thirty three
Eunji szła szybkim krokiem obok Yeonjuna, ściskając pasek swojej torby tak mocno, że aż zbielały jej palce. Nie odzywała się od kilku minut, a jej kuzyn co chwilę zerkał na nią ukradkiem, wyczuwając napięcie unoszące się w powietrzu.
— Możesz mi w końcu powiedzieć, po co właściwie tam idziemy? — zapytał w końcu, próbując rozładować atmosferę.
Eunji westchnęła ciężko.
— Niki umówił się z Jisoo.
— I co z tego? — Yeonjun zmarszczył brwi.
— Nie ufam mu. — W jej głosie pobrzmiewała złość, ale gdzieś pod nią kryła się nuta czegoś jeszcze. Niepewność? Zazdrość? — Chcę wiedzieć, co kombinuje.
Yeonjun parsknął cicho, kręcąc głową.
— Powiedz po prostu, że boisz się, że coś między nimi zaiskrzy.
— To nie tak! — syknęła, zatrzymując się nagle. Spojrzała na niego z irytacją, ale on tylko uniósł ręce w geście obronnym.
— Spokojnie. Tylko mówię, co widzę.
Eunji zacisnęła usta. Nie chciała się do tego przyznać, nawet przed samą sobą.
Podeszli bliżej kawiarni, w której Nishimura miał spotkać się z Jisoo. Stanęli za rogiem budynku, lekko wychylając się, by zobaczyć stoliki ustawione na zewnątrz.
I tam byli. Niki siedział naprzeciwko Jisoo, która śmiała się, odchylając głowę do tyłu w ten swój przesadnie zalotny sposób. Chłopak coś mówił, gestykulując rękoma, a na jego twarzy widniał ten dobrze znany uśmiech – ten, który Eunji zawsze uważała za irytujący, ale teraz...
Teraz czuła, jak coś ściska ją w środku.
— Wyglądają na całkiem dobrą parę — rzucił Yeonjun, obserwując jej reakcję.
— Zamknij się — odburknęła, ale jej wzrok wciąż był utkwiony w stoliku.
Serce biło jej szybciej.
Czuła się głupio.
Czuła się zazdrosna.
I, co najgorsze, czuła, że traci kontrolę nad tym, co zaczyna dziać się między nią a Nishimurą.
— I co teraz? — zapytał Yeonjun, wsuwając ręce do kieszeni.
— Czekamy — powiedziała cicho. — Chcę wiedzieć, jak to się skończy.
Bo choć plan był jasny – zemsta na Jisoo – Eunji zaczynała się zastanawiać, czy przypadkiem nie zatracili się w tej grze bardziej, niż planowali. A to przerażało ją najbardziej.
Po jakimś czasie Niki powoli podniósł się z miejsca, sięgając po kule, które opierały się o blat stolika. Wciąż czuł na sobie spojrzenie Jisoo. Posłała mu ten swój charakterystyczny, zalotny uśmiech, przechylając głowę lekko na bok, jakby już teraz była pewna, że go ma.
Przez chwilę miał ochotę przewrócić oczami, ale tylko skinął lekko głową, udając, że wszystko idzie zgodnie z planem.
W środku jednak czuł, jak coś go uwiera. Jakby ten cały żart, który jeszcze niedawno wydawał mu się świetnym pomysłem, nagle zaczął uwierać go jak kamień w bucie.
Ruszył w stronę łazienki, starając się zachować pozory pewności siebie, chociaż jego myśli wędrowały zupełnie gdzie indziej.
Eunji.
Czy teraz była w szkole? A może znów wybrała salę taneczną, by choć na chwilę zapomnieć o Junseo?
Czy w ogóle myślała o nim tak, jak on teraz myślał o niej?
Poczuł irytację, że ta cała sytuacja zaczęła działać mu na nerwy. Przecież to miało być proste – zemsta na Jisoo, rozbawienie Eunji, może odrobina zazdrości, żeby w końcu przestała udawać, że nic do niego nie czuje.
A tymczasem to on zaczynał być tym, który gubił się w tym wszystkim.
Westchnął, wchodząc do łazienki. Przez chwilę po prostu oparł się o umywalkę, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Widział zmęczone oczy i napięte rysy twarzy.
Co ty wyprawiasz, Nishimura?
Odkręcił wodę i ochlapał twarz, licząc, że to pomoże mu się otrząsnąć. Przez kilka sekund po prostu stał, oddychając głęboko, po czym otarł dłonie o spodnie i ruszył z powrotem do stolika.
Gdy tylko wyszedł z łazienki, poczuł, że coś jest nie tak. Ciało napięło mu się automatycznie. Zatrzymał się w pół kroku, dostrzegając scenę, której nie spodziewał się zobaczyć. Przy stoliku siedział już ktoś jeszcze.
Junseo.
Serce Nikiego przyspieszyło. Wszystko w nim wrzasnęło: nie. Ciało napięło się jak sprężyna. Nie musiał nawet wiedzieć, co mówią – i tak czuł, że to cholernie zły znak.
Junseo i Jisoo. Dwie osoby, które potrafiły zranić Eunji bardziej niż ktokolwiek inny. Niki poczuł, jak ogarnia go gniew. Zacisnął dłoń na kuli tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.
Ruszył w ich kierunku – powoli, ale z determinacją, która aż od niego biła. Nie obchodziło go, co ludzie pomyślą. Nie obchodziło go, że robi z siebie idiotę. Chciał po prostu oderwać tego dupka od stolika, zanim stanie się coś, czego Eunji znowu będzie musiała słuchać przez najbliższe miesiące.
Tymczasem za rogiem, Eunji zamarła.
— Nie wierzę... — wyszeptała, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę Junseo, pochylającą się nad Jisoo. Serce podeszło jej do gardła.
Yeonjun od razu wyczuł zmianę w jej postawie.
— To on, prawda? — zapytał cicho, chociaż odpowiedź była oczywista.
Eunji w ogóle go nie usłyszała. Jej wzrok był przyklejony do stolika.
Wszystkie wspomnienia wróciły.
To, jak ją złamał. Jak zabrał jej coś, co kochała. Jak sprawił, że taniec – jej ucieczka, pasja, miłość – stał się czymś, na co nie mogła patrzeć bez bólu.
A teraz siedział tam, uśmiechnięty, jakby nigdy nic. Jakby ona była tylko epizodem w jego życiu, którego nawet nie warto wspominać. Eunji zacisnęła zęby, a paznokcie prawie wbiły się w dłoń. Wszystko w niej wrzało.
I wtedy zobaczyła Nikiego. Jak wychodzi z łazienki. Jak jego spojrzenie pada na stolik. Jak cała jego postawa się zmienia.
— Nie... — wyszeptała, a jej oddech przyspieszył. Widziała, co zamierza zrobić.
Znała go za dobrze.
— O nie, nie, nie, nie... — mruknęła gorączkowo.
Yeonjun spojrzał na nią pytająco, ale ona już się podrywała.
— Muszę to zatrzymać — rzuciła i bez zastanowienia wbiegła do kawiarni, wiedząc, że jeśli teraz nie zareaguje, skończy się to katastrofą.
Eunji przemykała między stolikami, starając się stawiać jak najciszej kroki, choć jej serce waliło tak głośno, że miała wrażenie, iż wszyscy w kawiarni mogą je usłyszeć. Adrenalina buzowała w jej żyłach, dłonie lekko się trzęsły, a mimo to próbowała wyglądać na opanowaną. Czuła, że każdy jej ruch to walka z czasem – musiała zdążyć, zanim Niki dotrze do stolika.
Zerknęła w bok. Junseo był całkowicie pochłonięty rozmową z Jisoo. Oboje pochylali się ku sobie, uśmiechając się sztucznie, ich śmiechy były przerysowane, drażniące. Jisoo muskała jego ramię palcami, odchylając głowę, jakby była bohaterką taniej komedii romantycznej, a on jej wymarzonym księciem. Eunji zacisnęła zęby. Wciąż czuła w żołądku ten znajomy ucisk, który pojawiał się zawsze, gdy widziała Junseo.
Miała wrażenie, że znowu ma piętnaście lat, że znowu stoi na sali treningowej, kiedy on patrzył na nią tym wzrokiem, który wtedy jeszcze wywoływał u niej dreszcze ekscytacji, a nie mdłości. Wszystko wróciło z taką siłą, jakby to było wczoraj. Tamten dzień, kiedy ją upokorzył. Kiedy zabrał jej coś więcej niż tylko pewność siebie.
Jej oddech przyspieszył, ale wtedy zobaczyła Nikiego.
Już był blisko. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że jego ciało napięło się jak struna. Dłoń zaciskała się na kuli tak mocno, że aż pobielały mu palce. Twarz miał kamienną, ale oczy płonęły złością. Wystarczył jeszcze krok, dwa...
— Niki... — wyszeptała, gdy wreszcie go dogoniła i złapała za ramię.
Drgnął, jakby się nie spodziewał, że ją tam zobaczy. Odwrócił głowę, a ich spojrzenia się spotkały. Czuła, jakby w tej jednej chwili cała złość w nim, wszystkie emocje, zderzyły się z jej lękiem.
— Co ty tu...? — zaczął, ale uciszyła go spojrzeniem.
— Nie teraz. Nie tu — powiedziała cicho, a w jej głosie było coś, co go zatrzymało. Prośba, może błaganie.
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, jakby walczył sam ze sobą. Chciał coś zrobić. Chciał dać upust gniewowi, wyciągnąć Junseo stamtąd i powiedzieć mu, co o nim myśli, ale jednocześnie... widział ją. Jej oczy – pełne lęku, ale i wdzięczności, że go powstrzymała.
Zrozumiał.
Zacisnął usta i pokręcił głową, jakby chciał wyrzucić z siebie całą złość.
— Dobra... — mruknął w końcu. — Chodźmy stąd.
Nie dyskutowała. Po prostu odwrócili się i razem ruszyli do wyjścia. Nie oglądali się za siebie, ale wydawało im się, że Jisoo i Junseo ich obserwują. Słyszała jeszcze ten drażniący, fałszywy śmiech Jisoo, który brzmiał w jej głowie długo po tym, jak drzwi kawiarni zamknęły się za nimi.
Ale teraz, gdy szli obok siebie, czuła, że przynajmniej na ten moment nie była sama. I to dawało jej siłę.
Gdy tylko drzwi kawiarni zamknęły się za nimi, a uliczny gwar pochłonął ostatnie echa sztucznego śmiechu Jisoo, Eunji momentalnie zatrzymała się i odwróciła w stronę Nikiego. Miała dość. Czuła, jak wzbiera w niej fala złości, którą przez ostatnie minuty z trudem tłumiła.
— Co ty sobie, do cholery, myślałeś?! — wybuchła, zniżając głos, ale i tak było w nim więcej gniewu, niż chciała. Jej oczy błyszczały, policzki pokryły się lekkim rumieńcem, a dłonie zaciśnięte w pięści drżały.
Niki spojrzał na nią zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że to właśnie ona zacznie robić mu wyrzuty. Jeszcze przed chwilą błagała go wzrokiem, by odpuścił, a teraz...?
— Chciałem tylko... — zaczął, ale Eunji nie dała mu skończyć.
— Tylko co? Chciałeś tam pójść i zrobić cyrk? Wywołać awanturę przy wszystkich? — Jej głos podskoczył o ton wyżej. — Wiesz, co by się stało, gdybyś to zrobił?! Wiesz, jak by się to skończyło?!
Niki z trudem powstrzymał się, by nie parsknąć ironicznie. Jej zatroskany ton tylko bardziej go irytował. Przecież chciał jej pomóc! Nie rozumiał, dlaczego nagle to on był tym złym.
— Chciałem cię obronić, do cholery! — odburknął, robiąc krok w jej stronę. — Widziałaś, kto tam siedział! Junseo. Myślisz, że pozwolę mu znowu cię skrzywdzić?
Eunji zacisnęła usta. Tak bardzo chciała się na niego wściekać, ale jego słowa ugodziły ją dokładnie tam, gdzie bolało najbardziej. Bo prawda była taka, że Niki chciał dobrze. Zawsze chciał dobrze. Tylko zawsze robił to w najgłupszy możliwy sposób.
Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, oboje napięci, oboje zirytowani – ale gdzieś pod tą fasadą złości, czaiło się coś więcej. Troska. Strach.
— Ja... nie chcę znowu przez to przechodzić — przyznała cicho, spuszczając wzrok. — Nie chcę, żeby on miał nade mną władzę. A twoje rzucanie się na niego na oczach wszystkich tylko by mu to dało. Sprawiłby, że znowu stałabym się ofiarą. Nie rozumiesz?
Niki przygryzł wargę. Rozumiał. Cholernie dobrze. Ale nienawidził tej bezsilności, którą czuł. Nienawidził tego, że jedyne, co mógł teraz zrobić, to stać obok i patrzeć, jak Eunji cierpi.
— Dobra... — westchnął w końcu, wyciągając do niej rękę. — Przepraszam. Po prostu... nie mogłem patrzeć, jak siedzisz tam za rogiem, trzęsiesz się, a on spokojnie sobie gawędzi z Jisoo. Rozwala mnie to, rozumiesz?
Eunji spojrzała na jego dłoń, potem w jego oczy. Przez chwilę miała ochotę się odsunąć, ale coś w jego spojrzeniu ją zatrzymało. Było prawdziwe. Opuściła ramiona i niepewnie złapała go za rękę.
— Wiem... — powiedziała cicho. — Ale następnym razem... proszę, pytaj mnie najpierw.
Niki ścisnął jej dłoń lekko, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
— Postaram się — mruknął, po czym dodał ciszej: — Chociaż nie obiecuję, że mi wyjdzie.
Eunji przewróciła oczami, ale na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
— Idiota — westchnęła.
— Wiem — odpowiedział z dumą.
I chociaż jeszcze przed chwilą wrzała w nich złość, teraz, stojąc obok siebie na ulicy, poczuli, że choć życie wokół nich może być chaosem – razem łatwiej jest ten chaos przetrwać.
Yeonjun stał z rękami w kieszeniach, oparty o latarnię, i przyglądał się tej dwójce z wyraźnym rozbawieniem zmieszanym z lekkim zmęczeniem. Jego wzrok przesuwał się z Nikiego na Eunji, a potem z powrotem. Widząc, jak ich emocje przeszły z wrzenia do czegoś na kształt porozumienia, westchnął ciężko, jakby to on był tutaj tym najbardziej dojrzałym.
— Wiecie... — zaczął, odchrząkując, by zwrócić na siebie ich uwagę. — Wolałbym, żebyście odpuścili wszystkie te swoje zemsty. Tak... dla dobra wszystkich.
Jego ton był spokojny, ale kryło się w nim coś więcej – troska. Wiedział, jak bardzo zarówno Eunji, jak i Niki mają tendencję do pakowania się w kłopoty. Oboje byli jak dwa zapalone lonty, które tylko czekały, aż ktoś je zbliży do siebie, by wybuchły.
Eunji odwróciła się w jego stronę z uniesioną brwią.
— A od kiedy to ty jesteś rzecznikiem pokoju? — zapytała z nutą ironii, choć w jej głosie było słychać zmęczenie.
Yeonjun wzruszył ramionami.
— Od zawsze, ale po prostu mnie nie słuchasz. — Spojrzał na Nikiego, mrużąc oczy. — A ty tym bardziej.
Niki przewrócił oczami, ale kącik jego ust drgnął w lekkim uśmiechu.
— Nie jesteśmy tacy źli...
— O nie, jesteście — przerwał mu Yeonjun, podchodząc bliżej. — Jesteście koszmarem, zwłaszcza razem. I teraz, jak jeszcze zaczynacie się... no wiesz, „dogadywać"... — zrobił cudzysłów w powietrzu — ...to się robi naprawdę niebezpieczne.
Eunji przewróciła oczami, choć czuła ciepło na policzkach.
— Przestań, Yeonjun...
— Mówię serio. Chcę was po prostu uchronić przed jakąś totalną katastrofą. — Spojrzał na nich poważnie. — Wiem, że Jisoo i Junseo to dwa chodzące problemy. Ale jeśli pozwolicie, żeby to wszystko przejęło kontrolę nad waszym życiem, to się w tym zatracicie.
Przez chwilę nikt się nie odezwał. Tylko wiatr lekko poruszał liśćmi na pobliskich drzewach.
Niki wbił wzrok w ziemię, przejeżdżając dłonią po karku. Wiedział, że Yeonjun miał rację. Czuł to gdzieś w środku. Chciał chronić Eunji, chciał ją wspierać, ale ich „wojna" z Jisoo i obecność Junseo zaczynały pochłaniać ich coraz bardziej.
Eunji westchnęła cicho, zerkając na kuzyna.
— Spróbujemy... — powiedziała w końcu, choć sama nie była pewna, na ile te słowa są szczere.
Yeonjun uśmiechnął się lekko.
— Tyle mi wystarczy.
Niki podniósł wzrok, patrząc na Eunji, a potem na Yeonjuna.
— Ale... — zaczął, z figlarnym błyskiem w oku — ...jakby co, to masz nas kryć, Yeonjun.
Eunji parsknęła śmiechem, a Yeonjun przewrócił oczami.
— Wiedziałem, że z wami tak będzie...
✨✨✨
notka od autorki
Koniec maratonu, ale nie myślcie, że Eunji nie odegra się jakoś na Nikim, za to spotkanie z Jisoo.
No i zostało nam już tylko 7 rozdziałów do końca.
Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie:
komentarza lub gwiazdeczki, jeśli się wam podobało!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro