6|
- Wzywał mnie pan - powiedziałam znudzonym tonem wchodząc do gabinetu opiekuna Gryffindoru. Profesor Quilly siedział na swoim krześle głęboko się nad czymś zastanawiając. Kiwnął tylko głową, nie wypowiadając ani jednego słowa.
Oprócz niego w gabinecie siedziały jeszcze dwie osoby. Priamus rzucił w moją stronę szybkie spojrzenie, po czym odwrócił się z powrotem w stronę profesora. Ostatnie wolne krzesło zajmował mężczyzna w średnim wieku, z starannie ułożonymi blond włosami i zimnymi, niebieskimi oczami. Po rysach twarzy z łatwością mogłam zgadnąć, że jest to ojciec Priamusa.
- Dziękuje za przybycie, panno McGonagall - odchrząknął profesor.
- Czy możemy już przejść do sprawy? - spytał niecierpliwie mężczyzna patrząc wymownie na zegarek.
Priamus zacisnął wargi, ale nic nie powiedział. Miałam wrażenie, że pomiędzy tą dwójką jest jakieś wręcz wyczuwalne napięcie.
- Oczywiście, panie Deagreen - profesor Quilly westchnął i zwrócił się z powrotem do mnie - Mamy mały problem, Minervo.
Uniosłam brew w geście oczekiwania.
- Jak zapewne pani słyszała, pani Deagreen zaginęła nie tak dawno temu - powiedział zakłopotany profesor - Jednak poszukiwania wydały pierwsze owoce i dowiedzieliśmy się gdzie przebywała jeszcze tydzień temu.
- Cóż, to dobrze - powiedziałam niepewnie - A co to ma wspólnego ze mną?
- Już ja ci powiem - warknął wściekły pan Deagreen - Wiesz kto ukrył moją żonę? Twoja matka! Myślałem, że się przesłyszałem, gdy o tym usłyszałem. Moja piękna Alexia i ta wariatka Isobel się przyjaźniły? Śmiechu warte!
- Moja matka nie jest wariatką - syknęłam, a Priamus poruszył się niespokojnie na swoim krześle.
- Panie Deagreen, proszę jednak, żeby pan się odrobinę uspokoił - powiedział profesor, ale mężczyzna go zignorował.
- Nic mnie to nie o obchodzi. Masz przemówić swojej głupiej matce do rozumu, żeby powiedziała gdzie ona teraz jest!
- Ojcze - zaczął Priamus - Przestań krzyczeć, na Merlina. To nie wina Minervy.
- A w dodatku myślę, że gdyby moja matka chciałaby panu pomóc to by to zrobiła - rzuciłam zimno - Najwyraźniej pana żona nie chce zostać przez pana odnaleziona.
Mężczyzna rzucił się na mnie zanim zdążyłam zareagować. Zacisnął palce na moich ramionach, a ja zamrugałam nie dowierzając co się teraz dzieje.
Priamus poderwał się z krzesła i odciągnął go ode mnie.
- Chyba jesteś zbyt nerwowy - warknął chłopak i opadł z powrotem na swoje miejsce.
- Panie Deagreen, nie może pan zmusić mojej podopiecznej do pomocy. Może pan ją jedyne poprosić - stwierdził profesor, który najwyraźniej miał już dosyć tej sytuacji.
Mężczyzna westchnął próbując się uspokoić. Najwyraźniej bardzo mu zależało.
- Minervo - zaczął - Proszę pomóż mi odnaleźć moją żonę.
- Najpierw niech pan przeprosi za to, co pan powiedział o mojej matce.
- Przepraszam. Błagam, jesteście naszą jedyną nadzieją - jego głos brzmiał tak żałośnie, że aż poczułam odrobinę współczucia dla niego.
- Mogę porozmawiać z moją mamą, ale wątpię, żeby chciała pomóc - powiedziałam wstając z krzesła - Jeśli to wszystko to ja już pójdę. Nie chcę się spóźnić na transmutację.
Profesor kiwnął głową, a ja prawie wybiegłam z jego gabinetu.
Nigdy nie słyszałam o żadnych powiązaniach mojej matki z rodziną Deagreen. Oni byli wysoko postawionym i bogatym rodem, a w nas nie było nic specjalnego.
Pokręciłam głową i stanęłam przed salą czekając na profesora.
- Czemu o wszystkim dowiaduję się ostatnia? - spytała Pomona dobiegając do mnie.
Brakowało jej tchu i wyglądała jakby przebiegła cały zamek.
- O czym?
- O tym, że Delphine zaczęła umawiać się z tym Krukonem, jak mu tam było?
- Mike.
- No właśnie. A ja myślałam, że jesteście na dobrej drodze, żeby pomiędzy wami coś było.
- To było oszukane - westchnęłam - Chciał mnie wykorzystać, żeby zemścić się na Priamusie.
- Zaraz, że co? A co on ma do tego wszystkiego?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Niezbyt mnie to też obchodzi.
- Wiesz, nigdy nie sądziłam, że Delphine zrobi coś takiego. Nie mam zamiaru utrzymywać z nią kontaktu.
- Nie musisz tego robić ze względu na mnie.
- Ale chcę - Pomona uśmiechnęła się szeroko.
- Naprawdę. Nie będę zła na Delphine przez całe życie - wzruszyłam ramionami i weszłam do sali - W dodatku teraz mam ważniejszą sprawę na głowie.
- Co się stało? - Pomona usiadła na krześle obok mnie i lekko się nachyliła w moją stronę.
Streściłem jej szybko całą historię ze spotkania z ojcem Priamusa, a jej oczy rozszerzały się coraz bardziej z każdym moim słowem.
- Merlinie, to dziwne. Co zamierzasz zrobić?
- Nie mam pojęcia. Moja matka jest strasznie uparta. Nie muszę nawet próbować, żeby wiedzieć, że nic mi nie powie - westchnęłam i spojrzałam na profesora, który właśnie zaczął lekcję.
- Miło mi widzieć wszystkich was zebranych na mojej lekcji - zaczął profesor Dumbledore uśmiechając się ciepło.
- Nie ma Priamusa, panie profesorze - powiedział Alaric.
- Och tak, jednak profesor Quilly powiadomił mnie już o tym wcześniej. Nie ma się co martwić, panie Carter.
Kochałam transmitancję, ale za nic nie mogłam się dzisiaj skupić na lekcji. Słowa profesora do mnie nie docierały, a i robienie notatek szło mi mozolnie.
W końcu, gdy lekcja się skończyła z westchnieniem spakowałam swoje rzeczy i wyszłam.
- Możemy porozmawiać?
Podskoczyłam słysząc głos tuż za sobą.
- Nie chciałem cię przestraszyć - powiedział Priamus uśmiechając się lekko - Wybacz.
- Słuchaj - zaczęłam - Nie wiem nic o twojej mamie. Powiedziałam, że spróbuje się czegoś dowiedzieć, ale naprawdę wątpię, żeby coś z tego wyszło.
- Wiem. I to rozumiem. Chciałem porozmawiać na inny temat.
- W takim razie słucham - powiedziałam opierając się plecami o ścianę.
- Rozmawiałem już z Clementiną. Obiecała, że przestanie rozpowiadać plotki na twój temat.
- Nawet nie wiedziałam, że to robi - zmarszczyłam brwi.
Priamus spojrzał na mnie zdziwiony, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie to co mówi twoja głupia dziewczyna. Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia.
- Słyszałem o Miku i Delphine - wypalił szybko zanim udało mi się odejść.
- Chyba każdy słyszał - mruknęłam.
- Nie jest ci...smutno? W końcu to twoja przyjaciółka.
- Szczerze mówiąc, mam to gdzieś. To wszystko?
Chłopak westchnął i kiwnął wolno głową.
- Tak. I przepraszam za mojego ojca. Był zdenerwowany.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się pocieszająco - Twoja mama się znajdzie. Nie martw się.
Priamus odwzajemnił uśmiech i odwrócił się na pięcie.
- Pamiętaj o dzisiejszym patrolu! I tylko spróbuj się spóźnić! - krzyknęłam za nim, ale on tylko machnął ręką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro