Rozdział 4
Jest czwarta rano i piszę ten rozdział na telefonie, więc jeśli to będzie jakieś gówniane to ups przepraszam, ale poczułam się zainspirowana i musiałam ten rozdział napisać.
╳°»。∾・⁙・ ღ ➵ ⁘ ➵ ღ ・⁙・∾。«°╳
Nadszedł ten dzień.
NADSZEDŁ
TEN
DZIEŃ
Yoongi chodził po swojej łazience, co rusz mając atak paniki. Ciągle przeczesywał swoimi palcami włosy, mocno je szarpiąc. Jego oddech nie był już powolny, był drżący, kiedy opuszczał jego usta.
Yoongi szybko podszedł do swojego stolika nocnego i wyrzucił całą zawartość szuflady na podłogę. Chwycił inhalator, którego nie potrzebował od trzech lat i wziął kilka wdechów, dziękując jakiemukolwiek z bogów, że wciąż działał.
Położył się na ziemi wśród wyrzuconych z szuflady rzeczy. Wiedział, że Namjoon i Hoseok będą za około godzinę. Yoongi postanowił założyć dżinsy i białą bluzę z kapturem z czarno-białej flaneli. Nie mógł się zdecydować, nie chciał się za bardzo starać, więc skończyło się na tym, że zmienił swoje ubrania trzy razy, zanim wrócił z powrotem do tego samego stroju.
Czy tak właśnie czuły się niezdecydowane nastolatki, przygotowując się na swój bal maturalny?
Chwycił spinkę do włosów i próbował ogarnąć niesforne pasmo, ale niestety mu się to nie udało przez wyślizgującą się spinkę z jego rąk. Yoongi założył czapkę, aby ukryć te wszystkie wystające włosy, gdy Namjoon i Hoseok zapukali do jego drzwi.
Yoongi pobiegł otworzyć drzwi, a Namjoon westchnął. — Naprawdę założyłeś czapkę?
— Tak, masz problem? — Hoseok podjął próby ściągnięcia z niego czapki. Nie podobało mu się to, że jego przyjaciel chciał ukryć przed ludźmi swój kolor włosów.
Po kłótni pod drzwiami Yoongiego przez pięć kolejnych minut wszyscy siedzieli w samochodzie Namjoona, jadąc do mieszkania, które należało do „Junghyunga i Taekooka". Jego czapka pozostała na głowie Yoongiego ku jego zadowoleniu.
Wkrótce dotarli pod wskazany adres i stanęli przed drzwiami. Pojawiła się jeszcze jedna próba ze strony Hoseoka wyrwania czapki z głowy Yoongiego, zanim Namjoon został powitany przez Jina, a trio zostało zaproszone do wejścia do środka.
Gdy tylko Yoongi skręcił, jego wzrok wylądował na najpiękniejszym stworzeniu na całej powierzchni planety.
To był niski chłopiec o takim samym wzroście jak on. Żywe fioletowe włosy i czarne pasemka. Jego twarz rozjaśniła się, gdy śmiał się z żartu, który został opowiedziany przez jednego z innych chłopaków, znajdujących się w pomieszczeniu. Jego oczy były, jak małe półksiężyce. Wyraz jego twarzy sprawił, że serce Yoongiego pękło. A jego ciało nie było powodem do wstydu. Miał ładną szyję, a koszula, którą miał na sobie, odsłaniała trochę jego obojczyków. Jego ramiona były dobrze zbudowane. Nie był umięśniony, ale można było stwierdzić, że ćwiczył codziennie. Usta Yoongiego praktycznie uschły, kiedy dostrzegł wcięcie w jego talii w kształcie litery V. Miał okrągły, sterczący tyłeczek i grube, dobrze zbudowane uda.
— Yoongi? — zapytał Namjoon, machając ręką przed twarzą starszego. — Przepraszam was, zwykle taki nie jest. Chodź tutaj, Yoongi, przedstaw się.
Mózg Yoongiego był całkowicie odłączony od świata rzeczywistego, zastanawiając się nad chłopakiem, którego widział przed sobą.
— Yongi! — Hoseok przyłączył się do próby zdobycia jego uwagi, gdy Yoongi stał dziwnie sparaliżowany w miejscu, w którym właśnie stał Jimin.
Yoongi w końcu wrócił do rzeczywistości i co zrobił?
Po prostu uciekł.
Otworzył drzwi najszybciej jak potrafił.
Podbiegł do samochodu, a potem zdał sobie sprawę, że to był samochód Namjoona, więc nie posiadał do niego kluczyków.
W jednej chwili wrócił do niego trzeszczący oddech. Próbował się uspokoić, przeklinając się za to, że nie wziął ze sobą inhalatora.
Ale skąd miał wiedzieć, że będzie go znowu potrzebował?
— Cholera jasna Yoongi, wszystko w porządku? — zapytał Namjoon, podbiegając do chłopaka, który nie mógł złapać oddechu.
Yoongi skinął głową, kaszląc w niekontrolowany sposób, próbując przypomnieć sobie jakieś uspokajające techniki, aby się uspokoić i pozbyć się ataku.
Namjoon stał obok Yoongiego, masując go po plecach, aż Yoongi w końcu był w stanie znów samodzielnie oddychać.
— Czy wszystko w porządku? — zapytał ponownie Namjoon, ponieważ nie był do końca pewny, czy jego atak dobiegł już końca.
— Uh... tak myślę — odpowiedział Yoongi, próbując odpędzić z głowy to, co się właśnie wydarzyło. Ale słowa wychodziły z jego ust, nie chcąc się zatrzymać. — Widziałem go. Tego chłopaka, który wyglądał jak najpiękniejsza, niesamowita osoba. Jego ciało było tak gorące. Jego tyłek i uda wyglądały tak ładnie, gdybym dalej o nich myślał, pewnie by mi stanął...
Namjoon zdjął rękę z pleców Yoongiego.
— -I naprawdę nie mogłem oderwać oczu od jego wąskiej talii w kształcie litery V — dodał Yoongi. — Nie wiedziałem, co mam zrobić, więc po prostu uciekłem.
— Cóż, ale musisz tam wrócić. To mili ludzie. — Namjoon skrzyżował ramiona. Po chwili ciszy złapał Yoongiego za nadgarstek, ciągnąc go z powrotem do środka.
— NIE!— Yoongi zaczął udawać, że kaszle. — Nie! — Kaszel. — ... Myślę, że mam kolejny atak astmy! Ahuguaghahghhkkkagguggdhd.— Yoongi walczył tak bardzo, jak to było możliwe, z Namjoonem, który ciągnął go agresywnie w stronę drzwi.
— Naprawdę masz astmę? — zapytał Namjoon, unosząc brew.
— Tak. Astma do mnie wróciła z powodu bratniej duszy. Muszę stąd iść. — Yoongi ponownie spróbował uciec, ale Namjoon był zbyt szybki, łapiąc go.
Yoongi próbował wszystkiego, aby Namjoon go puścił, ale skończyło się na tym, że usiadł tuż obok chłopaka, który wcześniej siedział na kanapie. Yoongi panikując, wpatrywał się w swoje ręce ułożonych na swoich kolanach.
— Hej. Jestem Jimin! — Chłopak obok niego uśmiechnął się, przedstawiając się.
— Ty, ja... to znaczy... jestem Yoonji. — Yoongi zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, gdy było już znacznie za późno.
— Yoonji to ładne imię. Myślałem, że Namjoon mówił do ciebie Yoongi. — Jimin uśmiechnął się do niego, jakby wiedząc o wrażeniu jakim na nim wywarł.
Yoongi zaśmiał się naprawdę głośno, próbując ukryć swój błąd i nie zwracać na siebie uwagi. To jednak miało dokładnie odwrotny skutek. Wszyscy spojrzeli na Yoongiego, żeby zobaczyć, z czego tak się śmiał. Yoongi żałował, że nie mógł usunąć swojego istnienia.
— Co jest takie śmieszne? — zapytał Jin. — Jimin, lepiej nie kradnij żartów o moim tacie! Hej ty! Jak się nazywa człowiek, który straszy dynie? BuDyń. — Jin klepnął się w kolano, śmiejąc się.
— Och, po prostu Yoongi przedstawił się jako Yonjii. — Jimin zachichotał, a Yoongi myślał, że jego ostatnia godzina właśnie zaczęła się zbliżać.
— To brzmi jak nazwa waszego shipu! — mruknął stojący w oddali chłopak. Yoongi przypuszczał, że mógł to być Taehyung.
— Naprawdę lepszy będzie ship minmin. Jest o wiele ładniejszy. — Włączył się do dyskusji Hoseok.
— Myślałem, że to będzie Yoonmin — odparł z radością w oczach Namjoon.
Jimin wydał z siebie cichy chichot, który sprawił, że serce Yoongiego zabiło szybciej. — To i tak by się nigdy nie wydarzyło. Nie sądzę, że jest moją bratnią duszą. — Jimin roześmiał się.
Yoongi miał wrażenie, że został dźgnięty wszystkim czym tylko się dało w tym samym czasie.
Namjoon spojrzał w dół, aby uniknąć z nim kontaktu wzrokowego.
Hoseok wydał z siebie głośne „HA!" zanim zacisnął usta w cienką linię, zamykając się na dobre.
Jin, Taehyung i Jungkook śmiali się z razem Jiminem.
Yoongi spędził resztę czasu, po cichu podziwiając Jimina, siedząc w drugim kącie pokoju.
Czuł się, jakby będać we śnie był trzymany w niewoli. Sama myśl o Jiminie doprowadzała go do szaleństwa.
Kiedy w końcu późno w nocy wrócił do swojego mieszkania, postanowił zrobić coś szalonego.
Postanowił, napisać miłosną piosenkę.
┏━━━━━━༻❁༺━━━━━━┓
You make me feel seasick, baby.
Seems like I'm locked deep inside a dreamlike reality.
You spin me 'round and drive me crazy.
It seems like I'm the moon that rose at noon.
┗━━━━━━༻❁༺━━━━━━┛
( Piosenki postanowiłam nie tłumaczyć. Załóżmy, że Yoongi napisał piosenkę po angielsku. Poza tym autorka powiadomiła pod tym tekstem, że piosenka ma tytuł taki sam, jak tytuł tej książki, więc i ja postanowiłam wam o tym powiedzieć.)
Może to było głupie. Ale Yoongi był zadowolony z tego tekstu. Później, kiedy już skończył postanowił iść spać. Powoli zbliżał się do zaakceptowania faktu, że... tak, być może Jimin był jego bratnią duszą. A to nie była aż taka zła rzecz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro