14
chyba wracam
Tony Stark wraz ze Stevem Rogersem podjechali czarnym BMW pod mój blok koło drugiej w nocy. Po cichu nie budząc mieszkańców weszli do klatki schodowej i szybko stawiając kroki po krótkim czasie znaleźli się pod drzwiami naszego mieszkania. Iron Man zapukał trzy razy - postawił krótką pauzę - i ponownie uderzył w drzwi. May otworzyła im niemal od razu, jeszcze upewniła się i spojrzała przez wizjer. Postawili krok przez próg, Stark nawet nie przywitał się z ciotką, tylko od razu pospieszył do mojego pokoju. Steve przeszedł głębiej w stronę korytarza, ponieważ "Przez próg witać się nie wypada".
Leżałem wpatrując się w sufit i nawet nie zauważyłem gościa w swoim pokoju. Zorientowałem się dopiero, gdy kapitan Rogers trzasnął niechcący drzwiami i Iron Man uderzył go w ramię. Tamten podniósł ręce w przepraszającym geście, a Stark z głośnym hukiem postawił na biurku urządzenie zagłuszające.
– Teraz możesz mówić – wcisnął przycisk na małej elektronicznej skrzynce z wyglądu przypominającej komórkę – Kiedy chciałeś mi to wszystko wytłumaczyć przez telefon kazałem ci się zamknąć, bo...
– Tak, wiem – odezwałem się i podniosłem do pozycji siedzącej – Nigdy nie wiadomo czy nie jestem na podsłuchu.
– Chłopak szybko się uczy – skwitował Anthony i usiadł koło mnie. Ponaglił mnie ręką, a ja chcąc nie chcąc zacząłem mówić o wszystkim co się wydarzyło.
– Wychodziłem ze szkoły i usłyszałem wybuchy – zacząłem, próbując przypomnieć sobie, co stało się wczoraj po południu – Tyle, że te wybuchy nie działy się w świecie rzeczywistym – spojrzałem na Starka, ale miałem wrażenie, że widzę na jego twarzy jeden wielki znak zapytania – Rozumie pan? To były jakieś urojenia, widziałem ogień, krzyczących ludzi...
Zwróciłem się w stronę Rogersa, zale on ogarniał chyba jeszcze mniej niż Stark.
– I potem nagle – kontynuowałem – coś znów eksplodowało, ale jakby z większą mocą i ja odzyskałem siły, zacząłem kontaktować. Szybko przebrałem się w strój i zacząłem szukać miejsca tego całego zamieszania, wybuchło kilka samochodów, ale policja już była na miejscu, więc uciekłem do domu... I tak nie wychodzę z niego już od dwóch dni – wzruszyłem ramionami na koniec i czekałem na jakąkolwiek reakcję od któregoś z nich.
– Czemu nic nie mówicie? – odezwałem się po dłuższej chwili, ale żaden z nich nie odpowiadał. Za to coraz częściej patrzyli na siebie ze zdezorientowaniem w oczach.
W końcu Stark wziął głębszy oddech i zaczął mówić.
– Pamiętasz wybuchy w Europie? – kiwnąłem twierdząco głową – Znaleźliśmy w siedzibie zależność między nimi. Nie znamy przyczyny, ale rozpracowaliśmy kolejność. Według niej następny atak będzie tutaj, w Nowym Jorku – wskazał na okno, a ja spojrzałem na kapitana Rogersa, który chciał dokończyć wypowiedź Anthony'ego.
– Podejrzewamy, że to był właśnie on. Te wybuchy mogłyby być kolejnym atakiem.
– Tak myślicie? Nie powinno to być coś na wyższą skalę – podniosłem się i przespacerowałem przez pokój żywo gestykulując – jak zawalenie się budynku, czy jakaś większa eksplozja?
– Policja nie wie co się dzieje, więc podejrzewamy jedną przyczynę dla wszystkich tych incydentów – Stark złapał się za głowę i potarł czoło – Chociaż jeśli oni w takim tempie będą udostępniać mi te akta, to do przyszłego Dziękczynienia nie dowiemy się kto, albo co za tym stoi.
– Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że uznajemy Nowy Jork za bezpieczny, na tą chwilę.
– Nie wiemy jak będzie za tydzień, za dwa, ale na razie nic nie powinno się wydarzyć. Możesz odpocząć – klepnął mnie w ramię i kiwnął głową do Steve'a. Ten złapał za zagłuszacz i mocno przycisnął guzik wyłączający urządzenie.
– Masz chodzić do szkoły – rzucił na odchodnym Stark i wyszedł z pokoju. Opadłem na łóżko ciężko wzdychając. Dało się usłyszeć rozmowę, którą obaj panowie prowadzili przez następne piętnaście minut z moją ciocią, ale nie miałem zamiaru się na niej skupiać. Nie miałem siły na ciągłe pytania co mi się stało i czemu uciekłem.
Uciekłem z własnej randki.
Cheryl dzwoniła do mnie w sumie dwadzieścia osiem razy. Nie wiem, jakim cudem wykonała tyle połączeń w tak krótkim czasie. Odblokowałem komórkę po wyjściu Starka i Rogersa i ponownie zobaczyłem czerwony nagłówek z ikoną odłożonej słuchawki – do wcześniejszej liczby należy doliczyć dwa nieodebrane telefony. Najwidoczniej urządzenie Iron Mana musiało zablokować też linie telefoniczne. Nic dziwnego, że wpadli do nas w nocy.
Nie miałem siły myśleć, kiedy May zapukała do mojego pokoju. Nie odpowiedziałem, ale ona najwidoczniej uznała to za aprobatę i wcisnęła klamkę. Pomachała mi przez próg i weszła do środka. Przygasiła światło, które wcześniej rozpalił Rogers.
– Widać, że jesteś zmęczony – zaczęła, a ja westchnąłem głęboko – Powiedzieli mi o wszystkim. Przykro mi, że mi o tym nie mówiłeś.
– To wszystko dzieje się tak szybko – oparłem głowę o jej ramię – Nawet nie wiem, o czym mam ci powiedzieć. Nie mam siły.
– Patrole są coraz cięższe?
– Nie wiem czego się na nich spodziewać. Nie wiem czy to napad na bank, czy kolejne eksplozje. Czy ktoś zginie, czy trafi tylko do szpitala. Psychicznie czuję się z tym wszystkim tak źle, bo nic nie mogę z tym zrobić. Nie mam na to wpływu.
– A gdziekolwiek się nie pojawisz to jest już za późno?
– Ostatnio pomogłem uciec jakimś dziewczynom. Znalazły się w nieodpowiednim miejscu i wtedy wiedziałem, że mogę coś zrobić. Widziałem to. A gdybym był trzy ulice dalej, nie słyszałbym ich krzyków, co wtedy? Miałbym do siebie żal, o ile w ogóle wiedziałbym, że coś takiego się stało.
Nie odpowiedziała.
– Przepraszam, jeśli mówię zbyt chaotycznie. Nie potrafię sobie tego uporządkować.
– Musisz odpocząć. Zrelaksować się umysłowo.
– Mam iść – przełknąłem ślinę – na jakąś imprezę?
– Oczywiście jako twoja ciotka nie popieram zalania się w trupa, ale jakaś domówka dobrze ci zrobi. Wyluzujesz się trochę, nie? – uśmiechnęła się, a ja podniosłem głowę.
– Cheryl zaprosiła mnie do siebie na weekend, ma urodziny... Mogę pojechać?
– Tu w Queens?
– W Allentown.
Przewróciła oczami, ale ja zareagowałem natychmiast.
– Ned też jedzie.
– Kiedy to jest?
– Cheryl wraca z tatą do domu w piątek po szkole, do Allentown jedzie się jakieś dwie i pół godziny. W sobotę robi imprezę, a w niedzielę ma gdzieś wyjść z rodzicami.
– Czyli wracasz rano w niedzielę?
Opuściłem głowę i spojrzałem lekko na May. Miałem wrażenie, że nieco się zaczerwieniłem, a moje dłonie stały się nieco wilgotne. Zacząłem nerwowo pstrykać palcami, aż w końcu odezwałem się.
– Cheryl prosiła, żebym został też na niedzielę. Mam iść z nimi na jakąś pizzę, czy obiad.
Ciotka zaśmiała się i poklepała mnie po plecach. Wstała i bez słowa wyszła z pokoju. Po chwili jednak zajrzała do mnie jeszcze na moment.
– Ale ona ci się okropnie podoba – rzuciła cicho i puściła do mnie oczko, a ja krzyknąłem do niej tak głośno, że pewnie obudziłem sąsiadów z pod spodu.
Tak jak Stark prosił wróciłem do szkoły, co było dla mnie nie łatwym doświadczenie. Oczywiście większość uczniów, która kojarzyła mnie z tego całego incydentu, pytała się czy wszystko okej, jednak ja zbywałem ich lekkim, wymuszonym uśmiechem i odpowiedzią, że czuję się dobrze.
Ned omijał mnie o ile tylko mógł. Nie siadaliśmy razem na lekcjach – on dołączył się do stolików MJ, Betty i Cheryl. Haynes nerwowo spoglądała w moją stronę na pierwszej lekcji.
Stałem akurat na przerwie przy szafce i kiedy ją zamknąłem ujrzałem charakterystyczną czerń włosów. Odwróciła się, kiedy tylko usłyszała trzaśnięcie drzwiczkami.
– Jakim pieprzonym prawem nie odbierasz ode mnie telefonów? – wycedziła przez zęby – Tak ciężko wcisnąć zieloną słuchawkę, nie wiem, odpowiedzieć na SMSa?
Milczałem, kiedy poruszaliśmy się w kierunku sal językowych.
– Wszystko okej, tak trudno napisać? Dwadzieścia jeden liter ciężko wstukać na komóreczce? – odparła sarkastycznie i wzruszyła ramionami – Nawet dwie litery by wystarczyły, zwykłe OK zmieniłoby sytuację. Ale nie, po co, prawda?
Nadal się nie odzywałem.
– Ale przecież szanowny Pan Parker w dupie ma to, że się ktoś o niego martwi.
Zatrzymałem się i zatorowałem jej drogę. Cheryl zdziwiona moją postawą zlustrowała mnie wzrokiem i fuknęła.
– Hej, chyba odrobinę przesadzasz.
– Co nie zmienia faktu, że powinieneś się odezwać.
– Martwisz się, co?
– Chcę, żebyś żywy dostał się na moje urodziny.
– O której wyjeżdżamy w piątek?
– Tata będzie chwilę po czwartej, więc będziemy na siódmą. Może jeszcze przejdziemy się gdzieś wieczorem, pokażę ci okolicę.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
– Wstyd mi teraz, bo ja nawet nie oprowadziłem cię po Queens.
– Pamiętaj, że po weekendzie masz szansę na nadrobienie.
– Nie jesteś zła na mnie za tamto?
– Oczywiście, że jestem zła, aczkolwiek widziałam w jakim byłeś stanie. Boli mnie raczej to, że się do mnie nie odezwałeś.
– Przepraszam.
– Wybaczę, jak podrasujesz prezent.
O cholera. Prezent dla Cheryl.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro