Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemnasty

Liam wszedł do pogrążonego w ciemności pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi i opadł na łóżko, nie zważając na to, że nadal miał na sobie brudne i przepocone ubranie. Nie obchodziło go to.

Tak naprawdę, to nic go ostatnio nie obchodziło.

Zakrył ręką oczy. Czuł bolesny ucisk w gardle, nieuchronnie zwiastujący nadchodzący płacz. Przełknął kilkukrotnie ślinę, ale słone łzy spływały mu już po twarzy. Otarł je szybko, nie mogąc uwierzyć, że znów się rozkleił, że znów zachował się jak mazgaj.

Może dlatego ojciec do niego nie dzwonił? Bo wiedział, że w rzeczywistości był płaczliwą pizdą? A kto chciał spędzać z takimi czas?

Nikt.

Pociągnął nosem i sięgnął po telefon. Po chwili wahania wybrał numer ojca; od razu połączyło go ze skrzynką pocztową. Rozłączył się, nie zostawiając wiadomości. Jeszcze na żadną nie dostał odpowiedzi.

Wszedł na profil Sylvie na Instagramie i włączył jej najnowszą relację. Coś boleśnie ścisnęło go w piersi na widok beztroskiej twarzy ojca. Szeroki uśmiech, roześmiane spojrzenie. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek wyglądał tak w jego towarzystwie. Nie, przy nim był zawsze gburowaty, zgorzkniały i przygnębiony. Jakby ktoś zmuszał go do spędzania z nim czasu, jakby był z nim za karę...

Drżał, przeglądając kolejne kafelki relacji, a przerażające uczucie pustki przybrało na sile. Najwyraźniej Jim nie miał czasu, aby oddzwonić do syna, ale aby biegać po sklepach ze swoją dwudziestoletnią dziewczyną już tak. Przeszedł dalej, a cały ekran jego telefonu zajęła podekscytowana twarz Sylvie.

– Nie zgadniecie, co! – krzyknęła, przybliżając głowę do kamerki. – Jimmy, zrobił mi niespodziankę i kupił nam bilety do Disneylandu! Nie mogę w to uwierzyć! Od dziecka o tym marzyłam! A kupisz mi uszy myszka miki? – spytała, odwracając się do siedzącego za nią mężczyzny.

Liam zatrzymał relację, przyglądając się roześmianej twarzy Jima. Gorzkie uczucie zdrady zawładnęło jego ciałem. Ile razy to on namawiał ojca na wycieczkę do Disneylandu? A jedyne co otrzymywał w odpowiedzi to kolejne wymówki.

Hope jest za mała na taką rozrywkę.

Muszę pracować.

Wiesz, ile to kosztuje? Same bilety dla całej rodziny wyniosą majątek. A co z paliwem? Noclegami? Wbrew temu, co ci się wydaje, to nie śpię na pieniądzach, Liam.

Wyłączył Instagrama i cisnął telefon na materac.

Świeże łzy spłynęły mu po policzkach, wsiąkając w brudną koszulkę. Z każdą sekundą przerażające uczucia pustki i zdrady napierały na niego, sprawiając, że nie mógł oddychać. Dusił się. Spanikowany wziął głęboki oddech, później kolejny, lecz nic to nie dało. Na drżących nogach podszedł do okna, uchylił je i uniósł żaluzje. Zaciągnął się powietrzem, przesiąkniętym zapachem lasu i zmrużył oczy, przyzwyczajając je do oślepiającego światła słonecznego.

Jego wzrok od razu powędrował do okna naprzeciwko. Było uchylone, fioletowe zasłony powiewały na delikatnym wietrze, co jakiś czas zahaczając o wystające gałęzie kasztanu. Liam oparł się o parapet, dusząc w sobie pragnienie wspięcia się na drzewo i skrycia w pokoju Rosalie.

Nie powinien tak się czuć. Nie powinien nadal uważać jej za swoją bezpieczną przystań. Nie po tym, co mu zrobiła. Co zrobiła jego rodzinie.

Ale czy na pewno?

Wątpliwości na nowo zakradły się do jego ciała.

A co jeżeli nie miał racji?

Wzdrygnął się, a jego skórę pokryła gęsia skórka. Oznaczałoby to, że popełnił błąd. Niewyobrażalny błąd. Potrząsnął głową, odrzucając od siebie ten pomysł.

Nie ma szans, że się pomylił. Jak inaczej wytłumaczyć to, że matka dowiedziała się o zdradzie ojca zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak wyznał to Rosalie? Nie wierzył w aż takie zbiegi okoliczności.

Poza tym jeżeli była niewinna to dlaczego uciekła do Glendale? Dlaczego dobrowolnie wróciła do miejsca, którego nienawidziła? Dla Liama było to jednoznaczne z przyznaniem się do winy. Znak, że miała coś na sumieniu.

Albo uciekła, bo nazwałeś ją puszczalską dziwką?

Potrząsnął głową, nie przyjmując tej możliwości do wiadomości. W tej chwili nie wiedział, która opcja byłaby dla niego trudniejsza do zniesienia. Ta, że się pomylił, czy ta, że Rosalie rzeczywiście go zdradziła. Obie wydawały mu się równie bolesne.

Lecz łatwiej byłoby mu wybaczyć jej, niż sobie. Bo czy już tego nie zrobił?

Spędził dwa lata na obmyślaniu zemsty, zastanawianiu się, jak ją skrzywdzić, aby poczuła to, co on. Ten ból, nieustannie rozdzierający go od środka. Karmił swoją nienawiść, rozmyślając, co jej zrobi, gdy wreszcie przestanie być takim tchórzem i wróci do Eatonville.

Lecz o ile w wyobraźni z łatwością przychodziło mu zadawanie jej bólu, o tyle rzeczywistość okazała się zgoła inna. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej przerażoną twarz i pełne smutku oczy, aby zapomniał o zemście. Znów stała się dla niego tą małą, wścibską dziewczynką, która wprowadziła się do domu obok.

Ostatnie dwa lata minęły mu jak przez mgłę. Jakby tylko przyglądał się wszystkiemu z boku. Nie brał aktywnie udziału, a jedynie egzystował. Ale powoli wracał do życia. Rosalie rozbudziła w nim coś, czego był pewien, że już nigdy nie poczuje. Nadzieję.

Nadzieję na to, że uda im się dojść do porozumienia i odbudować łączącą ich relację.

Potrzebował jej. Nie miał już siły sam zmagać się z tymi czarnymi myślami, które w kółko powtarzały mu, że nie był dość dobry. Że nawet własny ojciec go nie kocha. Pragnął, aby znów pokazała mu, że to nieprawda.

Jego wzrok zatrzymał się na zdjęciu, stojącym na biurku. Podniósł je, przypominając sobie, kiedy było zrobione – cztery lata temu, w trakcie ich rodzinnej wycieczki do Vancouver. Zapamiętał ten dzień jako jeden z najlepszych w jego życiu. Rodzice się nie kłócili, nie rzucali sobie uszczypliwych uwag, nie traktowali się jak powietrze. Po raz pierwszy wyglądali na naprawdę szczęśliwych w swoim towarzystwie.

Odwrócił się w stronę światła, chcąc dokładnie przyjrzeć się ojcu. Wielokrotnie oglądał to zdjęcie, wspominając tamten wypad i towarzyszące mu wtedy przeczucie, że wreszcie wszystko się ułoży. Dopiero teraz dostrzegł gorzką prawdę, ukrywającą się za uśmiechniętą twarzą ojca – fałsz.

Znów nie mógł złapać oddechu. Dusił się, zastanawiając się, z ilu jeszcze rzeczy nie zdawał sobie sprawy. Przełknął gulę w gardle i z warknięciem rzucił ramką w ścianę, roztrzaskując ją na małe kawałki.

Tak małe jak roztrzaskane było jego serce.

Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach. Zatrzymał się w salonie, a bolesne pulsowanie w piersi przybrało na sile, gdy zobaczył śpiącą na kanapie mamę. Skulona sylwetka, zaschnięte ślady łez na policzkach. Okrył ją kocem i pogładził po włosach.

Nie pamiętał kiedy ostatni raz przeprowadził z nią normalną rozmowę. Bez krzyków i obwiniana jej o to, że zniszczyła ich rodzinę. Naiwnie wierzył, że gdyby dała ojcu kolejną szansę, to wszystko wyglądałoby inaczej. Nie przeprowadziłby się do Seattle i nie poznał Sylvie. Miałby dla nich więcej czasu... i to z nimi planowałby wycieczkę do Disneylandu.

Pokręcił głową, zdając sobie sprawę ze swojej głupoty. Rosalie miała rację. Obwiniał każdego za to, co się stało, gdy tak naprawdę tylko ojciec był odpowiedzialny za swoje zdrady. Nikt więcej.

Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na matkę i wyszedł na zewnątrz. Przymknął oczy, rozkoszując się piękną, słoneczną pogodą, tak rzadką w Eatonville. Nie zastanawiając się długo, ruszył w stronę lasu. Wydeptana przed laty ścieżka zarosła, lecz nie potrzebował jej, aby trafić do celu. Znał tę trasę jak własną kieszeń.

Po kilkunastu minutach szybkiego marszu dotarł na polanę, która oświetlona słonecznym światłem, wyglądała jak wyjęta z bajki. Podszedł do domku, ale nie wszedł do środka. Bał się, że znajome wnętrze przywoła bolesne wspomnienia. Zamiast tego usiadł na trawie, opierając się plecami o drzwi i zapatrzył się przed siebie.

Czuł, jak z każdą sekundą napięcie opuszcza jego ciało, a głowa staje się lżejsza od ponurych myśli. Wrócił pamięcią do innego dnia, który na zawsze zmienił jego relację z Rose.

Liam z głośnym westchnięciem odłożył książkę na bok. Dostał od mamy kolejną część Serii niefortunnych zdarzeń i normalnie już dawno by ją przeczytał, ale ostatnio nie potrafił się na niczym skupić. A dokładnie od kilku dni, odkąd Rosalie przyjechała do Eatonville na wakacje.

Zerknął na leżącą obok niego na kocu dziewczynę i przyjrzał jej się dokładnie. Coś mu w niej nie pasowało, ale nie wiedział co.

Może chodziło o to, że miała na sobie sukienkę? Nie, to na pewno nie to. Widział ją już wcześniej w kiecce. A może to jej włosy? Były jakieś jaśniejsze, połyskujące w promieniach zachodzącego słońca? Przyglądał im się przez chwilę, coraz mniej przekonany, że to one były powodem jego rozkojarzenia. Nie, na pewno nie włosy. W takim razie może makijaż? O ile w ogóle go miała. Nie znał się na tym. Przechylił głowę i zmrużył oczy, starając się odgadnąć, czy była pomalowana, ale poza zaczerwienionymi policzkami wyglądała tak samo jak zwykle.

– Masz makijaż? – spytał wreszcie.

– Nie. A co?

– Bo masz dziwnie zarumienione policzki, jakbyś je czymś wysmarowała.

Jej twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

– To pewnie z gorąca – odparła, szybko odwracając wzrok.

Za szybko.

Liam przygryzł wnętrze policzka, przyglądając jej się uważnie. Zdecydowanie coś przed nim ukrywała. Coś wstydliwego. Tylko co? I jak to z niej wyciągnąć?

Przypomniał sobie szpiegowski film, który oglądał ostatnio z tatą, a zadowolony uśmiech rozświetlił jego twarz. Wreszcie będzie mógł sprawdzić, czy przedstawiona tam metoda, którą roboczo nazwał „świdrowanie wzrokiem", rzeczywiście działała.

Obrócił się na bok, twarzą do Rosalie i podparł głowę na dłoni. Tak, miał teraz idealną pozycję do obserwacji.

Do świdrowania jej wzrokiem.

Zerknęła na niego, lecz szybko odwróciła twarz, zakrywając ją włosami. Ukrywając się przed jego świdrującym wzrokiem.

Zdecydowanie coś ukrywała.

Uśmiechnął się zadowolony, czekając, aż pęknie i sama wyzna mu wszystko. Jedyne co musiał robić to zachowywać się tak, jakby dokładnie wiedział, dlaczego była taka zawstydzona. Tak jak to zrobił James Bond... albo to było w Mission Impossible? Nie pamiętał, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że metoda działała. Wystarczyło tylko cierpliwie czekać.

Niestety cierpliwość nie należała do jego mocnych stron.

– O co chodzi? – spytał po niecałej minucie wiercenia jej wzrokiem. – Dlaczego się tak zarumieniłaś?

– Mówiłam ci, że to od słońca.

– Gówno prawda. Powiedz mi, bo ci nie dam spokoju. Tak jak ostatnio, gdy nie chciałaś mi powiedzieć, że się przestraszyłaś psa pani Morris.

Nic. Zero reakcji.

Musiało być to coś naprawdę zawstydzającego, że aż tak nie chciała mu powiedzieć.

– Puściłaś bąka? – spytał przekonany, że rozwiązał zagadkę.

– Co? – Popatrzyła na niego obrzydzona. – Fuj, nie. Nie wszyscy są takimi świniami jak ty.

– No dobra, to o co ci chodzi? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć. Nie będę się z ciebie śmiał... zbyt długo.

Nie odpowiedziała. Bawiła się pierścionkiem na palcu, ściągając go i zakładając z powrotem. Liam śledził jej ruchy, zastanawiając się nad kolejnym sposobem wyciągania informacji, którą podpatrzył w filmie. Tym razem zdecydował, że przetestuję metodę, którą roboczo nazwał „trzy razy Z", czyli zdezorientować, zaskoczyć i zwyciężyć.

A najlepiej zrobić to zmieniając temat. Niby dajemy za wygraną, odpuszczamy, a później BAM! Uderzamy w przeciwnika z grubej rury, przypierając dziadygę do muru, aż wyśpiewa nam wszystko, co siedzi mu na sumieniu.

– Co czytasz? – spytał, przechodząc od razu do pierwszego Z.

– Nic ciekawego – odparła, rumieniąc się jeszcze mocniej.

Uniósł brew. Był przygotowany, że jak zwykle rozgada się na temat kreacji świata i bohaterów. Zanudzi go na śmierć swoimi turbo nudnymi książkami. Nikt się w nich nie bił, nie uciekał, nie ratował świata. Raz przeczytał kilka stron i jedyne czego się dowiedział to, jaka była pogoda i jakieś dziwne nazwy kwiatków. Kogo to w ogóle obchodziło?

Przyglądał się jej uważnie. Miał ją zaskoczyć, a tymczasem to ona zaskoczyła jego. Chyba że naprawdę czytała nudną książkę, skoro nie chciała nic więcej o niej powiedzieć.

Chociaż, czy to nie było tak, że skoro ta książka według niej nie była ciekawa to dla niego właśnie będzie ciekawa? Bo jeżeli normalnie uznawała swoje nudne książki za ciekawe, to skoro tę uznaje za nieciekawą, to właśnie będzie ciekawa?

Albo jeszcze inaczej...

Podniósł się i usiadł w siadzie skrzyżnym. Jego mózg pracował na najwyższych obrotach. Nie mógł myśleć na leżąco. Zwłaszcza gdy dotyczyło to tak ważnych i skomplikowanych kwestii. Musiał być jak James Bond. Wyprostowany, pewny siebie, sprawiający wrażenie, jakby już wszystko rozgryzł.

Przygryzł język, starając się poskładać wszystko do kupy.

Skoro sam uważał jej książki za turbo nudne, to czy teraz gdy ona uważała tę za nudną to czy on nie uzna jej za ciekawą? Może wreszcie coś się w nich dzieje poza nudnym opisem przyrody? Może właśnie czytała tę książkę o ninjach, którą polecił jej ostatnio i teraz nie chciała się przyznać, że jej się podobała?

– Czytasz Ninja reaktywacja? – spytał.

– Dlaczego miałabym czytać tę głupią książkę?

– Nie jest głupia w przeciwieństwie do tych twoich historyjek o pogodzie i pięknie zakwitniętych rodopendronach.

– Rododendronach, idioto. I nie obrażaj Rebeki. To światowy klasyk, nie to, co twoje historie o walecznych żółwiach.

– Ile razy mam ci powtarzać, że Ninja reaktywacja to nie to samo co Wojownicze żółwie ninja? – wycedził przez zęby.

Nim zdążyła zareagować, sięgnął po jej czytnik i przesunął wzrokiem po otwartej stronie. Nie kłamała. Nie czytała Ninja reaktywacja, ani innej z polecanych przez niego książek. Czytała coś całkiem innego i zdecydowanie nie można było tego określić jako „nic ciekawego".

– Russel zbliżył się do niej. Ogarnął go jej słodki zapach wymieszany z czymś innym... z pożądaniem. Warknął gardłowo, wpijając się w jej soczyste wargi. Poczuł jak Unique – przerwał czytanie, unosząc brew. – Unique? Serio ktoś tak nazywa dziecko? – Nie czekając na odpowiedź, kontynuował: – Poczuł jak... Unique rozchyla usta, wydając z siebie niski chrapliwy jęk. Jego pożądanie było nieograniczone. Pierwotne. Niebezpieczne. Niep... Ej!

Rosalie wyrwała mu czytnik z ręki, chowając go szybko do torby.

– Nie bądź taka – powiedział, uśmiechając się szeroko – muszę się dowiedzieć, co było dalej. Nie będę mógł zasnąć, jak nie doczytam, jakimi jeszcze przymiotnikami określił swoje pożądanie.

Zignorowała go, całą uwagę skupiając na sznurowaniu tenisówek. Liam wybuchnął śmiechem, widząc jej czerwoną twarz. Wreszcie zrozumiał, dlaczego była tak zawstydzona. Ten mały zboczuch czytał erotyka.

– Kto by pomyślał, że nasza Głupia Mądrala, czytająca tylko klasyki literatury światowej w wolnych chwilach zaczytuje się pornolach – nabijał się z niej.

Zero reakcji. Zawiązała drugiego buta, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła w stronę wydeptanej ścieżki.

– Nie wstydź się! – krzyknął za nią. – Jak chcesz, to możemy razem pooglądać gazety, które zakosiłem tacie.

Pokazała mu środkowy palec i zniknęła w lesie.

Tej nocy Liam nie mógł zasnąć. Wiercił się, rzucając z boku na bok, a jego myśli ciągle uciekały do Rosalie. Do jej błyszczących w słońcu włosów, zarumienionej twarzy, zgrabnych nóg. Wreszcie zmógł go sen. Obudził się kilka godzin później, spocony i przerażony. Przyśniła mu się scena z książki, lecz nie było w niej żadnego Russella czy Unique. Nie. Był tylko on i Rosalie złączeni w namiętnym pocałunku.

Właśnie wtedy uświadomił sobie coś, co umykało mu przez ostatnie kilka dni, a nawet lata. Coś, co nie dawało mu spokoju. Coś, co sprawiało, że nie mógł się na niczym skupić.

Rosalie była dziewczyną.

Bardzo ładną dziewczyną.

Liam uśmiechnął się, przypominając sobie, jak bardzo był głupi. Jak długo zajęło mu zorientowanie się, że czuł do Rosalie coś więcej niż tylko przyjaźń. Jak bardzo walczył z tym niechcianym uczuciem, od początku wiedząc, że był na straconej pozycji.

Lecz czy teraz był mądrzejszy? Nie bardzo.

Nadal próbował sobie wmówić, że jej nienawidzi. Jakby powtórzenie tego zdania tysiąc razy sprawiłoby, że nagle stanie się ono prawdą.

Oparł głowę o ścianę o domku i zapatrzył się na polanę przed sobą. Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając zieloną trawę pomarańczowo–złotą poświatą. Dokładnie tą samą barwą, która tamtego dnia błyszczała we włosach Rosalie.

Głupiej Mądrali.

Jego Głupiej Mądrali. 

------

No i mamy Liam POV. Musiał być w takiej formie, bo chciałam Wam pokazać, co mu siedzi w głowie. 

Kolejny rozdział 4 sierpnia, a w nim dowiemy się, jaką zemstę zaplanował Liam :P

Instagram: josmallwattpad | twitter: josmall #hbuJO

JO <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro