Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Autorka: Zapewne później będę żałować, że już dodaję, ale nie potrafię się powstrzymać. Nie wiem, ile będzie rozdziałów, więc nie pytajcie (ale raczej nie dużo).

Nie pytajcie się również o to, kiedy pojawi się następny. Tego także nie wiem.

********************************

Duży neonowy napis było widać już z końca ulicy. Stukot czarnych sztybletów, zderzających się z chodnikiem, roznosił się po okolicy, gdy wysoki mężczyzna zmierzał do klubu. Zręcznie omijał kałuże, które powstały na skutek wcześniejszego deszczu. Zatrzymał się przy wejściu, znajdującym się pod świecącym, różowym napisem i kiwając głową do ochroniarza wszedł do środka. Od razu skierował się do baru, zamawiając piwo i dopiero wtedy zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Na drugim końcu znajdowała się scena główna, a po bokach trzy mniejsze. Wszystkie były zajęte przez młodych mężczyzn, którzy prężyli swoje nagie ciała w rytm muzyku, przed sporą grupą widzów – a dokładniej grupą napalonych mężczyzn.

„Dziwki" tak zawsze myślał o osobach, które wystawiały na pokaz swoje ciało, aby zdobyć pieniądze. Co z tego, że oficjalnie w klubie panował zakaz dotykania „tancerzy", wiedział jednak, że za bardzo dobrą dopłatą, mógłby zrobić z nimi co chce. Wszędzie tak było i ten klub raczej nie był wyjątkiem. Dlaczego więc odwiedzał takie miejsca, skoro brzydził się takim zachowaniem? Proste, szukał rozrywki i lubił w ten sposób zabijać czas. Możecie nazwać go hipokrytą, ale w ogóle go to nie ruszy.

Uważnie skanował wzrokiem wszystkich tancerzy, zastanawiając się, którego tym razem wybrać na prywatny pokaz. Na jednej z bocznych scen dostrzegł drobnego chłopaka. Jego karmelowa czupryna była roztrzepana i mieniła się od brokatu. Miał typowo kobiecą budowę ciała, co spodobało się kędzierzawemu. Jego pośladki opinały srebrne, wycięte bokserki, a klatkę piersiową przysłaniał tego samego koloru crop top. Wypinał się przed dość sporą grupą mężczyzn, pozwalając, aby ci wsadzali mu za bieliznę pieniądze. Musiał być nowy, ponieważ Harry po raz pierwszy go tutaj widział i już wiedział, że to on będzie jego dzisiejszą ofiarą.

*****

Wszedł do garderoby, ciesząc się chwilą wytchnienia. Miał już dość uśmiechania się i machania tyłkiem przed grupą obleśnych mężczyzn. Ale czy miał wybór? Owszem, jednak potrzebował pieniędzy, a tutejsza wypłata i napiwki, dawały całkiem dobrą sumę, dzięki której mógł opłacić rachunki i przetrwać cały miesiąc. Ciężko znaleźć dobrze płatną pracę, będąc tylko po szkole średniej. Zaczął studiować, jednak w połowie drugiego roku, sprawy się trochę pokomplikowały, przez co został zmuszony zrezygnować ze szkoły. Miał jednak nadzieję, że kiedyś będzie mógł wrócić na uczelnię.

Zajął jedno z wolnych miejsc, przy rzędzie luster. Sięgnął po butelkę wody, chcąc zaspokoić pragnienie. Gdy butelka została w połowie opróżniona, odłożył plastik i podniósł się z twardego krzesał, kierując się do drzwi prowadzących na salę główną. Teraz przyszedł czas, aby zabawiać klientów, bądź dla nich zatańczyć jeśli zamówią prywatny pokaz. Ledwo przekroczył próg, gdy obok niego pojawił się Liam. Był tutejszym ochroniarzem, jego zadaniem było pilnować, aby namolni faceci nie pozwalali sobie na zbyt wiele. Po jego minie widział, że coś się stało.

- Lou, prywatny pokaz – w jego oczach widział współczucie, czego nie rozumiał. W końcu to nie pierwszy raz, gdy szatyn musi to robić.

Skinął głową i podążył za Paynem. Weszli w długi korytarz, gdzie znajdowały się drzwi, prowadzące do pokoi na prywatne pokazy. Przy każdym z nich stał ochroniarz, na wszelki wypadek, jakby potrzebna była interwencja.

Zatrzymali się przed jedynym wolnym pokojem, nim jednak Louis wszedł, zatrzymała go dłoń Liama, zaciskająca się na jego przedramieniu.

- To Styles – mruknął cicho, tak by nikt nie słyszał – Cokolwiek powie, nie słuchaj go. Nie bierz jego słów do siebie, on tylko myśli, że wie, jak tutaj to wygląda. A tak nie jest. Taka mała rada – posłał mu lekki uśmiech, chcąc dodać szatynowi otuchy. Poluźnił swój uścisk i pozwolił, aby ten zniknął za drewnianą powłoką.

Pokój był mały, kwadratowy z grafitowymi ścianami. Na podłodze rozciągała się bordowa wykładzina, a naprzeciwko wejścia, podobnego koloru stała kanapa. Na środku pomieszczenia przymocowana była rura. Gdy tylko Louis przekroczył próg, światło zostało przyciemnione, jedynie kilka punktowych lamp było skierowanych na rurę i przestrzeń pomiędzy nią a kanapą. Z głośników popłynęła klubowa muzyka.

Powolnym krokiem (starając się, by był, jak najbardziej zmysłowy) ruszył na środek. Mężczyzna siedział na kanapie, uważnie obserwując jego ruchy, gdy mniejszy z nich tańczył przy rurze – wijąc się i wypinając. Nie rozumiał o co chodziło Liamowi. Klient wydawał się nieszkodliwy, ani razu się nie odezwał. Wszystko się jednak zmieniło, gdy zbliżył się do mężczyzny. Dopiero teraz mógł lepiej mu się przyjrzeć. Musiał przyznać, że był młody i bardzo przystojny. Krótkie włosy wywijały się na końcówkach, zielone tęczówki wpatrywały się w niego z intensywnością, a pełne wargi co chwilę zwilżał językiem.

- Jak to jest być dziwką? – usłyszał spokojny, ale drwiący głos. To było dla Louisa, jak uderzenie w policzek. Jasne, nie był zachwycony tym w jaki sposób musiał zarabiać na życie, ale nigdy się w ten sposób nie postrzegał.

Czy naprawdę klienci uważają, że się puszcza za pieniądze? Oczywiście, wiedział, że jego „zawód" jest źle postrzegany, ale nie sądził, że myślą o nim, jako o dziwce. Przecież w klubie był zakaz dotykania i seksu.

- Pozwalasz się pieprzyć obleśnym facetom za trochę grosza – ciągnął dalej, nie przejmując się tym, że zadaje ból Louisowi. W końcu poniekąd o to chodziło. Może to i było okrutne, ale nie przejmował się tym. Uważał, że dziwką nie należy się szacunek.

Przez lata patrzył, jak jego matka sprzedaje swoje ciało zatracając się w alkoholu i narkotykach. Razem z siostrą byli skazani tylko na siebie. Musieli się sami wychowywać i sobie radzić z trudnościami życia, chociaż byli tylko dziećmi. Właśnie dlatego to robił, nienawiść do matki i tego co robiła, popychała go do takiego zachowania.

- Lubisz to, prawda? – sapnął, gdy tancerz otarł się o jego rosnącą erekcję – Pokazywać swoje ciało innymi. Sprzedawać je jak kawałek mięsa. Dziwię się, że inni was chcą. Jesteście jak brudne szmaty, brzydzę się was.

Słowa mężczyzny bolały, nawet jeśli nie wszystko było prawdą. Nic nie mógł jednak poradzić, że czuł się jak szmata, a łzy kłuły go w oczy. Miał ochotę stąd wybiec i zaszyć w cichym i spokojnym miejscu, aby móc się wypłakać. Nie mógł jednak tego zrobić, musiał dotrwać do końca, jeśli chciał otrzymać dodatkowe pieniądze do pensji. A w tym miesiącu ich potrzebował, bo miał sporo wydatków.

- Chociaż ty jesteś inny, coś w tobie jest. Ciebie chętnie bym zerżnął, ale jak już mówiłem – szmat się nie tykam.

Kilka minut później (podczas których Harry ciągle mówił, obrażając Louisa), melodia ucichła. Szatyn wrócił do rury i ze spuszczoną głową, czekał, aż mężczyzna opuści pomieszczenie. Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, osunął się na ziemię, wybuchając płaczem. Teraz rozumiał o czym mówił ochroniarz. Miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Potrzebował tej pracy. Nigdy jej nie lubił, ale po raz pierwszy tak się czuł. Po raz pierwszy czuł się jak śmieć. Położył się na wykładzinie, zwijając w kłębek i wciąż głośno szlochając. W takim stanie znalazł go Liam.

- Lou – zbliżył się do szatyna, pomagając mu się podnieść i przytulił do siebie – Tak mi przykro – gładził plecy szatyna, chcąc go uspokoić – Nie przejmuj się jego słowami. Wiem, że potrafi być ostry, nie jesteś pierwszym, którego tak potraktował. Ale pamiętaj, nie jesteś dziwką. Nie sypiasz z klientami, u nas to zabronione. Nie ważne co mówi i myśli, nie zna całej prawdy. Nie zna ciebie i nie zna twojej historii. Nie ma prawa cię oceniać, dlatego nie powinieneś brać do siebie jego słów.

Wiedział, że w słowach Liama jest dużo prawdy, jednak nie mógł nic poradzić na to, że słowa Stylesa wciąż cholernie mocno bolały.

*****

Poranek tego dnia, nie był wcale lepszy od poprzednich. Jak zwykle źle spał, odkąd po raz pierwszy tańczył dla Stylesa. Tak, po raz pierwszy, ponieważ od tego czasu zielonooki mężczyzna był jego częstym klientem, za każdym razem zachowując się tak samo, bądź gorzej. Kilka razy, aby bardziej upokorzyć szatyna masturbował się podczas jego tańca. Te spotkania nie kończyły się już płaczem szatyna, mimo to wciąż tak samo bolały. Nie rozumiał zachowania zielonookiego, przecież nic mu nie zrobił. W żaden sposób go nie skrzywdził, aby miał powód by się tak zachowywać. Więc dlaczego ten go aż tak upokarzał?

Pomimo ciężkiej pobudki i nienajlepszego humoru, postanowił o tym nie myśleć i skupić się na czymś przyjemniejszym. Miał teraz kilka dni wolnego i chciał je spędzić jak najlepiej.

Po szybkim skorzystaniu z toalety, założył wygodne dresy i skierował swe kroki do niewielkiego pokoiku, który znajdował się naprzeciw jego sypialni. Zielone zasłonki były zaciągnięte, a pod oknem leżał wielki (na 1,5 metra) pluszak – prezent od przyjaciół Zayna i Nialla. Obok wejścia znajdowała się biała komoda, a obok maskotki, w rogu pokoju stało małe łóżko. Brązowa kołdra, z zielonymi listkami unosiła się łagodnie i opadało, podczas spokojnych oddechów małego chłopca, który pod nią spał.

Uśmiechnął się czule na ten widok i cicho wycofał się z pokoju, nie chcąc budzić synka.

Mały Alexander Tomlinson miał 3 latka, był owocem związku Louisa i jego narzeczonego – Aidena Grimshawa . Znali się od szkoły średniej, zostając parą w pierwszej klasie. Rodzina Aidena nie popierała tego. Po pierwsze woleli, aby ich syn znalazł sobie dziewczynę, po drugie nie odpowiadał im fakt, że rodzina szatyna ledwo wiązała koniec z końcem. Dlatego też po ukończeniu szkoły, wyjechali do Londynu, aby zacząć studia i spokojnie żyć razem, z dala od rodziny Grimshawa. Niedługo potem okazało się, że zostaną rodzicami, jednak nie cieszyli się długo wspólnym szczęściem. Tomlinson był w 38 tygodniu ciąży, gdy Aiden zginął w wypadku samochodowym. Stres wywołany tą informacją sprawił, że Louis zaczął rodzić. I pomimo tego, że maluch urodził się silny i zdrowy, nie potrafił się z tego cieszyć. Nie było przy nim Aidena – mężczyzny, którego kochał i z którym planował założyć rodzinę. Kilka pierwszych tygodni był dla Louisa koszmarny, działał jak maszyna. Na szczęście miał przy sobie Zayna i Nialla.

Zayn Malik i Niall Horan, para, która zajmowała mieszkanie naprzeciwko. Szybko złapali wspólny język i niedługo czasu minęło, jak zostali przyjaciółmi. Bardzo wspierali Louisa po śmierci narzeczonego i pomagali w opiece nad małym Alexandrem, gdy szatyn nie był w stanie. W końcu jednak wziął się w garść, pomimo tego, że wciąż cierpiał. Wiedział, że musi być silny dla swojego synka. Pracował w niewielkiej kawiarni, która znajdowała się nieopodal jego mieszkania. Niestety kilka miesięcy temu, z powodu coraz mniejszego zainteresowania, kawiarnia została zamknięta. Kilka tygodni szukał pracy, aż w końcu trafił na ogłoszenie o pracy w klubie, jako tancerz na rurze. Wiedział, że to nie jest odpowiednia praca dla niego, ale potrzebował pieniędzy, a wypłata wydawała się odpowiednia. Podjął się tego, aby zapewnić sobie i synkowi dobre życie. To było teraz dla niego najważniejsze.

Wrócił do sypialni, odłączają telefon od ładowarki i udał się z nim do kuchni. Był w trakcie przygotowywania sobie herbaty, gdy komórka zawibrowała na blacie informując o przyjściu wiadomości.

Niall: Śniadanie czeka!;)

Uśmiechnął się, kręcą głową i czując przyjemne ciepło na sercu. To było wspaniałe, jak przyjaciele o niego dbali. Nie raz zapraszali go do siebie na posiłki, chcąc zadbać, aby szatyn jadał. Wiedzieli, że Louis nie zawsze zadbał o własny posiłek dla siebie, dlatego próbowali go pilnować.

Schował telefon do kieszeni dresów i wrócił do pokoju Alexa. Maluch ciągle spał, więc ostrożnie wziął go na ręce, owijając kocem i udał się do mieszkania, znajdującego się naprzeciwko jego. Od razu powitał go wspaniały zapach bekonu i naleśników.

- Hej – przywitał się cicho, nie chcąc obudzić syna. Podszedł do kanapy, kładąc na niej chłopca, nim zasiadł do stołu, gdzie czekała już na niego jajecznica z bekonem i kubek herbaty.

- Znowu źle spałeś – to nie było pytanie. Wystarczyło, że Zayn spojrzał na zmęczoną twarz Louisa i wory pod oczami, aby wiedzieć, że niewiele spał.

- Ciągle męczą cię koszmary przez tego faceta? – Niall westchnął, ze zmartwieniem przyglądając się przyjacielowi.

- Po prostu już nie daję rady – pokręcił głową – Wiem, że to co robię...ludzie nie patrzą się na takie osoby dobrze, nawet jeśli, nie sypiam z klientami, ale muszę...potrzebuję tej pracy. Muszę zadbać o Alexa – nie chciał się rozklejać, ale nic nie potrafił poradzić, na to, że jego broda zaczęła drżeć, a oczy się zaszkliły.

- Wiemy Lou – ciepła dłoń blondyna, pocieszająco zacisnęła się na jego przedramieniu.

- Ale oni nie – wyswobodził się z uścisku Horana i sięgnął po kubek z herbatą.

- Nie znają cię. Nic o tobie nie wiedzą, więc ich opinie nie powinny cię interesować – Zayn miał dość patrzenia na załamanego przyjaciela i miał ochotę przywalić mężczyźnie, który w ten sposób traktuje szatyna. Już raz próbował iść do pracy z Louisem, aby pogadać ze Stylesem, jednak Tomlinson ubłagał go, aby tego nie robił, bojąc się, że straci pracę.

- Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Po za tym – z westchnieniem, zerknął na kanapę, gdzie smacznie spał trzylatek – Nie chcę, aby się mnie wstydził. Dlatego muszę znaleźć inną, równie dobrze płatną pracę, ale to trudne.

- Nie będzie wsty... - Louis przerwał wypowiedź Zayna.

- Teraz może nie, ale za kilka lat? Jeśli koledzy odkryją, czym się zajmuję, na pewno będą się z niego śmiali. Nie chcę tego.

- Lou – brunet wstał od stołu, obchodząc go i przytulając od tyłu Tomlinsona – Póki co masz tę pracę, a w między czasie pomożemy ci szukać czegoś innego.

- Dziękuję – wtulił się mocniej w ciało Malika.

- Tatuś? – cichy głosi przerwał im rozmowę. Louis szybko otarł nagromadzone łzy i podszedł do kanapy.

- Witaj kochanie – wziął synka na ręce, całując jego policzek – Przywitaj się z wujkami, zrobili dla ciebie naleśniki.

- Ceść – pomachał do nich, pocierając oczka – Dziękuję – wymruczał sennie, roztapiając tym serca trójki mężczyzn. 

************************

Autorka: Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawicie po sobie jakieś komentarze. To naprawdę potrafi mega zmotywować do pisania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro