Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

– Mam nadzieję, że przynajmniej mu oddałeś.

Parę minut przed ósmą na korytarzu od razu złapała mnie Cheryl. Wyprostowana i jakby wypoczęta trzymała kilka książek i zeszytów przy klatce piersiowej. Włosy z grzywki opadły jej na twarz, ale poprawiła je szybkim podmuchem z ust. Zlustrowała mnie wzrokiem, zatrzymując się dłużej na mojej twarzy i lekko się skrzywiła. Popatrzyłem na nią z odrobiną konsternacji w oczach.

– Co?

– Flash cię tak załatwił przed szkołą, czy co? – zaczęła, ale moment później machnęła ręką bagatelizując wcześniej postawione pytanie – Dobra, nie obchodzi mnie to. Przynajmniej powiedz mi, że załatwiłeś tego gościa tak samo ostro, jak on ciebie.

– Wydaję mi się, że tak - przytaknąłem z uśmiechem, przypominając sobie zdezorientowaną twarz jednego z tych goryli, których załatwiłem dzień wcześniej – Ładne masz paznokcie.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi i zadzwonił dzwonek. Cheryl pobiegła na francuski, a ja na hiszpański. Nie zająknęła się na temat naszego popołudniowego wyjścia. Zapomniała? Może było to dla niej zbyt niezręczne. Na następnej przerwie spotkałem ją przy szkolnym sklepiku; stała razem z Betty i MJ, czekając w kolejce. Ja z Nedem zatrzymaliśmy się na ławce. Jedną nogę postawiłem na podłodze, a drugą przyciągnąłem, sadzając przy sobie.

– Cheryl ładnie wygląda w tych jeansach – zaczął Ned, kiedy dziewczyny stały na tyle daleko, żeby nie słyszeć naszej rozmowy.

– Mhm, ładnie podkreślają jej... – zacząłem, ale wtedy znienacka, jakby wyrosła przed nami Betty.

– Cheryl pyta, czy chcecie coś ze sklepiku – powiedziała, a potem zaczekała chwilę na naszą odpowiedź. Zaprzeczyłem szybko, ale mój przyjaciel zażyczył sobie wodę. Podniósł się i podał blondynce pieniądze. Miałem wrażenie, że zatrzymali się na moment i spojrzeli sobie w oczy, ale nie byłem tym zainteresowany. Skupiałem swój wzrok na czarnowłosej, która promiennie uśmiechała się do MJ. 

Musimy dzisiaj wyjść, choćbym miał zrobić z siebie najgorsze pośmiewisko.

Podniosłem się i zarzuciłem plecak na jedno ramię. Pewnie stawiałem kroki, idąc w jej kierunku. Kiedy mnie zauważyła znów się rozpromieniła, ale jakoś inaczej. Przestała słuchać, co miała jej do powiedzenia MJ, przez krótki moment patrzyła się na mnie tak, jakby miała ochotę mnie uściskać.

Chyba ewidentnie nie umiem odbierać zamiarów kobiet, bo kiedy znaleźliśmy się niedaleko siebie, zignorowała mnie i uciekła razem z dziewczynami do łazienki.

Mieliśmy okazję pogadać dopiero na ostatniej przerwie, między matmą a informatyką. 

– Cześć – rzuciłem szybko, wchodząc do sali. Cheryl stała na korytarzu obok drzwi, jakby kogoś wypatrując. 

Po chwili czułem, że ktoś złapał za kołnierzyk mojej koszulki. Odwróciłem się, a Haynes pociągnęła mnie za rękę w kierunku damskiej toalety. Zatrzymałem się przed progiem, analizując co się wydarzyło, po czym ona zadecydowała za mnie. Wciągnęła mnie do środka i zamknęła drzwi.

– Tu można spokojniej pogadać – zatrzymała się na moment, przyłożyła palec do ust i zaczęła po kolei otwierać kabiny – Dobra pusto – wzięła głęboki oddech i rozluźniła ręce – Muszę ci coś powiedzieć.

– Nie wierzę, że uciekłaś z matmy, żeby to zrobić, to musi być naprawdę poważne...

– Peter, proszę.

Postawiła krok przed siebie, tak, że znajdowaliśmy się okropnie blisko. Powietrze jakby się naelektryzowało, a ja bałem się, że jeśli powiem choć jedno słowo, że jeśli wykonam choć jeden ruch, wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Nie chciałem tego zepsuć.

– Pierwsza sprawa – zaczęła – to przepraszam, że tak zwiałam wtedy przed tym sklepikiem, MJ chciała mi coś powiedzieć, Betty też, ale było tak tłoczno, że którejś z nich zrobiło się słabo, pobiegłyśmy do łazienki, już nawet nie pamiętam – odruchowo położyłem dłoń na jej ramieniu. Zdziwiona moim zachowaniem spojrzała na mnie, ale nie protestowała. 

– Druga rzecz – kontynuowała i zabrała moją dłoń, odsuwając się trochę i spacerując po toalecie – to nasza dzisiejsza rozmowa telefoniczna – oho, zmierza do tematu – Mam nadzieję, że nic się nie stało, że zadzwoniłam i że nie miałeś z tego powodu żadnych nieprzyjemności.

– Nie, luz – tylko tyle udało mi się powiedzieć, bo dziewczyna znowu mi przerwała.

– I jeszcze jedna sprawa, moje urodziny. Wypadają w czwartek za tydzień, my pojedziemy do domu w piątek, imprezę mam w sobotę, w niedzielę rodzice chcą zabrać mnie na jakąś pizzę... Jak chcesz to możesz iść z nami – uśmiechnęła się i odgarnęła włosy za ucho.

– Tak, jasne. Bardzo chętnie – podrapałem się po głowie i po dłuższej ciszy chciałem wyjść z łazienki.

– Zapomniałam – zatrzymała mnie w progu – mam nadzieję, że dzisiejsze wyjście aktualne.

Kiwnąłem twierdząco głową w odpowiedzi.

– Aktualne. Jak najbardziej.

Cheryl obmyśliła całą taktykę powrotu do klasy. Najpierw wszedłem ja, informując nauczyciela, że Haynes nie najlepiej się czuła i poprosiła mnie, żebym został z nią na dworze, bo prawie zemdlała. Całe szczęście, że nasza nieobecność na lekcji nie była aż tak długa, aby wydało się to podejrzane. Dodałem jeszcze, że weszła do toalety, więc powinna wrócić za kilka minut. 

Pewny siebie usiadłem w ławce i zacząłem rozwiązywać zadanie, które chwilę wcześniej dyktował nauczyciel, a dziewczyna weszła do sali. Niezmiernie przeprosiła profesora za swoje spóźnienie, chcąc tłumaczyć całą sytuację, jednak on zaprotestował i przypomniał, że ja już wyjaśniłem dlaczego nie pojawiliśmy się na pierwszych minutach zajęć. Przesłaliśmy sobie porozumiewawczy uśmiech.

– Konspirowanie z panem to czysta przyjemność – uścisnęła mi dłoń, kiedy lekcja już się skończyła.

– Nawzajem – dodałem, kiedy zauważyłem wychodzącego ze szkoły Neda – Spotkamy się przed szkołą, okej? Muszę chyba coś załatwić.

Dziewczyna przytaknęła ruchem głowy i podeszła do stojących parę kroków od niej koleżanek. Miałem wrażenie, że przez krótki moment skupiała na mnie swój wzrok, ale nie odwracałem się. Będę mógł spędzić z nią jeszcze dużo czasu, za to widziałem jak przez palce przelatywała mi znajomość z moim najlepszym przyjacielem.

– Hej – zaczepiłem go czytającego jakiś plakat samorządu szkolnego – Wszystko okej? Nawet się nie pożegnałeś?

– Nie chciałem wam przeszkadzać – odparł, wzruszając ramionami – Przecież nie mogę wchodzić między ciebie, a twoją dziewczynę.

– Cheryl nie jest moją dziewczyną.

– A jednak wychodzisz z nią dzisiaj, zostawiając mnie na pastwę losu.

Wyszliśmy na dwór, powoli kierując się w stronę bramy.

– Chcesz iść z nami? – zapytałem, ale po chwili żałowałem tej decyzji, mając cichą nadzieję, że jednak nie przystanie na moją propozycję.

– Nie będę się wam wpieprzał w związek.

– Ile razy mam ci powtarzać, że się nie spotykamy?

– Dobra – machnął ręką i przyspieszył kroku – Daj spokój. Widzę, że z nic nie wyjdzie z tej rozmowy.

– Jesteś zazdrosny? – rzuciłem, nie zastanawiając się nad słowami.

– Nie? – odpowiedział z pewnym zażenowaniem w głosie – Po prostu spotykasz jakąś totalnie losową laskę w sklepie, potem okazuje się, że chodzi do twojej szkoły, a ty latasz za nią jakbyś nie mógł bez niej normalnie funkcjonować. Rozmawiasz z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę, a na dobrą sprawę sen zamieniłbyś na jeszcze więcej wspólnych dyskusji – przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech – Ale mało tego, jeszcze ja jestem zadręczany twoimi miłosnymi rozterkami. I albo gadasz jak nakręcony na temat tego, jak bardzo uwielbiasz Cheryl, albo wcale dla ciebie nie istnieję. Zastanów się nad tym – dodał szybko i zostawił mnie całkiem samego.

Jestem okropnym przyjacielem. Najpierw rezygnowałem z wszystkich ważnych spraw na rzecz stażu u Starka. Teraz sytuacja zatacza koło – zamiast zająć się szkołą, przyjaźnią, rezygnuję ze wszystkiego przez super–bohaterstwo i dodatkowo – przez Cheryl. 

Ned naprawdę chce dla mnie dobrze. Znamy się już tyle lat, a on nigdy mnie nie zostawił. Tymczasem ja zabujałem się w dziewczynie i on już dla mnie nie istnieje. Nie mogę postępować w ten sposób.

Nagle usłyszałem eksplozję. Jedną, a potem następną i następną. Krzyki przechodniów obijały mi się o uszy, miałem wrażenie, że widzę ogień. Ogień? Zrobiło mi się ciemniej przed oczami, widziałem uciekających turystów, jakby kilka ulic dalej. Zamrugałem kilka razy, ale nic nie chciało wrócić do normy.

Chyba zatoczyłem kilka kółek, aż w końcu ktoś podprowadził mnie do ławki. Dziwne uczucie nie ustępowało. Ktoś zapytał się mnie, czy wszystko okej, inna osoba pobiegła po wodę. Delikatna, damska dłoń złapała mnie za ramię, nerwowo nim potrząsając. Słyszałem tylko niespokojne wołanie mojego imienia, aż w końcu dostałem wodę do picia. Wziąłem kilka łyków, nadal nie kontaktując. Odtrąciłem wszystkich i nie mając innego wyjścia wstałem z ławki i dosyć chwiejnym krokiem próbowałem wydostać się poza teren szkoły i znaleźć panujące zagrożenie. Wydaje mi się, że mówiłem jakieś słowa, ale nie skupiłem się szczególnie na zapamiętaniu ich. Moment później nastąpiła następna eksplozja, a ja wraz z szybkim wdechem odzyskałem większość sił. Nie zastanawiając się, zostawiłem Cheryl i w jednej chwili przeskoczyłem na budynek jako Spider-Man.

Następnego dnia nie pojawiłem się w szkole.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro