Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.


— O Boże, ale jedzie — oświadczył od razu na wejściu Michael, zatykając nos w tym samym momencie, w którym wszedł do kuchni.

— Co ty nie powiesz? — sarknęłam, mocniej przyciskając do twarzy swój szal praktycznie wymoczony w perfumach i mgiełkach. Jeśli dodamy do tego jeszcze zapach płynu do płukania, smród był praktycznie niewyczuwalny.

— Technicy będą za jakieś dziesięć minut. Nie dotykałaś nic poza papierem i pudełkiem? — zapytał dla pewności Cal, chowając telefon do kieszeni czarnej bluzy. Byłam szczerze zaskoczona, że nie przeszkadzał mu ten okropny zapach, wyczuwalny pomimo otwarcia okna i drzwi na szerokość.

Pokręciłam przecząco głową.

— Papier tak do końca też nie był cały dotykany, tylko blisko taśmy, od góry — dodałam przez chustę. — Jak ty znosisz ten zapach?

Hood uśmiechnął się ze sprytem.

— Nieraz pilnowałem młodszych kuzynów, zmieniałem im też pieluchy — odpowiedział z dumą.

— Ale to jest jeszcze gorsze.

Brunet wzruszył ramionami.

— Oddychaj przez usta i dasz radę.

Przewróciłam oczami, jednak już nic nie powiedziałam. Zwróciłam uwagę na Mike'a, który nadal z zatkanym nosem, przyglądał się paczce.

— Taka ładna dziewczyna, a tak tragicznie skończyła — stwierdził z politowaniem.

— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale zabójca bierze się głównie za ładne — powiedziałam.

— Czyli brzydkie laski mają szanse się uratować! Tak jak bezmózgi w czasie apokalipsy zombie!

— Ty to jednak czasem głupi jesteś — zakomunikowałam, uderzając lekko blondyna w tył głowy, po czym wyszłam z kuchni, aby w końcu odetchnąć czystym powietrzem. — Myślę, że dziewczyny obdarzone odrobinę mniejszą ilością urody również mają się czego obawiać.

— A jeśli on jest bi i niedługo zacznie zabijać nie tylko nastolatki, ale i nastolatków też? — Tezy Clifforda robiły się coraz bardziej absurdalne.

— Twoje stwierdzenia stają się gorsze niż Macka. Jak przyszłam do nich z tymi pierwszymi wiadomościami, twierdził, że może zabójca to kobieta, która jest lesbijką i wszystkie zamordowane również nimi były.

Calum mimowolnie parsknął śmiechem, zajmując miejsce obok mnie na kanapie.

— On jest śmieszniejszy niż ty, Cliffo — oświadczył brunet.

— Doprawdy zabawne — burknął mężczyzna i usiadł po mojej lewej stronie. Zdjęłam szal z twarzy i z ulgą wzięłam głęboki wdech.

— Nie wiedziałam, że tak bardzo potrzebuję świeżego powietrza, dopóki nie doświadczyłam jego braku — ogłosiłam z westchnieniem ulgi. Mężczyźni obok mnie również mocno pociągnęli nosem, delektując się świeżym, bez żadnych śmierdzących dodatków, powietrzem.

— Też nie byłem tego świadomy — dodał Mike, w końcu odtykając nos. Cal pokiwał tylko głową w cichym podzieleniu naszego zdania.

Pomiędzy naszą trójką zapadło milczenie, które szybko zostało przerwane przez pełen zdziwienia okrzyk Michaela.

— Kiedy ty zdążyłaś kupić nową grę Spider-mana? — zadał pytanie, łapiąc pudełko w ręce.

Wzruszyłam ramionami z uśmiechem pełnym zadowolenia.

— Odstało się swoje, więc się ma — odparłam, zakładając ręce na karku.

— To nie było wtedy, kiedy wręcz mnie błagałaś, żeby wyjść wcześniej z pracy? — zauważył Cal.

— Dokładnie tak.

— Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? — zadał pytanie Mike z wielkim oburzeniem, przyciskając grę do piersi.

— Bo miałeś wtedy spotkanie z, cytuję, „jakże gorącą blondynką z długimi nogami".

Po minie Clifforda dało się zauważyć, że przypomniał sobie tamten dzień i zrozumiał.

— Fakt, nie mogłem odpuścić sobie tej randki. Będę mógł ją od ciebie pożyczyć? Proszę!

— Tę blondynkę? — zażartowałam. Mike wydał z siebie pełen męczeństwa jęk.

— A czemu nie mielibyśmy kiedyś się u ciebie spotkać? Na przykład jakoś w następnym tygodniu? — zaproponował Calum, uśmiechając się zadziornie. Od razu zaprotestowałam.

— O nie! Mowy nie ma!

— Ale czemu? To nie jest taki zły pomysł — stwierdził blondyn, od razu przyznając rację Hoodowi.

— Nie — powiedziałam stanowczo i założyłam ręce na piersi.

— Znowu przemawia przez ciebie twój introwertyzm. Nie mieszkasz sama w tym domu, zapytam się Cherry — stwierdził Cal.

Zmrużyłam oczy.

— I ty Brutusie przeciwko mnie?

Rozmowę przerwał zarówno dźwięk dzwonka do drzwi, jak i sygnał wiadomości.

— Idę otworzyć, to pewnie nasi ulubieni technicy, którzy mają jeszcze więcej pracy niż my — powiedział Clifford, wstając z kanapy. Nawet odłożył grę na stolik kawowy, co było wielce zaskakujące.

— Okej — odparłam, próbując wydobyć z kieszeni dresów, w które się przebrałam po telefonach do chłopaków, komórkę. W końcu mi się to udało. Na ekranie ukazała się kolejna w tym tygodniu wiadomość od numeru prywatnego. Czyli od naszego zabójcy.

Prywatny: Mam nadzieję, że spodobał ci się prezent

Prywatny: A zwłaszcza liścik

Praktycznie nie zwróciłam uwagi na techników, którzy próbowali ze wszystkich swoich sił rozstawić się jakoś sensownie w niedużej kuchni. Wepchnęłam się między nich, torując sobie drogę. Mężczyźni patrzyli na mnie zdziwieni.

— Dajcie mi rękawiczki — rozkazałam, wystawiając rękę po przedmiot. Ben bez słowa zapytania podał mi wykonane z lateksu rękawiczki, które sprawnym ruchem założyłam na swoje niewielkie, szczupłe dłonie.

Zajrzałam do białego pudełka, trzymając włosy, aby przypadkiem nie dotknęły żadnej niepożądanej rzeczy.

— Macie latarkę? — zadałam pytanie, stwierdzając, że zasłaniam sobie wszystko swoją własną głową.

W moje ręce po raz kolejny bez żadnego zapytania trafił pożądany przedmiot. Kliknęłam odpowiedni przycisk i latarka zaświeciła jasnym, białym światłem.

Dopiero wtedy udało mi się dojrzeć wspomniany przez zabójcę liścik. Podwinęłam rękaw bluzę i ostrożnie, bez dotykania głowy i pudełka, wyciągnęłam złożoną na pół niewielką karteczkę.

Może ta mała niespodzianka sprawi, że zaczniesz mi w końcu odpisywać? Czuję się taki samotny.

L.

Otworzyłam usta w niemym zdziwieniu. Cała grupa spojrzała mi przez ramię.

— O cholera — wymruczał Michael.

— Chloe, możemy tę kartkę? — zapytał Ben z nutą wahania w głosie. Pokiwałam tylko głową. Nie będąc w stanie odpowiedzieć, oddałam im papier bez sprzeciwu.

— Czy to by świadczyło, że on jednak coś czuje? — zastanowił się na głos Calum.

Pokręciłam głową.

— Szczerze wątpię. To wszystko wygląda na to, jakby szukał uwagi, atencji — stwierdziłam. — Bardziej zaskakujące jest jednak to, że użył pierwszej litery swojego imienia.

— Tam było „L.", prawda? — upewnił się Cliffo. — Czyli to musiał być ten Luke, o którym mówiła Fisley.

— Tylko że mężczyzn o takim imieniu jest od groma w Londynie — oświadczyłam z niezadowoleniem. — A w całej Wielkiej Brytanii jeszcze więcej. Tak naprawdę jego imię dużo nam nie daje. To jest tyle, co nic.

— Pesymistka — sarknął blondyn. — Ale lepsze to niż nic.

— Krótko mówiąc, wszystko się sprowadza do tego, że nie mamy praktycznie nic. Miło, że się zgadzacie w tej kwestii. — Calum spojrzał na nas znacząco. Od razu szło się domyślić, o co mu chodzi. Nienawidził, kiedy mając dwa różne zdania, zaczynaliśmy się sprzeczać, co często prowadziło do ostrej kłótni. Cal zawsze widział każdy zespół jako zgrany. Dobranie dwójki ludzi na posterunku nie było nigdy przypadkowe, a stanowiło pewnego rodzaju analizę, do kogo pasowałaby ta określona osoba. Dlatego też Hood starał się dusić wszelkie kłótnie w zarodku, aby nie przerodziły się one w gorszego rodzaju konflikt, który mógłby powodować problemy nie tylko na podłożu na prywatnym, ale tym bardziej na zawodowym.

— Okej, zrozumieliśmy — burknęłam.

— To dobrze. Skoro już się porozumieliśmy w tej kwestii, możemy zatem przejść do następnej rzeczy: czy zamierzasz mu odpisywać na wiadomości?

Uniosłam lewą brew.

— To chyba jasne jak słońce.

— Wolałbym, żebyś powiedziała to na głos, żebym mógł cię ochrzanić.

— Ale dlaczego miałabym mu nie odpisywać? Nie narażam się!

Mężczyźni unieśli brwi.

— Nie? Chloe, on jakimś cudem wie, gdzie mieszkasz. Zna twój numer nie wiadomo skąd. A ty jeszcze mówisz, że się nie narażasz? O zakład idę, że śledził cię i to nie raz! — oznajmił Calum, próbując przemówić mi do rozumu. — Zły humor u niego, jedna źle sformułowana wiadomość od ciebie i nie daj Boże, będziemy analizowali twoje zwłoki, albo któryś z nas dostanie twoją głowę w prezencie. Naprawdę, spodziewałem się po tobie większej dawki rozumu.

— Okej, jak tak to przedstawiasz, to jednak może być to lekkie narażanie się — przyznałam, drapiąc się po głowie.

Cal wydał pełne irytacji sapnięcie.

— Miło, że to zrozumiałaś.

— Nie chcę ci się sprzeciwiać, Calum, ale może ona rzeczywiście powinna mu odpisać? — Brunet już miał zaprotestować, jednak Michael szybko dokończył, o co mu chodziło. — Rozumiem, że się martwisz, ale on sam się tego domaga. Na dodatek jest tak zafascynowany Chloe, że nie chce jej zabić.

— To, że teraz nie chce jej uśmiercić, nie znaczy, że kiedyś mu to się to nie odmieni. I właśnie ta fascynacja mi się najbardziej nie podoba. On jest nieobliczalny.

— Tutaj trzeba przyznać rację — wymruczałam. — Ale gość jest w jakiś sposób fascynujący.

— On naprawdę cię fascynuje? — zdziwił się Michael.

— A was nie? Z całym szacunkiem co do waszej opinii, ale jest on jedynym przestępcą, którego nie mogę odnaleźć, a nawet przejrzeć do końca. I zmierzam mu odpisać, sorka chłopcy. Jeszcze mi za to kiedyś podziękujecie.

— Ja mimo to uważam to za głupotę — ogłosił Hood. — Idę zobaczyć jak im idzie, bo mam dosyć tej dyskusji.

Po tym, jak mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, spojrzałam na Mike'a.

— A jak ty uważasz?

Blondyn westchnął.

— Nadal myślę, że to pewnego rodzaju głupota, ale masz też trochę racji. Gość jest cholernie fascynujący. Jego psychika, sposób działania i osobowość.

— A, miałam ci coś powiedzieć, ale z tego wszystkiego zapomniałam. Ashton do mnie dzwonił z zapytaniem, czy mogłabym nakreślić jakiś profil zabójcy. Według własnej opinii zupełnie anonimowo.

— I co?

— Powiedziałam mu to samo, co wam, że gość ma plan i podąża według niego. No i tę resztę.

— Nie tylko nas on fascynuje, co ani trochę nie jest zaskakujące.

— Na pudełku są odciski palców — ogłosił Hood, zaglądając do salonu.

— Co? — zapytaliśmy chórem.

—Analiza wykaże, czy to na pewno są odciski palców zabójcy. No i trzeba odszukać resztę ciała, co będzie ciężkim zadaniem, patrząc na to, kto zabił.

— Ciało jak ciało, ale naprawdę były jakieś odciski palców? — zapytał rozemocjonowany Mike. Jego zielone oczy praktycznie się świeciły. — Czy on...

— Nie — zaprotestowałam od razu. — Pamiętaj o tym, co mówiłam. On nie popełnia błędów. To są ślady palców ofiary.

— Skąd wiesz?

— Zaufaj mi. To nie są jego odciski palców. Nie ułatwiłby nam śledztwa aż tak.

Po raz kolejny z salonu usłyszeliśmy dźwięk wiadomości wydobywający się z mojego telefonu. Odwróciliśmy głowy na sygnał, po czym spojrzeliśmy po sobie. W końcu wzięłam urządzenie do ręki, jednocześnie trochę się bojąc, jak i będąc podekscytowaną na to, jaką treść zobaczę na ekranie.

Prywatny: Spełnisz moją prośbę, piękna policjantko i sprawisz, że poszukiwany zabójca stanie się mniej samotny?

Nawet nie spojrzałam na swoich towarzyszy. Przełknęłam głośno ślinę, wahając się do ostatniej chwili, walcząc z własnymi myślami. Wiedziałam, że to, co teraz zrobię, to będzie już ostatecznie.

I niech mnie piorun strzeli, diabeł porwie, cokolwiek.

Ja: Tak

Byłam gotowa na kazanie ze strony Caluma i Michaela. Byłam gotowa na kazanie ze strony Cherry. Tak naprawdę byłam gotowa na wszystko. Jednak wiadomość, którą dostałam minutę po mojej odpowiedzi, pokazała, że jednak tak nie było.

Prywatny: Zyskałaś szansę, żeby zadać mi jedno pytanie, na które odpowiem całkowicie szczerze. Masz czas do jutra

Prywatny: Tik, tak, tik, tak, zegar tyka. Pamiętaj o tym i miłej nocy xx




//Następny rozdział będzie chyba dopiero w następnym tygodniu, bo wyjeżdżam na weekend. Jak wam się podoba? Co sądzicie o zachowaniu naszego zabójcy?//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro