Rozdział 10 - owieczki na rzeź...
Przec chwilę panowała cisza.
Następnie koty zaczęły obrzucać się niepewnymi spojrzeniami, pełnymi podejrzliwości
- Golden star... Czy ty na moim terenie, prosto w pysk, sugerujesz mi, że leśne plemię ma związek z zabójstwem szczeniąt? Po tym wszystkim, co większość z nas widziała w waszym laboratorium... Po tym, jak z zimną krwią zamordowaliście córkę White?...
- Z tego co wiadomo, to nie nasza sprawka... Nie sfora słońca, a odłam, zwący się sworą magmy, utworzył laboratorium prowadzące ten pakudny proceder. - Wciął się brązowy kocur
- Lavender, nie ujrzałeś tego, co patrol... Rozczłonkowane zwłoki, krew, kości, pocięte mięśnie, paskudny zapach śmierci i zgnilizny. - syknął czarny samiec pantery, Fell fire zimnym, pozbawionym emocji głosem.
- Owszem... Ale to nasi członkowie są zabijani i porywani. - odparł drzącym głosem uzdrowiciel.
- Właśnie dlatego, mamy ważną sprawę... Na waszym terenie znajduje się opuszczona placówka... Mamy prawo przypuszczać, że tam znajduje się morderca... Lub ucieka w pobliżu... Chcemy prosić o możliwość pilnowania w nocy tej placówki, by ochronić nasze kocięta... Niektórzy z was już to przeżyli... Nie każcie naszym rodzinom przechodzić śmierci kociąt... - rzekł złoty owczarek i spojrzał głęboko w oczy liderki.
- Zgoda. Niech stracę... - warknęła Mist. - możecie od zachodu, do wschodu słońca przebywać w laboratorium, lecz tylko jeden kot, możecie zacząć jutro... To znaczy dzisiejszej nocy...
Golden star wyglądał, jakby zamierzał się kłócić, lecz westchnął, skinąwszy głową.
- Dziękujemy Pani księżyca, za jej łaskę. - odrzekł znaną formułką przywódca, a następnie cały patrol oddalił się w stronę z której zapewne przybył.
Hawk przez chwilę zastanawiała się, nad tym, co usłyszała.
Mist, zaczęła coś mówić, lecz kotka nie słuchała.
- Muszę iść, zaraz wracam... - szepnęła do ucha Moth.
- Umm... Tak... Oczywiście... - puma nawet nie zauważyła, gdy jej siostra się oddaliła.
Hakw szybko przeskakiwała po gładkich konarach, biegnąc w stronę ciemnej plamy lasu, zasłaniającej tajny kompleks.
Jednym skokiem, zanurkowała pomiędzy listowiem, rozrywając sobie ramię,które natychmiast trysnęło krwią.
Dopiero po chwili, kiedy zniknęła w czarnej jamie ziemi, zdała sobie sprawę, że zapomniała noża do obrony, lecz nie miała już czasu po niego wracać.
Szybko wbiegła do pomieszczenia, w którym pierwszy raz spotkała Violeta i zniknęła w mroku.
Na tle ściany widziała sylwetkę, zamarłą w bezruchu.
- Violet... Violet?!
Kocur wstał, metalowe płyty zalśniły.
Kiedy wychylił się przed nią, na jego pyszczku i szyi, lśniła krew...
***
Jubileusz!
10-ty odcinek! Zapraszam, do zadawania postaciom pytań w kom i szczere pytania o fabułę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro