Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

ktoś tu jest jeszcze?
mentalnie umieram po end(ga)me i po nowym zwiastunie ffh

W tym samym czasie, w innej części kraju, Anthony Stark w idealnie skrojonym i wyprasowanym garniturze spacerował, wracając z sali konferencyjnej w siedzibie Avengers. Po prostu spacerował! Jak gdyby nigdy nic stawiał krok za krokiem udając, że wszystko jest w porządku. Ułożone włosy nieco roztrzepały się przez ciągłe i zarazem nerwowe ich przeczesywanie. Nie było dobrze, sytuacja była wyjątkowo przeciwna w stosunku do tej, którą przedstawił prasie.

Przede wszystkim uciął plotki dotyczące rzekomego powrotu Steve'a Rogersa do rodzinnego kraju. Ze śmiechem odparł, że gdyby Kapitan Ameryka pojawiłby się w Stanach, to na pewno dowiedziałby się o tym ostatni, przypominając dziennikarzom pamiętną kłótnię i walkę na lotnisku.

– F.R.I.D.A.Y, jak już wszyscy wyjdą zablokuj wejścia i wyjścia.

Chwilę później każde drzwi frontowe zasłaniał potężny fragment metalu, który uniemożliwiłby jakiekolwiek przedostanie się do budynku.

Wjechał windą do swojej części siedziby i przekroczył jej próg. Nikt nie odpoczywał. Wszyscy ciężko pracowali, opracowując plan, bo nie działo się dobrze. Eksplozje pojawiały się w kolejnych miastach. Wszyscy mieli na twarzach jedynie skupienie i zaangażowanie. Nie było czasu na żarty i obijanie się.

– Jak wygląda sytuacja? – podchodząc do Rogersa, Tony wziął w dłoń plany, rzucając na nie okiem.

– Wydaje mi się, że ich rozpracowaliśmy – odpowiedziała Natasha, wychodząc zza rogu.

– Eksplozje następują po sobie kolejno – Steve pokazał Starkowi mapę myśli, nakreśloną kilka godzin wcześniej – Według zasady: Europa, Azja, Europa, Azja i wybuch w Queens, o którym mówił Peter – Iron Man kiwnął powoli głową – Potem znowu; Europa, Azja, Europa, Azja, Queens.

– I? Co w związku z tym?

– Jeśli dobrze przewidujemy, następny atak będzie w Nowym Jorku.

:

– Cześć Peter.

Odwróciłem się i zobaczyłem Cheryl, która zdążyła już stanąć przed drzwiami mojej klatki schodowej. Oparta plecami wyglądała jak jakaś outsiderka,  choć jej uśmiech na ustach likwidował wszystkie podejrzenia. Po prostu była szczęśliwa.

Czemu? Może dlatego, bo spotkała Spider–Man'a? Czemu jego osoba wywoływała w niej taką euforię?

Czy ja, do cholery jasnej, jestem zazdrosny sam o siebie?

– Co się tak szczerzysz? – rzuciłem żartobliwie i zaprosiłem ją ręką do środka – Na wprost do windy. Pomknijmy w moje skromne progi.

Jednak zanim weszliśmy Cheryl stanęła przede mną na palcach i objęła mnie lekko swoim subtelnym ramieniem. Przeszły mnie ciarki, bo absolutnie się tego nie spodziewałem, ale odwzajemniłem uścisk, przyciskając delikatnie jej ciało do mojej klatki piersiowej. Wszystko we mnie wrzało i czułem przyspieszone bicie serca. Według prostej biologii miałem już podwyższony puls i rozszerzone źrenice

Ja szedłem pierwszy, za mną Cheryl, która uważnie obserwowała całe otoczenie. Budynek, w którym mieszkaliśmy wraz z ciocią nie był pierwszej świeżości - farba powoli odchodziła od ścian, a wylakierowane poręcze traciły kolor. Jednak mieszkałem tu całe swoje życie i szczerze mówiąc byłem już przyzwyczajony.

Tak samo lubiłem nasze mieszkanie - mimo jego niewielkiego rozmiaru bylo całkiem przytulne. Wchodząc do środka Cheryl zwróciła uwagę na salon połączony z kuchnią. Kanapa naprzeciw telewizora i dosyć spory, w stosunku do całości, aneks kuchenny.

Po prawej łazienka, po lewej mój pokój.

Jedynymi osobami często przebywającymi w tym miejscu byłem ja, May i Ned. Nie sądziłem, że to tak szybko się zmieni.

– Ale zarąbisty sprzęt – Haynes zdążyła wejść do środka i jej uwagę przykuł rozkręcony komputer stacjonarny.

Przyglądała się każdej części po kolei, brała do ręki każdą śrubkę leżącą na blacie. Po kilku chwilach dorwała się do karty graficznej. Teatralnie zdmuchnęła z niej kurz, lekko się przy tym śmiejąc. Podszedłem bliżej i przypadkowo trąciłem jej biodro dłonią. Przeszedł mnie dreszcz i szybko odsunąłem rękę. Przejeżdżała palcem po każdej wypukłości, która się na niej znajdowała, ciesząc się jak dziecko! Ja jednak rozglądałem się dyskretnie po pokoju. Jeszcze ostatnim rzutem oka sprawdziłem, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy aby nic mnie nie wyda.

Ja mam zawsze szczęście!

Na łóżku leżał strój, który w pośpiechu zrzuciłem z siebie biegnąc po dziewczynę. Korzystając z jej zainteresowania komputerem, z przyspieszonym biciem serca i najprawdopodobniej twarzą czerwoną jak burak, na najwyższym ryzyku złapałem za kostium, otworzyłem szafę i wrzuciłem kostium, dodatkowo przyszpilając go siecią wystrzeloną z nadgarstka.

– Co to było? – zapytała, szybko odrywając się od swojego zajęcia.

– Ale co?

– Ten świst, strzał... Nie słyszałeś? – dodała, a mi serce biło z prędkością samochodu pana Starka. Nie może się zorientować, na pewno nie skojarzy faktów.

Podeszła szybkim krokiem do parapetu i wyjrzała za okno.

– Może to Spider–Man? – zrobiłem krok w jej stronę – Spotkałam go, tu w okolicy – i nadepnąłem na coś.

Maska. Super! Dlaczego nie zatrzymała się w szafie tak, jak reszta kostiumu? Kiedy Cheryl zainteresowana była raczej wypatrywaniem super–bohatera, ja przechwyciłem kawałek materiału i wrzuciłem go do plecaka.

– Wszystko w porządku? Zachowujesz się okropnie dziwnie – spytała podejrzliwie. Usiadła na krześle i zakręciła się. Przejechała się nim do przodu, do tyłu i na boki – Najlepsze w fotelu na kółkach jest to, że możesz jeździć nim po całym pokoju, jak w jakiejś sali dowodzenia u agentów specjalnych. Masz głośnik?

:

– Dobra teraz ja dam ci zestaw. Tony Stark, Steve Rogers i Thor.

Cheryl siedziała u mnie do wieczora. I było świetnie, dawno tak dobrze się z nikim nie bawiłem, nawet ostatnio na spotkaniu w siedzibie Avengers. Mogę śmiało przyznać, że moja ciemnowłosa koleżanka jest najzabawniejszą osobą, którą poznałem. Najładniejszą też. Jest śliczna.

– Dlaczego dajesz mi do wyboru moich ulubieńców? – odparła, jakby z żalem, na co ja parsknąłem śmiechem – Daj się zastanowić – minęła chwila ciszy. W tle leciała muzyka z losowej playlisty, którą włączyła Cheryl. Zaczęło się coś od Queen, jeśli dobrze kojarzę. I want to break free.

Cheryl zaczęła poruszać ramionami w rytm muzyki, a gdy Freddie Mercury zaczął śpiewać ona nie mogła być dłużna. Podgłosiłem. Zarzuciła włosami do tyłu i wczuła się w piosenkę. Udawała solówkę na gitarze Briana May'a. Szybko podniosłem się do niej i opierając się o jej plecy razem graliśmy na nieistniejącym instrumencie.

But life still goes on. I can't get used to living without, living without, living without you... – przeciągając ostatnie słowo wskazała na mnie palcem, więc złapałem ją za rękę i po chwili tańczyliśmy razem. Moja druga dłoń znalazła się u niej na biodrze, a jej na moim ramieniu. Uśmiechała się. To dobrze. Piosenka się skończyła. 

– Nie odpowiedziałaś mi na pytanie! – powiedziałem, gdy lekko zdyszani usiedliśmy na podłodze.

– Dałabym Thorowi, zabiłabym Rogersa, poślubiła Starka.

– Zabiłabyś naszą narodową chlubę? Jako Amerykanin czuję się urażony.

– On nawet nie jest przystojny, jest zrobiony – prychnęła sarkastycznie – A Thor to uosobienie asgardskiego piękna. Umięśniony, długie, blond włosy... – rozmarzyła się i wzięła głęboki oddech.

– A czemu Stark? – dopytałem.

– Pytasz się mnie, czemu uwielbiam Tony'ego Starka? On jest jak wino, im starszy, tym lepszy.

:

– Może cię odwieść? Nie mam prawa jazdy, ale May wraca za godzinę, samochodem to dwadzieścia minut drogi.

Było koło dziewiatnastej. Cheryl stała w progu, z nieco roztrzepaną fryzurą i bez plecaka, w którym przyniosła mi rzeczy do prania.

– Daj spokój – odparła i spojrzała na zegarek – Za jakieś piętnaście minut mam tramwaj...

– Odprowadzę cię – szybko dodałem i poszedłem do pokoju po kurtkę. Złapałem za klucze od mieszkania.

– Ale naprawdę nie musisz...

Złapałem ją za dłoń i wyciągnąłem z mieszkania. Zatrzasnąłem drzwi i przekrecilem zamek kluczami, a po krótkiej chwili znaleźliśmy się na dworze. Szliśmy spokojnie, obok siebie, w ciszy. Nikt nic nie mówił, w sumie nie wiem dlaczego. Cheryl co jakiś czas zerkała na mnie i uśmiechała się. W końcu doszliśmy na stację.

– Uważaj na siebie. Napisz mi wiadomość, jak już bedziesz w domu – pouczyłem, co ją rozbawiło.

Tramwaj przyjechał zaraz po mojej wypowiedzi, więc Cheryl znowu stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha:

– Dzięki za dzisiaj. Było super.

Po czym delikatnie musnęła mój policzek swoimi ustami i weszła do środka. Włożyła sluchawki na uszy i już więcej nie spojrzała w moją stronę.

Całe szczęście, że było już ciemno, bo jestem całkowicie pewien, że zrobiłem się czerwony jak cegła. Przechodziły mnie non stop ciarki i prawie miałem dreszcze. Nie odszedłem ze stacji, dopóki tramwaj z Haynes nie odjechał.

I wtedy właśnie to do mnie dotarło.

Cheryl Haynes mnie pocałowała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro