✙ epilog ✙
✙
Gdy wykopano moje ciało z grobu jeden z ochroniarzy został przeze mnie zastrzelony. Drugi zaś... zmarł na atak serca wywołany ciężkim szokiem. Rosły mężczyzna runął na ziemię, a ja przejęłam wcielenie, które zostało mi ofiarowane. Choć byłam przerażona Śmiercią sama wróciłam od niej jak długo wyczekiwany gość. Wyuczyłam się życia do perfekcji, lecz zbrodnie nie mogły stanowić mojej codzienności. Zdecydowałam o tym, gdy ujrzałam młodzieńca i moją siostrę w jednym łożu. Gwendoline oddała mi również swoje dziewictwo. Podcięte gardło, krew, masakra... nawet zabójstwo rodziców nie wzbudziło we mnie takiego poruszenia. Z dala od przykrych doświadczeń w dalszej egzystencji tuliły mnie do snu słowa siostry: Żyj Lily. Ofiaruję ci wszystko, ponieważ moje życie zakończy się przedwcześnie. Oddaję ci całą siebie. Staniesz się nieśmiertelna i nikt nie będzie miał czelności, aby się do ciebie zbliżyć. Kocham cię.
***
Rezydencja na wzgórzu opustoszała tak samo jak jej ziemie oraz kamieniołomy. Niewolników, sługi i służki, górników oraz ochronę puszczono wolno. Na parę kolejnych dni miał zostać w komnacie jedynie Hollande, lecz stary człowiek w końcu musiał spotkać się ze Śmiercią i chwycić jej czarną, podłużną dłoń.
Po kilku miesiącach nie było tam już żywej duszy, a jesienną porą rezydencja przypominała zamczysko rodem z najstraszniejszych baśni. Znalazł się wtedy jeden śmiałek, który zdołał przekroczyć próg posiadłości i odnaleźć tajemne przejście do wnętrza ścian. Noah Sullivan zapragnął ujrzeć mikroskopijny świat w jakim przyszło się wychowywać i dorastać Lily. Kroczył ciasnymi korytarzykami, co rusz zahaczając o pajęczyny. Z każdym krokiem czuł coś nieprzyjemnego pod stopami i jak się okazało były to odchody szczurów, zakrwawione szmaty czy skupiska robali i karaluchów. Barbarzyńskie warunki życiowe nie mieściły się w głowie młodzieńca, lecz mimo narastającego w sercu współczucia parł dalej. Jego oczom ukazywały się także rzeczy, które były mu znane. Mnóstwo książek, grzebyk do czesania włosów, parę ciuchów na zmianę i znów... naznaczone krwią szmaty. Sullivan wiedział z czym się one wiązały. Idąc dalej skręcił w kolejny korytarz prowadzący do kolejnego skrzydła, ale dobijający stamtąd smród skutecznie odradził mu dalszej wędrówki. Chłopak zawrócił okrywając twarz rękawem płaszcza. Szybko starał się oddalić z tamtego miejsca i nieostrożnie zahaczał ramionami o wystające ze ścian kamienie. Poranił się kilkukrotnie, a na głowie nabił sobie guza, lecz dzięki pośpiechu znalazł się nagle w pomieszczeniu, które nie można było nazwać korytarzem. Było zdecydowanie większe i liczyło co najmniej siedem metrów kwadratowych. Młody mężczyzna wszedł do owalnego wnętrza i nie zwrócił już uwagi na tkaniny, książki czy przybory do pisania, ponieważ na prowizorycznym łożu, na którym zapewne spała Lily teraz leżał szkielet tajemniczej osoby. Kości były zdeformowane, połamane i tylko na logikę przypominały posturę człowieka. Noah domyślił się, że ciało, skóra i mięśnie musiały zostać skonsumowane co do ostatniego kawałka przez szczury i insekty. Choć nie mógł być pewny to jednak śmiałości nie było mu brak. Młody Sullivan usiadł przy zwłokach okrytych świeżymi kwiatami i spojrzał na wyłupione okręgi w czaszce.
— Witaj Gwendoline.
***
Noah zupełnie inaczej wyobrażał sobie spotkanie po latach z Gwendoline Celeste. Sądził, że się nie zawaha i od razu potraktuje ją serią wszystkich kul spoczywających w magazynku. Pragnął jej upadku, cierpienia, śmierci przed którą nie byłaby w stanie uciec.
Wszystko jednak potoczyło się inaczej i mimo tego... Noah nie żałował takiego zarządzenia losu. Młody mężczyzna wrócił do swojego domku nad jeziorem zostając przywitany przez gdakające kury, beczące owce i biegającego wokół niego psa. Zaczęło świtać. Ten świt przywitał życie ponownie. Słońce powoli unosiło się ponad horyzont, a Noah zabrał się od razu do pracy. Wziął do ręki siekierę, którą wbił w podłużny pień i nim zabrał się za rąbanie drewna zdjął z siebie górną część garderoby. Poranek był bardzo ciepły i sprzyjał codziennym obowiązkom.
Młodzieniec miał zabrać się za pracę, lecz nagle usłyszał skrzypnięcie drewnianych drzwi i spojrzał w kierunku tarasu, na który wyszła młoda kobieta. Jej włosy kołysał delikatny, ciepły wiaterek, który dodał temu spotkaniu jeszcze więcej subtelności. Kosmyki przesuwały się po białej koszuli kobiety, która spoglądała na Sullivana z taką samą dozą emocji, jak i on patrzył na niewiastę.
— Noah.
Koniec
***
Hear the Silence oficjalnie zakończone! ♡
Dziękuję serdecznie każdemu z osobna, który dotrwał do końca tej tajemniczej historii ☺ osobiście jestem zadowolona ze swojej pracy, co rzadko się zdarza. Polubiłam opisywanie tego świata, jego bohaterów i skomplikowanych emocji jakie ich łączyły.
Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! 🖤
Zastanawiam się jeszcze nad napisaniem ciekawostek dotyczących tej pracy, ale nie wiem czy uda mi się czasowo z tym uporać 😅 niedługo zaczynam pracę nad kolejnym projektem i trzeba się solidnie przyszykować 😁 już teraz zapraszam Was na "Touch my Tears", gdy tylko pojawi się na moim profilu ☺
Na ten moment to chyba wszystko. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie tego opowiadania to piszcie komentarze, chętnie na nie odpowiem 🌸
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro