Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. iii

Przez ten cały czwartkowy wieczór, blondyn, nie chciał nic ode mnie. Znaczy. O nic się nie pytał. Jedynie co, to mnie przytulał. Naprawdę.. On ma taką miękką skórę... Taką ciepłą.. Już była już 18;30, a on nadal mnie tulił. Naprawdę tego potrzebowałem. Kogoś.. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Dylan kiwnął głową, coś zostało postawione na biurku, a zaraz po tym, był ponowy zgrzyt drzwiami. Odwróciłem mimowolnie głowę. Były tam dwie herbaty.. Oh..

- Napijesz się? - odezwał się po raz pierwszy, od tych kilkudziesięciu minut. Skinąłem delikatnie głową. Usadowił mnie na łóżku, opierając o ścianę za nim. Chwycił za podstawę od szklanki i mi podając, sam wziął swój popijając, to samo, i ja zeobilem. - Nic nie jadłeś od dwóch dni, to prawda? - spytał, wlepiając we mnie swoje tęczówki. Skinąłem niepewnie głową, tym samym moja grzywka opadła na czoło, czyli nie było mi widać praktycznie twarzy. - Zjesz coś przy mnie? - ponownie zapytał. - jeśli Ci będzie źle jeść samemu, mogę zjeść z Tobą, hm? - uf... Chociaż tyle dobrze.. Samemu, było by mi głupio jeść, chociaż nie jestem głodny, chciałem zjeść. Ponownie przytaknąłem głową. - okej, czekaj tu, ja zaraz wrócę z czymś, chyba że chcesz iść ze mną? - pokręciłem przecząco głową, a po chwili zostałem sam w pokoju.

To wszystko jest co raz to dziwniejsze.. Nie stosuje jakiś takich metod 'typowo psychologicznych', tak jakby miał swoje, całkiem inne od tych normalnych(?). Odłożyłem kubek, na szafkę obok łóżka. O Jezu.. Ja się cieszę że on jeszcze tych ran nie.. O cholera!

- Twoja mama zaraz przyniesie. - powiedział z lekkim uśmiechem, siadając na krwędzi mojego łóżka. Ja w tym samym czasie, chowałem ręce do tyłu. - Widziałem. - mruknął. - pokażesz mi je? - niechętnie wyciągnąłem ręce w jego stronę. Nadgarstki, wraz do łokci, były prakrycznie pocięte kreskami. Puścił moje ręce. - Adrien.. Ja powinienm powiedzieć twoim rodzicom, o ponownym, pojechaniu, do psyhiatry, a później prawdopodobnie szpital.. Chcesz znowu tam wrócić? - momentalnie pokręciłem głową. No sorki, ale ten szpital był okropny. Słyszałem tyle dobrych słów o innych.. Znaczy! Ja nie chce wam psuć wizerunku szpitali psychiatrycznych, czasem mnie bawi, spostrzeżenie, że do tego budynku, przydziela się tylko pojebane osoby. Naprawdę. Nie ogarniam takich ludzi.. - Adrien.. Obiecasz mi coś? - uniosłem wzrok na niego pytająco - ograniczysz się? Nie wiem, krzycz, bij poduszkę, wszystko, ale nie rób sobie tego. Uwierz mi. To jest o wiele lepsze niż.. - wskazał wzrokiem na moje ręce. - obiecasz mi to? Nie chce byś trafił do szpitala, ty tak samo, a więc, okej? - skinąłem głową. No cóż. Trzeba będzie wrócić do głodówek.

W tym samym momencie do pokoju wszedła kobieta o krótkich czarnych włosach - moja rodzicielka.
- Przyniosłam, kanapki. Smacznego. - uśmiechnęła się, blondyn jej podziękował,a on zaraz po tym wyszła.
Chłopak podsunął talerz, bliżej nas, a później go kładąc na łóżku. Kanapki, najzwyklejsze. Ser, szynka, pomidor. Westchnąłem cicho, biorąc jedną, jasno włosy wziął również, a następnie zaczęliśmy zajadać. Serio... Smaczne było. Aż się dziwię że zjadłem. Cholera. Będę gruby..

- Będziemy się spotkać, jeszcze w soboty. - oznajmił, po skońvzonym 'posiłku'.

- Trzy raz w tygodniu?... - odezwałem się po raz drugi? WOAH!

- Tak, trzy razy w tygodniu. Jeśli nie chcesz, możesz zrezygnować. Ja sam się zadeklarowałem że w sobotę mogę ja do Ciebie przychodzić, możemy porozmawiać, czy tak jak teraz nawet. - uśmiechnął się. To trochę brzmi jak taka cotygodniowa randka...

- Może być... - odpowiedziałem krótko. - Będziesz już... Znaczy, będzie pan..

- Mów do mnie na ty. Będzie łatwiej.

- Dobrze... Czyli... Będziesz już się zbierał?..

- To dzisiaj zależy od Ciebie. - wzruszył ramionami. - chciałbyś mi coś powiedzieć? - zapytał.

- J.. Ja.. N.. Nie.. - zacząłem się jąkać. Cholernie chciałbym go przytulić. Z nerwów, zacząłem gryźć wargę.

- Nie denerwuj się. Nie masz czego, tak? To tylko ja.

- SK.. Skąd?

- Widać. - uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Westchnął cicho z uśmiechem. - no chodź. Widzę że chcesz tego. - zachęcił otwierając swoje ramiona, bym mógł się w niego wtulić..

O Boże! Jakoś mimowolnie, przylgnąłem do niego, wtulając się. Po chwili poczułem, ramiona oplatające mnie, a po tym, jego palce, delikatnie przeplatywały się z moimi włosami. Zamruczałem cichutko na to uczucie. Kocham to..

18:24

Znowu, nic, tylko przytulałem się do niego.. Siedziałem u niego na kolanach, opierając głowę na jego ramieniu. Blondyn siedział oparty o ścianę, głaszcząc mnie. Te dwie godziny,, poświęcił mi... Tylko mi... Nic nie mówił. Rozumiał. Rozumiał. ON ROZUMIAŁ MNIE. Nie chciałem tego przerywać.. Te dwie godziny, tak jakby, odpracowały (?) mi te dwa dni... Aż miałem ochotę żyć.

- Dylan.. - wymruczałem, mimowolnie.

CHOLERA.

- Ymm?.. - zapytał.

CHOLERA JASNA O CO MI CHODZI.

Momentalnie, zakryłem dłońmi czerwono twarz. - J.. Ja nie-e chcia-chciałem.. Prz-przez przypadek.. - wyjąkałem. No tak zbłaźnić się nie da.

Uśmiechnął się głupio, dalej mnie w siebie wtulając. - Okej. - odpowiedział jedynie tyle, dalej mnie głaszcząc. - Nic się nie stało. - dokończył kładąc spowrotem moją głowę na Jego ramieniu.

Ucieszyłem się w duchu na to.

18:32

- Gdzie mieszkasz?.. - zapytałem niepewnie przerywając ciszę. No trochę może bardziej intymne pytanie, ale ciekawość wzięła Górę.

- Anotger Street. - uśmiechnął się. - dwie ulice stąd.

No blisko.. Serio. Woah.

- Niedaleko.. - mruknąłem.

- To prawda. - i na tym jego zdaniu zakończyła się nasza rozmowa. Dosłownie.

Jakieś 20 minut później do chłopak na telefon ktoś zadzownił. Zwracał się bardzo uh.. Słodko? Poczułem jakoś dziwne ukłucie w sercu.. Jestem taki głupi.. My praktycznie się nie znamy.. Boże!

No, tak tak, pa skarbie, też Cię kocham. Gdy usłyszałem te słowa, już nie wytrzymałem. Nie wiem dlaczego. Po prostu? Nie znamy się, a ja wymyślam sobie jakieś niestworzone rzeczy.. Zapłakłem cicho, momentalnie chowając się pod kołdrę. Jestem taki zjebany..

Zakryłem sobie usta, by nie wydać żadnego odgłosu płaczu, nie chciałem by wiedział.. I to przez moją głupotę.. Zresztą. Wszystko jest przeze mnie.. Czułem jedynie płynące łzy po moich policzkach.

- Adrien?.. - usłyszałem cichy głos obok mojej głowy.

- Idź sobie.. - wypłakałem, dusząc łzy w poduszce.

- Nie.. Adrien.. - poczułem jego dłoń na moim ramieniu. Momentalnie ją zepchnąłem, podnosząc się do siadu.

- Miałeś iść, to sobie idź! - krzyknąłem odpychając go, czując kolejną Falę łez. Nie wiem co to tak spowodowało, ale boli.. Bardzo..

- Adrien.. Nie.. - powiedział cicho. - będę tu dopóki mi nie powiesz o co chodzi i do kiedy się nie uspokoisz.. - kontynuuwał z troską w głosie.

- Wynoś się!

Po moich słowach, nie wiedziałem co się dzieje. Momentalnie, poczułem ramiona oplatające mnie w okół barków. Próbowałem się wyrwać. Ale nic to nie dawało. Dałem sobie spokój, czując nagłą potrzebę przytulenia, dlatego i ja objąłem chłopaka. Powoli tak samo zacząłem się uspokajać, a ten usiadł na łóżku, tuż przede mną, nie odrywajác się od uścisku...


Zazdrośnik (☞ ͡ ͡° ͜ ʖ ͡ ͡°)☞
~Niko( ͡° ͜ʖ ͡°)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro