Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Deciphering You

Jej oczy błyszczały w świetle małej świeczki, niczym dwa diamenty. Wydawało mu się, że głębia jej spojrzenia wysysa blask płomienia i zmienia go w coś, o czym nie miał bladego pojęcia. Wiedział że była Hermioną Granger jaką znał ze szkoły, ale zdawał sobie sprawę z faktu, że w istocie już nią nie jest. Skóra dziewczyny była jasna, niemal biała. Włosy lekko falowały i Draco nie wiedział już czy to sen, czy jawa. Zmrużył powieki by powstrzymać syknięcie. Skroń pulsowała mu boleśnie, co przeszkadzało w skupieniu się i trzeźwej ocenie sytuacji. Może tylko mu się wydaje? Może wcale nie siedzi przed nim mroczna wersja kujonowatej Gryfonki, którą znał ze szkoły? Może już nie żyje i trafił do piekła... 

- Proszę, weź to. Pomoże ci w bólu - powiedziała dziewczyna i podała Draconowi tabletkę na wyciągniętej dłoni. W drugiej trzymała szklankę wody, na widok której chłopak poczuł suche palenie w gardle. 

Wahał się zażyć lekarstwo, jednak ból robił się coraz bardziej dokuczliwy. W końcu sięgnął po tabletkę. Poczuł pod palcami skórę dziewczyny. Była gładka i chłodniejsza od jego, jednak wciąż mieściła się w granicach normy. Takie dłonie mógł mieć ktoś, kto wyszedł późną jesienią na dwór i po chwili wrócił, gdy uzmysłowił sobie brak rękawiczek. 

- Dziękuję - powiedział odkładając pustą szklankę, po czym zapanowało obustronne milczenie. 

Czuł się dziwnie spięty. Jej postać go elektryzowała. Siedziała wyprostowana na bogato zdobionym krześle i wpatrywała się w swoje splecione, szczupłe dłonie. Draco przyjrzał się lepiej jej ubraniu. W niczym nie przypominało codziennego stroju kasztanowłosej, który nosiła w Hogwarcie lub poza nim. Szkolny mundurek oraz t-shirt i sterane dżinsy, zastąpiła elegancka, biała koszula z koronkami, na którą założona została czarna spódnica z wysokim stanem. Pod szyją, na kołnierzyku, została przypięta bogato zdobiona broszka zrobiona z dwóch czarnych szafirów. Z pewnością nie było to coś, na co dziewczyna mogłaby sobie w przeszłości pozwolić. 

- Pewnie masz masę pytań - powiedziała Hermiona po chwili. 

- Kilka się znajdzie - przyznał Draco i odłożył różdżkę na stolik. Pomyślał że to nieodpowiedzialne, pozbawiać się broni gdy obok siedzi wampirzyca, jednak tabletka zaczęła działać i lekkie zawroty głowy i tak uniemożliwiały mu skuteczną samoobronę. Jeżeli Granger ma zamiar wyssać go do szpiku kości, i tak nic na to nie poradzi. 

- Więc? Gdzie aktualnie jestem? - zapytał i oparł się o stos poduszek, które podsunął sobie pod plecy. 

- W domu Viktora, mojego pana. 

Draco zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie, by Granger w przeszłości należała do uległych dziewczyn. Z pewnością nie pozwoliłaby nikomu nazywać siebie jej panem. Tego był pewien. 

- Pana? Co masz przez to na... 

- Może inaczej - przerwała mu Hermiona. - Viktor jest moim stworzycielem. 

Arystokrata próbował wydobyć z odmętów pamięci lekcje Obrony Przed Czarną Magią, podczas których Severus Snape omawiał zagadnienie wampirów. Nigdy specjalnie się tym nie interesował, jednak coś mu w głowie zostało. Wiedział że wampirem można się stać, można się urodzić, oraz można być półwampirem, tak jak Lorcan d'Eath, słynny wokalista grupy Głos Serca. Wiedział też, że niektóre wampiry, czy też półwampiry uczęszczały do Hogwartu i tak jak ludzie, posiadały magiczną moc. Nie były nieśmiertelne, tak jak podawały to mugolskie bajania, lecz długowieczne. Żyły dłużej od ludzi, co niejednokrotnie było powodem zazdrości. Mogły wychodzić na słońce, jednak promienie słoneczne bardzo je osłabiały, a czosnek wywoływał silne torsje. 

Tyle z teorii. Z praktycznego punktu widzenia, Draco o wampirach nie wiedział prawie nic. Spotkał jednego z przedstawicieli tego gatunku na szóstym roku, podczas bożonarodzeniowego przyjęcia Horacego Slughorna. Sanguini, jako wampir, niczym szczególnym się nie wyróżniał od pozostałych gości. Był jedynie nieco bledszy od innych. Przyciągał też uwagę rozchichotanych dziewczyn. 

Draco czuł się zagubiony. Jakim cudem Gryfonce udało się przeżyć i stać się wampirem? 

- Może od początku? - powiedziała dziewczyna, jakby czytała w jego myślach. 

- Tak chyba będzie najlepiej - przytaknął Malfoy. 

Mimo iż Hermiona zdawała się panować nad emocjami, na jej twarzy można było zauważyć cierpienie. Pierwszy raz w życiu Draco poczuł się z tym niekomfortowo. Może powinien odpuścić? Podziękować za opiekę i poprosić o wskazanie wyjścia? Jednak nagle przed oczami stanął mu grób kasztanowłosej. Grób z pustą trumną w środku, nad którym jej bliscy płaczą od kilku dobrych lat. Nie mógł zrozumieć dlaczego dziewczyna nie dała znaku życia. Dlaczego nie powiedziała, że wszystko z nią w porządku? O ile można tak powiedzieć... 

- Gdy podczas bitwy wilkołaki porwały mnie i twoją mamę do lasu, byłam przekonana że umrzemy. Nie działały na nie żadne zaklęcia. Ich skóra i futro były niczym tarcze, odbijające nasze ataki - zaczęła nie spojrzawszy mu w oczy. - Niosły nas do swojego leża, daleko na odległym skraju Zakazanego Lasu, gdzie nawet Ministerstwo jeszcze nigdy się nie zapuściło. Podejrzewałam, że jesteśmy zdobyczą dla Fenrira... - dodała ściskając palce. - Pomyślałam wtedy, że wolałabym aby mnie zagryzły, niż żebym stała się niewolnicą tego diabła. Jednak aż za dobrze rozumiałam, że jeśli ktoś mi nie pomoże, to tak się właśnie stanie... - powiedziała i znów przerwała na chwilę. Jej brązowe oczy okalał wachlarz ciemnych rzęs, które rzucały cień na lekko podkrążone oczy. Wyglądała pięknie w swej nowej odsłonie. 

- Gdy już myślałam że czeka mnie los gorszy od śmierci, ktoś zaatakował niczego nie spodziewające się wilkołaki - ciągnęła dalej. - Byli szybcy i bezlitośni. W kilka chwil poradzili sobie z grupą wilków. Kilkoro zabili, innych ciężko ranili. Niestety, podczas ataku i ja zostałam ranna. Krew tryskała ze mnie niczym z fontanny i byłam pewna że wykrwawię się na śmierć. Jednak Viktor mnie ocalił. Podarował mi życie w nieco innej formie i za to jestem mu wdzięczna... 

- A moja matka? - zapytał Draco marszcząc brwi. Przenikało go dziwne przeczucie. Skoro Granger siedzi przed nim i żyje, to może jego matka... 

- Jest tutaj - odparła Hermiona szybko. - Ale nie chce cię widzieć. Przykro mi - dodała, po czym wstała z krzesła. 

- Co... Chwileczkę, Granger! Co to ma niby znaczyć? - uniósł się Draco słysząc te rewelacje. Próbował wstać, lecz zawroty głowy stawały się coraz silniejsze. 

- Naprawdę bardzo mi przykro - powtórzyła Hermiona, po czym w ułamku sekundy znalazła się obok Dracona. - Zaśnij już - powiedziała słodko i pocałowała go w szyję. 

Ostre kły przebiły skórę, i gdy gorąca krew zalała usta dziewczyny, chłopak osunął się na poduszki tracąc przytomność. 

*

Zapach aromatycznej kawy wypełnił całą kuchnię. Blady poranek wstał nad lasem, roztaczając między drzewami gęstą, zimną mgłę. Stojąc przy blacie, wpatrując się w czarny płyn, bladymi palcami objęła gorący kubek, by odrobinę rozgrzać dłonie.

- I jak? Smakował ci? - zapytał mężczyzna oparłszy się o framugę drzwi.  

Hermiona skrzywiła się słysząc te słowa. Zignorowała obecność wampira i kładąc kubek na tacę, wyszła z kuchni. Louis wciąż śledził ją wzrokiem. Był wysokim, eleganckim mężczyzną o długich, złotych włosach, które zawsze przewiązywał niebieską wstążką. Tak jak ona, został stworzony przez Viktora, którego uważał za najwspanialszą istotę na ziemi. Hermiona podejrzewała, że między tą dwójką musi być coś więcej. 

- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedział nagle Viktor, który pojawił się na korytarzu nie wiadomo skąd. - Jest zazdrosny. 

- Niby o co - prychnęła Hermiona zatrzymując się przed Viktorem. - To tylko Malfoy. 

- Och, tylko Malfoy... - powtórzył wampir i położył na tacy herbacianą różę, którą trzymał w dłoni. - Postaraj się by twój znajomy dobrze się u nas czuł. Przekaż mu, że jeszcze nie może wrócić do domu. 

- Tak jest - skinęła głową Hermiona i utkwiła wzrok w róży. 

Ciemnowłosy mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Hermiona była pewna, że odchodząc, Viktor cicho westchnął. 

~

Zapukała, lecz nie usłyszała zaproszenia. Mimo to weszła do środka. Zastała go siedzącego na łóżku, w pełni ubranego i z różdżką w ręku. 

- Dzień dobry - powiedziała odkładając kawę na stolik. 

- Dzień dobry - odparł Draco, po czym wstał i podszedł do okna. - Ugryzłaś mnie wczoraj - powiedział z wyrzutem i dotknął miejsca gdzie widniały dwie, niewielkie dziurki. 

Hermiona zamarła. Wiedziała że będzie musiała się z tego wytłumaczyć i chociaż nie miała na to ochoty, odparła:

- Przepraszam - powiedziała i zrobiła krok w jego stronę. - Chciałam żebyś zasnął. 

- No to ci się udało - przyznał arystokrata. - A teraz zabierz mnie do mojej matki. Muszę z nią porozmawiać - dodał twardo. 

Hermiona zacisnęła palce na trzymanej w ręku tacy. 

- Powiedziałam ci wczoraj, że ona... 

- Wiem co powiedziałaś! - uniósł się Draco. - Ale nic mnie to nie obchodzi. Muszę... Muszę się dowiedzieć czemu... Czemu nas porzuciła. Mnie i ojca - dokończył i wziął głęboki wdech. 

Kasztanowłosa, odłożywszy tacę, podeszła do byłego Ślizgona. Już od dawna nie żywiła do niego negatywnych uczuć. Wręcz przeciwnie. Jego widok sprawiał jej radość. Był dowodem istnienia jej dawnego, normalnego życia, za którym tak bardzo tęskniła. 

- Wiem, że trudno ci to pojąć - zaczęła po chwili. - Ale musisz się postarać ją zrozumieć. Nie jest już tą samą osobą, którą była przed sześciu laty. Nie potrafi się z tym pogodzić.... Tak samo jak ja... - dodała ze smutkiem. 

Draco odwrócił się w jej stronę. Na twarzy dziewczyny malował się ból, który zdawał się nie mieć końca. 

- Nie ma dla mnie znaczenia czy jest wampirem, człowiekiem, czy kimkolwiek innym. To moja matka! - powiedział z uporem. - Chcę ją zobaczyć. 

Hermiona spojrzała na niego, po czym kiwnęła głową na znak zrozumienia. 

- Zmieniłeś się - powiedziała stojąc już przy drzwiach. 

- Ty także. I nie powiedziałbym, że na gorsze - odparł Draco. Jego słowa sprawiły, że na ustach Hermiony zakwitł delikatny uśmiech. Kilka sekund później już jej nie było. 

*

Postanowił rozejrzeć się po domu, do którego został zabrany. Był to duży, piękny dwór, zbudowany z ciemnego drewna. Przypominał mu własny dom, jednak był bezsprzecznie mniejszy. Gdy stanął na stopniach prowadzących na górne piętra, ktoś odezwał się za jego plecami. 

- Draco Malfoy, jak mniemam. 

Blondyn odwrócił się za siebie i spojrzał w twarz wysokiego wampira, o długich ciemnych włosach i niemal czarnych oczach. Stał nieruchomo niczym posąg, a efekt potęgował blask jego bladej, marmurowej skóry. 

- Witaj w moim domu, jestem Viktor Daquin - przedstawił się mężczyzna i podszedł do Dracona normalnym tempem. 

Chłopak zszedł ze schodów i odwzajemnił uścisk dłoni. Skóra Viktora była tak samo chłodna jak ręka Hermiony. 

- Wiem że czekasz na matkę, jednak wątpię by zechciała cię teraz zobaczyć - powiedział Viktor bez owijania w bawełnę. - Rozumiem że czujesz się zdradzony przez jej zachowanie, ale spróbuj postawić się na jej miejscu - dodał i wskazał Draconowi drzwi. 

Po przekroczeniu progu, chłopakowi ukazał się pięknie urządzony gabinet. 

- Chciałbym tylko ją zobaczyć - powiedział Draco - Przez sześć lat myślałem że nie żyje. Byłem przekonany że zabiły ją wilkołaki. 

- Wilkołaki... - mruknął pod nosem Viktor. - Ostatnio znów Ministerstwo zaczyna mieć z nimi problemy, czyż nie? 

Draco zmarszczył brwi. Nie wiedział ile może powiedzieć wampirowi, jednak zważając na okoliczności, postanowił ciągnąć temat. 

- Jeżeli posiadasz o nich jakieś informacje, to byłbym wdzięczny gdybyś podzielił się swoją wiedzą. 

Viktor zajął miejsce za bogato zdobionym biurkiem. Wyciągnąwszy z szuflady jakąś księgę, położył ją na blacie i spojrzał na arystokratę. 

- Od wieków obserwuję te niezwykłe istoty - zaczął przewracając zapisane strony. - Gdyż są niezwykłe, to im trzeba przyznać. Jednak w swej niezwykłości są również bezlitosne, brutalne i krwawe. 

- Bardziej krwawe od wampirów? - zdziwił się Malfoy. 

Viktor odpowiedział uśmiechem. 

- Czy wiesz jak często posilają się wampiry? 

Draco zaprzeczył ruchem głowy. 

- To zależy czym się akurat żywimy. Jak wiesz, podstawą naszej diety jest krew. Najlepiej ludzka, ale może być też zwierzęca, chociaż zbyt długo na niej nie pociągniemy. Jedna ofiara starcza nam na okres kilku miesięcy. Od czasu do czasu możemy też posilić się zwykłym ludzkim jedzeniem, gdyż wbrew mugolskim plotkom wcale nie jesteśmy martwi. 

- Nie? - blondyn pytająco uniósł brwi. - Z tego co wiem, nazywają was żywymi trupami... 

- I jest to kłamstwo! - uniósł się Viktor, który w ułamku sekundy znów nad sobą panował. - Zapytaj o szczegóły swoją znajomą, jestem pewny że lepiej ci to wytłumaczy... 

- Granger? Zaraz, chwila... Co z tymi wilkołakami? - zmieszał się Draco. 

- Cóż, w przeciwieństwie do wampirów, wilkołaki atakują co miesiąc, przez okres dwóch, trzech dni. Od zawsze były jednymi z najgroźniejszych istot na świecie, jednak nie ma gorszego niż Fenrir Greyback - powiedział Viktor, po czym wstał. - Ten wilkołak jest zupełnie inny. Pragnie władzy i potęgi. 

- To znaczy? 

- Pewnie od czasu Bitwy o Hogwart, zastanawiacie się w Ministerstwie, dlaczego wilkołaki mogły zaatakować was w ciągu dnia, przybierając swoją wilczą postać. Odpowiedź jest prosta. Fenrir Greyback prowadzi na swojej sforze eksperymenty. Jak widać udane. 

- Eksperymenty? 

Viktor przytaknął. 

- Greyback zapewne marzy o armii. Legionie wilkołaków, zdolnych do przemiany w każdej chwili. Ogromnych, odpornych na zaklęcia bestiach, które w odpowiednim czasie doprowadzą świat czarodziejów do upadku i dadzą mu upragnioną władzę. 

- Skąd to wszystko wiesz? - zdziwił się Draco. 

- Jak już wspomniałem, od wieków obserwuję ten gatunek. 

Chłopak wciąż nie mógł zrozumieć jednego. 

- Dlaczego w takim razie, nie podzieliłeś się swoją wiedzą z innymi? Kingsley Shacklebolt z pewnością by cię wysłuchał. 

- Czyżby? - Viktor chwyciwszy za jedną z leżących na biurku gazet, podszedł do Dracona. - Jesteś tego pewny? - zapytał ponownie i podał ją chłopakowi. 

"WAMPIRY, WODNIKI I LEŚNE SKRZATY - NIEBEZPIECZNE SZKODNIKI WCIĄŻ SĄ WŚRÓD NAS"

- Artykuł Rity Skeeter - prychnął Draco. - Chyba nie bierzesz jej grafomanii na poważnie. 

- Ja nie - odparł mężczyzna. - Ale duża część czarodziejów już tak. Wielu z nich nie rozumie, że wampiry też są częścią magicznej społeczności. Możemy władać magią, rzucać zaklęcia i warzyć eliksiry... Jednak prawie trzy wieki temu, ówczesny minister magii stwierdził, że zaliczy wampiry do kategorii magicznych istot, co prawie zrównało nas ze zwierzętami. Ludzie mają nas za nic... Powiedz mi, chłopcze, czy twój minister posłuchałby tego co mam mu do powiedzenia? Czy uznałby mnie za równego sobie? Czy może zacząłby wietrzyć jakiś podstęp i kazałby zgładzić mnie razem z innymi?

Draco nie wiedział co na to odpowiedzieć. Nie mógł być niczego pewny. Nie znał Shacklebolt'a na tyle dobrze, my móc obiecać iż Viktor zostanie wysłuchany. 

- Zamieszkałem na skraju tego lasu ponad sto lat temu - kontynuował po chwili Viktor. - Razem z Louisem, który przybył ze mną z Francji. Oboje pragnęliśmy ciszy i spokoju... Z dala od ludzi, czarodziejów i ich problemów. 

- A jednak pomogłeś Granger i mojej matce - zauważył Draco. 

- Tak, to prawda - przyznał wampir. - Louis uważa, że to moja słabość. Lubię pomagać - dodał i uśmiechnął się odsłaniając kły. 

Nagle do gabinetu rozległo się pukanie i po chwili do środka weszła Hermiona Granger. 

- Przykro mi Malfoy. Twoja mama na razie nie jest gotowa, by się z tobą zobaczyć - powiedziała i utkwiła w nim swój wzrok. 

Draco spodziewał się takiej odpowiedzi. Mimo to poczuł smutek i bezsilność. Czy naprawdę nic nie może zrobić? Wszystko znów zaczęło się walić od nowa. Czuł że jego życie to pochyła linia, na której końcu nie czeka go nic, oprócz rozczarowania. 

- Hermiono, zabierz naszego gościa na spacer - powiedział nagle Viktor ku zdumieniu obojga. - Draconie, na razie nie możesz wrócić do domu. Ślady po ugryzieniu wciąż są widoczne, a wolałbym żeby nikt o to nie wypytywał. Znikną za trzy dni. Wtedy wraz z Louisem odprowadzimy cię na skraj Zakazanego Lasu. 

Draco w odpowiedzi wzruszył ramionami. 

- W Ministerstwie i tak wszyscy pewnie myślą że nie żyję. Co za różnica, kiedy wrócę - odparł i przeczesał włosy palcami. - Greyback szykuje się do wojny i z tego co mówisz, raczej nikt nie wyjdzie z tego cało. Zastanawiam się, czy jest w ogóle sens wracać...

Hermiona zmarszczyła brwi. Nie rozumiała zachowania blondyna, który przez wszystkie dotychczasowe lata kochał życie i zawsze starał się brać je garściami. Kim się stał przez te sześć lat? Czy codzienność aż tak bardzo go złamała? Nie mogła dłużej na to patrzeć. Nie mogła pozwolić by chłopak porzucił to, czego ona już nigdy nie będzie mieć. 

- Nie wolno ci tak mówić! - powiedziała z uporem i w ułamku sekundy znalazła się przy Malfoyu. 

Blondyn zamrugał zdezorientowany. Bliskość dziewczyny nieco go onieśmielała. Jej pełna uporu twarz, mimo iż piękna i chłodna, przypominała dobrze znaną mu Gryfonkę. 

- Skoro tak mówisz... 

- Chodź! - syknęła i chwyciła go za rękę. Chłód jej dłoni sprawił, iż przeszedł go przyjemny dreszcz. 

- Dokąd mnie ciągniesz, Granger? - zapytał nie próbując wyswobodzić się z uścisku. Wiedział, że dziewczyna jest od niego o wiele silniejsza. 

- Na spacer - odparła niemal z wściekłością. 

"Pokażę ci, o co powinieneś walczyć!" dodała w myślach i gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, ruszyła w nieznanym Draconowi kierunku. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro