Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28.


— Chloe, Michael, mogę was prosić do siebie? — zapytał Hood, wchodząc bez pukania do naszego gabinetu.

— Jasne, już idziemy — oświadczyłam, po czym spojrzeliśmy po sobie z Cliffordem. Wiedziałam, wręcz byłam tego pewniejsza niż czegokolwiek innego, że Luke niczego nie nabroił. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, stał się tym, kim chciałam, żeby się stał — wymarzonym chłopakiem, trochę ugrzecznionym, ale nadal z masą humoru, sarkazmu i ironii. Od półtora miesiąca nie mogłam na niego narzekać, krzyczeć, czy też dawać w twarz, bo najzwyczajniej w świecie nie zasłużył. A rozdrapywanie starych ran również sensu nie miało.

Względnie spokojnym krokiem podążyliśmy za Calumem do gabinetu bruneta. Zajęliśmy obydwa krzesła naprzeciwko fotela szefa.

— Co tam? — zapytał nonszalancko Mike, jednak widziałam niewielkie podenerwowanie w jego oczach i postawie.

Białe teczki, najpierw jedna, później druga, spadły z lekkim hukiem na biurko. Uniosłam brwi, spoglądając najpierw na Caluma, a dopiero później na dokumentację.

— Sprawa waszego mordercy zostaje umorzona — ogłosił Hood, opierając się wygodniej na czarnym, skórzanym fotelu. Jak na sygnał wyprostowaliśmy się z Michaelem.

— Co? — zapytaliśmy chórem. Ja z pozytywnym zdziwieniem, który mam nadzieję, skutecznie ukryłam, natomiast Clifford z niedowierzaniem.

— Od prawie dwóch miesięcy nie znajdujemy żadnego śladu po nim. Żadnych ofiar. Społeczeństwo powoli o nim zapomina, zatem góra kazała mi zamknąć tę sprawę i skupić się na bieżących.

— Nawet go nie złapaliśmy! A co, jeśli on wróci i zacznie znowu zabijać? — zadał pytanie z oburzeniem blondyn.

— Wtedy wrócimy do tego — odparł Cal, wzruszając ramionami.

— Chloe, a ty nie masz nic do powiedzenia? Tak tylko przypomnę, że sama kilka miesięcy temu mówiłaś, że złapiesz go, choćby nie wiem co — zauważył przyjaciel, szukając we mnie poparcia.

Zastanowiłam się przez moment, po czym powiedziałam:

— Zgadzam się z Calumem.

Michael uniósł ręce w geście pełnym wzburzenia, natomiast na twarzy komendanta pojawił się lekki uśmiech aprobaty i zadowolenia.

— Ty chyba sobie... — zaczął mój partner zawodowy, lecz kiedy zobaczył uniesiony przeze mnie palec wskazujący, przerwał.

— Nie skończyłam, Clifford — zauważyłam spokojnym, aczkolwiek stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu głosem. Mężczyzna od razu zamilkł, jednak ściśnięte wargi ukazywały jego niezadowolenie. — Zgadzam się z szefem tylko dlatego, że to rzeczywiście ma sens. Im dłużej za nim ganiamy, tym bardziej zmęczeni jesteśmy, przez co możemy nie być w stanie zauważyć czegoś naprawdę ważnego i istotnego. Jak Hood zauważył, ślad za nim zaginął. Ostatnie zabójstwo było dwa miesiące temu, a to sporo czasu.

— Zamierzasz ot tak odpuścić? — zadrwił

— Ja nie odpuszczam ot tak. Po prostu daję mi trochę wolności, żeby poczuł swobodę i walnął jakąś gafę, która go udupi.

— Skoro tę kwestię już przedyskutowaliśmy — odchrząknął brunet, zwracając na nowo naszą uwagę, co było skutecznym posunięciem, bo nasz wzrok rzeczywiście skupił się na jego postaci. — Dostajecie kolejną sprawę.

Mike przewrócił oczami.

— Wracamy pewnie do punktu wyjścia, tak? Jak nudna jest to sprawa? Wypadek samochodowy czy włamywacz?

Hood parsknął cichym śmiechem.

— Nie aż tak nudno. Nauczyłem się, żeby nie zostawiać was na sam koniec. Żona zabiła swojego męża.

— Nadal tkwimy w morderstwach? Chyba nigdy mi się to nie znudzi — stwierdziłam, biorąc do ręki jeszcze cienką teczkę.

— Nie spodziewałbym się niczego innego — stwierdził mój przyjaciel, mrugając w moją stronę, po czym odwrócił się w stronę komputera, co było jednoznacznym znakiem, że możemy odejść.



— Co wywnioskowałaś z tych akt? — zapytał znudzonym głosem Michael, jednocześnie nie odrywając wzroku od drogi. Kierowaliśmy się właśnie w stronę aresztu śledczego, gdzie obecnie przebywała oskarżona kobieta.

Wzruszyłam ramionami.

— Nic specjalnego tak naprawdę. Samoobrona. Mąż ją bił, zatem kobieta w przypływie odwagi chwyciła patelnię i przywaliła mu w łeb. Mamy przesłuchać ją, a także sąsiadów, a resztą zajmie się już prokuratura.

— Nudy — wymruczał, redukując bieg.

— Jeśli porównamy to do tego, czym się zajmowaliśmy przez ostatnie kilka miesięcy, to owszem.

— Myślisz, że on kiedyś wróci do tego?

Zawahałam się chwilę, zanim odpowiedziałam.

— Tak. Myślę, że tak.

Po minie Clifforda widziałam, że oczekuje jeszcze jakiegoś wyjaśnienia z mojej strony, uzasadnienia.

— Coś więcej, Chloe?

— To morderca. Seryjny do tego. Nie odpuści sobie tak łatwo tego, co sprawiało mu tak ogromną satysfakcję. Wszystko.

W samochodzie zapadło milczenie, które trwało aż do naszego przybycia do aresztu.

Po wyjściu z budynku mój telefon wydał znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości.

— Mam nadzieję, że to nie on — powiedział pogardliwie Mike, wsiadając za kierownicę samochodu. Umorzenie sprawy Luke'a naprawdę podniosło mu ciśnienie i pewnie pogorszyło jego dzisiejszy humor.

— Nie tym razem, ale jeśli bardzo tego pragniesz, to chyba dam radę jakoś to załatwić — odpowiedziałam z wyraźnym przytykiem. Blondyn wymruczał coś niezrozumiałego pod nosem.

Prywatny: Dzisiaj o piątej p.m. u mnie. Co ty na to?

Ja: Co mi proponujesz?

Prywatny: Przygotowaną przeze mnie kolację. Wchodzisz w to?

Ja: Skoro sam chcesz mi ugotować, to zawsze.

Od razu po odpisaniu na wiadomość Luke'a weszłam w konwersację z Addy i Violet.

Ja: Kawka po południu?

Violet: Skoro Chloe proponuje spotkanie, to trzeba z tego skorzystać! Tam gdzie zawsze?

Addy: Widzimy się, drogie panie



Po pracy przeszłam się spacerkiem do ulubionej kawiarni mojej i dziewczyn, samochód zostawiając na parkingu przy komisariacie. Przyjaciółki już na mnie czekały, żywo o czymś dyskutując. Na mój widok od razu umilkły.

— Nieładnie to tak o mnie plotkować — zauważyłam, wieszając kurtkę na swoim krześle i zajmując miejsce. — Zwłaszcza kiedy cała rzecz dotyczy mnie i Luke'a. Nie kontaktujemy się ze sobą, jeśli tak bardzo jesteście tego ciekawe. Zresztą, jego sprawa i tak została umorzona.

— Naprawdę? — zapytała zaskoczona Violet, po czym od razu spojrzała na Adelaide, która od razu pokręciła głową.

— Mój kochany mąż też mi nic nie mówił.

— Sami z Michaelem nie wiedzieliśmy, dowiedzieliśmy się dopiero dzisiaj rano. Mike się trochę wściekł, jak się dowiedział.

— A ty?

Ręka z dopiero co przyniesioną kawą zatrzymała się w połowie drogi.

— Co ja na to?

Dziewczyny pokiwały równocześnie głową. Odstawiłam szklankę.

— Uważam, że to rozsądne. To samo powiedziałam Cliffordowi i to samo mówię wam — im dłużej za nim gonimy, tym bardziej zmęczeni i nieuważni się stajemy. On od prawie dwóch miesięcy nie zostawia po sobie żadnego śladu, zatem umorzenie sprawy i skupienie się na obecnych jest rozsądne i wyjdzie nam na dobre.

Przyjaciółki pokiwały głową w geście aprobaty.

— To rzeczywiście rozsądne — stwierdziła Violet.

— Dobra, zmieńmy temat, bo na ten już się w pracy od Michaela nasłuchałam. Viola, jak tam twój zakład, prosperuje?

Kobieta uśmiechnęła się szerokim uśmiechem.

— Nie zadawaj głupich pytań, przecież sama dobrze wiesz, jak jest.

— Jakieś ciekawe plotki? — dopytała Adelaide.

— Tak! I tyczy się to Chloe! Miałam ci o tym powiedzieć i zapomniałam.

— Co takiego się tyczy mnie?

— Jedna z moich klientek mówiła, że jej sąsiadka coś wspominała, że widziała mężczyznę podobnego do tego waszego przestępcy z kobietą bliźniaczą podobną do ciebie.

Kawa, która miała przelecieć przez mój przełyk aż do żołądka, zatrzymała się na etapie ust, wpadając częściowo do nosa. Od razu odstawiłam naczynie wypełnione napojem i zaczęłam kaszleć. Przyjaciółki od razu rzuciły się na pomoc, zaczynając klepać mnie po plecach.

Kiedy już uspokoiłam swój oddech i samą siebie, a potok łez ustał, kobiety zaczęły przypatrywać mi się uważnie.

— No co? — zapytałam, ocierając łzy tak, aby nie rozmazać tuszu.

— Skąd taka dziwna reakcja z twojej strony?

Spojrzałam na nie z pobłażaniem.

— No błagam was. Ja i on? Razem? W jednym miejscu? Nie żartujcie.

— Wiesz, z tobą nigdy nic nie wiadomo... — zauważyła Adelaide, bawiąc się włosami.

— To było dawno.

— Przecież ja nic nie mówię, Chloe. A to, że ty myślisz o tym, o czym myślisz, to już całkiem inna historia — powiedziała, jednak po minucie przypatrywania mi się, dodała: — Ale pasowalibyście do siebie. To trzeba przyznać.



W momencie, gdy weszłam do domu, otulił mnie przyjemny, pobudzający moje soki żołądkowe zapach pieczonych ziemniaków, co znaczyło tylko jedno — Cherry zrobiła obiad. Niestety ja musiałam odmówić zakosztowania tych pyszności z nadzieją, że Luke nie spali tego, dosłownie i w przenośni, i przygotuje coś równie dobrego, jak nie lepszego. Po cichu w samych skarpetkach przemknęłam się na górę do swojego pokoju, aby przebrać się w coś bardziej pasującego na randkę, niż zwykłe czarne spodnie i błękitna bluza.

Pukanie do drzwi rozległo się w tym samym momencie, w którym sięgałam do półki po balsam.

— Obiad Chloe. Jak się wyrobisz, to może jeszcze zdążysz na ciepły.

— Nie jestem głodna — skłamałam. — Zresztą zaraz i tak wychodzę.

— No nie żartuj! — jęknęła rudowłosa. — Czy ty wiesz, jak ja się starałam?

Ubrana w szlafrok uchyliłam delikatnie drzwi od łazienki.

— Wierzę ślicznotko. Wrócę, to sobie odgrzeję. A teraz przepraszam bardzo, ale trochę mi się śpieszy.

— A gdzie ty wychodzisz?

Uśmiechnęłam się.

— Tajemnica.

Rudowłosa przewróciła oczami.

— Ostatnio ciągle coś przede mną ukrywasz.

— Już niedługo to się skończy, cierpliwości.

— Obiecujesz?

Ochoczo pokiwałam głową.

— Na mały paluszek.

Ja: Przygotuj dobre wino, bo mamy dzisiaj okazję do świętowania.

Prywatny: Co masz na myśli?

Ja: Umorzyli sprawę

Prywatny: Zatem idę szukać najlepszego wina w swojej kolekcji

Uśmiechnęłam się

Ja: Dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałam





//Ten rozdział jest trochę krótszy, ale to dlatego, że jest przejściowy i musi nawiązać jako tako do kolejnego. A kolejny mam nadzieję, że wyjdzie mi długi i że będzie petardą. Miłego wieczorku kochani!//

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro