Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{48}

Samotność nie skończyła się u Gemmy z dniem, w którym przespała się z Luke'm, a zdaniem, w którym leżała z Jackiem w łóżku i przyglądali się swoim twarzą. To Jack był osobą, która uzupełniała luki i widziała rzeczy, których nie widział nikt inny, a przede wszystkim Luke'm.

Jednak ci dobrzy dla nas nie zawsze są tymi, których pragniemy. Czasem pragniemy najgorszych skurwieli albo okropne cipy i nic nie możemy na to poradzić.

Tak samo jak na to kto będzie o nas walczył albo o to kto nas pokocha, nawet jedli my nie pokochamy go. To chyba częsty problem ludzi, którzy są zdradzani. Są pewni tego kto je kocha i w tym zamyka się koło. Tylko, co zrobią, gdy taki ktoś jednak ich nie kocha? Najczęściej zatrzymają siłą. Ludzie lubią zatrzymywać ludzi, nawet cipy i skurwieli.

Ludzie są tchórzami.

Ludzie są zagubieni.

Ludzie nie mogą decydować kogo będą kochać.

Ludzie za to mogą zdecydować kogo zranią, a kogo nie.

A to już coś, prawda?

Gemma jednak wykonała telefon do Jacka. Jack przyjechał najszybciej jak potrafił.

– Nic nie ugotowałam – mówi, gdy otwiera drzwi – Przepraszam – szepcze.

– Czy to naprawdę ma jakieś znaczenie?

– Posiedzisz ze mną na balkonie i popalisz papierosy?

– Pominąłem to? Naprawdę to pominąłem?

– Co? – Jack się uśmiecha.

– Nienawidzę fajek.

– Och – bo co ma powiedzieć?

– Myślisz, że jesteś w stanie rzucić? – to dosyć odważne pytanie, szczególnie na takim etapie znajomości. Jakbym widziała Aidana i Carrie, którzy moim zdanie od początku byli zbyt przewidywalni, ale to tylko moje zdanie. Nawet, gdy potem spotkali się na końcu świata.. och, czyżbym zdradziła, zakończenie? Uroki, pisania w trzeciej osobie. Dzień dobry, tutaj pani narrator.

– Muszę zapalić, Jack, mam jeszcze skręty.

Też się krzywi, to w ogóle jej nie dziwi.

– Dobrze, Jack – klepie go po policzku – Nie musisz nic palić.

– Związki wymagają poświęceń, prawda? – rzuca Jack.

– Dobrze, Jack – chowa paczkę do kieszeni i bierze go za rękę. Siadają razem w fotelu, ona zawija się przy jego boku, on głaszcze ją po włosach.

– Nie palisz?

– Chyba pójdę spać, opowiesz mi coś o sobie?

– Moje historyjki są usypiające? – łaskocze ją po żebrach.

– Przepraszam, Jack – przeprasza go za wszystko i za nic.

– Nie jesteś taka twarda, jak się wszystkim wydaje, co?

Gemma unosi głowę z jego piersi i uśmiecha się do niego.

– Jesteś dobrym chłopakiem Jack, uciekaj jak najdalej.

– Masz w sobie to coś dziewczyno – całuje ją w czoło.

Gemma przerzuca przez niego nogę, żeby być jeszcze bliżej.

Tak naprawdę nie rozumiała, ale czy Carrie rozumiała, gdy pisała szalone maile do Aidana lub gdy wystawała pod jego oknami, a on jej w końcu wykrzyczał w twarz, że złamała mu serce? Nie, bo i tak się nie poddała.

– Jesteś głodna? Mam coś zamówić?

– Myślałam, że moje zamówienie właśnie przyszło.

Jack w pierwszej chwili nie rozumie.

– Ty, głuptasie – nie była pewna czy to już koniec.

– Skoro mówisz, że głuptasie, to jakie będzie twoje zdziwienie, gdy ci powiem, że ten głuptas dostał stypendium w Londynie. I wylatuje jutro, to tylko dwa tygodnie. Ale zawsze coś, prawda?

– Jack! To świetne! To niesamowite! Gratulacje! – siada na nim okrakiem – Nie wiedziałam, że się o takie coś starałeś! Boże! Jestem z ciebie dumna!

– Takiego entuzjazmu się nie spodziewałem.

Gemma bierze jego twarz w dłonie i pociera lekko zarośniętą szczękę.

– Będziemy marzyć przez telefon, a potem to zrealizujemy. Co powiesz na próbkę?

– Nie po to tu przyszedłem, Gemma – jego pewny ton jej nie dziwi. Wierzy mu.

– Tym lepsza niespodzianka, prawda? – całuje go w szczękę – Podnieś tyłek, kochanie, zaliczysz gorący numerek z rodową Hawajką.

– Tak? – jego oczy płoną.

– Kto będzie miał takie piegi jak ja?

– Gemma...

– Ciii – całuje go – wejdźmy do środka, nie dajemy popisu sąsiadom.

Jack podnosi ją swoimi silnymi ramionami i niesie do łóżka.

– Nieee, łóżko nie. Mam wygodny dywan – nie jest pewna dlaczego. Czyżby nagle łóżko zrobiło się dla niej zbyt osobiste?

– Mieliśmy robić to powoli.

Gemma bierze prezerwatywę z pod łóżka.

– Możemy to robić bardzo powoli...

To był najlepszy sposób, żeby nie myśleć.

Ktoś dobija się do jej drzwi. Na szczęście Jack je zamknął. Nikt nie krzyczy. Przynajmniej po żadnej stronie drzwi tego nie słychać.

Spóźniłeś się, Luke.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro