Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Rzuciłam klucze na komodę stojącą w korytarzu, a następnie z trzaskiem zamknęłam drzwi wejściowe. A wszystko to nie przerywając rozmowy z moim szefem.

— Wyjaśnij mi tylko, dlaczego nie wezwałaś posiłków od razu po tym, jak informatycy znaleźli lokalizację — wysyczał przez słuchawkę mężczyzna. Sytuacja sprzed dwóch godzin porządnie podniosła ciśnienie nie tylko mi, ale też kilku innym osobom.

— Bo się posłuchałam swojej cholernej intuicji. I wiesz co? W momencie, gdy wysłałam ekipę, to okazało się, że nie było go tam. Nawet Mack z Robbinsonem nie wykryli żadnego fałszowania lokalizacji. Co więcej, byli zdziwieni, że on tego nie użył. Ten sukinsyn nas wykiwał tak, jak jeszcze nikt.

Hood przeklął głośno. Usiadłam w granatowym fotelu stojącym w korytarzu i lekko ucisnęłam skrzydełka nosa.

— Myślałem, że ta sprawa będzie dużo łatwiejsza — zaczął. — Byłem głupcem, że nie przydzieliłem ci jej od razu.

— Z grzeczności nie zaprzeczę — wymruczałam i rozpięłam zamki w butach.

— Byłem pewien, że rozwiążesz ją w tydzień, góra dwa! Jesteś naszym najlepszym detektywem i policjantem na tym cholernym posterunku!

— Dziękuję za te wspaniałe komplementy, niewiarygodnie cieszę się, że mnie doceniasz — sarknęłam, zrzucając czarne botki ze stóp. — Calum, też byłam utwierdzona ze wspaniałym przekonaniu, że inni to idioci i nie potrafią sobie poradzić z tak prostym morderstwem. Jak się okazuje, wszyscy się pomyliliśmy, a nasza dwójka najbardziej. Nie dość, że jest to najbardziej skomplikowana sprawa, jaka mogła nam się trafić, to jeszcze sprawca czekał na mój udział w tym wszystkim. Co więcej, chce, żebym brała udział w tej „zabawie", jak on to nazywa.

— To jest tak dziwne słyszeć, że się pomyliłaś — westchnął ciężko. — To chyba piąty raz w całym moim życiu, kiedy to słyszę. To przerażające, normalnie jakby nadchodził koniec świata.

— Nie gadaj bzdur — prychnęłam, opierając się wygodniej na siedzeniu i rozprostowując nogi.

— Zgaduję, że nie chcesz, żebym oddalił cię od tej sprawy i przydzielił kogoś innego?

Prawie mnie zatkało na słowa mężczyzny. „Prawie", bo ciężko mnie porządnie zaskoczyć.

— Nawet nie ma o tym mowy — odpowiedziałam. — Chcę dalej w to brnąć. Chcę go złapać i widzieć, jak skazują na najwyższy wyrok i zamykają w więzieniu o najwyższym rygorze. Gdyby była kara śmierci, to z chęcią bym patrzyła, jak sadzają go na krześle elektrycznym.

— Zrobiłaś się strasznie okrutna od czasów dzieciństwa — zauważył Cal.

— Praca zmienia człowieka — stwierdziłam.

— Od zawsze chciałaś być policjantką. Jak to mówiłaś? Chcę czynić dobro i skopać mnóstwo złych tyłków?

— To nadal moja dewiza życiowa — zauważyłam z uśmiechem. — Czasem przez przypadek skopię także kilka dobrych tyłków, no ale od reguły musi być wyjątek.

— Racja. Informuj bezpośrednio mnie o każdej nowej wieści na temat tej sprawy, okej? Chcę być na bieżąco. I bądź ostrożna. Widziałem te wiadomości, które dostałaś i brzmiały one naprawdę niepokojąco. Nikt nie chce, żeby coś ci się stało, a już tym bardziej ja. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

– Nic mi nie będzie. Myślę, że on ma jakąś chorą obsesję na moim punkcie i nie chce mojej śmierci.

— Tym bardziej powinnaś uważać. Nie wiemy, co nim kieruje, jakie myśli, a kto wie może i jakaś choroba psychiczna.

Przewróciłam oczami.

— Dam sobie radę i bardzo dobrze o tym wiesz — powiedziałam. — Czyli mam rozumieć, że dajesz mi wolną rękę?

— Na tyle jak mogę i jak bardzo jest to zgodne z prawem i kodeksem. Weź do pomocy Michaela. Jestem tysiąc razy spokojniejszy, gdy nie działasz sama.

— Boisz się, że strzeli mi coś do głowy? — zażartowałam.

Calum zaśmiał się krótko.

— Fakt, bywasz czasem nieobliczalna. A przynajmniej tak się wydaje na początku, bo potem się okazuje, że wszystko, co robisz, ma jakiś swój cel.

— Krótko mówiąc jestem osobą wartą zaufania.

Mój rozmówca prychnął z pogardą.

— Jeszcze się pytasz. Chloe, nigdy nas, mnie, nie zawiodłaś, nieważne jak wiele przestrzeni ci dawaliśmy i nieważne co się działo.

— Naprawdę wspaniale słyszeć to z twoich ust. Aż cieplej się robi na sercu. — Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko fotela. — Jeśli nie chcesz narazić się na gniew twojej ślicznej narzeczonej, radziłabym ci wyrobić się z tą robotą papierkową w pół godziny.

Hood zaśmiał się po raz drugi.

— Nikt inny nie zna mnie tak dobrze, jak ty.

Uśmiechnęłam się.

— Ja każdego znam lepiej, niż on zna samego siebie — oświadczyłam.

— To niezaprzeczalna prawda. — W słuchawce rozległo się głośne westchnięcie. — Wracam do pracy. Im szybciej skończę, tym lepiej. I tym mniej narażę się Adelaide. Pamiętaj, każda nowa informacja ma być przekazana od razu do mnie.

— Pamiętam szefie. Widzimy się jutro w robocie.

— Do jutra mój niezłomny i ulubiony detektywie.

— Och, już tak nie słodź, bo się zarumienię. Do jutra staruszku.

Wcisnęłam czerwoną słuchawkę na ekranie i zamknęłam na moment oczy. Dzisiejszy dzień nie dość, że był męczący, to jeszcze pełen wrażeń i emocji. Czułam w kościach, że dopóki nie rozwiążemy sprawy tych morderstw i nie złapiemy mojego „tajemniczego wielbiciela", jak już współpracownicy zaczęli nazywać sprawcę na posterunku, to nie zaznamy spokoju.

Calum był najlepszym szefem, na jakiego mogłam trafić. Wiedział o moich zdolnościach, znał mój charakter i, co najważniejsze, ufał mi. Znaliśmy się już tyle lat, że nawet nie było mowy o okłamaniu tego drugiego, zdradzeniu go czy stracie zaufania. Byliśmy po prostu rodzeństwem od innych rodziców i nic ani nikt nie był w stanie tego zmienić.

Z ciężkim sercem wstałam z wygodnego fotela i ruszyłam do kuchni. Byłam przygotowana na to, że to ja będę musiała przygotować obiad, inaczej zarówno Cherry, jak i będziemy chodzić głodne.

Jednak w momencie, kiedy weszłam do pomieszczenia, okazało się, że w garnku gotują się ziemniaki, na patelni smaży się mój ulubiony stek, który moja współlokatorka przyrządza tylko na specjalne okazje, a ona sama siedzi na parapecie i czyta swój ulubiony magazyn.

— Czyżbyś się w końcu mnie posłuchała i zaczęła brać swoje tabletki na sen? — zapytałam, unosząc lewą brew. Oparłam się o framugę i założyłam ręce na piersi, nie przestając się przyglądać przyjaciółce.

— Stwierdziłam, że może rzeczywiście masz rację — oświadczyła, odkładając magazyn na bok. — I dlatego, w ramach przeprosin za moje lekko dziecinne zachowanie postanowiłam ci to wynagrodzić w formie tego jakże przepysznego obiadu.

— To jest stanowczo to, czego potrzebowałam — stwierdziłam, delektując się zapachem smażonej wołowiny.

— Rozwiązałaś już sprawę tego mordercy? — zapytała rudowłosa, wyciągając z górnej szafki dwa talerze.

— Nie i nie zapowiada się, żeby to szybko nastąpiło — wymruczałam odpowiedź. Wyjęłam potrzebne sztućce z szuflady i ułożyłam je w odpowiednim miejscu na niedużym, lecz wystarczającym dla nas stole.

Przyjaciółka spojrzała na mnie zmarszczonymi brwiami.

— Nie gadaj głupot. Jesteś Chloe Sherridan, rozwiążesz to maksymalnie w tydzień — prychnęła.

Pokręciłam głową, przeczesując dłonią swoje blond włosy.

— Zarówno ja, jak i Cal się przeliczyliśmy. Okazuje się, że to najbardziej skomplikowana sprawa od lat.

— Co masz na myśli?

Kobieta postawiła dwa talerze na stole, jednak nie zaczęła jeść. Czekała, aż jej wszystko streszczę.

— Jak wiesz, sprawca zabił cztery dziewczyny. Miejsca zabójstw były czystsze niż mieszkanie największej pedantki, żadnych odcisków palca, pozostałości naskórka czy włosów. Sprawę komplikuje jeszcze to, że koleś ma pewnego rodzaju obsesję na moim punkcie. Czekał, aż zostanę włączona w to wszystko.

— Jak on może mieć obsesję na twoim punkcie? Przecie nawet się nie znacie.

Odblokowałam telefon i najpierw pokazałam jej zdjęcie muralu, a potem dzisiejsze wiadomości.

— O cholera jasna — wyszeptała. Cherry spojrzała na mnie z niepokojem. — Nie uważasz, że lepiej by było, jakbyś odsunęła od tej sprawy?

— Nie, nie uważam tak i nawet mowy o tym nie ma — oświadczyłam od razu. — Mówiłam już to Hoodowi i to samo powiem tobie. To ja chcę być tą osobą, która go złapie i zakuje w kajdanki.

— Jesteś pewna, że to bezpieczne? Chloe, gość jest nieobliczalny!

— Ale chce, żebym w to grała.

— Naprawdę zamierzasz mu ulec?!

Spojrzałam na nią surowo.

— Tak, zamierzam. — Delikatnie ścisnęłam jej dłoń. — Cherr, zaufaj mi. Dam sobie radę, jestem dużą dziewczynką.

— W to nie wątpię — mruknęła, chwytając widelec z nożem. — Po prostu obiecaj mi, że będziesz ostrożna.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

— Jesteś już drugą osobą, która o to prosi. Będę. Obiecuję.



Po skończonym obiedzie Cherry zniknęła w swoim pokoju, aby przygotować się na nagłe spotkanie z Austinem, jej chłopakiem, natomiast ja wzięłam się za zmywanie naczyń. Wbrew pozorom uspokajała mnie ta czynność i sprawiała, że mogłam na poważnie pomyśleć, jaki kolejny krok podjąć w kwestii zabójcy. Nadal wahałam się nad tym, czy szukać go na gwałt, patrolować ulice i przyglądać się każdemu podejrzanie wyglądającemu mężczyźnie, czy czekać na kolejny ruch z jego strony. Druga opcja wydawała się dużo rozsądniejsza, jednak jednocześnie narażała bezbronne osoby. To było w tym wszystkim przerażające — nie wiedzieliśmy, kiedy i kogo zaatakuje tym razem, przez co nie byliśmy w stanie nikogo obronić. A przecież takie było nasze zadanie jako policji. Czasami miałam wrażenie, że sprawiamy ludziom zawód, chociaż robiliśmy wszystko, co mogliśmy.

Z nieco przygnębiających rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Wytarłam mokre po ostatnim talerzu ręce w ręcznik i wcisnęłam zieloną słuchawkę na ekranie telefonu.

— Halo?

— Po tobie mógłbym się spodziewać, że patrzysz, kto dzwoni — powiedział ze słyszalnym w głosie śmiechem Michael.

— Czasami trzeba sobie zrobić jakieś wyjątki, nieprawdaż? — odpowiedziałam, siadając na parapecie, w międzyczasie rzucając ręcznik na stół.

— No jasne. Dasz się wyrwać na piwo z grupą twoich wspaniałych znajomych? — zaproponował blondyn.

— Zależy, kto jest w grupie moich wspaniałych znajomych.

— Ja, Hood, Addy, Violet i może jeszcze Ashton, muszę do niego zadzwonić.

— No nie wiem — zawahałam się.

— Chloe, proszę. Po całym dzisiejszym dniu piwo powinno być dla ciebie nagrodą.

Zastanowiłam się przez moment, po czym odpowiedziałam:

— Zgoda.

Mike wydał okrzyk radości.

— Nie wierzę, że udało mi się wyciągnąć Chloe do ludzi. Widzimy się w naszym ulubionym barze o szóstej p.m. Zasłużyłaś na to.

— Oboje na to zasłużyliśmy — zauważyłam.

— Owszem, ale to pewnie ty najbardziej się naharujesz przy tej sprawie. Ja będę tylko dbał o ciebie i twoje bezpieczeństwo.

— Co wy ostatnio macie z tym bezpieczeństwem?

— Ja spełniam tylko polecenia szefa, nic więcej. Jestem zdania, że bez żadnej pomocy pokonałabyś najgroźniejszy gang Londynu w pół godziny.

Zaśmiałam się.

— Po czym zamówiła sajgonki i patrzyła, jak zwijają się z bólu, w międzyczasie czekając na radiowozy.

— Bingo, kochana, bingo! Jak przyskrzynisz gościa, którego obecnie poszukujemy, to dostaniesz roczny zapas lodów i piwa smakowego.

— To jest nagroda godna mnie, a nie jakaś tam sława i pieniądze.

— Też tak uważam. To co, widzimy się?

— Jasne. Specjalnie dla ciebie poświęcę swoje wolne popołudnie na integrowanie się z innymi ludźmi.

— Od zawsze wiedziałem, że mnie lubisz. Nie rozmyśl się tylko

— Już za późno na to, tak myślę — zaśmiałam się, po czym rozłączyłam połączenie.

Michael miał rację — powinnam jakoś wynagrodzić sobie ten ciężki dzień. A wypicie piwa z kilkoma miłymi ludźmi to wcale nie była taka zła opcja, jakby się mogło wydawać.





//Czy ja was za bardzo nie rozpieszczam?//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro