5
Wróciło światło, a winda ruszyła, ale nadal bałam się otworzyć oczy.
Cała się trzęsłam, próbowałam uspokoić oddech.
Drzwi się otworzyły i jakby dostała kopa energii wstałam i wybiegłam z tej piekielnej windy.
Gdy wypadłam na dwór aż zachłysnęłam się z ulgi.
Przez swoją nieuwagę nie zauważyłam pobliskich schodów i pech chciał, że ległam na nie jak długa. Upadłam prosto na prawe kolano i wylądowałam na tyłku.
Co za pechowy dzień.
- Ałaa, boli. Brawo łamago umiesz tylko robić sobie krzywdę.
- Wszytko w porządku? Gdzie cię boli. - przede mną ukląkł ten chłopak, którego spotkałam przed gabinetem wujka.
- Moje kolano... - powiedziałam niepewnie, w końcu poprzednio był dość niemiły.
- Pokaż, nie wygląda to za dobrze. Chodź pomogę Ci wstać. - złapał mnie za obie dłonie i pociągnął.
- Chyba muszę iść do szpitala, wiem, że jesteś pewnie zajęty, ale pomożesz mi dojść do ulicy co bym mogła złapać taxi? - stałam chwiejąc się na jednej nodze.
- Nie ma problemu, mogą poczekać. - i nim się obejrzałam wziął mnie na ręce.
- Nie, nie chodziło mi o to...
- Tak będzie szybciej, chyba nie narzekasz?
- Nie, ale jestem ciężka nadwyrężysz się.
- Nie żartuj, ty prawie nic nie ważysz, jesz ty coś w ogóle?
- Tak panie ciekawski, już możesz mnie postawić dam sobie radę. Dziękuję za pomoc, jestem wdzięczna i przepraszam, ale się nie spytałam, jak masz na imię. - podniósł brwi jakby się zdziwił, że tego nie wiem.
- Jimin.
- Miło cię poznać, jeszcze raz dziękuję, na razie. - powiedziałam i ulokowałam się w aucie, pomachałam mu jeszcze i samochód ruszył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro