Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Z lekkim uśmiechem na twarzy otworzyłam drzwi do swojego gabinetu. Nie spodziewałam się, że powrót z trzytygodniowego urlopu przyprawi mnie o tak dobry humor, lecz jak widać, nadal potrafiłam siebie czymś zaskoczyć.

Michael na mój widok rozłożył szeroko ramion, od razu mnie w nich zamykając.

— Wiesz, jak źle się bez ciebie pracuje? — zapytał z wyrzutem. Zaśmiałam się, odwzajemniając gest.

— Brakowało ci moich docinek i dedukcji?

— Cholernie.

Poklepałam go po plecach.

— Już wróciłam i nie zamierzam się nigdzie wybierać.

— Na drugi świat też?

— Na drugi świat tym bardziej. Największy kryzys przeszłam zamknięta w swoim pokoju, gdzie nikt mnie nie widział i nie musiałam udawać. Teraz może być już tylko lepiej.

— Musi być — poprawił mnie blondyn, siadając przy swoim biurku. — Zresztą wyglądasz dużo lepiej. Jak idzie terapia?

Wzruszyłam ramionami.

— Powoli do przodu. Gdybym podjęła decyzję o jej podjęciu później albo nie podjęła jej wcale, skończyłoby się to o wiele gorzej.

Nagłe pukanie do drzwi przerwało naszą rozmowę. Na widok Caluma w progu, Mike uniósł ramiona w oburzającym geście.

— Nawet nie można spokojnie porozmawiać, bo ten już się pojawia.

— Możesz wyjść, jak coś ci się nie podoba — oświadczył Cal, opierając się o framugę. Parsknęłam cichym śmiechem i pokręciłam głową.

— Jesteście naprawdę niemożliwi — stwierdziłam, uruchamiając komputer.

— Ale szczęśliwi, że cię widzimy, całą i zdrową.

— I jaką zarumienioną, co nie? — zażartował Clifford, na co od razu pokazałam mu środkowy palec.

— Humor też się jej trzyma, jak widać.

— Drugi zostawiłam dla ciebie, Hood.

Mimo to dobrze było widzieć swojego przyjaciela. Już na wstępie powiedziałam mu, żeby do mnie nie przychodził, nieważne jak bardzo by się martwił — chciałam uporać się sama ze wszystkim.

— Jak się czujesz? — zadał pytanie Cal, tylko tym razem już poważniej.

Ponownie wzruszyłam ramionami.

— Całkiem nieźle. Nie mam już ochoty umrzeć ani o to się nie modlę, także... skoro ja widzę poprawę, to jest naprawdę dobrze. Spokojnie mogę brać kolejną sprawę.

— Niestety nie mam na zapleczu nic, co mogłoby się równać twoim umiejętnościom ani twojemu poziomowi, także...

—Albo pomagamy innym...

— Poprzez wrzeszczenie na nich — przerwał Michael, przez co spojrzałam na niego z wyrzutem.

— ... albo zadowalamy się byle czym?

— Coś w ten deseń — potwierdził Cal.

Westchnęłam.

— Sprawę swojego życia już przeżyłam, także chyba nie pozostało mi nic innego, jak zadowolić się byle czym.

— Myślę, że jeszcze kiedyś znajdzie się ktoś, kto ci dorówna.

Uśmiechnęłam się pobłażliwie.

— Szczerze wątpię, Calum. Naprawdę szczerze wątpię.

Pod koniec mojego dnia pracy w drzwiach gabinetu pojawił się Irwin z radosnym uśmiechem.

— Cześć najlepsza policjantko w tym mieście!

Przewróciłam oczami z uśmiechem na jego powitanie.

— Nie mów tak, bo moja samoocena wybije poza skalę.

— Jakby już tak nie było. Nikogo do siebie nie dopuszczałaś przez ostatnie trzy tygodnie, zatem... przynoszę zaległy artykuł.

Zabrałam z rąk mężczyzny zadrukowane kartki, przebiegając po nich wzrokiem. Ashton czekał w cichym podekscytowaniu na mój werdykt.

Pokiwałam głową z uznaniem.

— Świetny artykuł, świetny. Mam nadzieję, że redaktor cię wynagrodził za niego.

— Owszem, dostałem całkiem niezłą podwyżkę. Głównie też za to, że udało mi się porozmawiać z Luke'iem.

Nie dałam po sobie poznać, by ta informacja jakkolwiek mnie ruszyła.

— I co u niego? — zapytałam.

— Nie mówiłaś, że to jest aż tak ciekawa postać.

— Mówiłam, tylko nikt mnie nie słuchał.

— Bynajmniej — odchrząknął blondyn. — Jest... spokojniejszy. Odstawił już leki psychotropowe, jest pod kontrolą lekarzy, zarówno psychiatry, jak i neurologa, pilnują, by mu nic nie odwaliło.

— Nie ma szans z tym guzem, prawda?

Ashton pokręcił głową ze smutnym uśmiechem.

— Nie ma. Przykro mi Chloe. Prosił przekazać, że jeśli będziesz na siłach i będziesz chciała, to on wpisał cię na listę widzeń, także, żebyś się nie krępowała go odwiedzać.

— Trochę niezręczne to jednak to jest, w końcu to ja go wsadziłam do kicia.

— Bynajmniej Luke nie wygląda, jakby miał ci to za złe, wręcz prosił, żeby ci podziękować.

Uniosłam brwi w geście zaskoczenia.

— Żartujesz.

Blondyn pokręcił głową.

— Nic z tych rzeczy. Wyznał, że dzięki temu w końcu ma kontrolę nad sobą i nad tym, co robi. Więcej rzeczy się dowiesz, jak zdecydujesz się z nim spotkać.

— Skąd wiesz, że to zrobię?

Irwin uśmiechnął się z pobłażliwością.

— Trochę się znamy, Sherridan i każdy z nas dobrze wie, że w końcu to zrobisz.

Przygryzłam wargę. Ashton miał rację. Nie potrafiłam całkowicie zrezygnować z relacji z Luke'iem, brakowało mi tego najbardziej przez ostatnie trzy tygodnie.

Może sprawę swojego życia rozwiązałam, ale co stało na przeszkodzie, żebym nie kontynuowała kontaktu z człowiekiem, który odwrócił moje życie do góry nogami?

Nic. Właśnie.












//Zaraz będę klikać, że opowiadanie zakończone, pewnie jeszcze zanim w ogóle doczytacie ten epilog do końca... nie będę pisała oddzielnych podziękowań. Napiszę po prostu DZIĘKUJĘ. Za wasze zaangażowanie, wsparcie, za te emocje, za wszystko. Opowiadanie będzie jeszcze poprawiane, będę tworzyła inną wersję dostosowaną pod konkurs (czyli niestety zmiana nazwisk). Nie wykluczam drugiej części, mam na nią jakiś pomysł, ale będzie ona inna niż ta. Lecz na razie nie biorę się za to, muszę odpocząć od tej historii, pisałam ją długo, bo chyba od lipca, także rozumiecie - muszę ochłonąć i przeprosić się z pozostałymi zaczętymi opowiadaniami, na które serdecznie was zapraszam.

Jeszcze raz bardzo, bardzo wam dziękuję, z całego serduszka. Życzę wam miłego popołudnia i wieczoru, wysypiajcie się, pijcie dużo wody i widzimy się kiedyś (może nawet po mojej maturze, kto wie)//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro