19.
Ułożyłam ostatnią bluzkę na samej górze sterty ubrań w walizce i zamknęłam ją. Postawiłam bagaż na podłodze i ostatni raz rozejrzałam się po pokoju, czy aby na pewno wszystko zabrałam. To, czego zapomniałam, mogłam oczywiście kupić w Paryżu, jednak nie chciałam generować niepotrzebnych kosztów.
— Nadal nie mogę uwierzyć, że zostawiasz mnie na, jak przypuszczam, naprawdę długi czas — mruknęła Cherry, patrząc na mnie z obrazą w oczach.
— Chciałabym powiedzieć ci, ile nam to zajmie, ale my sami tego nie wiemy — odparłam, wrzucając telefon do torebki. — Mam nadzieję, że jak najkrócej, ale jako tako poznałaś Luke'a.
— Znam też ciebie i wiem, że nie odpuścisz tej sprawy, nawet jeśli dojdą jakieś powody osobiste.
— Jeśli chodzi ci o moje zauroczenie, to powody osobiste nadal są, jednak nauczyłam się je ignorować, a wręcz staram się, żeby przeszły w inne uczucia.
— Masz na myśli nienawiść.
Pokiwałam głową.
— Dokładnie tak. Podobno z miłości do nienawiści niedługa droga, zatem przekonajmy się, co mi szkodzi.
— Tylko pamiętaj, że jest to proces odwracalny.
Zmrużyłam oczy.
— Zabił tyle ludzi, że jedyne, co powinnam do niego żywić to nienawiść. I aktualnie staram się przypomnieć sobie, jak to było ją czuć.
Zeszłam na dół z walizką w ręku i torebką przerzuconą przez ramię. Cherry podążała za mną niczym wierna chihuahua.
— Jesteś pewna, że ten wyjazd to dobry pomysł?
— Niczego nie byłam pewniejsza — odparłam, zawiązując sznurówki złotych, błyszczących niczym moja osobowość trampek. — Nie rozumiem, po co to pytanie.
— Bo się o ciebie martwię? — rudowłosa odparła takim tonem, jakby było to coś oczywistego. — I nie tylko ja. Po tym, jak ostatnim razem odwaliłaś taką akcję, obawiamy się kolejnych tego rodzaju.
— Zmądrzałam od tamtego momentu. Oczywiście o tyle, o ile było to możliwe — oświadczyłam, narzucając na siebie czarną, skórzaną kurtkę.
Przewrócenie oczami przez kobietę było tak wymowne, że bez patrzenia mogłam je widzieć.
— Czasami mam wrażenie, że w ogóle tak się nie stało.
Cherry podeszła i przytuliła mnie mocno na pożegnanie.
— Proszę cię, uważaj tam na siebie. Nie chcę się dowiedzieć, że coś ci się stało, a już zwłaszcza z wiadomości.
— Będę, spokojnie. Zaufaj mi.
Kobieta westchnęła.
— Robię to aż za często.
— I czy kiedykolwiek tego żałowałaś? — zadałam pytanie z uśmiechem. — Jak dolecimy i się ulokujemy, to zadzwonimy na FaceTime.
— Trzymam za słowo. Powodzenia, Chloe. Trzymam kciuki, żeby w końcu wam się udało.
— Też za to trzymam kciuki — wymruczałam, po czym wyszłam z domu, gdzie na ulicy już czekała na mnie taksówka.
W momencie, gdy zobaczyłam Michaela, uśmiechnęłam się pod nosem. Mężczyzna był idealnym ukazaniem kaca. Jego blond włosy wyglądały na względnie ułożone, jednak gdy szło się przyjrzeć bliżej, dało się zauważyć, że były ledwie przeczesane ręką. Swoje zielone, podkrążone, zmęczone oczy zakrył okularami przeciwsłonecznymi, a kawa w ręku i oparta na dłoni głowa stanowiły dopełnienie całego obrazka.
— Na kilometr bije od ciebie kacem — oświadczyłam, zajmując krzesełko obok niego.
— Jeszcze śmierdzę alkoholem? — zapytał z przerażeniem w głosie i najpewniej w oczach też. — Przecież brałem dzisiaj prysznic...
— Patrząc na twoją twarz i postawę widać, że miałeś bardzo imprezowy weekend — odpowiedziałam z cichym parsknięciem, na co blondyn machnął leniwie ręką.
— Weź nic nie mów. Końcówki wesela w ogóle nie pamiętam.
— Zacznijmy od tego, jak dużo pamiętasz — stwierdziłam, unosząc lewą brew.
— Skoro pamiętam pocałunek twój i Ashtona, to znaczy, że jednak nie mam całkowitej, pijackiej amnezji.
Zacisnęłam wargi w cienką linię, lecz nie skomentowałam słów blondyna. Clifford widząc moją reakcję, uniósł okulary, zakładając je na głowę i spojrzał na mnie pełnym rozbawienia spojrzeniem.
— Nie masz zamiaru tego skomentować, Sherridan?
— Nie — odparłam krótko, skupiając się na szukaniu telefonu w torebce. W końcu dłonią poczułam przyjemny chłód ekranu. Wyciągnęłam przedmiot, w którym, po delikatnym jego uniesieniu, wyświetlacz się rozświetlił. A na nim widniała kolejna, wspaniała wiadomość od Luke'a.
Prywatny: Miłego lotu, skarbeńku
Ja: Nie zachowuj się, jakbyśmy byli parą. Nigdy nią nie będziemy.
Ja: Nienawidzę cię, kiedy to łaskawie zrozumiesz i się odpieprzysz?
Prywatny: Jesteś pewna, że mnie nienawidzisz? Czy też próbujesz oszukać samą siebie i wszystkich dookoła?
Ja: Nie muszę nikogo oszukiwać, taka jest prawda.
— Tak właściwie, to próbujesz — stwierdził nagle Mike nad moim uchem.
Zgromiłam go wzrokiem i wrzuciłam telefon do torebki.
— Mama cię nie nauczyła, że niegrzecznie jest patrzeć komuś przez ramię? — zapytałam lodowatym tonem. Szczerze nienawidziłam, gdy ktoś podglądał moją zawartość telefonu lub to, co robiłam.
— Nauczyła, ale lubię się czasem zbuntować — odparł, marszcząc zabawnie nos. Dałam mu pstryczka w nos, a następnie wstałam, aby pójść na odprawę.
— Gdzie ty idziesz? — zapytał z konsternacją blondyn.
— Jeśli masz zamiar dolecieć do Paryża, to proponuję ci iść na odprawę — krzyknęłam. — Ale myślę, że jak nie zdążysz, to jakiś miły rybak na pewno cię podwiezie.
Blondyn wyburczał coś pod nosem, lecz mimo to podążył za mną.
Po godzinie spokojnego dla mnie, a pełnego emocji dla Michaela lotu, postawiliśmy swoje pierwsze kroki na ziemi francuskiej.
— Jak się nazywa nasz hotel? — zadałam pytanie Cliffordowi. Po jego minie widziałam, że w jego żyłach nadal buzowała wściekłość na dzieciaka kopiącego jego siedzenie i ciągającego go za włosy.
— Hotel Le Six — wymruczał mężczyzna, próbując rozłożyć rączkę walizki, aby pociągnąć za sobą bagaż, jednak jego wysiłki szły na marne. — No żesz kurwa mać!
Przewróciłam oczami z cichym westchnięciem i sama chwyciłam za rączkę, ciągnąc ją do góry. Całość odbyła się szybko i sprawnie. Mike spojrzał na mnie ze złością.
— Dziękuję bardzo — sarknął. Na moich ustach pojawił się uśmiech wręcz ociekający słodyczą.
— Do usług. A teraz przestań próbować udowodnić swoją męskość i chodź zająć taksówkę, bo obiecałam zarówno Cherr, jak i Calowi zadzwonić, jak dolecimy.
— Nie zapomnij do Luke'a zadzwonić — powiedział ironicznie.
Odwróciłam się powoli w jego stronę z pełnym chłodu spojrzeniem.
— Jeszcze słowo, a sprawię, że będziesz spał na jednej z ławek w parku, zamiast w ciepłym, hotelowym pokoju.
Mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście, wykrzywiając usta w uśmiechu.
— Spokojnie, po co te groźby?
Bez słowa komentarza ruszyłam w stronę postoju taksówek, nie czekając na przyjaciela.
Odpaliłam Facetime'a na tablecie, jednocześnie rzucając się na łóżko. Dodałam do video chatu zarówno Caluma, jak i Cherry, a także Mike'a, bo blondyn był zbyt leniwy, żeby pofatygować się do mojego pokoju.
— Jak się oddycha francuskim powietrzem? — zażartował Cal na przywitanie. Zaraz po nim na ekranie pokazała się rudowłosa.
— Odrobinę mniej zanieczyszczone niż to londyńskie, ale smog jest już wszędzie — odparłam.
— Jak wam minął lot? Spokojnie? — zadała pytanie lekko zmartwiona Cherry.
— Bardzo — sarknął Mike.
Kąciki ust delikatnie uniosły mi się góry.
— Zależy, kogo zapytasz — oświadczyłam.
— Przekazałem wasze numery dla francuskiej policji, będą się z wami kontaktować. W sumie jestem zaskoczony, że jeszcze tego nie zrobili, jak rozmawiałem z ich przedstawicielem, to brzmieli na bardzo rozgorączkowanych.
— Francuzi tak mają — skwitowałam. — Kiedyś w liceum poznałam takiego Francuza na wymianie.
— O Boże, pamiętam gościa — przerwał mi Hood, przypominając sobie całą sytuację. — Biegał za tobą jak szalony.
— Ale jak zabawne było spławianie go. Do momentu przynajmniej. Później stał się strasznie wkurwiający.
— Chloe, koniec sjesty — ogłosił Mike, wpatrując się intensywnie w ekran telefonu. Zmarszczyłam brwi.
— Co masz na myśli?
Nie czekając na odpowiedź przyjaciela, sięgnęłam po telefon.
Nieznany numer: Prosimy o niezwłoczne stawienie się na posterunku.
— I żegnaj miła sielanko — wymruczałam.
— Uważajcie na siebie — poprosił Cal, patrząc na nas z autentyczną troską w oczach. — Poznaliście już Luke'a, wiecie, co potrafi zrobić.
— Niestety wiemy — przyznał Clifford.
— I Chloe — żadnych wybryków. I postaraj się być miła, nie chcemy żadnego konfliktu. Jak coś spierdolisz tak samo, jak wcześniej, to tym razem również nie zawaham się w kwestii zawieszenia ciebie w obowiązkach.
Zacisnęłam usta w cienką.
— Nie rozumiem, po co te groźby. Przecież ostatnio byłam grzeczna.
— Tylko dlatego, że on się aż tak z tobą nie kontaktował.
Uniosłam palec wskazujący w geście protestu.
— Kontaktował.
— Ale nie aż tak jak wcześniej. I był sporo dalej od ciebie. Kto wie, czy jak nie będzie blisko, to znowu ci majana nie odwali.
— Nie odwali — parsknęłam z odrobiną złości. — Trochę zaufania.
— Ostatnio też ci ufałem i na dobre mi to nie wyszło.
Westchnęłam ciężko.
— Czy jeszcze długo będziecie mi to wypominać?
— Tak długo dopóty, dopóki nie będę pewny, że sprawa z Luke'iem jest już całkowicie skończona. Zarówno na podłożu zawodowym, jak i prywatnym.
— Zatem pozwól nam to zakończyć. A teraz przepraszamy, ale musimy lecieć — oświadczyłam i opuściłam video chat.
Nie minęło pięć minut, a w drzwiach mojego pokoju pojawił się Clifford, nie krępując się przed otworzeniem drewnianej pokrywy na oścież.
— A jakbym była naga, to co wtedy?
— Ale nie byłaś. Lecimy? Bo zaraz skoczą do nas, że za długo nam zszedł przyjazd do nich.
Pokiwałam głową. Czułam w kościach, że nie bez powodu zostaliśmy sprowadzeni aż do Francji. Czułam, że Luke znowu ma zamiar zacząć swoją gierkę. I ja byłam gotowa ją podjąć. Dużo bardziej niż wcześniej.
//Mam nadzieję, że już od następnego rozdziału zrobi się ciekawiej, bo teraz to takie pitu pitu, co nie//
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro