Rozdział 8 - pożoga, co zniszczy las
Mist, o poranku, obudziła się od ciepła centek słońca przenikających przez liście i ogrzewających jej grzbiet.
Liderka, nie czekając chodźby chwilę dłużej, wyczyściła futerko i ułożyła je, dzieląc na pasma, następnie zaś wyszła ze swojego ciepłego poslania.
Dzień wydawał się piękny.
Jednak każdy kot z leśnego plemienia, umiał zobaczyć ciągnące się wzdłuż horyzontu grube, burzowe chmury.
W powietrzu, razem z lekką bryzą, ściągającą nad las burzę, wynosiły się pojedyncze liście, przybierające kolory rdzy i ognia.
Księżycowa strażniczka szybko, udała się po konarach olbrzymiego drzewa w ramach obchodu.
Wkrótce, promyki słońca zawierały we wszystkich dziuplach i posłaniach, budząc ich lokatorów.
Niedługo potem, Mist skierowała się w stronę sypialni Hawk.
Mała kotka jeszcze spała, zwinięta w kłębek.
Biała tygrysica podeszła i traciła ją noskiem.
- Wstawaj Słoneczko, dzień już trwa! - miauknęła śpiewnie.
Srebrna kotka otworzyła zaspane oczy i lekko się przeciągając, otarła o bok matki.
Nagle stanęła, jak wryta.
Jej oczy szeroko się rozwarły, a futerko nastroszyło.
- Nadejdzie pożoga, która spali las, przed świtem liści, nadejdzie pożoga, która zasieje zwątpienie i koszmar... Strzeżcie się siły tego, który jej nie wyjawia, kryjącego się w cieniu.... Rozpali on płomień, jakiego nie widziały jeszcze cztery plemiona... - kotka usiadła na ziemi, jakby nagle straciła siły i spojrzała podejrzliwie na Mist.
- Wszystko w porządku matko?
- W największym. - uśmiechnęła się, jakby nie szczerze, było widać, jak daleko krążą jej myśli. - Miałam przekazać.... Fell fire jest od teraz twoim nauczycielem, za słoneczny masz trening... Narazie muszę iść... - tygrysica z wyrazem zastanowienia na pyszczku, udała się w stronę centrum obozu.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro