Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.

Po czwartej godzinie lekcyjnej pożegnałem się z przyjaciółkami, które miały teraz lekcję niemieckiego w innej sali. Niestety tak się złożyło, że trafiliśmy do oddzielnych grup. Szedłem powolnym krokiem w stronę swojej sali, póki nie spostrzegłem Louisa Tomlinsona wraz ze swoją ekipą. Pochylali się na kimś i wyśmiewali się z czegoś, a najpewniej z kogoś. W pewnym momencie w oczy rzuciła mi się blond czupryna.

Jeden z kolegów Louisa podniósł blondyna za koszulkę i rzucił nim o blaszane szafki. Chłopak syknął cicho z bólu, patrząc na swoich oprawców ze strachem. Nie mogłem przecież tak bezczynnie stać. W ciągu dwóch sekund znalazłem się przy wcześniej wspomnianych osobach.

– Cześć Zayn, jednak przemyślałeś moją propozycję na temat wstąpienia w nasze skromne progi? – spytał Tomlinson, posyłając mi złośliwy uśmieszek.

Prychnąłem cicho, odpychając jednego osiłka od chłopaka. Louis wielokrotnie proponował mi, abym dołączył do ich ekipy i razem z nimi robił "porządek" z mięczakami. Oczywiście za każdym razem kazałem mu się rozpędzić i pierdolnąć głową w ścianę. Może wyglądałem jak dupek czy typowy bad boy, ale nie byłem nim. Nienawidziłem znęcania się nad słabszymi, jednak sam nic nie robiłem, aby ich bronić. Za dużo roboty. Jednak w tym blondwłosym  chłopaku było coś, co kazało mi go chronić. Mimo iż zrobiłem to pierwszy raz, a świadkiem tego jak nad nim się znęcają byłem... zbyt dużo razy.

– Louis, mówiłem ci tyle razy, abyś dał sobie spokój. Prędzej miałbym maksymalną ilość punktów na sprawdzianie z matematyki niż bym do was dołączył. Nie zadaję się z frajerami, a teraz zostawcie tego blondyna i idźcie zająć się... czymś bardziej pożytecznym. – spojrzałem na nich, zakładając ręce na klatce piersiowej, a gdy kruczowłosy chłopak chciał coś powiedzieć od razu mu przerwałem. – No chyba, że mam to załatwić siłą, a tego byście nie chcieli, prawda Louis?

Spojrzałem znacząco na szatyna, który burknął coś pod nosem, po chwili odchodząc na pięcie. Reszta podążyła za nim. Miałem kiedyś małe starcie z Louisem, które przegrał, dlatego od tamtego czasu tak bardzo się mnie uczepił. Wie, że jestem silny i chce, abym mu pomagał w biciu i poniżaniu innych uczniów.

– Dziękuje... – z rozmyśleń wyrwał mnie cichy, delikatny głosik dobiegający zza moich pleców.

Odwróciłem się i spojrzałem na blondyna, który po chwili mocno się zarumienił spuszczając głowę. Urocze, pomyślałem.

– Wszystko okej? – spytałem, gdy blondyn podniósł swój plecak.

Pokiwał tylko głową i szybko odszedł, wycierając dłonią łzy, które najprawdopodobniej cisnęły mu się do oczu.

• • •
Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro