r. ix
Moje policzki momentalnie nabrały koloru. Za blisko. Stanowczo za blisko.
ADRIEN POV
Przełknąłem nerwowo ślinę, czując jak zaczyna mi się robić gorąco. Od czego? Nie wiem. Na prawdę.
- D.. Dylan? C.. Co ty robisz? - spytałem, patrząc na jego pochyloną osobę.
- Co? Oh.. Przepraszam.. - westchnął cicho, samemu delikatnie się rumieniąc i odsuwając się ode mnie, tak samo zabierając dłonie.
Cóż.. Skłamałbym, gdybym powiedział, że to mi się nie podobało.. A podobało mi się.. Cholernie.. Ale co? Własny psycholog i takie coś? Czy to nie wydaje się nienormalne? Oho, wydaje i to jak. Ale? Poza tym, on ma kogoś. Bo kiedy ktoś się zwraca do kogoś słodko? No właśnie. Tym mógłbym sobie zrobić głupie nadzieje, których nie chciałem. To odrzucenie by.. Kurwa? Co ja pieprze! Mówię o swoim psychologu, jakby był moim obiektem westchnień. Jestem na prawdę głupi. Przecież nie jest nim, tak?
- Wyjdź.. - Sapnąłem, czując potrzebę pobycia samemu. Za dużo pomyślałem. Nie powiennem tego robić..
- Nie, Adrien, nie chciałem. - zagryzł od środka policzek.
- Po prostu wyjdź.. - sapnąłem zaciskając mocno dłonie na pościeli.
Nie wiem dlaczego, ale poczułem ukłucie w sercu. Zwiezyłem mu się, a on? Haa~... Szczerze? Boli. Bardzo. Zacisknąłem usta w wąską linię, tak samo oczy. Nie chciałem o tym myśleć. Na prawdę. Dość.. - Idź sobie.. - szepnąłem czując jego obecność.
- Do zobaczenia. - westchnął przy moim uchu i całując mnie w skroń, po czym usłyszałem skrzypnięcie drzwi.
Wyszedł... Ha? Wiecie.. Tak naprawdę, ja tego nie chciałem. Chciałem żeby został. Żeby coś powiedział miłego, przytulił.. Został. Po prostu został.
Schowałem twarz w dłoniach, chcąc się ukryć przed całym światem. Właśnie odrzuciłem osobę. Osobę, której ufałem? Ho, dużo powiedziane. Chociaż, może prawdziwe? Zsunąłem się z krawędzi łóżka na podłogę, klęcząc na niej i czując się totalnie beznadziejnie, ale przeciez to norma u mnie. Zapłakałem cicho, wiedząc już, że to dopiero początek. Uderzyłem mocno w podłogę, czując momentalnie pieczenie na dłoni, ale nue bardzo się tym przejąłem. Przecież codziennie to czuje.. Sapnąłem kuląc się na dywanie, czując Mokre policzki od łez.
(A macie w końcu ;p) DYLAN POV
Co mnie podkusiło by się tak zachować? Przecież to jest niedopuszczalne.. Boże, co ja zrobiłem nie tak? Ah, tak, chciałem go pocałować. Czy to aż takie chore? Ha, co ja się pytam. Przecież mnie wyrzucił z pokoju. Co ja sobie myślałem. Pogorszyłem jego stan? Jeśli tak... Nie daruje sobie tego.. Po prostu nie, otworzył się na mnie, a ja tak spierzyłem sprawę. Co ze mną nie tak?
Kiedy usłszałem zduszony huk, w pokoju chłopaka, momentalnie się spiąłem, odwracając się w stronę pomieszczenia. Wystraszyłem się że mogło coś się stać chłopakowi, na prawdę.. Co do moich 'pacjentów' bałem się o każdego z nich. Co jak co, nie miałem ich jakoś mega dużo, ale mało też, więc miałem czym się martwić.
Przebiegłem do pokoju szatyna, widząc go skulonego na podłodze, trzęsącego się od płaczu.. Uniósł delikatnie głowę, przez co mogłem zobaczyć jego oczy pęłne łez i całe mokre policzki. Wyciągnął praktycznie niezauwazalnie dłoń w moją stronę, oczywiście, ona również drgała.
- D.. Dylan.. - wyszeptał, chcąc się ponownie skulić, co mu uniemożliwiłem, klęcząc na przeciw niego i tuląc go do siebie. Co jak co, ale taki stan, w moich oczach... Jak ktoś płacze, na dodatek drży. Ba, jeszcze szepta moje imię, a to że zależy mi na tym chłopaku, wszystko dzieje się tak nagle przez to. Instynktownie podchodzę do tego. Coś typu, instynktu macierzyńskiego (instynkt chłopaka ;p d.a.). A to, że go chcę przytulić.. Chcę mu dać uczucie że nie jest sam. Że nie będzie. Chcę dać mu lepsze, życie. Chcę żeby żył normalnie.
Szatyn, wtulił się mocno we mnie, zaciskając dłonie na moich bokach, dalej płacząc, tym samym mocząc mi koszulkę, ale nie obchodziło mnie to w tym momencie, teraz, on był najważniejszy. Objąłem go ramionami dość mocniej, zamykając go w szczelnym uścisku. Delikatnie przejeżdżałem dłońmi po jego plecach w celu uspokojenia.
Nie chciałem go widzeć w takim stanie, nie przeze mnie. Nie, ja w ogóle nie chciałem. Bo, kto by chciał coś takiego widzieć? He? Wątpie by ktokolwike. On był zniszczony przez ten świat. Świat, nie dający oddychać, nie dający żyć normalnie, nie dający być szczęśliwy, nie dający znaleźć swoje pasje, miłości, przyjaźnie. Świat jest okrótny, ale i piękny. Nikt nie może zaprzeczyć, u każdego człowieka w życiu są momenty gorsze i te lepsze. Podobno człowiek uczy się przez całe życie. Nie da się go nauczyć. Po prostu trzeba żyć. Trzeba przeżyć te chwile, piękne, złe, smutne, wzruszające, wesołe.. I wiele innych. Po prostu, to jest coś, czego nie możemy uniknąć.
- Adrien.. - szepnąłem cicho obok głowy chłopaka, czując że ten uspoił się.
- T.. Tak?
- Jest lepiej? - no sorka, nie zapytam czy jest dobrze, bo wiem że nie jest.
- T.. Tak.. - odpowiedział drżącym głosem, po całej sytuacji. - Dz.. Dziękuję.. - sapnął, wtulając twarz w moje ramię.
Delikatnie się uśmiechnąłem, dalej głaszcząc chłopaka. Ten, siedział na moich kolanach, dlatego z łatwością go przeniosłem na łóżko. Posadziłem go na nim, samemu kucając naprzeciw niego. Westchnąłem cicho, patrząc na niego, który właśnie się chował za swoimi włosami. Delikatnie uniosłem kącik ust. Położyłem dłonie na poscieli obok niego.
- Adrien.. - zacząłem cicho, ale nie było mi oczywiście dane dokończyć..
- Nic nie mów.. - sapnął, przejeżdżając opuszkami palców po mojej dłoni, a w tym momencie przez moje ciało, przeszedł elekryzujący dreszcz.
Szatyn nachylił się nade mną, obejmując moją szyję, tym samym przytulając się.
***
Wiem, tym razem słabe..
No cóż, życie!
See you to next level! ♥♠
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro