Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Cześć, nie chcę, żebyś myślał, że wysłałam ci zaproszenie tylko dlatego, że znasz Starka. Wyszło głupio i dziwnie się z tym czuje.

Hej, nie przejmuj się, nawet o tym nie pomyślałem. Nie zawracaj sobie głowy. Tak by the way, to nie znam go prywatnie. Mam tylko staż u niego w firmie, ma wielu pracowników.

Schowałem telefon do plecaka i spojrzałem przed siebie. Nowy York wyglądał niesamowicie tego popołudnia. Wziąłem głęboki oddech. Nasunąłem maskę i skoczyłem z budynku. Boże, jak ja kocham to uczucie! Czuję przypływ adrenaliny i szybsze bicie serca. Wystrzeliłem pajęczyną przed siebie. Jestem pewny, że zaczepi się o kolosalny wieżowiec przede mną. Wziąłem głęboki oddech i wzbiłem się ku górze na sieci. Ludzie stojący na chodnikach przyglądali się, ale ja nie zwracałem na nich uwagi.

Kocham pana Starka! W maskę wbudował mi słuchawki kompatybilne z moim Spotify. Właśnie miałem przedostać się na następną budowlę kiedy zauważyłem znajomą sylwetkę przechodzącą przez ulicę. Wbrew pozorom nie chodziło mi o Flash'a, któremu bardzo chętnie skopałbym tyłek jako Spider-Man, a raczej o Cheryl z wielkim, soczystym kebabem polanym przepysznym sosem.

O Boże, aż z tego wszystkiego zgłodniałem.

Zszedłem na ulicę, czym wzbudziłem dość spore zainteresowanie. Na moje szczęście dziewczyna słuchała muzyki, więc nie zauważyła gwaru zbudowanego wokół mojej osoby.

Nie wiem, czy to był dobry pomysł, ale zacząłem ją śledzić.

No co? To chyba normalne, że martwię się o nową koleżankę z klasy, która jest wyraźnie zainteresowana naszą znajomością. Nawet do mnie napisała. Zresztą robi się późno i się ściemnia, a chodzenie po Queens po ciemku nie jest dobrą opcją spędzania czasu. Widać po niej, że nie jest miejscowa.

A ja jestem przyjaznym Spider-Man'em z sąsiedztwa i pomagam miłym ludziom.

Ta, tak to sobie tłumacz, Parker.

Nagle jakoś przybyło mi odwagi. Przeskoczyłem na latarnię przed nią i w momencie, gdy Cheryl przechodziła pod nią i zsunąłem się na pajęczynie w dół.

— Smacznego. Chyba nie powinnaś szwendać się po Nowym Yorku wieczorami.

Cheryl ogarnęło niemałe zdziwienie, kiedy zobaczyła przed swoją własną twarzą tego Spider-Man'a. W sumie, gdyby nagle ni stąd, ni zowąd wypalił przede mną Kapitan Ameryka, to chyba bym zemdlał. Mówię poważnie.

— Dziękuję — odparła — Chcesz trochę? Chyba się przeliczyłam, jeśli chodzi o wielkość. Mogłam wziąć tego mniejszego.

Zrobiła parę kroków, po czym się odwróciła. Złapałem się za wiszącą nić i zszedłem na chodnik. Na szczęście było pusto. Stanęła prosto przede mną.

— A, i nie musisz mnie pilnować. Kiedyś trenowałam karate.

Dlaczego ona nawet gdy rozmawia z super-bohaterem to bierze to na lekko? Podziwiam ją za ten dystans, serio.

— Może cię podprowadzić? — zaproponowałem, ale ona chyba jednak nie była co do tego skłonna. — Jestem Spider-Man'em, każdy mnie uwielbia.

— Nie przyznaję się publicznie, co do moich sympatii, ale mój młodszy brat cię podziwia. Mogę zdjęcie? Nie uwierzy mi, że cię spotkałam.

Nie potrafiłem jej odmówić. Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu. Kurczę, właśnie to do mnie dotarło: jej brat mnie podziwia. W sensie nie Parkera, ale Spider-Man'a. Ja podziwiam Iron Man'a, Tony'ego Starka, a ten mały chłopiec podziwia mnie.

Boże, jeszcze nigdy się tak nie czułem. Myślałem, że się rozpłaczę.

— Jasne. Pewnie.

Dziewczyna wyjęła telefon i go odblokowała. Zrzuciła zdjęcie profilowe Petera Parkera z Messenger'owego dymku i włączyła aparat. Zapozowałem do zdjęcia.

— To twój chłopak? Ten co go wyrzuciłaś z ekranu? — zadrwiłem. Dlaczego ja żartuję sam z siebie? To już jest jakiś wyższy poziom.

— Drogi Spider-Man'ie, czy jesteś księdzem w konfesjonale? Nie będę się spowiadać Pająkowi w durnowatym czerwonym stroju. A teraz niezmiernie pana przepraszam, ale wystygło mi jedzenie, więc się zmywam. See ya! — i odeszła.

Odeszła!

Nie wierzę.

Wyjęła telefon, a ja poczułem wibrację w kostiumie. Odczytałem wiadomość i uśmiechnąłem się.

W skali od jeden do dziesięciu, jak bardzo mi nie uwierzysz, że spotkałam Spider-Man'a? :)

Wystrzeliłem pajęczynę do góry i po chwili znalazłem się na wysokim budynku. Doskonale widziałem, gdzie idzie Cheryl. Pomknąłem za nią. Jakie było moje zdziwienie, kiedy ciemnowłosa skierowała się w stronę szkoły.

— Karen, którą mamy godzinę?

— Jest dokładnie dwudziesta trzydzieści jeden, Peter.

Przecież nasza szkoła jest już dawno zamknięta. Cheryl skręciła w prawo do akademika. Wzięła ostatniego gryza fast-food'a i resztę wyrzuciła do śmietnika przy wejściu. Zdjęła plecak z ramienia i wyjęła wszystkie podręczniki z zeszytami. Wyciągnęła portfel, znalazła kartę, którą po chwili przyłożyła do czytnika i weszła do środka. Odrzuciła włosy, przywitała się z panią pilnującą wejścia i wbiegła po schodach.

Więc, tyle ją widziałem.

Wracałem do domu non stop myśląc o Haynes. Mieszka w akademiku? Jest na stypendium? Ta dziewczyna jest dla mnie jedną wielką zagadką. Poznałem ją dzisiaj, ale już mnie zaintrygowała. Jest interesująca.

Brzmię jak zboczeniec.

Wślizgnąłem się do pokoju oknem. Usłyszałem grające radio. Ciocia więc jest już w domu. Przeszedłem po suficie, krzyknąłem do May, że jestem i przymknąłem drzwi. Zszedłem na podłogę i z głośnym westchnięciem rzuciłem się na łóżko.

Za dużo wrażeń, potrzebuję snu.

Między czwartą a piątą nad ranem obudził mnie telefon. I to nie byle jaki telefon, a z numeru zastrzeżonego. Sięgnąłem po komórkę i zaspanym głosem odebrałem.

— Halo?

— Natychmiast potrzebuję składu twojego płynu sieciowego, Peter.

Szybko podniosłem się do pionu i zacząłem szukać po ciemku kartek z przepisem.

— Pan Stark? Czemu pan dzwoni tak rano?

— Nie mam czasu na wyjaśnienia. Czego ostatnio zapomniałem dodać do płynu? — po jego głosie słychać było, że się stresuje. Potrzebowałem chwili, żeby pomyśleć.

 — Tony! — usłyszałem w tle, w słuchawce. Głos panny Potts jestem w stanie rozpoznać nawet w środku nocy. — Czy ciebie do końca popieprzyło? — wykrzyczała — Dlaczego budzisz tego chłopca w środku nocy? On przecież idzie do szkoły!

Stark najwidoczniej zignorował zaczepkę Pepper, bo nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.

Przykucnąłem na podłodze i włączyłem latarkę. Przeanalizowałem szkice, ale nic nie potrafiłem z nich odczytać. Westchnąłem, a przez słuchawkę słyszałem zaniepokojony oddech Tony'ego.

— Kwas adypinowy, proszę pana. — wysapałem w ostatniej chwili niezręcznej ciszy.

Rozłączył się, co mnie troche rozczarowało.

Jakieś dziękuję? Nie?

Po chwili dostałem sms'a. Happy za jakiś czas po ciebie przyjedzie. Nie łudź się, że to stanie się dzisiaj, a nawet, że w tym tygodniu. Po prostu bądź gotowy, tak w razie czego.

Tego nocy już nie zasnąłem.

Ciocia była wściekła. Nie lubi Starka, twierdzi, że jest denerwujący, arogancki i egoistyczny. Miałem kilka miesięcy na to, żeby przyzwyczaić ją do mojej pracy. Wspominałem, że nie odzywała się do mnie przez dwa tygodnie? To była masakra. Pewnego dnia nawet pofatygowała się do siedziby Starka, żeby z nim poważnie porozmawiać. Tony zapewnił ją, że jestem bezpieczny i byłem na sto procent pewny, że całkowicie zlekceważy jego słowa. Przecież tyle razy było głośno o tym, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajduje. O dziwo, ciocia zgodziła się na moją drugą tożsamość. Teraz jest mi o wiele łatwiej, bo wiem, że mam jej wsparcie. Boli mnie jednak to, że myśli, że pewnego dnia po prostu nie wrócę do domu.

May powiedziała, że mógł mi zawracać głowę miesiąc wcześniej, kiedy jeszcze nie interesowała mnie szkoła. Bo gdyby jeszcze interesowała mnie szkoła. Spokojnie jedząc płatki, znów musiałem słuchać wykładu o jego wielkim, nadmuchanym ego.

— Peter, zrozum — ciocia kucnęła przy mnie i położyła ręce na moich ramionach — Kocham cię i martwię się o ciebie. — westchnęła głośno i zmierzwiła mi włosy, doskonale wiedząc jak bardzo tego nie lubię.

— Ciociu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro