Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

chyba wracam

Tony Stark wraz ze Stevem Rogersem podjechali czarnym BMW pod mój blok koło drugiej w nocy. Po cichu nie budząc mieszkańców weszli do klatki schodowej i szybko stawiając kroki po krótkim czasie znaleźli się pod drzwiami naszego mieszkania. Iron Man zapukał trzy razy - postawił krótką pauzę - i ponownie uderzył w drzwi. May otworzyła im niemal od razu, jeszcze upewniła się i spojrzała przez wizjer. Postawili krok przez próg, Stark nawet nie przywitał się z ciotką, tylko od razu pospieszył do mojego pokoju. Steve przeszedł głębiej w stronę korytarza, ponieważ "Przez próg witać się nie wypada".

Leżałem wpatrując się w sufit i nawet nie zauważyłem gościa w swoim pokoju. Zorientowałem się dopiero, gdy kapitan Rogers trzasnął niechcący drzwiami i Iron Man uderzył go w ramię. Tamten podniósł ręce w przepraszającym geście, a Stark z głośnym hukiem postawił na biurku urządzenie zagłuszające.

– Teraz możesz mówić – wcisnął przycisk na małej elektronicznej skrzynce z wyglądu przypominającej komórkę – Kiedy chciałeś mi to wszystko wytłumaczyć przez telefon kazałem ci się zamknąć, bo...

– Tak, wiem – odezwałem się i podniosłem do pozycji siedzącej – Nigdy nie wiadomo czy nie jestem na podsłuchu.

– Chłopak szybko się uczy – skwitował Anthony i usiadł koło mnie. Ponaglił mnie ręką, a ja chcąc nie chcąc zacząłem mówić o wszystkim co się wydarzyło.

– Wychodziłem ze szkoły i usłyszałem wybuchy – zacząłem, próbując przypomnieć sobie, co stało się wczoraj po południu – Tyle, że te wybuchy nie działy się w świecie rzeczywistym – spojrzałem na Starka, ale miałem wrażenie, że widzę na jego twarzy jeden wielki znak zapytania – Rozumie pan? To były jakieś urojenia, widziałem ogień, krzyczących ludzi...

Zwróciłem się w stronę Rogersa, zale on ogarniał chyba jeszcze mniej niż Stark.

– I potem nagle – kontynuowałem – coś znów eksplodowało, ale jakby z większą mocą i ja odzyskałem siły, zacząłem kontaktować. Szybko przebrałem się w strój i zacząłem szukać miejsca tego całego zamieszania, wybuchło kilka samochodów, ale policja już była na miejscu, więc uciekłem do domu... I tak nie wychodzę z niego już od dwóch dni – wzruszyłem ramionami na koniec i czekałem na jakąkolwiek reakcję od któregoś z nich.

– Czemu nic nie mówicie? – odezwałem się po dłuższej chwili, ale żaden z nich nie odpowiadał. Za to coraz częściej patrzyli na siebie ze zdezorientowaniem w oczach.

W końcu Stark wziął głębszy oddech i zaczął mówić.

– Pamiętasz wybuchy w Europie? – kiwnąłem twierdząco głową – Znaleźliśmy w siedzibie zależność między nimi. Nie znamy przyczyny, ale rozpracowaliśmy kolejność. Według niej następny atak będzie tutaj, w Nowym Jorku – wskazał na okno, a ja spojrzałem na kapitana Rogersa, który chciał dokończyć wypowiedź Anthony'ego.

– Podejrzewamy, że to był właśnie on. Te wybuchy mogłyby być kolejnym atakiem.

– Tak myślicie? Nie powinno to być coś na wyższą skalę – podniosłem się i przespacerowałem przez pokój żywo gestykulując – jak zawalenie się budynku, czy jakaś większa eksplozja?

– Policja nie wie co się dzieje, więc podejrzewamy jedną przyczynę dla wszystkich tych incydentów – Stark złapał się za głowę i potarł czoło – Chociaż jeśli oni w takim tempie będą udostępniać mi te akta, to do przyszłego Dziękczynienia nie dowiemy się kto, albo co za tym stoi.

– Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że uznajemy Nowy Jork za bezpieczny, na tą chwilę.

– Nie wiemy jak będzie za tydzień, za dwa, ale na razie nic nie powinno się wydarzyć. Możesz odpocząć – klepnął mnie w ramię i kiwnął głową do Steve'a. Ten złapał za zagłuszacz i mocno przycisnął guzik wyłączający urządzenie.

– Masz chodzić do szkoły – rzucił na odchodnym Stark i wyszedł z pokoju. Opadłem na łóżko ciężko wzdychając. Dało się usłyszeć rozmowę, którą obaj panowie prowadzili przez następne piętnaście minut z moją ciocią, ale nie miałem zamiaru się na niej skupiać. Nie miałem siły na ciągłe pytania co mi się stało i czemu uciekłem. 

Uciekłem z własnej randki.

Cheryl dzwoniła do mnie w sumie dwadzieścia osiem razy. Nie wiem, jakim cudem wykonała tyle połączeń w tak krótkim czasie. Odblokowałem komórkę po wyjściu Starka i Rogersa i ponownie zobaczyłem czerwony nagłówek z ikoną odłożonej słuchawki – do wcześniejszej liczby należy doliczyć dwa nieodebrane telefony. Najwidoczniej urządzenie Iron Mana musiało zablokować też linie telefoniczne. Nic dziwnego, że wpadli do nas w nocy.

Nie miałem siły myśleć, kiedy May zapukała do mojego pokoju. Nie odpowiedziałem, ale ona najwidoczniej uznała to za aprobatę i wcisnęła klamkę. Pomachała mi przez próg i weszła do środka. Przygasiła światło, które wcześniej rozpalił Rogers.

– Widać, że jesteś zmęczony – zaczęła, a ja westchnąłem głęboko – Powiedzieli mi o wszystkim. Przykro mi, że mi o tym nie mówiłeś.

– To wszystko dzieje się tak szybko – oparłem głowę o jej ramię – Nawet nie wiem, o czym mam ci powiedzieć. Nie mam siły.

– Patrole są coraz cięższe?

– Nie wiem czego się na nich spodziewać. Nie wiem czy to napad na bank, czy kolejne eksplozje. Czy ktoś zginie, czy trafi tylko do szpitala. Psychicznie czuję się z tym wszystkim tak źle, bo nic nie mogę z tym zrobić. Nie mam na to wpływu.

– A gdziekolwiek się nie pojawisz to jest już za późno?

– Ostatnio pomogłem uciec jakimś dziewczynom. Znalazły się w nieodpowiednim miejscu i wtedy wiedziałem, że mogę coś zrobić. Widziałem to. A gdybym był trzy ulice dalej, nie słyszałbym ich krzyków, co wtedy? Miałbym do siebie żal, o ile w ogóle wiedziałbym, że coś takiego się stało.

Nie odpowiedziała.

– Przepraszam, jeśli mówię zbyt chaotycznie. Nie potrafię sobie tego uporządkować.

– Musisz odpocząć. Zrelaksować się umysłowo.

– Mam iść – przełknąłem ślinę – na jakąś imprezę?

– Oczywiście jako twoja ciotka nie popieram zalania się w trupa, ale jakaś domówka dobrze ci zrobi. Wyluzujesz się trochę, nie? – uśmiechnęła się, a ja podniosłem głowę.

– Cheryl zaprosiła mnie do siebie na weekend, ma urodziny... Mogę pojechać?

– Tu w Queens?

– W Allentown.

Przewróciła oczami, ale ja zareagowałem natychmiast.

– Ned też jedzie.

– Kiedy to jest?

– Cheryl wraca z tatą do domu w piątek po szkole, do Allentown jedzie się jakieś dwie i pół godziny. W sobotę robi imprezę, a w niedzielę ma gdzieś wyjść z rodzicami.

– Czyli wracasz rano w niedzielę?

Opuściłem głowę i spojrzałem lekko na May. Miałem wrażenie, że nieco się zaczerwieniłem, a moje dłonie stały się nieco wilgotne. Zacząłem nerwowo pstrykać palcami, aż w końcu odezwałem się.

– Cheryl prosiła, żebym został też na niedzielę. Mam iść z nimi na jakąś pizzę, czy obiad.

Ciotka zaśmiała się i poklepała mnie po plecach. Wstała i bez słowa wyszła z pokoju. Po chwili jednak zajrzała do mnie jeszcze na moment.

– Ale ona ci się okropnie podoba – rzuciła cicho i puściła do mnie oczko, a ja krzyknąłem do niej tak głośno, że pewnie obudziłem sąsiadów z pod spodu.

Tak jak Stark prosił wróciłem do szkoły, co było dla mnie nie łatwym doświadczenie. Oczywiście większość uczniów, która kojarzyła mnie z tego całego incydentu, pytała się czy wszystko okej, jednak ja zbywałem ich lekkim, wymuszonym uśmiechem i odpowiedzią, że czuję się dobrze.

Ned omijał mnie o ile tylko mógł. Nie siadaliśmy razem na lekcjach – on dołączył się do stolików MJ, Betty i Cheryl. Haynes nerwowo spoglądała w moją stronę na pierwszej lekcji. 

Stałem akurat na przerwie przy szafce i kiedy ją zamknąłem ujrzałem charakterystyczną czerń włosów. Odwróciła się, kiedy tylko usłyszała trzaśnięcie drzwiczkami.

– Jakim pieprzonym prawem nie odbierasz ode mnie telefonów? – wycedziła przez zęby – Tak ciężko wcisnąć zieloną słuchawkę, nie wiem, odpowiedzieć na SMSa?

Milczałem, kiedy poruszaliśmy się w kierunku sal językowych.

Wszystko okej, tak trudno napisać? Dwadzieścia jeden liter ciężko wstukać na komóreczce? – odparła sarkastycznie i wzruszyła ramionami – Nawet dwie litery by wystarczyły, zwykłe OK zmieniłoby sytuację. Ale nie, po co, prawda?

Nadal się nie odzywałem.

– Ale przecież szanowny Pan Parker w dupie ma to, że się ktoś o niego martwi.

Zatrzymałem się i zatorowałem jej drogę. Cheryl zdziwiona moją postawą zlustrowała mnie wzrokiem i fuknęła.

– Hej, chyba odrobinę przesadzasz.

– Co nie zmienia faktu, że powinieneś się odezwać.

– Martwisz się, co?

– Chcę, żebyś żywy dostał się na moje urodziny.

– O której wyjeżdżamy w piątek?

– Tata będzie chwilę po czwartej, więc będziemy na siódmą. Może jeszcze przejdziemy się gdzieś wieczorem, pokażę ci okolicę.

Uśmiechnąłem się delikatnie.

–  Wstyd mi teraz, bo ja nawet nie oprowadziłem cię po Queens.

–  Pamiętaj, że po weekendzie masz szansę na nadrobienie.

– Nie jesteś zła na mnie za tamto?

– Oczywiście, że jestem zła, aczkolwiek widziałam w jakim byłeś stanie. Boli mnie raczej to, że się do mnie nie odezwałeś.

– Przepraszam.

– Wybaczę, jak podrasujesz prezent.

O cholera. Prezent dla Cheryl.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro