Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6|

- Wzywał mnie pan - powiedziałam znudzonym tonem wchodząc do gabinetu opiekuna Gryffindoru. Profesor Quilly siedział na swoim krześle głęboko się nad czymś zastanawiając. Kiwnął tylko głową, nie wypowiadając ani jednego słowa.
Oprócz niego w gabinecie siedziały jeszcze dwie osoby. Priamus rzucił w moją stronę szybkie spojrzenie, po czym odwrócił się z powrotem w stronę profesora. Ostatnie wolne krzesło zajmował mężczyzna w średnim wieku, z starannie ułożonymi blond włosami i zimnymi, niebieskimi oczami. Po rysach twarzy z łatwością mogłam zgadnąć, że jest to ojciec Priamusa.
- Dziękuje za przybycie, panno McGonagall - odchrząknął profesor.
- Czy możemy już przejść do sprawy? - spytał niecierpliwie mężczyzna patrząc wymownie na zegarek.
Priamus zacisnął wargi, ale nic nie powiedział. Miałam wrażenie, że pomiędzy tą dwójką jest jakieś wręcz wyczuwalne napięcie.
- Oczywiście, panie Deagreen - profesor Quilly westchnął i zwrócił się z powrotem do mnie - Mamy mały problem, Minervo.
Uniosłam brew w geście oczekiwania.
- Jak zapewne pani słyszała, pani Deagreen zaginęła nie tak dawno temu - powiedział zakłopotany profesor - Jednak poszukiwania wydały pierwsze owoce i dowiedzieliśmy się gdzie przebywała jeszcze tydzień temu.
- Cóż, to dobrze - powiedziałam niepewnie - A co to ma wspólnego ze mną?
- Już ja ci powiem - warknął wściekły pan Deagreen - Wiesz kto ukrył moją żonę? Twoja matka! Myślałem, że się przesłyszałem, gdy o tym usłyszałem. Moja piękna Alexia i ta wariatka Isobel się przyjaźniły? Śmiechu warte!
- Moja matka nie jest wariatką - syknęłam, a Priamus poruszył się niespokojnie na swoim krześle.
- Panie Deagreen, proszę jednak, żeby pan się odrobinę uspokoił - powiedział profesor, ale mężczyzna go zignorował.
- Nic mnie to nie o obchodzi. Masz przemówić swojej głupiej matce do rozumu, żeby powiedziała gdzie ona teraz jest!
- Ojcze - zaczął Priamus - Przestań krzyczeć, na Merlina. To nie wina Minervy.
- A w dodatku myślę, że gdyby moja matka chciałaby panu pomóc to by to zrobiła - rzuciłam zimno - Najwyraźniej pana żona nie chce zostać przez pana odnaleziona.
Mężczyzna rzucił się na mnie zanim zdążyłam zareagować. Zacisnął palce na moich ramionach, a ja zamrugałam nie dowierzając co się teraz dzieje.
Priamus poderwał się z krzesła i odciągnął go ode mnie.
- Chyba jesteś zbyt nerwowy - warknął chłopak i opadł z powrotem na swoje miejsce.
- Panie Deagreen, nie może pan zmusić mojej podopiecznej do pomocy. Może pan ją jedyne poprosić - stwierdził profesor, który najwyraźniej miał już dosyć tej sytuacji.
Mężczyzna westchnął próbując się uspokoić. Najwyraźniej bardzo mu zależało.
- Minervo - zaczął - Proszę pomóż mi odnaleźć moją żonę.
- Najpierw niech pan przeprosi za to, co pan powiedział o mojej matce.
- Przepraszam. Błagam, jesteście naszą jedyną nadzieją - jego głos brzmiał tak żałośnie, że aż poczułam odrobinę współczucia dla niego.
- Mogę porozmawiać z moją mamą, ale wątpię, żeby chciała pomóc - powiedziałam wstając z krzesła - Jeśli to wszystko to ja już pójdę. Nie chcę się spóźnić na transmutację.
Profesor kiwnął głową, a ja prawie wybiegłam z jego gabinetu.
Nigdy nie słyszałam o żadnych powiązaniach mojej matki z rodziną Deagreen. Oni byli wysoko postawionym i bogatym rodem, a w nas nie było nic specjalnego.
Pokręciłam głową i stanęłam przed salą czekając na profesora.
- Czemu o wszystkim dowiaduję się ostatnia? - spytała Pomona dobiegając do mnie.
Brakowało jej tchu i wyglądała jakby przebiegła cały zamek.
- O czym?
- O tym, że Delphine zaczęła umawiać się z tym Krukonem, jak mu tam było?
- Mike.
- No właśnie. A ja myślałam, że jesteście na dobrej drodze, żeby pomiędzy wami coś było.
- To było oszukane - westchnęłam - Chciał mnie wykorzystać, żeby zemścić się na Priamusie.
- Zaraz, że co? A co on ma do tego wszystkiego?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Niezbyt mnie to też obchodzi.
- Wiesz, nigdy nie sądziłam, że Delphine zrobi coś takiego. Nie mam zamiaru utrzymywać z nią kontaktu.
- Nie musisz tego robić ze względu na mnie.
- Ale chcę - Pomona uśmiechnęła się szeroko.
- Naprawdę. Nie będę zła na Delphine przez całe życie - wzruszyłam ramionami i weszłam do sali - W dodatku teraz mam ważniejszą sprawę na głowie.
- Co się stało? - Pomona usiadła na krześle obok mnie i lekko się nachyliła w moją stronę.
Streściłem jej szybko całą historię ze spotkania z ojcem Priamusa, a jej oczy rozszerzały się coraz bardziej z każdym moim słowem.
- Merlinie, to dziwne. Co zamierzasz zrobić?
- Nie mam pojęcia. Moja matka jest strasznie uparta. Nie muszę nawet próbować, żeby wiedzieć, że nic mi nie powie - westchnęłam i spojrzałam na profesora, który właśnie zaczął lekcję.
- Miło mi widzieć wszystkich was zebranych na mojej lekcji - zaczął profesor Dumbledore uśmiechając się ciepło.
- Nie ma Priamusa, panie profesorze - powiedział Alaric.
- Och tak, jednak profesor Quilly powiadomił mnie już o tym wcześniej. Nie ma się co martwić, panie Carter.
Kochałam transmitancję, ale za nic nie mogłam się dzisiaj skupić na lekcji. Słowa profesora do mnie nie docierały, a i robienie notatek szło mi mozolnie.
W końcu, gdy lekcja się skończyła z westchnieniem spakowałam swoje rzeczy i wyszłam.
- Możemy porozmawiać?
Podskoczyłam słysząc głos tuż za sobą.
- Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział Priamus uśmiechając się lekko - Wybacz.
- Słuchaj - zaczęłam - Nie wiem nic o twojej mamie. Powiedziałam, że spróbuje się czegoś dowiedzieć, ale naprawdę wątpię, żeby coś z tego wyszło.
- Wiem. I to rozumiem. Chciałem porozmawiać na inny temat.
- W takim razie słucham - powiedziałam opierając się plecami o ścianę.
- Rozmawiałem już z Clementiną. Obiecała, że przestanie rozpowiadać plotki na twój temat.
- Nawet nie wiedziałam, że to robi - zmarszczyłam brwi.
Priamus spojrzał na mnie zdziwiony, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie to co mówi twoja głupia dziewczyna. Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia.
- Słyszałem o Miku i Delphine - wypalił szybko zanim udało mi się odejść.
- Chyba każdy słyszał - mruknęłam.
- Nie jest ci...smutno? W końcu to twoja przyjaciółka.
- Szczerze mówiąc, mam to gdzieś. To wszystko?
Chłopak westchnął i kiwnął wolno głową.
- Tak. I przepraszam za mojego ojca. Był zdenerwowany.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się pocieszająco - Twoja mama się znajdzie. Nie martw się.
Priamus odwzajemnił uśmiech i odwrócił się na pięcie.
- Pamiętaj o dzisiejszym patrolu! I tylko spróbuj się spóźnić! - krzyknęłam za nim, ale on tylko machnął ręką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro