✙ chapter nine ✙
✙
Gwendoline Celeste od zawsze cechowała niezmierna cierpliwość. Była ona jej najcenniejszą cechą, z której potrafiła stworzyć nie tylko broń, lecz również tarczę. Z czasem jedno spotkanie i knute podstępy przez nieznajomego zaczęły naruszać ten spokój ducha oraz pewność na jakiej miała nie powstać żadna skaza. Szefowa mafii wydawała się bytem, którego nie można było skrzywdzić, ani narazić na błąd.
Po zaproszeniu młodego Sullivana do rezydencji ten bilans się zaczął wahać, aż w końcu Gwendoline przestała kompletnie racjonalnie myśleć. Wspomnienia o młodzieńcu przejęły nad nią kontrolę prowadząc do ambiwalentnych odczuć i zachowań. Uderzenie głową o twardą podłogę w jadalni, nocne spacery do salonu i konfrontacje smukłych dłoni ze zdobioną ścianą. Poranione ciało nie mogło się równać z tym jak mocno krwawiło jej serce. Gwendoline brakowało obecności chłopca, który wyrósł na przystojnego młodego mężczyznę. Nie potrafiła zapomnieć jego oczu, sekund między oddechem, zapachu, krótkiego zawahania, nienawiści płynącej z jego najmocniejszych wspomnień. Noah nasycał w nią ekscytację, odkrywał kawałek po kawałku jej emocje, o które nawet by się nie posądzała. Wyczekiwała jego przyjścia, była przekonana, że Noah z jej snów i umysłu stanie tu przed jej obliczem pewnego dnia bądź nocy. Tej pewności nikt nie potrafił jej odebrać ani wyrwać siłą. Stała na tonącym statku całkiem sama. Mijały dni, tygodnie... aż w końcu niespokojny krok zbliżył się do ogromnych drzwi prowadzących do salonu. Gwendoline siedziała za pokaźnym biurkiem, za którym przed laty obserwowała ojca. Roger wypełniał dokumenty od świtu do nocy, obmyślał strategie, decydował o czyimś życiu lub śmierci, a maleńka panienka siedziała w kącie czytając książki, które wrzucała następnie do wnętrz ścian. Kobieta o czerwonych włosach zacisnęła palce na podłokietnikach i uśmiechnęła się okazale prezentując swoje szaleństwo oraz obsesję. Równo o północy zegar wybił godzinę rozpoczynającą kolejny dzień i wtedy próg przekroczył chłopak o czarnych włosach, który zdjął z głowy kaptur swojego stalowego płaszcza. Choć Noah wymierzał w Gwendoline bronią, zdobytym na czarnym rynku Coltem ta nie czuła żadnego strachu, jakby prawda o jej zmartwychwstaniu była faktem. Nie miała obaw, zniknęły. Przerażała ją tylko myśl, że Sullivan mógłby rozpłynąć się w powietrzu i bezpowrotnie ją opuścić. Czerwonowłosa z tętniącej w niej ekscytacji podniosła się z miejsca i podeszła trzy kroki naprzód mijając biurko. Jej wzrok nie odstępował Sullivana nawet na ułamek sekundy.
— Czym jest dla ciebie śmierć... — pytaniu temu towarzyszył błysk w oku jakiego nikt dotąd nie mógł zobaczyć. — Noah?
Młodzieniec zacisnął dłoń mocniej na pistolecie, lecz nienawiść, która go napędzała i dała sens życiu po cichu zaczęła gasnąć. Noah nie rozumiał tego uczucia i bez względu na wszystko nie chciał go wypuścić z rąk. Stał bowiem naprzeciw kobiety, która z zimną krwią zamordowała jego rodzinę. Ojciec... matka... siostra... Krzyk... rozpacz... boleść. Czarnowłosy popatrzył na Gwendoline i patrząc na jej postawę, pogodny wyraz twarzy zaczął wątpić czy naprawdę stał naprzeciw demona, bezdusznej kreatury jaką zapamiętał jako chłopiec.
— Cokolwiek nie powiem to ty wiesz najlepiej jak to jest znaleźć się w objęciach Diabła — odparł, próbując dać sobie więcej czasu i ujrzeć szansę na to, aby móc pociągnąć za spust bezpowrotnie. Doszukiwał się momentu prowokacji ze strony Celeste, dlatego przystał na tę grę, której końcem miało być obnażenie jej prawdziwej twarzy.
Pytanie. Odpowiedź.
— Chcę poznać twój punkt widzenia — dodała, nakłaniając Sullivana na dialog.
— Dlaczego?
Gwendoline przesunęła dłonią po blacie biurka i gdy dotarła do krawędzi postawiła krok naprzód, co tylko wzbudziło niepokój w mężczyźnie.
— Nie podchodź! Nie ruszaj się! — krzyknął.
— Czemu? Przecież już trzymałeś mnie w swoich objęciach — odparła, lecz mimo wszystko z trudem zatrzymała się w miejscu.
— Nie wygaduj tak obleśnych rzeczy! — ponownie podniósł swój głos, a wtedy Gwendoline uniosła swe brwi w górę, gdy zobaczyła w progu drzwi Hollande.
— Moja pani — starszy człowiek był gotów na to, aby pozbyć się intruza. — Wystarczy tylko słowo, a go zabiję.
Noah przeklnął siebie w myślach, ponieważ dał się sprowokować Gwendoline. Sam swym krzykiem wezwał posiłki. Stał między młotem a kowadłem. Między Demonem a jego sługą. Znalazł się w potrzasku, z którego - jak przez chwilę myślał - nie był w stanie się wydostać. Nadzieję na to dały mu słowa kolejne słowa szefowej mafii:
— Wyjdź Hollande. Proszę zostawić nas samych.
Noah wypuścił zalegające w płucach powietrze i szczerze się zdziwił jak usłyszał odpowiedź lokaja:
— Jak pani sobie życzy.
Bezapelacyjnie wykonał rozkaz i znów pozostali sami. Starszy sługa odszedł ciemnym korytarzem, co można by odebrać za brak jakiegokolwiek rozsądku. Gwendoline została sam na sam z uzbrojonym mężczyzną, który zaczął się wahać. Zwątpienie ogarniało go przez długi czas i już nie był przekonany, że zdoła zabić Celeste. Doszukiwał się podstępu, ukrytego motywu, nadprzyrodzonych sił, lecz patrząc na panią rezydencji czuł łączącą z nią więź. Nienawidził się za to uczucie, które stało się nieznośne.
— Śmierć... — Noah postanowił w końcu odpowiedzieć na pytanie Celeste. — Śmierć ma wiele twarzy — podniósł swe spojrzenie i popatrzył wprost w brązowe oczy Gwendoline. — Tak samo jak ty. Gdzie podziała się osoba, którą przyszedłem zabić? Czemu zaprosiłaś mnie do twego domu? Jeśli masz zamiar skończyć istnienie mojego rodu to zabij mnie od razu! Na co czekasz?! — uderzył się w pierś, a długi płaszcz poruszył się jak fala na wzbudzonym morzu.
Rozpoczął się sztorm uczuć dwojga młodych ludzi.
— Nie pamiętasz mnie? — spytała cienkim tonem głosu różniącym się kompletnie od tego jakiego doświadczył Noah.
Młodzieniec nie mogąc pohamować emocji krzyknął po raz kolejny w myślach trwając przy zamordowanej rodzinie. Gwendoline próbowała wytrącić go z równowagi, lecz na próżno. Jeśli miał zginąć to przynajmniej walcząc.
— Nie graj na zwłokę!
Kobieta o czerwnych włosach splecionych w warkocz odwróciła się do niego zdejmując z dłoni białe rękawiczki.
— Mówiłem! — głos Sullivana złamał się w połowie. — Masz się nie ruszać... naprawdę cię zabiję.
Gwendoline słyszała jego głos jak przez mgłę i ponownie popatrzyła na młodzieńca, który bił się z własnymi myślami. Przestawał rozumieć po co tak właściwie przybył na wzgórze. Kobieta miała w tym tylko jeden cel. Chciała wypowiedzieć słowa prawdy i raz jeszcze ujrzeć małego chłopca.
— Nie pamiętasz mnie? — spytała z lekkim zawodem, choć zdołała zrozumieć dlaczego jej twarz wydawała mu się obca, a zarazem tak irytująco znajoma. Towarzyszyła mu we wszystkich koszmarach, przez co Noah nie potrafił niczego zrozumieć i nadal doszukiwał się podstępu. — Ty jako jedyny mnie dostrzegłeś, choć tak naprawdę nie mogłeś mnie zobaczyć — powiedziała.
— Nie wiem o czym mówisz? — drżenie jego głosu wywołało na twarzy Celeste jeszcze łagodniejszy uśmiech.
— Wezwałam cię tutaj, bo nie mam już nikogo — odparła, a po jej ciele rozpłynęło się cudowne ciepło, dokładnie takie samo jakie czuła do pewnej osoby. — Tamtego dnia w piwnicach tej posiadłości byłeś skuty łańcuchami — słowa te były zaledwie prologiem długiej opowieści, w którą Noah wsłuchany był jak nigdy dotąd. — Tamtej nocy usłyszałeś szmer, a potem głośniejsze uderzenie, którego się przestraszyłeś — Gwendoline wspominała tę chwilę niejednokrotnie dlatego tak bardzo zapadła jej w pamięć. Była to jej jedna z najpiękniejszych chwil jakie przeżyła w rezydencji. Kobieta zbliżyła się do młodzieńca, który nie trzymał broni tak jak podczas wejścia do wystawnego salonu. Celeste miała wrażenie, że pistolet lada moment upadnie na perski dywan i znajdzie się w świetle padającym z kominka. — Pamiętam to, bo odtwarzam ten dzień jak mantrę. Krzyknąłeś wtedy: Kto tam?! — Gwendoline nagle gwałtownie chwyciła się za brzuch oraz głowę pochylając się lekko ku podłodze. — A ja nie mogłam ci odpowiedzieć... — powiedziała ze smutkiem, a Noah z przerażeniem spoglądał na czerwonowłosą. On także pamiętał tę chwilę sprzed lat i doskonale zdawał sobie sprawę, że Celeste już dawno przy nim nie było. Zapadła między nimi dłuższa cisza, którą przerwał kobiecy głos. — Później puściłeś to w niepamięć, bo nagle szczur wybiegł z jednej z nor i to on zakłócił szansę odkrycia mojej obecności. Zapewne pomyślałeś, że to on tak hałasował. W głębi serca jednak coś nie dawało ci spokoju, a mianowicie chwila, w której żelazny łańcuch upadł na ziemię— szefowa mafii stojąc w przygarbionej postaci spojrzała na młodzieńca. — Uwolniłam cię z więzienia. To ja cię uratowałam. Musiałeś się stamtąd wydostać, a ja musiałam stać się taka jak ona. Gwendoline cię nie zabiła wraz z całą rodziną, więc musiała mieć ku temu jakiś powód. Zrobiłam to samo, lecz nawet gdy teraz celujesz do mnie z broni nadal nie wiem kim dla mnie jesteś? Po co dałam ci wolność skoro mogłam mieć jedynego przyjaciela? — spytała, a mętlik w głowie młodego mężczyzny nie zelżał nawet na sekundę. Pytań w jego głowie pojawiało się coraz więcej. — Wybacz jej, Noah... wybacz mi... Ona... zrobiła to wszystko, bo mnie kochała. Kochała tylko mnie.
— Nie rozumiem... — cichy szept wyrwał się z ust Sullivana.
Młoda kobieta złapała się jeszcze mocniej za głowę i poczuła niewyobrażalny ból. Trwał zaledwie kilka chwil, lecz to właśnie w tym momencie Noah dostrzegł jak bardzo poranione ręce miała pani tej rezydencji. Rana na ranie. Blizny. Patrząc na czerwonowłosą zauważył, że ona... także potrafiła odczuwać cierpienie.
— Gwendoline ona... oddała mi swoje życie, własne wcielenie — kobieta w garniturze z uśmiechem wyprostowała swą postawę, a jej oczy wydawały się być nieobecne, jakby potrafiły zajrzeć w przeszłość, która stała się teraźniejszością. — Kiedy się urodziłam od razu przypisane mi były normy oraz przyszłość. Okrutne życie. Zaaranżowane małżeństwo, aby polepszyć stosunki ze wschodnią mafią. Dorastałam przy Gwendoline, do której byłam niezwykle podobna. Pomimo tego, iż była ode mnie o rok starsza byłyśmy niemalże jak bliźniaczki. Dwie krople krwi... — pani Celeste przeniosła spojrzenie wgłąb salonu, wprost na ścianę, przez którą słyszała głos. — Wtedy Gwendoline postanowiła wykorzystać to na moją korzyść. Przekonała rodziców, że większą korzyścią nie będzie ślub z ponad dwadzieścia lat starszym synem Eldara, ale zapewnienie nieśmiertelności — odparła, a jej głos zabrzmiał jak syknięcie atakującego węża. — Każdy kto wiedział o moich narodzinach musiał zginąć. Podpalono szpital, położone zawleczono do lasu, słudzy znikali jeden po drugim aż w końcu zamknięto mnie za pustymi ścianami gdzie zaczęłam żyć. Wewnątrz ścian — Noah słuchając jej opowieści zacisnął usta i przyglądał się osobie, która nie była tą za jaką ją uważał. To nie była Gwendoline Celeste, a jej... młodsza siostra. — Gwendoline czytała mnóstwo książek, całe stosy, które później lądowały u mnie. Przez różne dziury i szpary wrzucała je abym mogła się uczyć. Czytałam, pisałam, chłonęłam wiedzę, a gdy czegoś nie rozumiałam siostra siadała przy ścianie w salonie i szeptała do mnie... Uczyła mnie żyć i funkcjonować. Ostrzegała przed bólami i krwawieniem. Tłumaczyła mi wszystko aż pewnej nocy... powiedziała mi również o losie naszych rodziców. Roger i Kathleen byli osobami, którzy wiedzieli o moim istnieniu dlatego musieli zginąć. Nakazywała mi zrozumieć wiele decyzji. Tak samo jak tę w jej łożu. Zorganizowała bankiet i przyprowadziła do komnaty młodego chłopaka. Był synem mafiozy. Gwendoline położyła się na łożu, a on na niej. Pierwszy raz widziałam zbliżenie między mężczyzną a kobietą, lecz do niczego nie doszło. Moja siostra poderżnęła mu gardło... znów zrobiła coś dla mnie. Powiedziała leżąc cała we krwi: Ty tego doświadczysz, nie ja. Słyszysz mnie? — czerwonowłosa zachichotała krótko i mocno przyłożyła dłoń do ust, aby się uciszyć. Jej oddech przyspieszył, a Noah patrzył na nią z politowaniem nie mogąc sobie wyobrazić... przez jak wielkie piekło przeszła ta młoda kobieta. — Po objęciu władzy nad familią Gwendoline planowała żyć jeszcze przez kilkanaście lat — zaczęła mówić dalej. — Oznaczało to, że nadal miałam funkcjonować tak jak zwykle. Ucząc się sposobu mowy ciała Gwendoline, jej gestykulacji, manier przy stole, wdzięku, gracji, zachowań. Patrzyłabym na nią bez przerwy i nawet bym się nie zorientowała, że stałaby się dorosłą kobietą. Lata przeciekałyby między palcami, lecz wszystko się zmieniło... Plan nie mógł zostać wykonany w pełni, ponieważ detektyw Murray trafił na poszlakę. Domyślił się, że to Gwendoline zamordowała Rogera i Kathleen. Usłyszałam jak dedukował na głos swoją teorię. Gdy dowiedziałam się, że planuje ją zabić szybko przeszłam korytarzami między ścianami i powiadomiłam o tym siostrę. Mogła bez trudu go zabić i żyć dalej, lecz ona... uznała, że to właśnie on odbierze jej życie — odparła z wielkim żalem wspominając tamten czas.
Noah chwycił się za głowę i mocno zacisnął dłoń na kosmykach.
— Jak to... czyli to znaczy, że...?
— Moja siostra jest nieśmiertelna — powiedziała poważnie. — Zginęła z rąk Murraya, a ja przejęłam jej rolę. Po to obserwowałam ją od lat i przywłaszczyłam jej tożsamość. Ona żyje w moim ciele, umyśle, zachowaniu, celu, tej rezydencji. Jestem Gwendoline Celeste.
— Nie jesteś nią... nie jesteś tym potworem — Noah pokiwał głową na boki i nie wiedząc czemu patrząc na piękną czerwonowłosą odczuł olbrzymią ulgę.
— Wezwała twą rodzinę na próżno... — jej sposób bycia i wyraz twarzy zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, jakby wstąpiła w nią kompletnie inna osoba. Kobieta wygląda tak jakby lada moment miała zapłakać. — Gdybym wcześniej się zorientowała, że Murray chcę zabić Gwendoline wtedy żyłbyś dalej u boku rodziców i siostry... — czerwonowłosa wbiła paznokcie w skórę i zaczęła mówić pospiesznie. — Odebranie wam ziemi było idealnym pretekstem. Potrzebowaliśmy torów, aby przewozić węgiel. Twój ojciec się nie zgodził, czym prowokacja odniosła sukces. Znaleźliście się całą rodziną u jej stóp i zaczęliście ginąć jedno po drugim. Taki był plan... Gwendoline potrzebowała kogoś w kim rozpali zemstę tak przeraźliwą, że zdoła zabić demona czyhającego w jej sercu — młoda kobieta przeniosła wzrok na Sullivana. — Katem miałeś być właśnie ty. Przeznaczone było ci zabić szefową mafii, aby po kilku dniach ogłosiła swoje zmartwychwstanie. Wtedy miałam stać się jej idealnie odwzorowaną kopią. Gwendoline cię uwięziła w łańcuchach, ale tak naprawdę i tak miałeś zostać wypuszczony na wolność. Miałeś dorosnąć przepełniony chęcią odwetu. Plan by się powiódł, gdyby nie Murray... — młodsza siostra pani Celeste podeszła w kąt salonu mijając kominek i znów przybrała ten sam łagodny uśmiech. — Ty jako jedyny wyczułeś moją obecność... — przyłożyła poranioną dłoń do ściany i wróciła wspomnieniami do chwil, gdy była w nich uwięziona. — Żyłam tutaj, wewnątrz tych ścian — Celeste znów zwróciła się w kierunku Sullivana i ujrzała coś na co nie była przygotowana. — Noah... dlaczego widzę twoje łzy? — spytała i widziała przed sobą młodzieńca, który opuścił broń.
— Jak mogłaś tak dać się traktować?! Jak mogłaś tak żyć?! — wykrzyknął, nie chcąc pogodzić się z losem jaki ją spotkał.
— A ty jak możesz żyć czując tylko i wyłącznie zemstę do mojej siostry? — zapytała, lecz tu się pomyliła.
Noah poczuł teraz coś więcej. Zemsta zacierała się w przeszłości odkąd Sullivan zrozumiał, że największego zła tych ziem już dawno nie było. Gwendoline Celeste umarła, a jej ciało gniło.
Chłopak chciał podejść do szefowej mafii, lecz coś dalej go powstrzymywało od tego czynu. Naoh przestaną w miejscu i patrzył na kobietę ze współczuciem.
— Czy mogę poznać twoje imię?
— Jestem... — nagle do uszu tych dwoje dobiegł głośny strzał oraz paskudny krzyk mężczyzny.
Do wielkiego salonu wbiegł Murray, który przybył tutaj wraz z Sullivanem. Noah zdążył o nim zapomnieć, ponieważ postać młodej czerwonowłosej przejęła każdą jego szarą komórkę.
— NIE!!! NIE STRZELAJ!
Było już za późno... Detektyw Murray oddał trzy strzały w kierunku pani Celeste, które przyszpiliły ją do ściany. Kobieta uderzyła o nią plecami, a następnie osunęła się po niej zostawiając na powierzchni mnóstwo bordowej krwi.
— TY PIERDOLONA SUKO! SZATANIE! DEMONIE! ZABIJĘ! ZABIJĘ TYLE RAZY ILE BĘDZIE TRZEBA! GIŃ! ZDYCHAJ! SCZEŹNIJ! GDZIE TWA NIEŚMIERTELNOŚĆ, MOJA PANI?! — wrzaski Murraya ustały, gdy czuwający w ukryciu Hollande ogłuszył go i stanął przy nieprzytomnej pijaczynie.
Stary lokaj przyglądał się panience, w której od razu rozpoznał kogoś innego niż Gwendoline.
— Pani... — Noah chwycił Celeste w swe ramiona i uchronił ją przed upadkiem. Dłonią tamował krew, której było coraz więcej i więcej. Wzbierała się ona nieubłaganie jak przypływ.
— Jestem... Gwendoline... — wyszeptała, prawie dławiąc się własną śliną, w której poczuła metaliczny smak.
Noah poczuł jak do jego oczu napłynęły łzy, lecz postanowił być silny dla kobiety, która stała się nieodzowną częścią jego życia.
— Nieprawda — starał się za wszelką cenę jej to przetłumaczyć. — Nie musisz już słuchać rozkazów siostry. Żyj własnym życiem. Ja również postaram się zmyć ciężar zemsty, która nade mną ciążyła — powiedział, zaciskając drugą dłoń na tej pani Celeste.
Słowa te sprawiły, że kobieta ocknęła się z dłuższego snu i ponownie była tą, która potrafiła uśmiechnąć się niewinnie niczym dziecko. Noah od razu rozpoznał w niej skrzywdzoną przez los dziewczynkę.
— Proszę... zapamiętaj mnie! — odparła w obawie przed tym, że odejdzie z tego świata nie wypowiadając najważniejszych dla niej słów. — Nie mam już nikogo kto wiedział o moim istnieniu. Mnie i tylko mnie! Nie jestem nią... nie jestem moją siostrą, to ja... mam na imię... Lily. Moje imię brzmi Lily. Lily Celeste. Proszę, Noah... — młoda kobieta postarała się o ostatni uśmiech. — Dziękuję... już nie patrzysz na mnie jak na Gwendoline... Dzię...
— Lily?
Noah odgarnął jej włosy z twarzy i starał się dostrzec blask w brązowych oczach, który powoli gasnął.
— Lily?! Nie umieraj... nie możesz... Nie możesz mnie zostawić!
— Panie Sullivan — Hollande podszedł do młodzieńca, a ten z zapłakaną twarzą spojrzał na lokaja. — Czas, aby opuścił pan wzgórze raz na zawsze — powiedział. — Jest pan teraz wolnym człowiekiem. Przepraszam, że familia Celeste sprawiła panu tyle cierpienia.
Mężczyzna uklęknął przy ciele młodej kobiety i wziął ją w swoje objęcia, po czym ułożył ją delikatnie na podłodze.
Lily Celeste stała się wolna.
***
To był już ostatni rozdział "hear the silence" ♡ i pozostało mi Was zaprosić na epilog, który ukaże się niebawem ☺
Jeśli ktoś potrzebuje wyjaśnień to śmiało pytać 🌸
Będę bardzo wdzięczna za podzielenie się swoimi wrażeniami odnośnie tej książki 🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro