Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. iv

- To powiesz mi o co chodziło? - spytał cicho, głaszcząc mnie po włosach i jeden z ich kosmyków zakładając za ucho.

Nie odpowiedziałem. A co miałem? Nawet nie wiem co mnie napadło? (Dop.Aut. To chyba się nazywa ZAZDROŚĆ ( ͡^ ͜ʖ ͡^)) Nie wiem. Naprawdę. Jak zawsze. Nigdy nic nie wiem.

- Idź sobie.. - burknąłem pod nosem. Za dużo siedzę z kimś w jedym pokoju. Stanowczo za dużo. Kilka godzin. To jest naprawdę duzo.. Muszę pobyć sam.

- Adrien, - zaczął chłopak, odsuwając nas od siebie na szerkość jego rąk, gdyż właśnie trzymał mnie za barki, gdy się odsunął. - musisz ze mną współpracować, gdyż inaczej nic z tego nie wyjdzie. Okej? - poniósł palcami moją twarz, tak bym na niego patrzył. Nie chciałem tego. Nie lubię patrzyć ludziom w oczy w takich sytuacjach. Nadal nic nie odpowiedziałem. Nie chciałem. Nie mogłem. - Adrien.. Dobrze. Jest późno. Przyśl to sobie, naprawdę, chcę Ci pomóc. Bardzo. A teraz, szuruj się myć, i do spania. A i, zabandarzuj te ręce. Okej?

- Okej.. - mruknąłem, delikatnie skinając głową. Co jak co, ale no jestem zmęczony.

Blondyn wstał z łózka. Patrzyłem w pościel pode mną, nie chcąc patrzyć na niego. Uniosłem lekko wzrok, a ten pochylił się nade mną, całując mnie w czoło. - Dobranoc. - powiedział uśmiechając się i kierując się do drzwi.

- Do.. Dobranoc. - odpowiedziałem praktycznie szeptem, ale widać po jego szerszym uśmiechu, że usłyszał.

- Do zobaczenia Adrien. - powiedział na pożegnanie. Ja jedyni odpowiedziałem krótkim "pa". I już w tedy go nie było.

Przyswaiałem, to co się działo przez te godziny. Boże. Przytulałem go. A on mnie. Jezu. Ktokolwiek mnie przytulał. Na końcu pocałował mnie w czoło. Nadal czułem w tamtym miejscu przyjemne ciepło. Ma takie miękk... Nie. Stop. Adrien. Słyszałeś? On ma kogoś. Opanuj się lepiej i nie rób sobie nadziei..

***

7 rano.. Nie chce iść jeszcze do szkoły. Ale muszę. Nie chce mieć zaległości w sprawdzianach. Heh. Trochę dziwne że osoba z problemami psychicznymi, chce mieć jakoś jeszcze dobre oceny.. No cóż. Taki jestem. Dlatego że mam dzisiaj sprawdzian z matematyki, chcę go napisać i mieć spokój później.

Westchnąłem głośno przeciągając się na pościeli. Syknąłem cicho z bólu, czując że za bardzo naciągam skórę na rękach i rany się rozciągają. Przyciągnąłem spowrotem ręce do siebie, wtulając jeszcze twarz w poduszkę.

Wydałem z siebie bliżej nie określony odgłos niechęci, gdy wstałem. Podszedłem wolnym krokiem do wielkiej Białej szafy. Otworzyłem ją i wyciągnąłem standardowo czarną bluzę, oraz czarne rurki. Ubrałem się w to, oczywiście nie zapominając o bieliźnie i nowych banadarzach. Zabrałem swoją torbę z rogu pokoju, po czym zszedłem wolnym krokiem na dół, gdzie już siedział mój ojciec popijając kawę i coś czytając.

Spojrzał na mnie zdziwionym spojrzeniem. No tak, kto by przypuszczał że pójdę do szkoły.. - mam sprawdzian. - mruknąłem nalewając sobie wody do szklanki, a później opróżniając całe naczynie, co i zrobiłem z kolejnym razem.

- Nie zjesz nic pożywnego? - spytał unosząc brew i patrząc na szklankę którą odkładam.

- Ja.. Ja.. Nie jestem głodny. - burknąłem. - zjem w szkole.. - wymyśliłem na szybko. Ja tak nie umiem kłamać..

- Oh.. - westchnął mężczyzna. - dobrze, idź do auta, ja zaraz wrócę. - uśmiechnął się ciepło kończąc kawę.

***

- Na dziś Ci wystarczy. - splunął na mnie jeden z tej paczki.

Zaśmiał się, kopiąc mnie po raz ostatni. Tak samo zareagowała jego reszta. Po chwili zostałem sam w łazience. Cały obolały. We krwi, siniakach, łzach..

Nie prosiłem się o życie.

Nie chcę go.

Potrzebuje ktoś życia? Chętnie oddam swoje resztki! (D.A. JA TEŻ!)

Kto by pomyślał.. Że tak wszystko się może skończyć. Skończyć? Uh. Poprawka. Tak to może się kończyć. I tak wiem że nikt nie będzie pamiętał mnie po tygodniu mojego samobójstwa. To jest okropne. Najbliżsi ludzie umrają, a ich właśnie najbliźsi po chwili zapominają o wszystkim. O nich..

Zapłakałem cicho, czując już brak łez. Ja tak już nie chce żyć.. To wszystko wyssało ze mnie życie. Już niedługo. Już niedługo, to się skończy.

Uśmiechnąłem się do sufitu. No bo nie mam do kogo, to sufit jest fajny. Przekręciłem głowę w stronę ściany i płacząc. Czując ogromną falę łez. Muszę stąd iść. Zaraz będzie dzwonek na przerwę... Zostały mi jedynie dwie lekcje. Nikt się nie skapnie. Nikt o mnie nie wie, to jak ma się skapnąć? Heh..

***

Jak się jebie wszystko
I gdzie jest wtedy zdrowy rozum?

W moich słuchawkach rozbrzmiewały, słowa polskiego RAP'u. Cóż... Nie znam za dobrze tego języka(d.a. no jak nie znasz jak piszesz po polsku ;p) ale tłumaczę i bardzo mi się podoba. Ogólnie podoba mi się ten kraj. Podziwiam go za tyle wytrwałości i walki..

Przyciągnąłem kolana do siebie, cicho kwiląc z bólu, gdyż te siniaki, nadal bolą, jak i wszelkie inne rany..

Pierwsza minuta może być ostatnią,
Dlatego ceń jak ostatnią,
Dlatego wiedź że ostatnią,

Ostatnia minuta może być pierwszą
I szczerze chuj w to,
Bo rozumieją to gdy,
Już jest za późno..

***

W domu momentalnie rzuciłem się na łóżko. Nie wychodzę nigdzie z niego. Nie chce. Muszę jeszcze trochę wytrzymać.. Muszę.. Zamknąłem drzwi na klucz, przy okazji chwytając żyketkę z szafki.

Dzisiaj tylko ja, bandaż i moja przyjaciółka. Idelany wieczór..


| SEE YOU TO NEX LEVEL! ~Niko
V

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro