Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Autorka: Z racji tego, że planuję się wziąć za dwa świąteczne prompty, któe dostałam, aby zdążyć z nimi do świąt, na kolejne rozdziały trzeba będzie czekać dłużej niż do tej pory.

A teraz zapraszam do czytania i będzie mi bardzo miłoza gwiazdki i komentarze (które naprawdę potrafią zmotywować i dać sił do pidania ) :)

**************************

Od pięciu dni przychodził do klubu, chcąc porozmawiać z Louisem. Po tym, jak ostatnio odwiózł szatyna do domu, jak poznał jego historię, długo o tym myślał, aż zdecydował – musiał, jak najszybciej go przeprosić. Niestety los mu nie sprzyjał, ponieważ chłopak nie pojawiał się w pracy.

Gdy po raz piąty pojawił się w klubie i ponownie nie zastał Tomlinsona, próbował dowiedzieć się, co się z nim dzieje. Na jego nieszczęście, nie chcieli mu udzielić informacji. Podejrzewał, że miało to coś wspólnego z jego zachowaniem w stosunku do Louisa. W końcu zlitował się nad nim jeden z ochroniarzy – Liam. To od niego dowiedział się, że tancerz siedzi chory w domu i w pracy będzie dopiero po weekendzie. Harry nie miał zamiaru dłużej czekać, dlatego postanowił wykorzystać fakt, że zna adres chłopaka.

Wsiadł do samochodu, upewniając się, że kwiaty bezpiecznie leżą na tylnym siedzeniu. Zatrzymał się jeszcze w kawiarni Barbary, już zamykała, jednak znalazła dla niego jakieś słodkości. Dopiero, gdy zatrzymał się przed wejściem do kamienicy, zorientował się, że nie wie, które mieszkanie zajmuje Louis. Na szczęście i tutaj sobie poradził.

*****

Tydzień wolnego, tego potrzebował. Szkoda tylko, że spędził go w domu na kanapie lub w łóżku, okryty grubym kocem i otoczony przez zużyte chusteczki. Na szczęście gorączka już się nie pojawiała, katar się zmniejszył i jedynie jeszcze męczył go delikatny kaszel.

Leżał na kanapie, przykryty swoim ulubionym kocem, z dużym kubkiem herbaty. W dłoni trzymał książkę, w której świat aktualnie się zagłębiał. Nareszcie znalazł trochę więcej czasu dla siebie i postanowił to wykorzystać. Zwłaszcza w dniu dzisiejszym, kiedy to Zayn i Niall zabrali Alexa na całodniową wycieczkę.

Nachalne pukanie niestety przerwało jego chwilę dla siebie. Niechętnie wyplątał się z koca, powoli kierując się do drzwi. Grube skarpety, które miał założone na stopy, ślizgały się po panelach.

- Idę, no idę – marudził cicho pod nosem, gdy pukanie nie ustępowało.

Zastanawiał się, kto mógł go odwiedzić. Zayn i Niall, powinni być ciągle na wycieczce z Alexem, zresztą oni by nie pukali. Liam, zawsze jak go odwiedzał, dawał mu wcześniej znać (no i on nie pukałby cały czas). Pozostawała jeszcze Gloria, ale ona również wchodziła jak do siebie.

Pomimo tego, że nie wiedział, kto się kryje po drugiej stronie drzwi, powiedzenie, że był zaskoczony to za mało, gdy po uchyleniu drzwi zobaczył Harry'ego Stylesa. Nie spodziewał się również słów, które usłyszał.

- Moja matka była dziwką – mężczyzna stał w progu, w jednej dłoni trzymając duży bukiet róż, a w drugiej niewielką paczuszkę z kawiarni, w której się spotkali.

- Oh? – chwilę potrzebował, aby przetworzyć to co się dzieje – To...dość nie typowe...um...powitanie. W ogóle, jak...

- Odwoziłem cię, pamiętasz? – domyślił się o co chciał zapytać Louis – A mieszkanie wskazała mi twoja sąsiadka, Gloria. Urocza kobieta.

- No tak – mruknął – Wejdź – uchylił szerzej drzwi, wpuszczając kędzierzawego do środka.

- To dla ciebie – wyciągnął w jego stronę ręce, w których trzymał bukiet kwiatów oraz paczkę z kawiarni.

Harry poczekał aż Louis odbierze od niego podarunku, nim pozbył się butów i płaszcza.

- Jak się czujesz? – zagadnął, podążając za Tomlinsonem, jak się okazało do kuchni.

- Przyjechałeś spytać jak się czuję? – zapytał z kpiną i wskazał kędzierzawemu, aby usiadł przy ladzie, która oddzielała kuchnię od salonu – Herbaty?

- Słyszałem, że jesteś chory – mruknął, garbiąc się lekko na krześle. Sam nie wiedział czemu, ale poczuł się zawstydzony – Poproszę.

- Jest dobrze – westchnął, stawiając czajnik wypełniony wodą, na kuchence – Mam jeszcze lekki katar i kaszel – skierował się do szafki, wyciągając z niej kubek i wrzucając do środka woreczek z herbatą.

- Ja...przepraszam – Louis stał oparty o blat, po tym, jak postawił przed kędzierzawym talerz z rogalikami od Barbary. Czuł na sobie przeszywające spojrzenie błękitnych tęczówek, co sprawiało, że jego pewność siebie coraz bardziej się ulatniała – Ja...to jest...um... - wziął głęboki oddech chcąc się uspokoić i zaczął od nowa mówić – Jak...jak już wspominałem moja matka była dziwką. Mam starszą siostrę, ale ani ona, ani ja nie znamy naszych ojców. Pewnie jacyś jej klienci. Nie interesowała się nami, to na czym jej najbardziej zależało to alkohol i prochy – Louis słuchając słów swojego gościa, czuł, jak po jego ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Oczami wyobraźni widział małego chłopca z podobną do niego dziewczyną, którzy jedyne czego chcieli to odrobiny zainteresowania i ciepła ze strony ich matki - Musieliśmy radzić sobie sami. Na szczęście mieliśmy Barbarę – na wspomnienie kobiety, lekki uśmiech rozjaśnił twarz mężczyzny – Była naszą sąsiadką i razem z mężem bardzo nam pomagali. Są dla mnie i Gemmy, jak dziadkowie, których nigdy nie mieliśmy.

- Przykro mi – u niego w rodzinie również się nie przelewało, jednak on ma kochającą matkę i ojczyma, który traktuje go jak własnego syna.

- To dlatego mam taki obraz wszystkich, którzy sprzedają swoje ciało. W jakikolwiek sposób. Moja matka miała mnie gdzieś, więc z góry zakładam, że inni robią to samo. Widzę ich tak jak ją, zleży im tylko na używkach i niczym więcej. Dlatego to robiłem, dlatego tak się zachowywałem. W ten sposób starałem się uwolnić złość, która była ukierunkowana na Anne. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, że to nie zmywa moich win wobec ciebie, jednak chciałem, abyś wiedział.

- Więc co zmieniło twoje spojrzenie na mnie? – było mu przykro z powodu mężczyzny. Miał ciężkie życie, jednak to nie zmieniało faktu, że wciąż czuł do niego żal, za to jak go traktował.

- Kilka razy widziałem ciebie i Alexa w parku. Obserwowałem was. To jak obchodziłeś się z nim, to jak ci na nim zależy, jak go kochasz. Widziałem, jak blisko jesteście gdy spotkaliśmy się w kawiarni. Pokazało mi to, że jesteś inny niż ona. Gdy opowiedziałeś mi swoją historię, zrozumiałem, jak wielkim dupkiem byłem. Nie tylko wobec ciebie, ale i wobec innych. Oceniałem was, chociaż nie znałem historii, nie znałem prawdziwego powodu, dla którego ty, jak i inni podejmowali się takiej pracy. Nie miałeś łatwo, a ja ci jeszcze dokładałem. Przepraszam za to – uniósł głowę, spoglądając w niebieskie tęczówki – Przepraszam za to, jak cię skrzywdziłem.

Zapadła cisza, znajdowali się około 1,5 metra od siebie, wpatrując się w swoje oczy. Harry czekał na jakieś słowa ze strony szatyna, czując jak coraz bardziej się denerwuje. Ciszę pomiędzy nimi przerwał czajnik, który dał o sobie znać. Tomlinson wzdrygnął się, odwrócił w kierunku kuchenki, sięgając po czajnik i zalewając kubek z herbatą.

- To co robiłeś było okrutne – położył ciepły napój przed kędzierzawym – Ale najważniejsze, że zrozumiałeś swój błąd i zaprzestaniesz tego co robiłeś.

- Wiesz, chciałbym zacząć od nowa – zaoferował, jednak widząc minę szatyna (z której było mu ciężko cokolwiek odczytać), dodał – Oczywiście jeśli chcesz. Bo jeśli nie chcesz mieć ze mną już nic wspólnego, zniknę i więcej nie będę cię nachodzić.

- Wiesz... - zaczął, ale przerwał słysząc otwierane drzwi i głosy przyjaciół.

- Lou, wróciliśmy – mocny głos Nialla, rozniósł się po mieszkaniu.

- Kurwa – przeklął cicho. Chwycił nadgarstek kędzierzawego, ciągnął go z krzesła – Musisz się schować – pchnął go na podłogę, za kuchenną ladę – Później ci wyjaśnię, ale na razie nic nie mów i nie ruszaj się.

Louis wyprostował się w odpowiednim momencie, ponieważ właśnie jego przyjaciela przekroczyli próg salonu. Zayn niósł Alexa, który przysypiał w jego ramionach.

- Hej, jak było – zatrzymał się między ścianą, a blatem kuchennym, chcąc zastawić wejście do kuchni – Jak Alex?

- Bardzo udany, zresztą jak widać – Irlandyczk wskazał na zmęczonego malca – Byliśmy w aquaparku, coś zjeść, w kinie, znów coś zjeść i na koniec wzięliśmy go na London Eye – Niall położył torbę z rzeczami małego Tomlinsona na kanapę.

- Mówił, że mu się podobało – mulat zbliżył się do Louisa, chcąc mu podać dziecko. Ten widząc to, zrobił kilka kroków w przód, nie chciał, aby przyjaciel zobaczył Harry'ego. Alex od razu się rozbudził, gdy tylko znalazł się w ramionach ojca.

- Tatuś? – mruknął.

- Cześć kochanie – pocałował głowę syna – Dobrze się bawiłeś?

- Tak – skinął, ukrywając twarz w ramieniu ojca.

- A byłeś grzeczny?

- Tak.

- Hej Lou, masz gościa? – Niall zbliżył się do blatu, sięgając po jednego rogalika. Szatyn słysząc słowa przyjaciela, lekko się zestresował, jednak starał się tego po sobie nie pokazać.

- Nie, czemu?

- Rogaliki – uniósł jednego, nim wepchnął go sobie do ust.

- Gloria przyniosła.

- A herbata?

- To moja – skłamał pospiesznie.

- Myślałem, że twoja leży tam – wskazał na stolik przy kanapie.

- Um...tak, ale wystygła i zaparzyłem kolejną.

- Ni, co to za przesłuchanie – Zayn podszedł do ukochanego, obejmując go ramieniem, nieświadomie ratując tym Tomlinsona – Lepiej już chodźmy. Robi się późno, a ten mały mężczyzna powinien iść zaraz spać.

- W porządku – ukradł jeszcze jedno ciastko i skierował się do wyjścia.

- Alex, podziękuj wujkom – Louis zwrócił się do syna. Mały Tomlinson, będąc już bardziej rozbudzonym wyswobodził się z objęć ojca i podszedł do dwójki mężczyzn, przytulając ich i dziękując za wycieczkę.

Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, szatyn odetchnął z ulgą.

- Już mogę? – Harry niepewnie wychylił się zza blatu.

- Hally! – chłopiec pisnął radośnie, podbiegając do mężczyzny – Co tu lobis? – chwycił się nóg mężczyzny, próbując się na niego wdrapać. Styles ułatwił mu to, biorąc malca na ręce.

- Słyszałem, że twój tatuś jest chory i przyszedłem sprawdzić, jak się czuje – skłamał małemu Tomlinsonowi.

- Kochas go? – Alex zmarszczył brwi, wpatrując się w kędzierzawego, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Co? – nie spodziewał się, że maluch o coś takiego zapyta – Dlaczego tak myślisz?

- Bo tatuś mówi, że jak się kogoś kocha, to się o niego martwi i troscy. Ty martwiłeś się o tatusia – wyjaśnił z poważną miną.

- Um...nie trzeba kogoś kochać, aby się o niego martwić. Można go po prostu lubić.

- A ty lubis tatusia?

- Lubię – przytakną.

- A mnie? – spytał podekscytowany malec.

- Bardzo cię lubię – wyszczerzył się do chłopca.

- To dobze, bo ja ciebie tez – owinął swoje rączki dookoła szyi mężczyzny, przytulając go do siebie – Chodź do mojego pokoju, pokazę ci autko na pilota, któle kupili mi wujek Zayn i wujek Niall – chwycił dłoń starszego, kiedy ten go postawił na ziemi i zaczął ciągnąć do swojego pokoju.

- Alex, skarbie – Louis kucnął przed synem – Może je tutaj przyniesiesz i pokarzesz Harry'emu? – szatyn chciał na chwilę zostać sam ze Stylesem.

- Dobla – krzyknął, wybiegając z salonu.

- Ja...przepraszam cię za to – westchnął.

- Daj spokój, lubię Alexa – machnął ręką, myśląc, że Louis przeprasza za zachowanie syna.

- Nie, nie o tym mówię. Chodzi mi o to, że wepchnąłem cię za blat.

- Oh – jakoś zdążył już o tej sytuacji zapomnieć.

- Zayn i Niall nie przepadają za tobą i bałem się, że dojdzie do rękoczynów – wyjaśnił swoje wcześniejsze zachowanie.

- Nie mogłoby być aż tak źle – zaśmiał się nerwowo.

- Mogło – westchnął – Cóż, są moimi najbliższymi przyjaciółmi. Wiedzą, jak się zachowywałeś w stosunku do mnie i chcieli nawet iść do klubu, aby cię pod nim dorwać. Na szczęście wyperswadowałem im ten pomysł z głowy. Także, dopóki im nie wyjaśnię nowej sytuacji, że pomiędzy nami jest dobrze, lepiej ich unikaj.

- Jest dobrze? – był zaskoczony słowami Louisa, ale nie ukrywał, że ucieszyły go.

- Tak, myślę, że tak, że możemy zacząć od nowa.

- Cieszy mnie to – pomimo tego, że znał go krótko i początkowo miał Tomlinsona za dziwkę, polubił go, jak i jego synka i chciałby mieć z nimi kontakt.

- Hally! – Alex wpadł do pokoju, w dłoniach trzymając autko i kontroler – Pats – położył go na ziemi i zaczął wciskać przyciski na kontrolerze. Autko zaczęło się poruszać na wszystkie strony, zderzając z meblami i ścianą.

- Łał! – udawał zachwyt, chcąc sprawić przyjemność chłopcu. Przykucnął obok malca, rozmawiając z podekscytowanym Alexem na temat autka.

Louis obserwował wszystko z wejścia do kuchni, gdzie ciągle stał. Na jego twarzy gościł lekki uśmiech. Zastanawiał się czy dobrze zrobił, zgadzając się utrzymywać kontakt ze Stylesem. Może powinien mu powiedzieć, że nie chce go wiedzieć? Jednak, kiedy patrzył się, jak dobry kontakt ma mężczyzna z jego synem, czuł, że dobrze zrobił.

Harry spędził w mieszkaniu Tomlinsona jeszcze godziną. Wspólnie z Alexem wypili kakao, który przygotował dla nich szatyn, zjedli rogaliki od Barbary, rozmawiając i gdy zniknął ostatni wypiek, Louis zdecydował, że czas, aby Alex poszedł się myć i spać.

Oczywiście chłopcu się to nie podobało i zaczął marudzić. Zgodził się dopiero, gdy Harry obiecał mu, że jeszcze się spotkają i przeczyta mu na dobranoc bajkę.

Po tym, jak przeczytał ostatnie wersy i miał pewność, że chłopiec śpi, pożegnał się z Louisem, zostawiając mu swój numer, gdyby czegoś z Alexem potrzebowali lub chcieli się spotkać.

Wracał do domu w wyjątkowo dobrym nastroju, czując jak ciężar, z którym żył od lat powoli znikał. A to za sprawą dwóch panów Tomlinson.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro