25.
— Nawet słowem nie skomentujesz mojego przypadkowego wyznania? — zapytał zaczepnie Luke, gdy szliśmy jedną z alejek Paryża.
Wzruszyłam ramionami.
— A po co, skoro mleko już się wylało?
Blondyn uniósł lewą brew, nie odrywając ode mnie wzroku.
— Zero drwiny, zero odwzajemnienia?
Prychnęłam i spojrzałam na niego z pogardą.
— Ja się nie zakochuję, Luke.
Tym razem na twarzy mężczyzny pojawił się pobłażliwy uśmiech.
— Zakochujesz się. Tylko nie lubisz sobie tego uświadamiać ani się przyznawać do tego, gdyż wtedy wydajesz się nieskazitelna i nie do złamania. Bo przecież nic nie może zniszczyć niezniszczalnej Chloe Sherridan — ostatnie słowa wypowiedział z bardzo dobrze słyszalną drwiną.
— Tak samo, jak nikt nie jest w stanie złapać sławnego Luke'a — odparłam podobnym tonem. — Pewnie dlatego też nigdy nie dowiedziałam się twojego nazwiska.
— Czegoś o mnie nie wiesz? Zaskakujące.
Przewróciłam oczami.
— Ty też nie wiesz o mnie wszystkiego, jestem tego pewna.
— Może po prostu mam dobrych informatorów?
— Szczerze w to wątpię.
Pomiędzy nami zapadła chwila milczenia, która jednak nie trwała długo, gdyż została przerwana przez Luke'a.
— Hemmings — powiedział krótko. Zmarszczyłam czoło w konsternacji. Blondyn rzucił mi krótkie spojrzenie, praktycznie od razu wracając wzrokiem do oglądania francuskiego krajobrazu. — Tak mam na nazwisko.
— Co sprawiło, że je zdradziłeś? — zadałam pytanie zaciekawiona.
Mój towarzysz zastanowił się przez moment.
— Bo... cholera, ciężko to wyjaśnić, nie robiąc z siebie zakochanego chłoptasia.
— Dawaj, postaram się ciebie nie wyśmiać.
— Aleś ty litościwa — wymruczał, lecz w jego tonie wyczułam uśmiech. Jego mimika twarzy ponownie stała się zastanawiająca. — Wiem, że nasz relacja nie ma szans stać się normalną, głównie z mojego powodu, tak, wyobraź sobie, jestem tego świadomy, ale staram się, żeby chociaż momentami na taką wyglądała. Chcę zdobyć twoje zaufanie.
— Wiesz, że jest tylko sposób, aby to zrobić — zauważyłam, zakładając ręce na piersi.
Hemmings powoli pokiwał głową.
— Jestem tego świadomy — wyszeptał.
Przystanęłam na moment, żeby dokładniej przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Luke po raz drugi dzisiejszego dnia obrócił się w moją stronę z zaskoczonym wyrazem twarzy.
— Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz — zaczęłam, chowając ręce do kieszeni kurtki.
— Jaka? — zadał pytanie nieco zdezorientowany mężczyzna.
— Dlaczego tak usilnie chcesz zdobyć moje zaufanie? Kochasz mnie, owszem, lecz miłość nie jest powodem w tym wszystkim. Zatem co, Luke?
Blondyn otworzył i zamknął usta kilka razy, sam nie będąc pewnym, co chce powiedzieć. Zanim w ogóle dał radę ułożyć sensowną odpowiedź i ją wypowiedzieć musiało minąć dobre kilka minut, podczas których on unikał mojego wzroku, a ja się natarczywie w niego wpatrywałam.
— Masz rację, powodem nie jest miłość — począł, zakładając ramiona na piersi. — Po prostu... potrzebuję mieć kogoś, kto będzie mi ufał i komu ja będę mógł ufać. Tak szczerze, całkowicie, bez nawet odrobiny wątpienia. Możesz nie popierać tego, co robię, masz w tym całkowitą rację, sam się czasem nad tym wszystkim zastanawiam. Możesz mnie też za to nienawidzić, to też jest całkowicie zrozumiałe. Jednak... zaufaj mi Chloe. Chcę się dzięki temu poczuć mniej samotnym, niż jestem w rzeczywistości. Marzę o tym, by mieć obok siebie, kto mnie zna i mi ufa, a nie ucieka ode mnie ze strachem. Zdaję sobie sprawę z tego, kim jestem w oczach tych wszystkich ludziach, lecz proszę cię, spraw, żebym chociaż przy kimś, przy tobie, nie czuł tego obciążającego winą wzroku.
Zaskoczyło mnie wyznanie mężczyzny. Luke, tak samo, jak i ja, nie lubił rozmawiać o uczuciach, a mimo to w tym momencie otworzył się przede mną. Nie zdobyłam się jednak na żaden inny gest jak tylko na pokiwanie głową. Po krótkiej chwili wahania dodałam jeszcze:
— Postaram się.
Tym razem blondyn skwitował moje słowa kiwnięciem głowy.
Przeszliśmy jeszcze kawałek, gdy nagle blondyn zatrzymał się przy jednym ze statków przewożących turystów.
— Jesteśmy na miejscu — ogłosił, nie ukrywając swojego zadowolenia. — Zapraszam szanowną panią na tego morskiego potwora.
— Przeceniasz jego możliwości — wymruczałam, jednak bez słowa protestu weszłam na podkład, a Luke zaraz za mną.
—Dzisiaj popłyniemy brzegiem Sekwany, abyś mogła dokładnie obejrzeć Paryż, zanim go opuścisz.
— Skąd pomysł, że niedługo go opuszczam? — zapytałam zaskoczona, opierając się łokciami o barierki chroniące przed upadkiem w wodę.
— Dlatego, że ja wracam do Anglii, więc nieuniknionym będzie i wasz powrót.
—Dlaczego tak krótko zabawiłeś się we Francji?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
— Potrzebowałem trochę urodzaju, a zawsze chciałem zwiedzić Paryż i zobaczyć, czy rzeczywiście jest się czym zachwycać.
— I przy okazji upolować kilka pięknych Francuzek.
—Możemy na ten jeden wieczór o tym zapomnieć? — poprosił.
—Już raz mnie o to poprosiłeś, pamiętasz?
— Jasne, że pamiętam. I jak to się skończyło?
Uśmiechnęłam się niewinnie i zamrugałam kilkukrotnie niczym smoczyca ze Shreka.
— Tym, że kilka godzin później zostałam wezwana na kolejne miejsce zabójstwa, panie „jak jestem z tobą, to nie zabijam".
—Nigdy tego nie powiedziałem!
— Ale zasugerowałeś!
— Może raz...
Pomiędzy nami po raz kolejny zapadło milczenie, dzięki czemu zwróciłam większą uwagę na widoki, które mijaliśmy w czasie tego powolnego rejsu.
Od zawsze uważałam Paryż za miasto pełne uroku, a dzisiejsza wycieczka tylko utwierdzała mnie w tym myśleniu — pełne historii uliczki, ciężkie, lecz piękne kamienice i zabytki, które zna każdy. Na dodatek o tej porze roku wszystko się rozwijało i było zielone, przez co można było zakochać się w tym mieście jeszcze bardziej.
— Nadal jesteś na mnie zła i masz ochotę dać mi w twarz? — zapytał nagle Luke, patrz na mnie ukosem.
Westchnęłam ciężko.
— Jestem zła dlatego, że nie potrafię pojąć, dlaczego to robisz? Co cię skłania do tego? Luke, ja widziałam każdą twoją ofiarę i to jest okropny widok, który zdarza mi się czasem śnić po nocach. Potrafię mieć koszmary z obrazem ich zmasakrowanych ciał, a zwłaszcza tej ostatniej dziewczyny. Dlatego też ostatnio dostałeś ode mnie w twarz, bo jak najbardziej na to zasługiwałeś. Co więcej, to i tak było za mało.
— Przepraszam — wyszeptał, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
Spojrzałam na niego zaskoczona, jednak szybko się opamiętałam.
— Nie mnie powinieneś przepraszać — stwierdziłam, przyglądając mu się. Wydawał się naprawdę skruszony, jednakże równie dobrze mogła to być idealna gra aktorska. — Powinieneś błagać o wybaczenie na kolanach każdą rodzinę, której odebrałeś jednego z ich członków.
Hemmings bez słowa pokiwał powoli głową, niemo się zgadzając ze mną.
— Moja propozycja zapomnienia o tym wszystkim na to jedno popołudnie jest nadal aktualna. Obiecałem ci najlepszą randkę w twoim życiu i zamierzam dotrzymać słowa.
Zastanowiłam się, ale finalnie pokiwałam potakująco głową.
— Zgoda.
Na twarzy mojego towarzysza od razu pojawił się promienny uśmiech.
—Wspaniale! Zatem chodź za mną — poprosił i delikatnie chwycił moją rękę, kierując się na drugą stronę podkładu, gdzie, jak się okazało, stał już nakryty na dwie osoby stolik.
Nie dałam poznać po sobie zbytniego zdziwienia.
— Kolacja na statku, rozumiem?
— Owszem. Przypuszczam, że czegoś takiego jeszcze w swoim życiu nie przybyłaś.
— A czy jeśli powiem, że przeżyłam, to ucierpi na tym twoje ego? — zapytałam złośliwie, siadając na krześle.
— Moje ego nadal będzie w nienaruszonym stanie — oświadczył, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
— Zatem nie powiem nic.
Po kilku minutach kelner przyniósł pierwsze danie. Tym razem nie byłam w stanie ukryć swojego zaskoczenia, a już tym bardziej obrzydzenia.
— Czy to są ślimaki? — ostatnie słowo podkreśliłam pełnym zgorszenia tonem. Luke zaczął się śmiać na widok mojej reakcji, przez co od razu dostał zwiniętą serwetką w głowę. — To nie jest zabawne.
— Jest i nie mów, że nie. Spróbuj, one naprawdę nie są takie złe.
— Jakoś nie jestem tego taka pewna — wymruczałam, ale po chwili zawahania wzięłam widelec i wyciągnęłam mięczaka ze specjalnie rzeźbionego talerza. Zanim włożyłam go do buzi, dokładnie mu się przyjrzałam. — Mam nadzieje, że jest martwy i nie zacznie mi się nagle rozwijać w żołądku.
— Nawet jeśli, kwas żołądkowy i wszelkie enzymy skutecznie go zwalczą — zauważył blondyn, zajadając się francuskim przysmakiem.
— Nadal mnie to nie przekonuje, ale niech ci będzie.
Jedno trzeba było przyznać — bez przypraw byłyby one kompletnie bez smaku.
— Nic specjalnego według mnie — stwierdziłam na koniec posiłku, zanim wzięłam łyk wina.
— Ale teraz już będziesz mogła powiedzieć, że jadłaś ślimaki, które dość łapczywie zagryzałaś prawdziwą francuską bagietką.
Spojrzałam na niego z oburzeniem.
— To nie było łapczywie!
— Nie, wcale.
Uniosłam wzrok nad postać Luke'a, aby móc dokładniej przyjrzeć się zachodzącemu nad Sekwaną słońcem. Tak się wpatrzyłam w krajobraz, że nie zauważyłam, wyciągniętej w moją stronę ręki mężczyzny.
— Mogę prosić do tańca? — zapytał, gdy zauważył, że skupiłam na nim swój wzrok.
— Co cię wzięło na tańczenie? Zresztą i tak nie mamy muzyki.
Blondyn wyciągnął z kieszeni telefon i puścił melodię.
— Masz teraz jakąś wymówkę?
— Myślę, że znalazłoby się jeszcze kilka — odparłam, odstawiając kieliszek z winem i wstając z krzesła.
Wzięłam jego rękę i dałam się poprowadzić. Położyłam dłonie na jego ramionach, natomiast ręce mężczyzny spotkały się z moimi biodrami.
— Tylko nie pozwalaj sobie na za dużo, inaczej połamię ci palce — zagroziłam.
— Wierzę, że byłabyś do tego zdolna — zauważył Hemmings z radosnym błyskiem w oku.
Zaczęliśmy powoli kiwać się w rytm muzyki, w milczeniu, które po raz pierwszy dzisiejszego dnia nie było niewygodne, a przyjemne.
— Za każdym razem, gdy jestem z tobą, chciałbym, żeby było inaczej.
— Luke... — zaczęłam, jednak nie dał mi skończyć, od razu kręcąc głową.
—Wiem, że to moja i tylko moja wina — powiedział z goryczą. — Tylko że, jak sama zauważyłaś, mleko już się wylało. Po sprawie. Nie mogę cofnąć tego, co zrobiłem.
— A chciałbyś? — zapytałam cicho, przypatrując mu się uważnie. Chociaż jego głos był pełen goryczy, jego oczy były smutne.
— Nie wiem — odparł po chwili wahania. — Z jednej strony tak, ale znowu drugiej...
Moje spojrzenie było na tyle naglące, że blondyn aż jęknął.
— Chloe, wiem, że bardzo chciałabyś zrozumieć moje czyny, ale nie mogę, nie potrafię ci tego wyjaśnić. Nie teraz. Może kiedyś.
—Zgoda — wyszeptałam zrezygnowanym tonem, mimowolnie opierając swoją głowę na jego klatce piersiowej. Różnica wzrostu między nami była wbrew pozorom naprawdę spora, jednak nie odczuwałam tego w tamtym momencie, najważniejsze było tu i teraz. Starałam się nie myśleć, że od jutrzejszego poranka będę musiała udawać, że jestem grzeczna, nie kontaktuję i nie spotykam się z najbardziej poszukiwanym przestępcą.
— Chciałbym, żebyś była szczęśliwa — wyszeptał w moje włosy. — Tyle że ze mną to niemożliwe.
— Możliwe, Luke. Co prawda tylko momentami, ale możliwe.
Złożył delikatny, pełen żalu pocałunek na moim czole i wypuścił mnie ze swoich ramion. Sekundę później rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu.
— Skąd wiedziałeś? — zadałam pytanie, wyciągając z kieszeni spodni urządzenie.
— Wyczułem wibracje wcześniej niż ty.
Spojrzałam z wahaniem na ekran telefonu, gdzie właśnie wyświetlał się numer Caluma, który od naszego przylotu do Paryża nie dzwonił.
— Odbierz, to może być coś ważnego — stwierdził Luke.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
— Halo?
— Chloe? Będę mówić szybko, bo roaming mi się nalicza. Odsyłają was z powrotem do domu.
— Już nas nie chcą? — zażartowałam, przeczesując ręką włosy.
Calum parsknął śmiechem.
— Zabawne, ale nie. Dostaliśmy informację, że poszukiwany morderca jest już w kraju.
Spojrzałam z zaskoczeniem na Luke, na co mężczyzna tylko wzruszył ramionami z pełnym zadowolenia uśmiechem.
—Jesteście pewni, że to prawdziwa informacja? — upewniłam się.
— Na sto procent. Dajemy wam wolną rękę w kwestii rezerwacji dnia lotu, tylko wróćcie w miarę szybko. I przekaż Cliffordowi.
— Przekażę. Widzimy się w domu.
Wpatrywałam się w Luke'a z szokiem, lecz mężczyzna nie wyglądał na zbytnio przejętego.
— W Paryżu jest tak romantycznie, ale ja mam już swoją miłość w Londynie.
//Mam do was pytanie - jak myślicie, dlaczego Luke zabija? Co nim kieruje? Jestem bardzo ciekawa waszych odpowiedzi!//
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro