Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

— Naprawdę wtedy spotkałaś Spider-Man'a?

Cheryl wyglądała dzisiaj naprawdę ładnie. Nie, żebym zwracał szczególną uwagę, na to, jak się ubrała, czy ułożyła włosy, ale tego dnia była wyjątkowo atrakcyjna. Włosy były delikatnie pofalowane, ale grzywka pozostała prosta. Cienka kreska i metaliczny cień na powiece podkreślał jej oko. Usta zaznaczyła jasno pomarańczową szminką, która idealnie wpasowywała się w jej kolor skóry.

Przecież każdy, gdyby się przyjrzał, to by to zauważył.

Ciemne bojówki z brązowym paskiem wyraźnie zaznaczały jej talię, a biała, luźna koszulka nieźle współgrała z całością.

— Na Boga, przysięgam, myślałam, że zejdę na zawał. Ale wiesz, przy superbohaterze nie wypada świrować.

Siedzieliśmy na stołówce, przy stoliku niedaleko ściany. Przetarłem jabłko bluzą i wziąłem kęs. Cheryl, z nosem w tablecie najwyraźniej czegoś szukając. Po chwili zablokowała urządzenie i z czarnego, masywnego plecaka, wyjęła laptopa. Ned spojrzał na nią podejrzanie. Nie zwróciła na niego uwagi. Włączyła myszkę i wpisała hasło do komputera. Ze skupieniem obsługiwała program.

— Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile ja mam do zrobienia. Ten staż w Vogue mogli mi przesunąć dwa miesiące wcześniej - westchnęła i ostentacyjnie zamknęła klapę laptopa. — Znowu wysłali mi trzydzieści zdjęć do poprawy, a jeszcze muszę ułożyć rozkładówkę.

— Co to rozkładówka? — zapytał mój przyjaciel i wziął następny kęs kanapki.

— Zaraz ci pokażę, czekaj, chyba mam jakąś gazetę...

Nie skupiałem się na tym o czym rozmawiali. Parę metrów przede mną wieszano ogromny plakat, z świecącym napisem BAL. Jeden taki już był za mną i musiałem łapać się niewidzialnego samolotu, żeby wtrącić ojca mojej dziewczyny do więzienia. Niezły impreza, prawda? Przynajmniej odzyskałem kostium i szacunek u pana Starka. A to była jedna z rzeczy, na której mi mocno zależało. Być Avenger'em.

W sumie, nadal nim nie jestem.

Dokończyłem jeść owoc i nie zwracając uwagi na Cheryl i Neda, podniosłem się, chcąc wyrzucić to, co z niego zostało. Zwinnie wyminąłem trzy stoliki i już stałem przy ogromnym koszu na śmieci, kiedy natknąłem się na Michelle Jones, posępnie opierającą się o ścianę.

Przez całe wakacje nie zmieniła się ani trochę. Nadal wyglądała, jakby wszystko miała gdzieś. W sumie, nie dziwię się jej, ja też często mam dosyć nauki, ale nie obnoszę się tak z moim niezadowoleniem. Przecież gdybym miał teraz się z nią kumplować, czy coś, a ona nie zmieniłaby trochę swojego sposobu bycia, to naprawdę bym zwariował.

Pisaliśmy trochę ze sobą, gdzieś pod koniec lipca i wydaje mi się, że zagraliśmy ze sobą ze trzy albo cztery, razy. Wydawała się być całkiem w porządku. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach i nigdy nie okazała mi takiej ignorancji. Jak na nią patrzę i w dodatku jak jest w takim stanie, to od razu pogarsza mi się humor.

Chociaż muszę przyznać, że ma ładną urodę. Strasznie podobają mi się jej włosy.

— Cześć Michelle — rzuciłem w jej stronę i będąc przygotowany na zignorowanie zrobiłem spory krok w tył. Odwróciłem się tyłem do niej i chciałem wrócić do Cheryl.

Cheryl to jej całkowite przeciwieństwo. Nawet wygląda od niej trzy razy sympatyczniej. Fakt, Haynes znam kilka dni, ale wiem, że złapaliśmy wspólny język. Ogromnie miło się z nią rozmawia i gdy na nią patrzę, aż uśmiech pcha mi się na usta.

— MJ, Peter — mruknęła pod nosem i obdarzyła mnie łaskawie swoim spojrzeniem. - Mówiłam ci, że wolę MJ.

— Miło cię widzieć po wakacjach — zlekceważyłem jej uwagę o imieniu i przyjrzałem się jej uważnie. — Zeszczuplałaś. 

Gdybyśmy byli w Simsach, nasza rozmowa w dymku przy postaciach, zostałaby nazwana niezręczną.

— Czy ja wiem? Całe dwa miesiące jadłam pizzę — zaśmiała się niezręcznie i szczerze mówiąc widać było, że ma dosyć tej rozmowy.

Rozejrzałem się i nie zauważyłem żadnego wsparcia kroczącego w moją stronę. Trochę wrednie jest się samemu wycofywać, a nie mam szczególnie weny na wymyślanie wymówek na ucieczkę. Sam fakt, że stoi przede mną laska, która w zeszłym roku znała mój grafik na pamięć.

No serio, jak wypisałem się z orkiestry i jeszcze z czegoś tam, to ona wiedziała pierwsza. Zastanawiam się, jakim cudem.

— Ja też jadłem sporo w te wakacje, a zwłaszcza dużo... — dzwonek zadzwonił i uratował mnie przed dalszą rozmową — kebabów.

Kątem oka zauważyłem jak Cheryl pakuje sprzęt, a Ned podnosi się, żeby schować jakieś książki. Dziewczyna zarzuciła plecak na plecy i szybkim krokiem podeszła do mnie. Nie mam pojęcia co w nią wstąpiło, ale stanęła przy mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. Przeszły mnie ciarki. Zerknąłem na nią, ale ona, uśmiechnięta od ucha do ucha, prowadziła już zawiłą rozmowę z MJ, podczas której to Cheryl mówiła z dziesięć razy więcej.

Ja raczej zamiast być skupionym na tym co one mówią, utkwiłem wzrok w ciemnoczerwonych ustach Haynes, które raczej nie miały zamiaru się zamknąć.

— Pomalowałaś usta? — zapytałem wyrwany z amoku.

Ona spojrzała na mnie, a przysięgam, że widziałem nad jej głową trzy ogromne znaki zapytania. Po chwili chyba załapała o co mi chodziło, bo jestem pewny, że wtrąciłem się z tym tekstem w jakąś ekscytującą rozmowę, która wcale nie dotyczyła jej makijażu.

— Tak, zmieniłam. Tamten jasny kompletnie do mnie nie pasuje. Specjalnie na chemię! — zaśmiała się, a Michelle zaraz za nią. — Peter, nie wiem, czy wiesz, ale ja i MJ chodzimy razem na chemię.

Popatrzyłem to na jedną, a chwilę później na drugą.

Cheryl chyba mnie totalnie zingnorowała, bo zaczęła nawijać dalej.

— Dasz wiarę, że ten babsztyl nosi zmywacz do paznokci w torebce? Podbija do mnie i się mnie pyta: Panna to co, na innych zasadach? Proszę zmyć te paznokcie. – zafascynowana tym co mówi zaczęła żywo gestykulować, więc zabrała dłoń z mojego ramienia. – Dała mi wacik i wyjęła z tej jamy zmywacz, ale ja mam hybrydy i mówię do niej: Proszę pani, ale ja nie zmyję hybryd zwykłym zmywaczem, wzięłam go w rękę i sprawdziłam skład, no nie, bo jak cwana ma acetonowy, to jestem w czarnej dupie, ale całe szczęście był bez acetonu. — MJ była zaintrygowana — Ona do mnie jakby zdziwiona tym co mówię, pyta się: A niby czemu? No to ja jej na spokojnie odpowiadam, że zmywacz jest bezacetonowy, a ten lakier wchodzi w reakcję tylko z acetonem. Nie odezwała się do mnie do końca lekcji. Wkurzyła mnie. Na maksa.

Szkoła trwała w najlepsze, a ja jakoś nie odczułem okropnego napływu nauki. Lekcje jakoś mijały, a ja na niektórych po prostu odpływałem. Jak jeszcze fizyka czy chemia były znośne, to taka biologia, czy geografia? Przecież ja na tych lekcjach po prostu spałem. Cheryl z Nedem tak samo. Gdyby nauczyciel przeszedł się w tył sali, zobaczyłby trzy drzemające sieroty, które jako poduszki, potraktowali plecaki.

Na biologii, a właściwie na samym jej początku, poczułem wibrację w lewej kieszeni. Poderwałem się i przetarłem oczy. Złapałem za telefon i odczytałem wiadomość. Cheryl przebudziła się i przygładziła włosy. Odruchowo odblokowałem komórkę i przeczytałem nadawcę wiadomości ze zdziwieniem w oczach.

— Wszystko okej? — zapytała, ale ja machnąłem ręką.

Nauczycielka zaczęła prowadzić lekcję. Wbrew pozorom wszyscy ruszyli z materiałem od razu. Na każdych zajęciach słyszymy, że egzamin będzie trudny i nie napiszemy go z marszu. Ja rozumiem, że trochę trzeba nas postraszyć, żeby szkoła miała lepsze wyniki, ale no Boże, czy każdy musi nam to powtarzać? Przysięgam, że jak jeszcze raz usłyszę, że jak zobaczymy arkusze, to zemdlejemy, to komuś po prostu dam w twarz. Jak można tak stresować ludzi? Zmówili się, czy co?

— Żebyście sobie nie myśleli, że w tym roku będę taka dobra ciocia. Musicie się zabrać do roboty, więc od razu lecimy z materiałem. W tym roku genetyka i zaczynamy od mutacji genowych — Flash wystrzelił od razu z ręką w górę. — Tak, Flash?

— Wyróżniamy dwa rodzaje mutacji, chromosomowe i genowe — odpowiedział, recytując słowo w słowo z telefonu, który schował w piórniku.

Boże, jak on mnie wkurza. Czy to czas na popis umiejętnościami?

Peter, cioto, zauważ, że nie jesteś przebrany za Spider-Man'a.

Podniosłem rękę.

— Peter?

— Mogą być mutacje korzystne, niekorzystne i obojętne — zacząłem — Korzystne zdarzają się bardzo rzadko, najczęściej w przyrodzie występują niekorzystne. Niektóre prowadzą do śmierci organizmu, a inne powodują wysokie upośledzenie.

— Okej, dzięki Peter, teraz może jakiś przykład mutacji korzystnej? — kobieta przeszła powoli z jednego końca klasy, na drugi. Flash zganił mnie spojrzeniem.

Cheryl zabrała głos.

— Myśli pani, że umiejętności Spider-Man'a to wynik jakiejś mutacji?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro