, tylko nasza trójka.- odpowiedział dumnie Brandon.

- A pułkownik ?

- Przyleci w drugim miesiącu. Powiedział też, że nie ma zamiaru lecieć z Brandonem jednym helikopterem. I jak mam być szczera to ja również.- odpowiedziała Leyla.

- Ja tak samo.- przyznałaś.

- Jesteście okrutne.- Brandon się obraził.

- Cóż...gdyby...

- Dobra dobra! Każdemu może się zdarzyć, okej ?

- Z pewnością.- zaśmiałaś się. Wstałaś i delikatnie się rozciągnęłaś. Sięgnęłaś po broń i wychyliłaś się.- O matko! Już jesteśmy!

- Dlatego trzymajcie się!

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał!
Miłego dnia/nocy!❤
A i jeszcze mała niespodzianka.
Patrzcie, co znalazłam na Pintereście i przerobiłam trochę:

Ściskam mocno!

~Sonia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro