Rozdział 8
— Seongwon, musimy porozmawiać — powiedział Jimin, wchodząc do domu. — To bardzo ważne i chcę, żebyś mnie wysłuchał.
Seongwon objął Jimina swoimi ramionami. — Kochanie, tak mi przykro. Byłem takim strasznym dupkiem.
— Tak, byłeś — odpowiedział Jimin. Seongwon spodziewał się innej odpowiedzi coś w stylu: "Dobra, wybaczam ci". lub „Nie jesteś dupkiem przesadzasz".
Wyrwał się z uścisku, patrząc na mężczyznę przed sobą.
— Musimy porozmawiać — powtórzył Jimin. — Seongwon... ja...— Głos Jimina ugrzązł mu w gardle. Jakby to powiedział, znów zostałby sam. — Nie sądzę... mam wątpliwości...
— Kochanie, co masz na myśli? Masz wątpliwości do czego?
— Nas. —Jimin w końcu przemówił. Dziwnie nie poczuł się z tym źle. To prawie tak, jakby poczuł się wolny. — Mam co do nas wątpliwości, Seongwon.
Seongwon złapał Jimina za ramiona. —Co? Dlaczego? Od kiedy?
— Od niedawna... ja po prostu... nie jestem szczęśliwy, Seongwon. Moi przyjaciele opowiadają mi o tym, jak wspaniałe są ich związki i nie postrzegam naszego tak samo. — Jimin przekręcił pierścionek na palcu trzy razy.
Seongwon mocniej ścisnął ramiona Jimina. — To ich związeki, Jimin, są inne. Jeśli nie byłeś szczęśliwy, powinieneś był ze mną porozmawiać.
— PRZESTAŃ PRÓBOWAĆ PRZERZUCIĆ NA MNIE WINIĘ I POSŁUCHAJ, JAK JA SIĘ CZUJĘ! — Jimin zdjął rękę Seongwona ze swojego ramienia. Jego ciało zadrżało, gdy próbował stłumić cichy szloch. — Myślę, że przefarbuję włosy... Jeśli twoja passa się nie zmieni, odwołuję ślub.
— Nadal możemy być razem, nawet jeśli nie jesteśmy bratnimi duszami, to się zdarza! — Seongwon nalegał.
— Nie.
— DLACZEGO NIE JIMIN? DLACZEGO DO KURWY NIE? KOCHAM CIĘ, TO SŁOWI NIE JEST WYSTARCZAJĄCO DOBRE? — Seongwon podniósł głos, zbliżając się do Jimina, przez co ten się wzdrygnął.
— TO DLACZEGO MAM TEGO NIE ZROBIĆ — odkrzyknął Jimin. — NIE JESTEŚMY KOMPATYBILNYMI BRATNIMI DUSZAMI? ZAWSZE NA SIEBIE KRZYCZYMY I TO MI SIĘ CHOLERNIE NIE PODOBA. Jeśli nie jesteśmy bratnimi duszami, nie chcę kontynuować tego związku.
— Jesteś cholernie samolubny.
— Przepraszam? — Ręce Jimina opadły na bok, zszokowany słowami, które właśnie usłyszał.
Seongwon mruknął, przeczesując dłonią swoje włosy. — Powiedziałem, że jesteś cholernym samolubem, Jimin. Słyszysz mnie teraz?
Teraz była kolej Jimina na ukazanie swojej złości.
— To ja jestem samolubem? Wszystko, co chcę wiedzieć, to czy to wszystko jest prawdą. Żebyśmy nie musieli realizować tych wszystkich planów, które sobie wymyśliłeś na darmo! Ślub jest drogi! Pierwszej nocy, kiedy cię poznałem, zacząłem go planować, ponieważ myślałem, że tak ma być! Nie chcę wydawać na to tysięcy dolarów tylko po to, abyśmy później wzięli rozwód, ponieważ okażesz się nie być wcale moją bratnią duszą.
Seongwon wziął głęboki oddech, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.
— Słuchaj Jimin, nie chcę z tobą walczyć— Podszedł do młodszego. — Może będziemy się dzisiaj cieszyć naszą słodką miłością i porozmawiamy o tym rano?
Jimin westchnął. — Nie... Prosiłem, żebyś mnie wysłuchał, a najwyraźniej tego nie chcesz zrobić.
Jimin ujął dłoń Seongwona w swoją.
— Musimy coś zrobić, ale nie wydaje mi się, żebyśmy mogli przez to przejść w tym momencie. Oboje mamy dużo do przemyślenia. Wróć do mnie, kiedy będziesz gotowy. — Jimin puścił rękę Seongwona, kładąc na niej swój pierścionek zaręczynowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro