Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.


Przypatrywanie się resztkom zimnej, niedobrej kawy z automatu było dużo ciekawsze niż patrzenie na odwróconego do mnie tyłem Caluma. Jego zamyślony wzrok błąkał się po widokach za oknem.

— Ta konferencja to będzie porażka — wymamrotałam, kręcąc kubkiem.

Szef tylko westchnął ciężko, nie wypowiadając ani słowa. Był świadomy tego, co powiedziałam. Potarł oczy, po czym usiadł na swoim fotelu, naprzeciwko mnie.

— Myślisz, że nie jestem tego świadomy? Nadal szukamy gościa, który ma na swoim koncie pięć zabójstw. Pięć, do cholery! Zarzucanie nam nieudolności w tym, co robimy to tylko kwestia czasu. A jestem pewien, że dzisiaj padną te słowa i lud się podburzy. Musisz coś z tym zrobić, Chloe.

Wyprostowałam się na krześle i uniosłam brwi.

— Ja mam coś z tym zrobić? Mówisz, jakbym całe dnie leżała na kanapie i smsowała z gościem, który masowo zabija nastolatki. Nie wiem, czy to widzisz, czy może trzeba ci już okulary sprawić, ale staram się robić wszystko, co tylko mogę — Hood zmieszał się, słysząc moje słowa. — O, wiesz co? Mam pomysł. Spróbuję się z nim umówić na randkę. Może nie zabije mnie w czasie jej trwania i może nawet uda nam się go wtedy przyskrzynić! Super pomysł nie uważasz?

Brunet podrapał się po karku.

— Przepraszam, nie to miałem na myśli.

— Taką mam nadzieję — odburknęłam, odstawiając kubek na blat biurka, a następnie zakładając ręce na piersi.

Mężczyzna potarł twarz i westchnął po raz kolejny.

— Dobra, musimy ustalić pewne kwestie — zaczął. — Pierwsza rzecz: powstrzymujesz wszelkie chamskie, ironiczne i inne takie teksty.

Już otworzyłam usta, żeby zaprotestować, kiedy Calum dodał jeszcze jedną rzecz do zdania.

— I żadnej dedukcji.

— Przecież staram się hamować na co dzień! — zaprotestowałam.

— Z dochodzeniem do pewnych wniosków, owszem. Ale jeśli chodzi o ironię i sarkazm to nie, nie starasz się.

— Zgoda — odpowiedziałam niezadowolona, przewracając oczami. Już wiedziałam, że moja skala tolerowania irytujących ludzi będzie dzisiejszego wieczoru na bardzo niskim poziomie. — Coś jeszcze?

Cal zrobił nieokreślony ruch ręką.

— Po prostu się poprawnie zachowuj. A i tradycyjnie, nie wygadaj z dużo.

Westchnęłam i zaczęłam się podnosić.

— Żebyśmy my jeszcze dużo wiedzieli — odparłam, zapinając guzik pudrowo — różowej marynarki. Ubrałam się dzisiaj o wiele bardziej elegancko tylko z powodu konferencji. Oboje z Cale wiedzieliśmy, jak ważna jest nasza prezencja w takich sytuacjach. Media patrzyły wtedy trochę korzystniej, choć nadal krytycznie.

— Widzimy się o pierwszej p.m. przed budynkiem — poinformował mnie Cal, po czym odwrócił się w stronę monitora.

Wyszłam z gabinetu szefa i skierowałam się do biura mojego i Mike'a. Cliffo siedział rozłożony na krześle biurowym, układając kostkę Rubika.

— Tak pracujesz? — zażartowałam. Michael spojrzał na mnie kątem oka, uśmiechając się.

— Ja się po prostu cieszę chwilową wolnością od obowiązków — odparł. Zabrał nogi z biurka i usiadł normalnie na krześle. — Co mówił szefunio?

— Że mam zachowywać się jak normalny, życzliwy obywatel.

Blondyn parsknął śmiechem.

— To w ogóle możliwe?

Spojrzałam na niego z wyrzutem.

— Dziękuję za wiarę we mnie, przyjacielu.

Mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście.

— Ależ ja w ciebie wierzę. No, powiedzmy.

Uniosłam brew.

— Powiedzmy?

— Wszyscy znamy twój wskaźnik tolerancji ludzi. Jak ich jest za dużo bądź są za długo, masz dosyć i robisz się bardziej niż nieznośna.

— Jakby nie patrzeć, masz rację — powiedziałam, siadając na swoim fotelu.

— Jakie to miłe uczucie, jak przyznajesz mi rację — mruknął.

— Delektuj się tym, to nie zdarza się zbyt często.



Choć ciężko było mi to przyznać, miałam nieduży stres przed konferencją. Niezbyt często w nich uczestniczyłam, chociaż udało mi się rozwiązać całkiem sporo dużych spraw. Zawsze udawało mi się jakoś wymigać z tej części moich obowiązków. Tym razem jednak musieliśmy się w jakiś sposób przyznać do porażki. Pięć morderstw, dwa na tydzień. Byłam pewna, że prasa pożre nas nadmiarem oskarżających pytań, a na dodatek oskarżą o nieróbstwo i lenistwo. I powinniśmy się do tego przyzwyczaić, a przynajmniej doki nie złapiemy mordercy.

— Gotowa? — zadał pytanie Calum, trzymając klamkę od drzwi wejściowych, gotowy do wyjścia.

— Uznajmy — odparłam krótko. Poprawiłam marynarkę i dałam znak głową, że możemy wychodzić.

Od razu uderzył nas w oczy blask flesza, a w uszy dźwięk migawki. Stanęłam przy drugim mikrofonie, po prawej stronie Hooda. Skupiłam się na jego słowach, jednak jednocześnie przypatrzyłam się przybyłym ludziom. Pojawiły się zarówno stacje lokalne, jak i ogólnokrajowe, czego można było się spodziewać. Sprawa „uwodziciela nastolatek", jak zatytułowały to media, stawała się coraz bardziej rozpoznawalna i coraz częściej można było o niej słyszeć w miejscach publicznych.

— Witam wszystkich tutaj zgromadzonych. Nazywam się Calum Hood, jestem komendantem policji, obok mnie stoi nadinspektor Chloe Sherridan. Zajmuje się ona sprawą, do której zapewne mają państwo wiele pytań i wątpliwości.

— „Jak my wszyscy" — pomyślałam. — „Tylko wy możecie je mieć. My nie powinniśmy".

— Czy wiadomo już coś na temat sprawcy? Zabił pięć osób, na pewno zostawił jakieś ślady — zadała pytanie młoda dziennikarka, na oko dwudziestopięcioletnia. Ambicje aż z niej biły.

— Mamy już kilka tropów, którym mamy zamiar się dokładniej przyjrzeć — odparłam. Kątem oka zauważyłam kolejną wyrywającą się do góry rękę, tym razem mężczyzny, w wieku podobnym to przedmówczyni.

— Czy zabójca ma określony typ, kogo chce zabijać? Jakie są jego preferencje?

Mało nie uniosłam brwi. Czy ja byłam zabójcą, aby to wiedzieć?

— Skupia się na kobietach, głównie nastolatkach — odpowiedziałam.

— Czy rodzice powinni martwić się o swoje dzieci? Ograniczyć ich wolność?

— Na pewno powinni uważać na to, kto podrywa ich córki — palnęłam. Hood kopnął mnie w piszczel i rzucił oskarżycielskie spojrzenie. A miałam się hamować. Chociaż to i tak nie było jeszcze najgorsze.

— Nie uważamy, aby ograniczenie wolności było dobre, zwłaszcza dla nastoletnich dziewczyn. Zabójca jest inteligentnym człowiekiem i jeśli będzie chciał zrobić to, co zaplanował, to nic go nie powstrzyma, nieważne czy to byłaby godzina policyjna, czy patrolowanie ulic — oświadczył Calum, próbując tym samym ratować tyłek zarówno mi, jak i całej naszej kadrze. — Wierzymy jednak, że całą ta sytuacja nie potrwa długo.

Gdybym mogła, to bym prychnęła z pogardą na słowa bruneta. Nic nie zapowiadało tego, żeby to się szybko skończyło.

— Zatem co powinniśmy robić? I co policja ma zamiar zrobić?

— Być ostrożnym przede wszystkim. Nie chodzić po zmroku, uważać na to, kto nas zagaduje. Nie trzeba od razu stać się osobą antyspołeczną, jednak warto zwracać uwagę na szczegóły — powiedziałam. — A my mamy zamiar go złapać jak najszybciej.

Po kilku dość łatwych, zwyczajnych pytaniach, skończyliśmy konferencję. Po wejściu do budynku byłam gotowa uciec w zacisze swojego gabinetu, jednak Hood skutecznie mi to uniemożliwił. Złapał mnie za ramię i zaciągnął w skrytkę w korytarzu.

— Mówiłem ci coś na temat bycia ironiczną na konferencjach.

— Wymsknęło mi się, okej? To było niechcący.

Calum zamilkł na chwilę, patrząc mi prosto w oczy. Kiedy zrozumiał, że naprawdę nie zrobiłam tego celowo, puścił moje ramię.

— Mam nadzieję, że to był ostatni raz — ostrzegł mnie i oddalił się w stronę swojego biura.

Odetchnęłam z ulgą i skierowałam się w stronę pokoju mojego i Mike'a, aby w spokoju wypić kawę i uspokoić skołatane nerwy.

W momencie, gdy weszłam przez drzwi oznaczone numerem jedenaście, od razu zostałam narażona na ciekawskie spojrzenie Clifforda.

— Jak źle było? — zapytał, odrywając na moment swoje oczy i palce od komputera. Najpewniej przygotowywał szkielet raportu z przesłuchań, które zamierzaliśmy dzisiaj przeprowadzić — poprosiłam go o to jeszcze przed konferencją.

Z westchnięciem opadłam na fotel.

— Koszmarnie — odparłam. Wzięłam do ręki kubek z kawą, którą najpewniej przygotował Michael kilka minut wcześniej, gdyż na jego biurku stało naczynie wypełnione podobnym napojem.

— Palnęłaś coś chamskiego, prawda?

Spojrzałam wymownie w jego stronę.

— Zgadnij. Chociaż w moim mniemaniu nie było to jeszcze takie złe.

— Co powiedziałaś?

— Ogłosiłam, że rodzice powinni uważać, kto podrywa ich córki.

Blondyn zastanowił się chwilę.

— Fakt, nie było to jeszcze najgorsze, jednak nie powinno być powiedziane na konferencji prasowej — stwierdził i wrócił do pracy.

— Myślisz, że o tym nie wiem? — Rzuciłam mężczyźnie znaczące spojrzenie, zanim wzięłam łyk kawy. — Zaraz po tym dostałam ostrzeżenie od szefa.

— Jakby nie patrzeć, ma trochę racji. Skończysz kawę i lecimy, co?

Pokiwałam głową.

— Mam już dosyć tego dnia, a to dopiero połowa. Mam nadzieję, że zabójca nie postanowi złapać kolejnej ofiary w swoją sieć dziś wieczorem. Chciałabym na spokojnie wziąć długą kąpiel z książką w jednej dłoni i kieliszkiem wina w drugiej.

— Może napisz do niego, żeby jak coś to zmienił swoje plany i zabił jutro, a nie dzisiaj — zażartował mężczyzna, nie przestając skupiać się na tym, co działo się na monitorze jego komputera.

Przechyliłam głowę w lewo w geście zastanowienia.

— Wiesz, że to nawet nie jest głupie?

— Co? — Na moje słowa Mike od razu zwrócił uwagę na mnie. — Zabawne, Chloe, ale to jest naprawdę głupi pomysł. Wątpię, żebyś zapomniała treść wiadomości, które dostałaś przez telefon ofiary.

— Oczywiście, że o nich nie zapomniałam — oznajmiłam, przewracając oczami. — Jednak nie uważam, aby to był durny pomysł.

— Ależ jest. I to nie tylko durny, ale i za bardzo heroiczny, bzdurny i nonsensowny.

— Sama koncepcja sprowokowania go jest nonsensowna?

— Jeszcze wczoraj sama mówiłaś, że on ma swój plan i nic nie jest w stanie go zmienić. Tak mówiłaś, czy też może nie?

— Mówiłam, ale...

— Żadne „ale" Chloe. Nikt nie pozwoli ci tego zrobić, a już zwłaszcza Hood. Nie będziemy cię narażać.

— To nie jest narażenie! — zaprotestowałam.

— Owszem, jest! — Nawet Clifford mimowolnie podniósł głos. Od razu, kiedy sobie to uświadomił, zmieszał się. — Chloe przemyśl to na spokojnie, jak odpoczniesz i się wyśpisz. Nie znasz jego wszystkich zamiarów, nikt z nas nie zna, dlatego musimy uważać. Zwłaszcza że on ma obsesję na twoim punkcie. Owszem, wiesz o nim dużo, ale on o tobie wie jeszcze więcej. Dlatego tym bardziej powinnaś być ostrożna i zastosować się do swoich własnych rad.

Zmieszałam się. Mike miał rację.

— Zgoda. Ale jeśli w ciągu dwóch tygodni nie zrobimy nawet kroku w przód, napiszę do niego.

— Nic cię nie powstrzyma, co?

Pokręciłam głową.

— Znasz mnie, Michael. Ja zawsze idę po trupach. Nawet jakbym sama miała skończyć jako trup, nie pozwolę, aby zranił on więcej osób.

Między nami zapadła dość niezręczna cisza, którą przerwał dźwięk wiadomości wydobywający się z mojego telefonu. Mięśnie mimowolnie się spięły. Wzięłam urządzenie do ręki, jednak jedyne, co pokazało mi się na ekranie to sms od Cherry, czy chcę coś ze sklepu.

— To on? — zadał pełne niepokoju pytanie Michael. Pokręciłam głową, odpisując dla swojej przyjaciółki.

— To tylko Cherry. Pojechała na zakupy i pyta się, czy czegoś potrzebuję — odpowiedziałam, a następnie odłożyłam telefon na blat biurka. Nie minęła nawet chwila, kiedy znowu rozległy się wibracje. Przewróciłam oczami, będąc pewna, że to znowu rudowłosa. Jednak gdy zobaczyłam „prywatny" na ekranie, szybko się wyprostowałam. Cliffo nawet nie musiał pytać, kto to znowu — moja reakcja mówiła sama za siebie.

Prywatny: Nie wypowiadaj życzeń na głos, kochanie, bo mogą się spełnić xx





/Jest piątek, jest i rozdzialik. Miłego weekendu xx//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro