{21}
Luke zdążył wrócić do Laury zanim się obudziła. Karteczka dalej leżała w tym samym miejscu, więc po prostu ją zgniótł i schował w jeansach. Rozebrał się i wrócił do swojej dziewczyny.
Nie przytulił jej.
Po prostu położył się na plecach, z rękami pod głową i marzył. Pomimo tego, co zrobił, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Spędził wspaniałe kilka godzin i w ogóle nie żałował. To było coś.. coś wartego każdej najmniejszej chwili. Nie mógł przestać o niej myśleć i przypominać sobie każdej pojedynczej rzeczy jaką robili, czy jaką powiedziała.
Był ostatnim chujem.
Wiedział to.
Jednak każda chwila spędzona z nią była tego warta. Może uwielbiała być za obiektywem, ale przed obiektywem.. czuła się beztrosko, fenomenalnie.. Wiedział, że jest dobrą aktorką i to była najlepsza scena aktorska jaką widział w życiu. Jednak czuł to całym sercem.
Laura znowu przewróciła się w jego stronę i zarzuciła na niego ramie.
Nie chciał się tak czuć, ale pierwszy raz poczuł się jak w klatce.
W klatce z ramion dziewczyn, którą kochał.
Gemma leżała na dywanie w swoim mieszkaniu gapiąc się na pusty sufit. Czegoś na nim brakowało, ale ona nie potrafiła odkryć czego. Gdy kupiła to mieszkanie, została jej jeszcze kupa pieniędzy za sprzedaż rodzinnego domu. Jednak to nie był powód, żeby je wyremontować. Przywiozła ze sobą łóżko z domu, a reszta nie miała znaczenia. Teraz sądziła, że potrzebuje wygodniejszego dywanu.
To mieszkanie było puste.
Nie chciała, żeby dłużej takie było.
Robiła anioły na starym dywanie, który zastała w tym mieszkaniu i nie mogła przestać się uśmiechać.
Potrzebowała zmian.
Luke wstał rano i zrobił im śniadanie. Nie mógł przestać się uśmiechać, co zazwyczaj nie zdarza się za często.
– Czy ja dobrze widzę, mój chłopak gotuje?
– Usiądź i czekaj.
Laura chichocze, Luke rzadko był taki stanowczy, dlatego nieco ją to peszy.
– Co gotujesz?
– Sałatka z parówkami. Nie komentuj – sam się uśmiecha – Wziąłem to, co było w lodówce. Dlatego tak naprawdę nie gotuję.
– Jesteś w dobrym humorze, rzadko to się zdarza z samego rana – zazwyczaj nie można wyciągnąć go z łóżka.
– Ciesz się tym – woda na herbatę właśnie się gotuje, więc Laura postanawia mu pomóc.
– Jedziesz ze mną? – pyta go ponownie – Bo jak tak to dzisiaj popołudniu wyjeżdżamy.
– Powiedziałem, przecież, że pojadę – nie myślał w tej chwili o Gemmie, starał nie skupiać się na niczym. Nucił sobie w głowie, gotował dla dziewczyny i udawał, że nie robi nic złego.
Kompletny wariat.
Luke nie mógł temu zaprzeczyć. Był wariatem, który unikał konsekwencji. Zostawiał jedną dziewczynę, żeby wrócić do drugiej. Przy Laurze uśmiechał się z powodu Gemmy, a przy Gemmie chodził wiecznie zaskoczony.
Gemma go otworzyła. Zajrzała do najgłębszych zakamarków jego duszy i wypuściła je na wolność.
Nie czuł się zdolny do racjonalnego myślenia, bo nie miał pojęcia, co to właściwie oznacza. Nie mógł zatrzymać Gemmy. Ale czy mógł oszukiwać Laure?
Może powinien jej powiedzieć.. wytłumaczyć.. ona by zrozumiała i zaczęliby od nowa, jako nowi ludzie. Pokazałby dziewczynie, którą kocha i która kocha go, jak przyjemne mogą być niemoralne rzeczy.
Nie to źle brzmi.
Jak przyjemne mogą być niecodziennie chwile, o których nigdy nie dowie się nikt po za ich dwójką.
Wiedział, że to było szalone, ale może Laura by go takiego pokochała, a on może.. może wtedy zrozumiałby, dlaczego ona chce ślubu.
Z dnia na dzień był, co raz bardziej zagubiony i uśmiechnięty.
– Śniadanie podane do stołu – naprawdę uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Możesz dać mi buziaka? – nie był zaskoczony tą prośbą – Nie, zaczekaj – wstaje – Muszę umyć zęby, potem chce buziaki!
Była słodka, niewinna, zakochana w nim. Tylko w tym ostatnim było coś złego. Luke'a kręcił głową z niedowierzaniem, mimo, że to było dla niej takie typowe.
Chciała buziaka, ale nie z nieświeżym oddechem.
To było dokładnie takie jak Laura.
Luke był takim facetem, który chciał zadowolić taką dziewczynę. Przynajmniej tak myślał.
W tej chwili właśnie to sobie uświadomił.
Zrani ją.
Musi tylko, podjąć decyzje jak bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro