twenty eight
Następnego dnia Nishimura krążył po szkolnym korytarzu, nerwowo stukając kulą o posadzkę. Od rana czuł dziwne napięcie, którego nie potrafił się pozbyć. Myśli o wczorajszej nocy z Eunji nie dawały mu spokoju. Pocałunek. Brzmiało to tak banalnie, a jednak zmieniło wszystko.
Przez całą noc przewracał się z boku na bok, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania, które go przytłaczały. Co to właściwie było? Co teraz? Czy ona tego żałuje? Czy on tego żałuje? Co, do cholery, dzieje się między nimi?
Potrzebował porozmawiać z kimś, kto mógłby rzucić na to wszystko trochę światła. Kimś starszym, bardziej doświadczonym. Heeseung. To był jego pierwszy wybór.
Chłopak, choć często żartował i wydawał się najluźniejszy z całej paczki, miał w sobie coś, co sprawiało, że inni do niego lgnęli. Był swojego rodzaju starszym bratem dla całej grupy. Kiedy ktoś miał problem, zazwyczaj prędzej czy później trafiał właśnie do niego.
Niki odnalazł go na boisku, gdzie Heeseung właśnie rozciągał się po wf-ie.
— Hyung — zaczął, stając obok i opierając się na kulach.
— Co jest, młody? — Heeseung podniósł głowę i spojrzał na niego z uśmiechem, choć od razu zauważył, że coś jest nie tak. — Masz minę, jakbyś zobaczył ducha.
Niki westchnął, przesuwając stopą po betonie.
— Potrzebuję rady... ale to nie może wyjść poza nas, okej?
Heeseung uniósł brew, zainteresowany.
— Jasne, młody. Gadaj.
Nishimura zawahał się na chwilę, bo gdy przyszło do powiedzenia tego na głos, wszystko nagle wydało się jeszcze bardziej poważne.
— Chodzi o Eunji... — zaczął cicho, a sam fakt, że wypowiedział jej imię w takim kontekście, sprawił, że poczuł dziwne ciepło w klatce piersiowej.
— No, no — Heeseung uśmiechnął się szerzej. — Wiedziałem, że coś się święci.
— To nie tak... Znaczy... — Niki potarł kark, próbując zebrać myśli. — Wczoraj... no... pocałowałem ją.
Heeseung zamarł na chwilę, po czym wybuchnął śmiechem.
— Serio? Wy dwoje? — Pokręcił głową, jakby nie mógł w to uwierzyć. — Przecież jeszcze tydzień temu pewnie byście się pozabijali, gdybyście zostali sami w jednym pokoju.
— Wiem! — Nishimura zirytował się, ale w jego głosie pobrzmiewała też nuta rozbawienia. — Dlatego pytam cię o radę, bo ja... ja nie wiem, co teraz.
Heeseung spojrzał na niego poważniej.
— A co chcesz, żeby było teraz?
Niki otworzył usta, ale nie potrafił od razu odpowiedzieć. Co chciał?
Chciał ją widzieć codziennie. Chciał słuchać, jak na niego krzyczy, bo wtedy czuł, że żyje. Chciał tych przekomarzanek, tych głupich sprzeczek... ale teraz chciał też więcej. Chciał czuć to, co czuł wczoraj, gdy trzymał ją blisko. Gdy całował.
— Chyba... — zaczął niepewnie. — Chyba chcę spróbować... z nią... wiesz... być... razem.
Heeseung spojrzał na niego z uznaniem.
— No, Nishimura. Nie spodziewałem się, że tak szybko dorośniesz.
— Nie rób sobie jaj, hyung. Mówię serio.
— Wiem, wiem. — Heeseung poklepał go po ramieniu. — W takim razie moja rada jest prosta. Nie spierdol tego.
Niki parsknął śmiechem, choć wiedział, że Heeseung ma rację.
— A jak to zrobić?
— Zacznij od rozmowy. Nie kombinuj, nie graj w żadne gierki. Pogadaj z nią szczerze. Powiedz, co czujesz.
Nishimura skinął głową, choć w środku czuł narastające nerwy. Rozmowa. Proste, a jednocześnie cholernie trudne. Ale wiedział, że nie ma innego wyjścia.
Jeśli chciał, żeby to miało sens – musiał się odważyć.
W tym samym czasie Eunji krążyła po szkolnym korytarzu, starając się wyglądać jak najbardziej neutralnie, choć w jej wnętrzu panował kompletny chaos. Od rana czuła napięcie, które nasiliło się, gdy tylko zobaczyła Junseo wchodzącego do budynku.
Wszystko wróciło.
Każdy obraz, każde słowo, każda chwila, przez którą przez niego przeszła. Serce zaczęło bić szybciej, dłonie lekko drżały, a nogi miała jak z waty. Miała ochotę odwrócić się i po prostu uciec, byle dalej.
Ale nie mogła.
Była w szkole, otoczona ludźmi. Ucieczka w takim miejscu oznaczałaby tylko jedno – zwrócenie na siebie jeszcze większej uwagi.
Przez cały ranek próbowała go unikać. Chowała się za grupkami uczniów, skręcała w inne korytarze, spędziła prawie całą przerwę w łazience, upewniając się, że drzwi są zamknięte.
A mimo to... wiedziała, że on jej szuka.
Czuła to.
Raz już omal na siebie nie wpadli. Kiedy wychodziła z klasy, zauważyła kątem oka, że Junseo rozmawia z kimś dwa kroki dalej. Ich spojrzenia się spotkały. Zamarła. W jego oczach błysnęło coś znajomego.
Uśmiech. Ten cholerny uśmiech.
Taki, przez który kiedyś miękły jej kolana, a później... później stał się dla niej symbolem wszystkiego, czego nienawidziła.
Przyspieszyła kroku, czując, jak jej żołądek zaciska się boleśnie. Serce waliło jak oszalałe. Udawała, że go nie widzi. Modliła się, żeby się nie odezwał.
— Eunji! — zawołał za nią, ale ona udała, że nie słyszy.
Ręce jej się trzęsły, gdy wciskała się w tłum uczniów.
Wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Ale nie była gotowa na tę rozmowę. Nie teraz. Może nigdy.
Ukrywała się.
Ale wiedziała, że on jej nie odpuści.
Eunji, rozglądając się nerwowo za siebie, skręciła gwałtownie za róg i... z impetem wpadła na kogoś. Poczuła, jak czyjeś dłonie łapią ją za ramiona, stabilizując, zanim upadła.
— Ej, uważaj! — Usłyszała znajomy głos, pełen ciepła i lekkiej paniki.
Podniosła wzrok i zobaczyła przed sobą Sunoo, który patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
— Eunji? Co ty... wszystko w porządku?
Dziewczyna nie od razu odpowiedziała. Oddech miała przyspieszony, serce waliło jej tak mocno, że aż bolało. Przez kilka sekund po prostu na niego patrzyła, próbując złapać równowagę, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
— Tak... — wydusiła w końcu, choć głos jej drżał. — Po prostu... się śpieszę.
Sunoo zmrużył oczy, widząc, że coś jest nie tak. Znał ją zbyt dobrze. Wiedział, kiedy kłamała, a teraz jej oczy, napięte ramiona, te chaotyczne spojrzenia za siebie – wszystko zdradzało, że coś się dzieje.
— Ktoś cię goni? — zapytał ciszej, lekko pochylając głowę.
Eunji zawahała się, odruchowo zerknęła przez ramię, jakby spodziewała się, że Junseo zaraz wyłoni się zza rogu.
— Nie... to nic. Po prostu... mam dużo na głowie.
Sunoo spojrzał na nią badawczo, ale nie naciskał. Zawsze miał w sobie tę delikatność, która sprawiała, że ludzie czuli się przy nim swobodnie. Wiedział, że czasem lepiej poczekać, niż naciskać.
— Jeśli coś jest nie tak... wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda? — rzucił cicho.
Eunji przez chwilę się wahała, ale zaraz posłała mu blady uśmiech, który miał zamaskować wszystkie jej obawy.
— Wiem, Sunoo. Dzięki.
— No dobra, ale... serio, co ty tak biegasz? Myślałem, że to Nishimura cię goni, a to by mnie w sumie nie zdziwiło.
Eunji parsknęła cicho, choć było to wymuszone.
— Nishimura teraz pewnie się obija, jak zwykle.
Sunoo uśmiechnął się, ale nadal zerkał na nią z niepokojem.
— Dobra... to może chcesz się gdzieś schować na chwilę? Albo po prostu pogadać?
Ta propozycja była kusząca. Przez chwilę miała ochotę po prostu usiąść z nim w kącie szkoły, porozmawiać o wszystkim i o niczym, choćby na te kilka minut poczuć się znowu normalnie. Ale wiedziała, że Junseo wciąż jest gdzieś w pobliżu.
— Dzięki, ale... muszę coś załatwić. Pogadamy później, okej?
Sunoo skinął głową, choć widać było, że nie do końca mu się to podoba.
— Jasne. Ale jak coś, pamiętaj... jestem.
— Wiem.
Odeszła, starając się nie patrzeć za siebie, choć czuła na plecach ciężar strachu, który nie chciał jej opuścić.
Eunji przemykała korytarzem, próbując uspokoić oddech po krótkiej rozmowie z Sunoo. Miała wrażenie, że każdy krok, który stawiała, był zbyt głośny, że każde spojrzenie uczniów mijających ją na korytarzu miało ją zdemaskować. Czuła się, jakby miała na sobie wielką, pulsującą strzałkę z napisem „Uciekam przed Junseo".
I wtedy, zupełnie niespodziewanie, wpadła na kolejne przeszkody – dosłownie.
Tym razem poczuła znajomy zapach jego perfum, zanim jeszcze podniosła wzrok. Znów uderzyła w niego – Nishimurę.
— Uważaj, do cholery! — warknęła, bardziej z frustracji niż faktycznej złości.
Niki, który sam wyglądał na lekko zdyszanego, z trudem utrzymując równowagę z kulami, spojrzał na nią z mieszaniną ulgi i irytacji.
— A ty co, maraton po szkole sobie urządzasz? — sapnął, starając się ustabilizować na nogach.
Ich spojrzenia na chwilę się spotkały. I wtedy dostrzegł w jej oczach coś więcej.
Strach.
To nie była zwykła irytacja, jaką zazwyczaj wobec niego żywiła. To był ten sam cień, który zobaczył w jej oczach tamtej nocy, kiedy miała koszmar.
— Ej... — jego głos momentalnie złagodniał. — Co się dzieje?
Eunji zamarła, czując, że za długo patrzy mu w oczy, że jej maska zaraz spadnie. Nie mogła mu powiedzieć. Nie teraz. Nie tu.
— Nic. — Wymusiła uśmiech, choć wiedziała, że on nie da się tak łatwo zbyć. — Po prostu... szukałam cię.
Zmrużył oczy, nie do końca jej wierząc.
— Serio? Bo wygląda, jakbyś raczej przed kimś uciekała.
— Nishimura, błagam... nie teraz — szepnęła, ledwo powstrzymując drżenie głosu.
Chłopak otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale widząc, w jakim jest stanie, tylko westchnął.
— Dobra, okej. Ale... chodź ze mną, okej?
Eunji przez chwilę się zawahała, ale w końcu skinęła głową. Przy nim czuła się bezpieczniej, nawet jeśli sama nigdy nie powiedziałaby tego głośno.
I tak razem ruszyli korytarzem – on podpierając się kulami, a ona idąc krok w krok obok niego, udając, że wszystko jest w porządku.
Kiedy szli ramię w ramię, Niki od czasu do czasu na nią zerkał. Coś było nie tak i to wiedział. Była spięta, jej palce co chwilę poprawiały pasek od torby, a spojrzenia rzucane ukradkiem przez ramię zdradzały, że kogoś się bała.
Miał już zapytać, co się dzieje, kiedy z naprzeciwka, na końcu korytarza, zobaczył sylwetkę, której sam jeszcze dobrze nie znał, ale którą od kilku dni obserwował uważniej. Junseo.
Wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Eunji, by zrozumiał, że to właśnie jego się obawiała.
W jej oczach zapłonęła czysta panika. Zamarła na sekundę, po czym błyskawicznie odwróciła się w stronę Nikiego. Serce waliło jej jak oszalałe, a w głowie miała tylko jedną myśl – musiała się ukryć.
Ale nie było gdzie.
Dlatego zrobiła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
— Przepraszam — wyszeptała szybko, zanim Nishimura zdążył w ogóle zareagować.
Chwyciła go za kołnierz bluzy i przyciągnęła do siebie.
Zanim zdążył coś powiedzieć, jej usta zetknęły się z jego.
Niki zamarł. Przez chwilę jego mózg kompletnie się wyłączył. Nie myślał o Junseo, o korytarzu, o kulach, o niczym. Była tylko ona – blisko, ciepła, drżąca, ale jednocześnie zdeterminowana.
Jej wargi były miękkie, a pocałunek – choć nagły, chaotyczny, pełen paniki – wciąż sprawił, że przez jego ciało przeszedł dreszcz.
Po sekundzie odwzajemnił pocałunek, instynktownie przesuwając dłoń na jej talię, przyciągając ją bliżej.
Nie był pewien, czy zrobił to dlatego, że tego chciał, czy po prostu nie potrafił się powstrzymać.
W tamtej chwili nie miało to znaczenia.
Czas jakby się zatrzymał.
Słyszał tylko własne przyspieszone bicie serca i czuł jej dłonie zaciskające się na jego bluzie, jakby była to ostatnia deska ratunku.
Po kilku sekundach Eunji odsunęła się gwałtownie, jej oddech był urywany, policzki płonęły.
Niki wciąż stał oszołomiony, jego usta lekko rozchylone, wzrok wbity w nią.
— Co... co to było? — wydusił w końcu, choć każde słowo przychodziło mu z trudem.
Dziewczyna odwróciła głowę, spoglądając kątem oka na Junseo, który zwolnił kroku, ale po chwili przeszedł obok nich, rzucając tylko krótkie, zdziwione spojrzenie.
Udało się.
Przeszli niezauważeni.
Eunji odetchnęła, ale nie poczuła ulgi. Jej serce dalej waliło jak młot. Nie była pewna, czy bardziej z powodu Junseo, czy z tego, co właśnie zrobiła.
— Przepraszam... ja... ja musiałam... — zaczęła chaotycznie, ale Niki pokręcił głową.
— Spokojnie... — powiedział cicho, choć sam wcale nie był spokojny.
W jego wnętrzu wrzało.
Dotyk jej ust...
Jej drżące dłonie...
To wszystko zostawiło na nim ślad, którego nie potrafił się pozbyć.
— Wszystko okej... — dodał jeszcze, choć oboje wiedzieli, że nic nie było okej.
Coś właśnie się zmieniło. Po raz kolejny.
✨✨✨
notka od autorki
Udanych walentynek.
Ja lecę pisać wam kolejne rozdziały i na jutrzejszy wyjazd do Stolicy...
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro