Rozdział 11 - Casiopea
Kocur podszedł blisko, ścierając z zaschnietą krew ze stali.
Spojrzał na nią, jakby smutno, a następnie usiadł, owijając ogon, wokół łap.
W jego oczach, odbijało się zainteresowanie i pytanie.
Violet rzadko odzywał się do Hawk.
Podczas ich drugiego spotkania oko, w oko, jego głos, zaczął się stawać dziwny, chrapliwy i cichy, jak sam powiedział, podzespoły odpowiadające za to, uległy zniszczeniu.
W efekcie, głównie kotka mówiła, robot słuchał.
Mimo dziwnej pustki w oczach i dominującego, promienującego od niego zimna, Hawk, czuła się obok niego bezpiecznie i pewnie. Lubiła mieć kogoś, kto bez mrugnięcia okiem, wysłuchałby jej opowieści o najmniejszych problemach z tak żywym zainteresowaniem.
Tym razem, jednak w spojrzeniu kocura, błąkało się coś dziwnego, czego nie mogła do końca rozszyfrować.
Co do widoku krwi, nie czuła się zdziwiona. Wielokrotnie widziała ciecz, płynącą spod stali. Violet, uważał, że to z powodu projektu 4, zakładającego połączenie mechanicznej istoty z żywą.
- Ach... Tu jesteś! - szybko zbyła zaskoczenie szerokim uśmiechem.
- Co tu robisz o tej porze...? - wyrzekł bardzo powoli i wyraźnie, mocno akcentując każdy wyraz.
- Uhhh... Powiedzmy, że Mist, nasza liderka oddała tą placówkę sforze słońca... I nie to jest najgorsze... Przyjdą tutaj tego wieczora...
Robot nie ukazawszy żadnych emocji mimiką, oparł przednie łapy na podłodze i ułożył na nich łeb.
Nagle, Hawk usłyszała dziwny szelest, któremu towarzyszył błysk oczu, w kolorze błękitu.
Na środek pokoju, weszła błękitna wilczyca, przypominająca jakby cienia, lecz bardziej harmonijnej budowy, o pięknych, pełnych emocji oczach.
Płonęła w nich inteligencja i zarazem zaciekawienie.
Violet, dalej pozostał w bezruchu.
Hawk, zdała sobie sprawę, że tylko ona widzi błękitną suczkę.
- Nie poznaję cię... - pisnęła tamta miękkim, szczenięcym głosikiem. - Jesteś inna... Zupełnie inna, niż TO...
- Kim ty jesteś? - szepnęła, wpatrując się ze szczątkowym lękiem w istotę, która, jak instynktownie czuła, nie pochodziła z tego świata.
- Ja? Mam na imię Casiopea. - uśmiechnęła się uroczo, krzyżują lekko tylne łapy w przysiadzie.
- Al...
- Ouch... Muszę iść! - suczka machnęła powłóczustym ogonem, rozpływając się w mroku.
- Zaczekaj... Nie powiedziałaś mi kim jesteś... - Hawk cicho westchnęła, znowu spoglądając na skulonego z boku kocura.
- Ummm... Violet? Mogę się o coś spytać? - robot, odpowiedział skinieniem głowy.
- Widziałam coś dziwnego... To dziwnie zabrzmi... Lecz... - kocur jednym, niezwykle prędkim, prawie bez głośnym ruchem zerwał się z ziemi i przyłożył jej łapę do pyszczka.
Właśnie wtedy, rozległo się skrzypnięcie.
Wkrótce potem, nastąpiła cisza, przerywana szeptami.
- Sfora słońca, jeden pies, młody. Powiedz mu, że masz polecenie zapoznać go z terenem. - szepnął, a później niezwykle cicho wdrapał się na rurę wentylacyjną, ukrywając się poza zasięgiem wzroku strażnika.
Hawk ostrożnie okrążyła schody z boku, czując na grzbiecie zimny wzrok Violeta, a następnie wychyliła się w stronę źródła dźwięku.
Na klatce schodowej, z przerażonym spojrzeniem stał młody wilczur, o złotej sierści i brązowych, ciemnych oczach.
- Witaj - rzekła spokojnie Hawk, obserwując reakcję wilka - Jestem strażnikiem z leśnego plemienia. Mam sprawdzić, czy umiesz to wszystkiego dopilnować...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro